Hubert Czarnocki – wiersze

0
115
Maria Wollenberg-Kluza

***

Kto zaopiekuje się łódka moich dłoni?
 Noc, zmęczenie i jakieś słowa
cisnące się na usta wiersza.

Moje ciało obmywane
 przez przyboje nocnego nieba
 wymieszane z gwiazdami.

Deszcz włamuje się do pokoju
 i wymierza we mnie swój srebrny colt.

 Porozwieszane na ścianach
 zdjęcia twarzy moich sióstr miłosierdzia.
 To one.

Ja rzucony na łóżko, rzucony na brzeg oceanu,
przerażająco pojedynczy marzyłem o strzępie ciepła,
które mógłbym ocalić za pazuchą.

 No, podaruj mi odrobinę bliskości laleczko.
 No, lajknij mnie laleczko, przecież jestem tego wart.

A teraz ten pokój, te zdjęcia i wiersze
dryfują ze mną przez galaktykę,
obracają się wokół gwiazdy,
której na imię Samotność.

A ona alfabetem Morse’a
 wysyła w moim imieniu sygnały.
Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie.

***

Nie umieliśmy grać w ich gry.
Wzór na świat, którego uczyli nas w szkole
ciągle wylatywał nam z pamięci.

 Mieliśmy motyli naskórek.
 Góry we mgle były dla nas
 jak złożone dłonie anioła.

 W twarzach wszystkich pięknych
 kobiet tak naprawdę szukaliśmy Boga,
 ale o tym nie wiedzieliśmy.

Wypisano nas ze świata
zanim się z niego wypisaliśmy.
Byliśmy wyjęci spod prawa meldunku,
ciążenia i wiatru.

Podręcznik do żucia życia
pozostał dla nas tajemnicą.
Znowu się nie nauczyliście mówił świat.
Znowu będziecie musieli zostać
w szkole po lekcjach.

Więc zostaliśmy.
Po jej korytarzach błąkamy się do dziś.

***

Byłem cały z powietrza i
cały odwiązałem się od rzeczy.
Wypuściłem szklankę, łyżkę,
siekierę, wszystkie dokumenty,
listy, pióro, klamkę
i wszystkie pomysły.
 Odbijałem się od obłoków.

***

Początek zimy, pierwsza bajka

Śnieg padał
na dobrych i złych
i zamieniał ich
w postacie z bajek.

Nie poznawałem ich ani
miasta, nie umiałem wrócić
do domu.

 Przyjaciel cały w przemianach
wydawał się kimś nieznajomym.

Po ulicach biegali krasnale
obrzucając się śniegiem,
krasnale budziły się w ludziach.

Prezydent porzucił swoje
zajęcia, by ulepić wielkiego
bałwana.

Znany spiker radiowy
zaczął seplenić jak dawniej,
kiedy był małym chłopcem.

Dorośli zgubili przebrania,
poczuli jak otwiera się coś
w nich szeroko.

Pół kancelarii premiera zamiast
do pracy poszło na łyżwy.

***

Kto będzie kiedyś pamiętał,
że był taki rok, taki miesiąc i dzień.

Nawet my sami pomyślimy,
że to wszystko spotkało jakby nie nas.

 I gotowi bylibyśmy w to uwierzyć,
 gdyby nie niezbite dowody.
 Zdjęcia, które z rozczuleniem przeglądamy,
 notatki z wykładów, wycięte prognozy pogody.

 Zapiski wynieść śmieci, zrobić zakupy,
 napisać wiersz i niezdarnie, nieporadnie,
 koślawym pismem przeżyć następny dzień.

***

Krzyż

Między kartkami zeszytów, w kieszeniach i za plecami.
Tajemne krzyże, krzyże dobrze ukryte.
 Żadne tajne znaki, raczej najzwyczajniej, krzyże.
Jak najbardziej przemilczane, wstydliwe.

Nosi się je przy sobie jak portfel czy klucze,
ale niechętnie wyjmuje z kieszeni.
Ugina się pod nimi i opiera na nich.
Pożycza zapałki, chleb, do pierwszego,
ale nigdy nie pożycza krzyża.

Nie mówi jak tam ci z twoim
albo Dzień dobry krzyżu,
posiedzę sobie trochę tu w twoim cieniu, odpocznę.
Nie. Więc jak jeden drugiego ma ten tego nieść jego brzemię,
skoro ono dobrze ukryte w kieszeni
tylko się tam ciemni i bólem mieni.

 Ja ci swój wydymię zmęczonymi ustami,
 a ty mi swój napiszesz wiotkimi palcami.
Nie milcz krzyża. Zbliża.

***

Puste dłonie

Nie posiadała siebie ze szczęścia
ani czegokolwiek innego.

Otworzyła ręce i wypuściła,
w jej duszy wiał wiatr.

***

Życie

Życie to długi spacer
na cmentarz przedłużany
jak tylko się da.
Opóźniany na wszystkie sposoby.
Pełen krętych alejek,
przymusowych postojów.

Zaciska się je w dłoni jak
strzęp płótna, albo sięga
co chwilę do kieszeni,
żeby sprawdzić czy jeszcze jest.

Trzyma się życia jak chłopiec,
który boi się zastrzyków, płacze
i nie chce puścić parapetu.

Nie ma urlopu od życia,
nie odkłada się oddechu na później.
Kiedy dojdziesz do końca
reszta będzie już tylko formalnością,
bo właśnie teraz jaśniejąc ciemniejesz.

Właśnie teraz tracisz, gubisz, nikniesz,
właśnie  teraz toczy się w tobie wojna,
zostawiasz siebie w miejscach
i nawet o tym nie wiesz.

Więc dalej opóźniaj,
przecież chcesz opóźniać.
Choć lepiej byłoby poddać się,
pozwolić, żeby już stało się to,
co i tak się staje.

***

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko