zwyczajnie
zwykłe sprawy nabierają mocy
która wpisuje się siatką
pomiędzy liniami papilarnymi
jesteś o kilka chmur
za daleko od tutaj
na głos wymieniam
wszystkie lata
dla przypomnienia
i jeszcze to coś po cichu
co jeszcze nieznane
trudno być nabrzmiałą
tajemnicą chwilą zaklęcia
gdy brakuje jasnych oznaczeń
na przenikanie tajemnicy
zaczepionej
na krawędziach istnienia
tyle czasu
przeminęło ze mną we mnie obok
nad głową chmury zmieniły kształt
w ścisłej zależności
nad złotym polem pszenicy
albo nad tobą w oddali
jeszcze dom z czerwonej cegły
cienie i blaski
na ścianie
w gwiazdozbiorze Koziorożca
względna harmonia na dziś
na jutro zapowiadają deszcz
pamięć
mój kot śpi
i śni o niebieskich migdałach
a ja uśmiecham się
do zdartego kolana
wykradane owoce
smakowały o niebo
lepiej
pobiec w słońce przez deszcz
gdy czerwiec rozleniwia
bezczelnie rozchylam usta i nogi
kusząc kradzionym
szklane drzwi
za półprzezroczystą szybą
nie zawsze widać oczywistość
kształty kolory
zmieniają na ciepły dotyk
brak ruchu
zastąpiony wyobrażeniem
spacerów nad morzem
zamkniętym w muszli
którą chowam w dłoni
do wieczora
gdy zapachnie jaśminem
otworzymy drzwi
widmo
życie – jego nić trzymasz mocniej
w dłoniach i w oddechu
kiedy się na nim skupiasz
dostrzegasz nagle
szersze widmo szczęścia
jako wyrównanie dla bólu
z którym można się pogodzić
jak ze zdarzeniami ktore były
w nieoglądanych widokach
za oknami straconych okazji
teraz pozostaje pamiętać
bardzo bliskie rozmowy
na odległość dłoni
i chwile milczenia razem
deszcz wydaje się taki ciepły
a kamień nie ma ostrych brzegów
złagodniały jak kolejne dni
w nieliczonych oddechach
nawet na wietrze na wprost
by można wypatrywać dalej
tego czegoś najważniejszego
jutra z nieznanym
ślady
kiedy dotrę na Eris
spotkam się z tymi
których mi brakowało
przez ten czas
teraz zostawiam ślady
w ogrodzie i na papierze
piórem zapisane
rodzące się we mnie kolejne
gwiazdy z porami roku
z kwitnącym jaśminem
i aniołem o fioletowych
skrzydłach
pozwalają na przeloty
w międzyczasach
zamkniętych w kolażach
dopowiem pozostałą resztę
ciszą która być może
właśnie wtedy
rozwiąże języki
piąta pora życia
pomieszkuję bo wiem
że jestem na chwilę
na skraju krajobrazu
z rzeką
płynie z myślami
rozbijają się o kamienie
i znikają jak
niezapisane wiersze
rozpływają się we mgle
która przechodzi przeze mnie
jak zwyczajne czynności
do których wracam
bez znużenia próbuję
przechytrzyć deszcz
może posadzę różę
albo dwie dla harmonii
w widokach czterech pór
dostrzegam przedświty
tej pomiędzy nimi
czy kiedykolwiek
przyjdzie czas na rozliczenia
za każde odebrane życie
nienarodzone
dziecięce młode
w kwiecie wieku
to starsze zmęczone
z zapisaną historią
zastygła w ostatnim geście
i wołającym spojrzeniu
o pomstę do nieba
czy kiedykolwiek
w okaleczonych sercach
pamięci pełnej strachu
zabłyśnie gwiazda nadziei
na budowanie
nowe okna z firankami
kwiatami na parapecie
spokojny rozgardiasz
pełen śmiechu dzieci
nabierze realności
po życiu pod gruzami
wśród umarłych za życia
z głodnymi myślami
by wstać otworzyć drzwi
i wyjść bez kołatania serca
czy to już
czy w ogóle będzie
to kiedykolwiek
Czytałem wszystkie Twoje wiersze, bawiłem się ich słowem. Każdy wiersz Bogusiu to życie które wspaniale czytasz i opisujesz. Masz naprawdę dar brać życie jak leci, tworzyć swoje by zaspokoić potrzeby najbliższych. Pozdrawiam serdecznie, zachwycasz swoją stronką która jest czytelna, przemiłego weekendu w spokoju z uśmiechem na twarzy.