Być może…
w kokpicie jest już zupełnie ciemno
jeszcze do tego zepsuta żarówka
czarne smugi przypalonych owadów wokół niej
zadyszany bieg nocy pulsujący
szybko znikającymi gwiazdami
stawiam lampę naftową choć wiem
że jej światło
już przywołuje okoliczne ćmy
list z uniwersytetu Karola w Pradze
trochę o Havlu
trochę o Miłoszu
więcej o tym co się kończy
niż będzie powstawało w nas
powietrze wokół stanie się rzadkie
warstwa po warstwie
nakładając dziwne refleksy
na zamazaną szybkę w bulaju
czyjeś kroki wzdłuż pomostu
zapewne
tak zaczyna swój taniec jesień
ktoś wyjątkowo bolesny z środka antyku
przywołuje mnie gestami
prowadzi na środek sceny
słyszę chór grecki
widzę starą postać siedzące w skene
obok coś bezkształtnego zamazanego
pełnego westchnień
zapewne to jest los objaśnia mnie postać z skene
zaczynam odgadywać
wyczuwać próbować zrozumieć
że on i ja tworzymy to samo tło
dla czegoś zupełnie nieodgadnionego
niezrozumiałego
czegoś co przemieszcza w sobie
radość i miłość
żal i okrucieństwo
wkrótce będziesz musiał przejść na drugą stronę ulicy
wszystkie twoje wybory
już się kończą
ty jesteś Ajschylos
odgaduję
nie
odpowiada mi
obejmuje dłońmi głowę
podnosi ją w snop światła
tam jestem
ja ty nasz los
wypełnienie
a być może
to tylko sen
który zamilknie całkowicie o brzasku
przecież jest we mnie jeszcze wczoraj
z tym fragmentem który budzi refleksje
jest dzisiaj
z potrzebą i równowagą działania
i być może będzie
jutro ogromne jak romańskie kopuły
które będę starał się określić
każdym wyważonym gestem
każdym freskiem
przykrytym moją nieśmiałością
i niewiedzą
na zupełnie wyludnionym brzegu
Zalewu Wiślanego
Dziękuję za ten wiersz pozdrawiam😄