DARIUSZ PAWLICKI – 15 GLOS (fragment Glosariusza)

0
69
Fot. Dariusz Pawlicki

W liście…

      W liście do pewnego kolegi napisałem, że zdumiała mnie liczba regałów zajętych przez kryminały w jednej z księgarni, która do małych nie należała. Szybko odpisał mi, że jego z kolei zdumiało moje zdumienie wywołane wspomnianym faktem. I zaraz dodał, że kryminały cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem: niezwykle liczne grono czytelników wręcz nimi się zaczytuje (ów kolega też do niego należy, o czym wiedziałem już wcześniej). Wychodzi więc na to, że czytanie o morderstwach i dochodzeniach mających na celu wykrycie ich sprawców, stanowi ogromną część czytelnictwa książek, jako takiego. Należy jednak położyć nacisk na fakt, że chodzi o czytelnictwo współczesne, gdyż dotąd (chyba) nigdy teksty poświęcone zabójstwom nie cieszyły się takim wzięciem. I właśnie to – czemu daję wyraz w tym zapisku – jest przyczyną tego, że wciąż pozostaję w zdumieniu. I chyba nie należy przechodzić do porządku dziennego nad faktem ich popularności. No bo może za popularnością kryminałów stoi – nie uzmysławiana sobie… jeszcze – chęć poszukiwania „recepty” na morderstwo doskonałe. 

Fran Lebowitz…

      Fran Lebowitz w filmie dokumentalnym „Księgarnie Nowego Jorku” stwierdziła m. in., że gdy w kuble na śmieci widzi książkę, to tak jakby zobaczyła ludzką głowę. Jest to dla niej coś okropnego.

      Jeśli chodzi o mnie, to nie przejawiam bezkrytycznego zachwytu nad książkami, jako takimi. A dowodzi tego chociażby to, że trzy – jak dotąd trzy – książki wrzuciłem do pojemnika na makulaturę. Książki są bowiem różne i nie brakuje pośród nich takich – ich tytuły są sprawą indywidualną – o których czytelnicy powiedzieliby, że szkoda drzew, które zostały poświęcone na ich wydrukowanie (z tego właśnie względu uważam za niedopuszczalne palenie książek).     

      Szanując wszystkie książki, szanujemy również, jakby nie było, wszelkie zawarte w nich treści. A wiele z nich nie zasługuje na to.

Nie brakuje…

      Nie brakuje opinii, że przekleństwem naszych czasów jest sceptycyzm. Ten powszechny, dotyczący wszystkiego, rzeczywiście takim jest. Ale nie sposób nie być sceptykiem, kiedy śledzi się, i to wcale nie na bieżąco, rozwój nauki. Przykładowo jej gałęzi zajmujących się budową Wszechświata, chociażby w czasach nowożytnych. Swoje poglądy na ten temat – na przykład – zaprezentowali Kartezjusz, Kepler, Newton. Ten ostatni, niewątpliwie geniusz, z całym przekonaniem powtarzał: „Nie przyjmuję hipotez”. Co zaowocowało, jeśli chodzi o apologetów Newtona – on swymi dokonaniami nie był, aż tak zachwycony – przekonaniem, że odkrywca m. in. prawa grawitacji, wyjaśnił ostatecznie zasady rządzące funkcjonowaniem Kosmosu. Tymczasem nie minęło więcej niż 50 lat od złożenia ciała Newtona w Opactwie Westminsterskim (1728 r.?), gdy owe zasady zostały zakwestionowane.

Lubię drzewa…

      Lubię drzewa, po prostu lubię je, chociażby patrzeć na nie. Ich pionowość, niekiedy mnie czy bardziej zakłócona, przyciąga moją uwagę. Podobnie jak kształt ich korony, zróżnicowany w zależności od gatunku. Mam swoje szczególnie ulubione: lipy (bo i szeroko- i drobnolistna, srebrzysta), grab zwyczajny, buk zwyczajny, grusza zwyczajna (ulęgałka), wiązy (polny, górski i szypułkowy). Wspomniałem o drzewach właśnie w tym momencie, gdyż wcześniej napomknąłem o zmieniających się poglądach na temat budowy i funkcjonowania Wszechświata. A tym, co na to istotnie wpływa jest siła grawitacji. Ale George Berkeley, filozof i anglikański biskup Cloyne w Irlandii, powątpiewał w powszechność grawitacji. Powoływał się przy tym właśnie na drzewa, które, tak jak zdecydowana większość pozostałych roślin, rosną do góry.

W przeciwieństwie…

      W przeciwieństwa do mięsa drobiowego i rybiego, ssaczego nie jadam: ssaki to nazbyt bliska dla mnie rodzina.

W Zachodnim kanonie…

      W Zachodnim kanonie Harold Bloomwieszczy – choć zaznacza, że nie chciałby być pesymistycznym prorokiem – zmierzch obowiązującego jeszcze zachodniego kanonu opartego na względach estetycznych dzieł nań się składających. To znaczy na tych utworach literackich, z którymi kontakt opiera się w znacznym stopniu na przyjemności, przyjemności płynącej z czytania w samotności– Bloom podkreśla to parokrotnie. Ale zwraca też uwagę, że obecność danego utworu w kanonie wynika z  jego wpływu na książki pisane przez kolejne pokolenia ludzi pióra.

Widok ropuchy zwyczajnej…

      Widok ropuchy zwyczajnej – a tak się składa, że od 6 dni widuję jedną codziennie – sprawia, że każdorazowo moje myśli kierują się ku George’owi Orwellowi, autorowi eseju, właśnie z tym płazem w tytule, i to nie dla ozdoby. A dla mnie, mającego na uwadze wspomniane spotkania, istotne jest to, że widok ropuchy dał autorowi Kilku myśli o ropusze zwyczajnej asumpt do snucia rozważań na temat człowieka, w tym nad jego przyszłością.

Coraz rzadszym…                                            

      Coraz rzadszym zjawiskiem na drogach Suwalszczyzny (w to miejsce najpewniej można wstawić: w kraju) jest widok pieszego. Sytuacja na drogach leśnych jest nieco inna: w sezonie grzybowym czy jagodowym mogę natknąć się na zbieracza z koszem bądź wiadrem w garści. Ale to pewnie tylko dlatego, że grzybów i jagód nie można (jeszcze) zbierać siedząc w samochodzie lub na rowerze.

      Ale ja pamiętam ludzi przemierzających piaszczysto-żwirowe drogi wspomnianej Suwalszczyzny; zdarzyło się parokrotnie, że byli pośród nich bosonodzy. W owej, wcale nie tak bardzo odległej epoce – bo cóż to jest czterdzieści lat ‒ istniały jeszcze ścieżki pełniące najczęściej funkcję skrótów wobec dróg. Ścieżek obecnie już nie ma: zarosły bądź zostały zaorane.

      Żałuję nie tylko tych ścieżek. Żałuję także tamtej nieśpieszności. Tak, jej chyba najbardziej…

Zbieranie grzybów…

      Zbieranie grzybów jest swoistym poznawczym ograniczeniem. A to z tego względu, że wypatrując ich w lesie pomija się wszystko inne. Dostrzega się, co najwyżej, rośliny pośród których one rosną. Inaczej jednak być nie może skoro jest się zaprogramowanym (dosłownie) na wypatrywanie konkretnych kolorów i kształtów. I aby osiągnąć sukces grzybiarski nie można być letnim, trzeba bowiem być zaangażowanym, i to całym sobą, w zbieranie grzybów. To dlatego każdorazowo żal mi bycia w lesie dla bycia grzybiarzem.

Reguła…

      Reguła zakonu kamedułów podkreśla wagę modlitwy. Także modlitwy za tych, którzy się nie modlą. Nie wiem czy jest to symptomatyczne dla ogółu zgromadzeń kontemplacyjnych, czy tylko dla kamedułów, ale ważne jest, że pewna grupa ludzi tak właśnie postępuje. Właśnie ze względu na tych niemodlących się.

Dorośli…

      „Dorośli żyją tylko wyobraźnią, a dzieci żyją naprawdę […]”, powiedział Thomas Bernhard. Zelektryzowały mnie te słowa. Tym bardziej, że od dawna mam za sobą 20 rok życia. A Bernhard uważa, że od tego wieku jest się dorosłym, to znaczy, że żyje się wyobraźnią. Zaprzestało się bowiem poznawania życia takim, jakim ono jest. I pomyślałem, że bezdomni, którzy wszyscy wyglądają na mających za sobą dawno dwudziestoletniość, pozostają dziećmi bądź stali się nimi ponownie. Są bowiem pozbawieni całego oprzyrządowania służącego życiu w wyobraźni. I to sprawia, iż żyją naprawdę – stykają się z podstawową formą życia, z jego esencją: nie czytają książek, nie oglądają telewizji i Internetu, nie bywają w kinie… To znaczy nie zaznajamiają się z wyobrażeniami (innych) na temat życia.

Odnośnie śmierci…

      Odnośnie śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu, oficjalna wykładnia jest taka, że jego śmierć była odkupieniem grzechów ludzkości i każdego człowieka z osobna. Tym, który przyjął tę ofiarę, od początku zresztą brał to pod uwagę, był Bóg, którego synem był Jezus. I czegoś w związku z tym nie rozumiem… Bóg – a według ortodoksji chrześcijańskiej jest on wszechmocny (wprawdzie nie zawsze daje temu wyraz) – posyła na śmierć swego syna. A gdy ten umiera uznaje, że jest po sprawie ‒ ludzkie grzechy zostały odkupione. Dobry Bóg, bo taki on jakoby jest (w takiego zresztą wierzę), nie wymagał hekatomby. A jeżeli nie wymagał setek czy tysięcy ukrzyżowanych, to dlaczego doprowadził do śmierci jednego? Poczuł się nią usatysfakcjonowany? Już naprawdę mógł ją sobie podarować i wszystkim wybaczyć. Przecież był i jest wszechmocny… Wygląda to doprawdy tak, jakby chciał sam siebie przebłagać.

      A jeśli rację mieli ci – był pośród nich William Blake – którzy uważali, że Jezus został złożony w ofierze szatanowi?

      To by oznaczało, że od Boga, niestety, nie wszystko zależy. Ale równocześnie ofiara Jezusa stałaby się, przynajmniej jeśli o mnie chodzi, o niebo bardziej zrozumiała.

Do niedawna…

      Do niedawna uważałem – podobnie jak większość ludzi – że zdrowie jest najważniejsze. Ale to się zmieniło. Jestem bowiem zdania, że najważniejsze w życiu człowieka jest zadowolenie z tegoż życia. Cóż z tego, że ktoś będzie zdrowy, kiedy życie będzie mu ciążyło (przecież część samobójców nie miała problemów ze zdrowiem)? Mało tego, bez problemu mogę wyobrazić sobie osoby chore, które z życia jednak są zadowolone. Zadowolone, bo ich życie wciąż trwa umożliwiając realizację, choćby niektórych – ale jednak – marzeń. Nie opuszcza ich też nadzieja na więcej…

W Po wieży Babel…

      W Po wieży Babel George Steiner odwołuje się do Paula Celana, jako „bez wątpienia największego poety europejskiego po 1945 roku”.

      Nie żywię takich ,,bezwątpień” ⁄ „kategoryczności” jak autor – skądinąd znakomitej – Po wieży Babel. Poetyckie zawiłości ⁄ nieczytelności Celana, jego przynależność do narodu, który zdaniem Zachodu był tym, który ucierpiał najbardziej w czasie II wojny światowej, a do tego śmierć samobójcza przydały Celanowi sławy… I to takiej sławy, której nie można podważać, bo przecież on tak wiele wycierpiał…

      Jeśli ktoś zapytałby mnie o największego, moim zdaniem, poetę europejskiego tworzącego po 1945 r., wymieniłbym po dłuższej chwili zastanowienia – to zastanowienie tylko przydaje autentyczności memu wyborowi – Zbigniewa Herberta.

      Ktoś mógłby poczynić mi – najzupełniej uzasadniony – zarzut, że nie znam przecież całości poezji europejskiej. Lecz ten sam zarzut odbiłbym natychmiast w kierunku George’a Steinera. Kłaniając mu się jednocześnie w dowód uznania dla jego ogromnej wiedzy humanistycznej. Wiedzy którą ten – jakoby ostatni – polihistor przekuł m. in. w kilka bardzo interesujących książek; z niewątpliwym pożytkiem dla wielu ludzi (jestem jednym z nich).

Poniższy cytat…

      Poniższy cytat pochodzi ze Stresu a wolności Petera Sloterdijka:

„[…] pochopnie sformułowany przez Rousseau koncept volonté générale
[woli powszechnej] był logicznym zalążkiem socjalistycznych faszyzmów,
które w XX wieku toczyły boje z nacjonalistycznymi rywalami”.

      Ów wyimek, zwłaszcza za sprawą „socjalistycznych faszyzmów”, zachęcił mnie do przelania na papier, wykoncypowanego przeze mnie kilka lat temu poglądu, że nie tylko komunizm – w co nikt nie powątpiewa – ale i faszyzm są ideologiami lewicowymi. Łączy je bowiem, co dla mnie jest najistotniejsze, stworzenie nowego człowieka. Nowego, oczywiście w sensie mentalnym, gdyż nie tylko obywającego się bez realnej wolności jednostkowej (nie tej jednak absolutnej), lecz szukającego spełnienia i zaspokojenia swych pragnień w „jednorodnej woli zbiorowej”. Towarzyszyłoby też temu zastąpienie dotychczasowych form życia społecznego zupełnie nowymi. Stalinizm i hitleryzm są tego klasycznymi i doskonałymi przykładami.

      „Stary człowiek”, obarczony rozmaitymi psychologicznymi i socjologicznymi ograniczeniami, wynikającymi z przyzwyczajeń, etyki itp., nie jest w stanie sięgnąć po szczęście. A ono jest, jak twierdzą stojący za tymi ideologiami ideolodzy, w zasięgu jego rąk. A na dodatek ten człowiek starej daty nie wie czym, tak naprawdę, szczęście jest. Trzeba mu więc pomóc. Choćby wbrew niemu…    

Reklama