Halyna Kruk – wiersze w przekładzie Kaliny Izabeli Zioły

0
74
Halyna Kruk fot. Kalina Izabela Zioła


wojna

prawa półkula nie widzi drzew za lasem
lewa półkula nie widzi lasu za drzewami
prawo i lewo, prawo i lewo

człowiek idzie przez las jak echo,
oplątany myślami, zagubiony

jakaś kula porusza się z własną prędkością
swoją trajektorią, wypuszczona na wolność
w prawej lub lewej półkuli. czyjejś. ziemskiej.

człowiek wychodzi zza drzewa,
wyciąga z powyższego swoje wnioski
rozumie, że w każdej chwili coś może nadlecieć

ale im więcej drzew – tym większe szanse
las uspokaja się, uciekaj lasem.

wszystko, co wiesz o świecie – częściowe, niepełne,
odmienne, zawodne, podwazalne,

i niczego  nie można naprawić


mama

ktoś stoi między tobą a śmiercią, ale któż to wie,
jak długo będzie stać – serce
znajdujesz się w miejscu i czasie, gdzie tak ważne jest
aby ktoś się za ciebie modlił
choćby w myślach, choćby własnymi słowami,
bez składania rąk do modlitwy,
odrywając ogonki truskawek, wprost z grządki,
pamiętając, jak łajała ciebie, małego,
że depczesz po jagodach, nie pozwalasz im dojrzeć

szepcze: śmierci, on jeszcze nie dojrzał, jeszcze taki zielony,
w jego życiu nie było jeszcze niczego
słodszego niż ta zwykła niemyta truskawka
błaga: nie kładź go, Boże, na skraju,
nie rzucaj w niego gradem, o Boże,
ja nawet nie wiem, jak wygląda ten grad, synu,
ja nawet nie mogę sobie wyobrazić tej wojny!..


***
to jest sala załamywania rąk
tu usiądziesz przy murze na bruku
pod ciężarem złych wieści stamtąd
a z Tobą echo chrztu:
w rezultacie wszyscy są winni
nawet ty, ale tak jak nie zostało odpuszczone-
ty odpuściłaś, ty odpowiadasz za wszystko

i wejdziesz na szczyt głosu,
i w miejscu, w którym można zobaczyć coś,
co nie jest widoczne dla każdego z osobna,
cudzy syn powie ci:
ty jesteś moim początkiem, ale ja twoją godnością,
co znaczy – nie na próżno…


międzywojennie

może kiedyś, innym razem, nie w tym życiu,
w życiu nad przepaścią, w wątpliwym słowie, na końcu
żywej kolejki do czegoś od dawna martwego,
do atawizmu – głupiego czarno-białego kina,
(do którego klucz zgubił podstarzały karzeł,
może ktoś z miejscowych wie, gdzie on teraz jest?)
oni nadal będą się spotykać oczami, jak ty,
który poprzysiągłeś przebyć całą drogę sam,
nie zważając na innych, nie mając żalu do pozostałych,
którzy zabawiali się, jak mogli, swoją nieustanną nudą,
zastanawiając się: tu kończy się wszystko,
najpierw rozdarta zostaje taśma, z resztą idzie potem tak łatwo …
może nie w tych zatłoczonych wyścigach, nie w tłumie, nie
w masowych grobach, w podpisach „na najważniejsze”,
na listach zasłużonych, w ewidencji polach
spotkają się oni na własne ryzyko i strach,
na własną odpowiedzialność, z własnej winy
przez miłość, która jest większa niż ból i wojna


***
Boże, nie pozwól, aby ucichł głos gniewu
głos siedzących w piwnicach, zapomnianych,
głos tych, którzy pozostali w gruzach,
głos tych, którzy płaczą w krótkich snach,
głos tych, którzy nie mogą zamknąć oczu,
głos oniemiałych, ogłuszonych i ułomnych,
głos tych, którzy umierają z głodu i pragnienia,
głosy tych, którzy zbierają okruchy odwagi,
głos tych, którzy swoimi ciałami zatrzymali kolumny,
którzy własnym ciałem osłaniali przed kulami bezbronnych
głos wołającego w pustkę, tego, który krzyczy,
który przeklina, który w rozpaczy skrywa twarz
w ciele dziecka, w zdjęciu syna, w rzeczach matki,
w przygarbionych ramionach, w kolanach drżących starców
głos płonącego domu, głos krwi,
głos umysłu, który wątpi, kim jest
głos przebijający się poprzez syreny,
który usypia nienarodzonych i bezimiennych,
daj mu wyjście z gardła, zaciśniętego strachem,
z miasta pod ostrzałem, z ciała, które obróci się w proch,
z serca, które od teraz bije dla wszystkich, usłysz Go, Boże,
głos nienawiści w świecie, w którym głos miłości może zdziałać tak niewiele


***
prawda jest po twojej stronie, ale to jest twoja najciemniejsza strona,
którą niewielu widziało, przynajmniej tych, którzy żyją
trawa podnosi wysuszoną ziemię na swoim garbie
kikuty drzew wypuszczają pędy jak pazury

nauka rozpoznawania śmierci odbija się od zębów
z braku czasu od razu przechodzisz do kluczowego tematu:
tętnice szyjne nad obojczykami – prawa i lewa, jest ich dwie
czarna wrona – ptak żywiący się padliną, a nie totem

obcych w okolicy jest tak wielu, że gubisz wśród nich swoich,
śpisz z głową w stronę okna, wkładasz pod poduszkę coś ważnego,
chodząc po mieście, twoje myśli ciągle rozpatrują wokół
pozycję, w której  jest dobry kąt strzału i widok na cel,
a słońce nie oślepia oczu, i to wszystko

daj mi czas na zebranie — bym nie zapomniała zabrać wszystkiego –
przed wyjściem, bardzo spóźnionym, za bezpieczną barierę,
żeby nie zostawić szabrownikom naszych domów
ani dobrej pamięci, ani złamanego głosu z płyty,
ani aktów zgonu zmarłych tutaj czy metryk urodzonych tu dzieci

pozwól mi obudzić się rano w innym śnie…


moment prawdy

co było, minęło. nie ma przyszłości.
są konsekwencje przyczyn. są sekwencje wartości.
jest płaszczyzna, na której pierwiastek kwadratowy zła
rośnie i dyskryminuje wszystko wokół, jak gdyby.

istnieje równość, w jakiej z przeciwnych dwóch
najlepsze życie równa do zera
jest kropka w punkcie zerowym, gdzie pada deszcz,  jak bóg,
na spieczone usta. na czczo.

jest stopień odurzenia. jest ich tysiące, mające cel.
zaparowane okulary, zdrętwiałe przedramię.
jest światło, w którym nie rzucasz cienia.
jest kula, zawsze lecąca w twoim kierunku.


POCZUCIE WINY

ta, która unosiła cię w ramionach
tak jak morze unosi wszystko, co wypada za burtę
ta, który pewnego wieczoru przywiodła cię do siebie,
oddychając za ciebie metodą usta-usta
ta, dla której nazwania brakuje kobiecych imion
ta, której miłość do odwagi nie wystarcza
załatała twoją karmę, tańcząc jak Carmen –
ćma na igle muzyki, wiązka ducha, dziewczyna
pod jej czarnym podniebieniem, za szorstkim językiem
makowy kwiat rany, leciała przedwcześnie
ku temu, który daje nam ciało (nazwijmy go rzeźnikiem)
gra na twoich nerwach zwodniczą fugę szczęścia
łapie na słomę (mówi, że z oszczędności),
rozbija cię na setki beznadziejnych szczątków
i gdy śpisz jak zabity, on zapisuje na wojnę
wszystkich tych, których ona nie mogła wynieść spod ostrzału, min i czołgów

Tłumaczenie z języka ukraińskiego Kalina Izabela Zioła


Halyna Kruk (1974) jest wielokrotnie nagradzaną poetką i prozaiczką, tłumaczką i badaczką pochodzącą ze Lwowa na Ukrainie. Jest autorką 6 tomów poezji, zbioru opowiadań i 4 książeczek dla dzieci. Jej dzieła zostały przetłumaczone na ponad 30 języków. Jest laureatką wielu nagród literackich na Ukrainie, m.in. nagrody Sundara Ramaswamy, nagrody Women in Arts 2023, nagrody Kovaliv Fund 2022, nagrody BookForum 2021 dla najlepszej książki itp. Halyna Kruk jest członkinią ukraińskiego PEN i posiada stopień doktora w zakresie ukraińskiej literatury barokowej (2001). Obecnie mieszka we Lwowie i wykłada europejską i ukraińską literaturę barokową na Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki we Lwowie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko