Wiersze – Andrzej Dębkowski, Stefan Jurkowski, Krystyna Konecka, Piotr Müldner-Nieckowski, Anna Maria Musz, Andrzej Walter, Marek Wawrzkiewicz

0
382
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski

Andrzej Dębkowski

Dzieciństwo

Pięćdziesiąt lat temu
dookoła mojego domu
rosły kartofle
na bosaka chodziliśmy na ścierniska –
dzisiaj stoją bloki.

Pięćdziesiąt lat temu
dookoła mojego domu –
mieszkali ludzie.


Andrzej Dębkowski

Dom rodzinny

ślady pozostawione po ucieczce
rozdmuchuje jałowy wiatr
nasz dom wygląda jak obłędny strych
straconych złudzeń

zamykam oczy
dotykam dłońmi stracony czas
i posłusznie
chyłkiem
próbuję zamknąć
wykrzywione drzwi


Stefan Jurkowski

*       *      *
lechoń skarży się w dzienniku że nie może
pisać wiersze ulatniają się niczym on sam
i nic

zapomniał że tak od wieków bywało –

domy trwalsze od ludzi
ludzie trwalsi od psów
białowieskie dęby
chwieją się od wieków.

po co ta histeria i neurastenia
trwanie  o nas nie zapomina
tkwi niczym anioł stróż
za nami
za drzewem
za psami
także
 – choć trudno w to uwierzyć –
za wierszami


Stefan Jurkowski

Archeologia

to było miasto
to mogło być miasto
– twarz przecięta liniami
jakich nie wytyczał żaden architekt
z tego świata ani z którejkolwiek epoki

czym było to miasto
jak mogło się nazywać zanim
cokolwiek powstało tu gdzie
zieleń błękit łagodny szum wiatru
i oczy niby kratery dwóch wulkanów

patrzymy na siebie pytamy
czy to możliwe – że powstało
z naszych wyobrażeń

tak nieokreślonych
jak my

którzy byliśmy
albo mogliśmy być – –


Krystyna Konecka

Kruchość. XIV

Czy „Bóg ją zetrze palcem” czy „wleje w nią życie”
zaczynając od kropli. Od kroplówki deszczu.
Podłączyć respirator. I jak okno przestrzeń
na oścież. I na światło wypełznąć z ukrycia.
Ze zdjęcia majowego śnieg na płatkach gruszy
ucałować… Rozliczyć ciężkich grzechów rejestr.
Myliliśmy się. Kłamiąc. I myśląc że nie jest
nam obce nic co ludzkie – śladem Terencjusza.
Gdzie my dzisiaj? Gdzie Ziemia? Wlecze się to wszystko
na jednym Wielkim Wozie. A obok Tanatos
niepostrzeżenie groźny w niewidzialnych szatach.
Kto zostanie strącony? Człek – Boże igrzysko.
 I nam ścieżki splątano, gdy oszołomieni
 właśnie mieliśmy jechać… Prześcigać marzenia…


Krystyna Konecka

Bodhisattwa

Nad Morzem Żółtym słońce spada jak rybitwa.
A coraz niecierpliwiej nad Morzem Japońskim.
Poza tym kruchość plaży. Koreańska wioska
i wiatr. Co mnie wkołysał w egzotyczną przystań.

Są jeszcze mroczne modły szamanek przed świtem.
Tajemna diamentowa świątynia nadmorska.
A gdy zamierzam odejść, dotyka mych włosów
maleńki bodhisattwa z uśmiechem z nefrytu.

Po prostu nie do wiary. Lecz nie wiem – do której.
Od kogo dar przyjęłam podniebnych wędrówek?
Skąd ten wybór zszedł na mnie między milionami?

Po której stronie nieba szybuje mój anioł?
I w ogóle dlaczego ja, a nie ktoś obok,
uśmiecham się do buddy z plaży nefrytowej.


Piotr Müldner-Nieckowski

Już raz byłem stary

Tak tak ja to pamiętam
to najbardziej pamiętana moja historia w życiu
schowany za grubą nogą stołu oparty o silny kark psa
gdy na serwecie mama stawiała tort z cytrynowym krzyżykiem
ojciec zmywał w łazience nocny pył pracy z pleców
i nagle zajrzała ku mnie twarz schylonej ciotki
tak złożyła kolana przede mną na ubogiej imitacji dywanu
że pomyślałem zdumiony jak bardzo już jestem stary
że mam cztery lata a wkrótce zliczę je do ośmiu
i z karabinem będę stał na mostku kapitańskim krążownika


Piotr Müldner-Nieckowski

Dąb

Tak, każdy z nich był pieszczochem królów i cesarzy,
Bach, Euler, Oczko, Pasteur byli ozdobą tyranów,
szlachetnymi kamykami w koronach,
lecz władca ugryziony w diament przez komara
mógł dostać spazmów, i tak też robił,
a służący usłużnie wydłubywali rubiny z metalu,
rzucali tłumowi pod nogi. I oni byli odrzucani.
Niechciane szafiry. Zaplątani w pęta logicznych dowodów
potykali się o sztywny brzeg dywanu.

Dziś dąb, uroczyście zasadzony z okazji rocznicy
ręką władcy umęczonego wieczornym piciem w Belwederze,
usycha, nie chce być ani świadectwem,
ani argumentem, ani tym bardziej drzewem.


Anna Maria Musz
* * *

patrz pan, robią z człowieka błazna
na tym świecie: trochę padało,
już łąki udają kiełkujące
niebo – aż wpiją błękit
do ostatniej kropli –
niebo też kłamie – jest fenickim
lustrem zasłaniającym zbyt głęboką
studnię – a ufni ludzie
myślą o nim dobrze
– drzewa nas straszą, ciskają
kroplami, żebyś pan myślał,
że to nowy deszcz

potłuc tę całą ludzką filozofię
– człowiek, rozumiesz pan,
każdym jednym słowem
ośmiesza się
przed wszechświatem


Anna Maria Musz
* * *

jest jeszcze jakieś słowo
którego nie znamy
nic o nim nie wiemy
nikt go nie słyszał
a ono krąży
penetruje chaszcze
kryje się przed nami
niczym dzikie zwierzę
bystre uszy nadstawia
to jego wzrok przeczuwamy
kiedy jesteśmy w lesie
w górach na ulicy
kiedy jesteśmy sami
ono ryje pod ziemią
byle nie dać się złapać
nie dać się złapać

w wiersz


Andrzej Walter

Chłodna metryka

Jest we mnie
bezmiar nowego ciężaru.
To gorycz narodzin
w glinianym bezładzie.

Niedostateczny
z bezradności,
mierny z trwania,
ledwie zauważalna
zasada.

Moją obecność uzasadnia
niepewność.

Kiedy byłem dzieckiem kupiono mi książeczkę
– Czy umiecie się dziwić? Do dziś nie wiem.

Wykluł mnie
wiek krwi
oraz
patos lęku.


Andrzej Walter

Ogień

Wyrywam się w ogień,
który już nie płonie.
Spadają gwiazdy z gniazd,
a ptaki budują obszerne
kamienne jaskinie.
Jest nów. Wszystko co nazwałem
jest inne.
Rozpoznane
kryje się w wyprzedaży
naszych lęków.
Opisane
traci moc i znaczenie.
Ukochane
odzyskuje swoją szpetotę, a wszechświat
kładzie się na powiekach
i nie pozwala
zapomnieć

Znów płonie
tęsknota. Serce zamarza
na klucz.


Marek Wawrzkiewicz

Ten sam obraz

Ten podmuch wiatru przyniósł mi wspomnienie Lidy
I przedwieczornego słońca. Kiedy w nie patrzyłem,
Zobaczyłem ją, wychodzącą z morza i czerwieni
Na plażę nudystów. Była tak piękna
Jak stateczek wyłaniający się z mgiełki
Zatoki Kurońskiej, po drugiej stronie mierzei.
A między dziewczyną a zjawą stateczku
Rosły w niebo piaszczyste wzgórza wydm.
Tam byłem i tam pozostałem.
                                                    Czerwiec 2019


Marek Wawrzkiewicz

Tylko tyle

Trzeba mieć nadzieję. Może nas zapisano
W pamięci ptaka polatującego nad ścieżką,
W ogołoconym z poziomek krzaczku,
W popłochu ryby nad piaszczystym dnem.
Bo nic w naturze nie ginie. Natura pamięta.
Ocala nas przemijających.
Jakże jesteśmy daremni –

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko