WITALIJ BIŁOZIR – wiersze

0
553
Zbigniew Ikona Kresowaty. Portret poety Witalija Biłozira, 2021
Zbigniew Ikona Kresowaty. Portret poety Witalija Biłozira, 2021

Przekład z języka ukraińskiego  Tadej Karabowicz


* * *

Wraz z pierwszym kluczem na niebie wrócisz i ty.
Twój cień twardo położy się na łono ziemne.
Tylko czy będzie ziemia jeszcze, czy czadem piekielnym
Przywitają cię zgorzkniałe tęsknych wiatrów sny?
Ulice czarne będą doganiały twój cień.
Kijowskie trotuary deptane setkami pokoleń,
Po raz pierwszy poproszą kogoś o hałas i ludzi.
Ty nie słyszysz ich! Będą ryczeć zajadle w piersi
A morzem i mgłą będą stać w tobie mocno,
I ty przeciw mim oddzieraj swój cień od ściany,
I stawaj na ziemi i jakoś próbuj ją ocienić,
nietykalną nawet dla siebie…

31. 03. 2020


Papierowy chłopczyk


* * *

cień przebyta
setkami pokoleń,
lecz nadal na nią dostojnie
spadają
jesienne świece
miodnych grusz,

gdy chodzę po świecie,
noszę cień pod słońcem,
niosę pod sercem słońce –
pierwszy z pokoleń stu.

i gdzieś w oddali
nad Żaszkowem gruszki
pęknięte w cieniu gniją.

gdy nagle powrócę
w świecę miodu gruszkowego –
cień przebędzie swój wiek.


* * *

chcę, żeby nade mną rozkwitła wiśnia.
wyżej niż niebo i kwiatem zasłaniała oczy.
posadźcie na tę wiśnię gołębia, bym w ciszy
miał więcej echa. i dziecięco
klaskał w dłonie,
póki ciemność przytula na moim łonie
swoje pierwsze zaczątki nocy.
będę zrywał kwiatki,
bo jeszcze długie nasze życie,
bo jeszcze gołąb prorokuje na wietrze
manowcami obce przybycie
w tym świecie na gościny –  chrzciny – pogrzeby.
a ja chcę aby nade mną zawsze kwitła wiśnia
niby promienie.


Spowiedź krzyżowej

między liśćmi wypalona cień.
dalej –  kwiaty
i światło.
nikogo…
potem ktoś –  niby czas –  po kole
obejdzie od wszelkiego złego,
aby nie śnić po nocy
jem.
liście padają młodo,
padają na krzyż, a potem
kurz przemienia się w dym,
zatulając słońce i kamień.
amen.


* * *

można, położę się na twoich piersiach, jak na łożu.
i pokażę, że jestem dzieckiem. ty obejmiesz
potem ściskasz moją skórę, jak kwietniową trawę – cicho zapłaczę.

łzy, jak orzechy, sypią sie gorzkawo
na wzburzone ploso.
pasemko twoich włosów w dłoni –  jak szkło –
i płytkie cięcie, i osocze krewi
nie przepowiednia gorącej, jak ostrze,
miłości

leżę na twojej piersi
dopiero narodzony.
jeszcze nie ma na drzewach liści.
jeszcze dzisiaj pruszyło śniegiem.
już kwiecień.
jeszcze nie ma na drzewach liści,
ale wczoraj zagrzmiało…


***
                                                     W.

my – niby dwa zgubione piórka
ze skrzydeł anioła w lutym –
cicho unoszone za śniegiem,
obnażając kontury ciał.

my zatrzymaliśmy się przed martwym ciepłem
ze szklanych oczek latarni,
aby odczuć muzyczną jedność
oddechów.

my zbyt delikatnie
w mroku nie odczuwaliśmy obecności –
a czuliśmy usta szaleństwem nalane,
jak różowe płatki.


* * *

Ja pod brokatem w słowie
świeczkę nieść będę do dzwonu.
ciemno i dymno, i dziwnie
strasznie, i dalej, iść.
gaśnie świeca –  i wokół krzyże.
u sąsiadów – chrzciny.
znowu do dzwonu.
znowu od dzwonu –
księżyc –  w jajku –
ile jeszcze lat na mojej twarzy
świeczka będzie się gasić..?


* * *

nic nie wiem
trawa niebiesko wrosła się w niebo
białe kiełki słońca położyły się na moje żebra
nikogo nigdzie.
ani dopomagać
ani do nocy
Wreszcie ktoś zadzwoni
Jednak słońce we mnie
Już światem się potoczy
Białe serce moje w piołunie


***

                                                 W.

chłopczyku, spójrz między przestworza
spójrzeniem zżółkłych liści róż:
ile miłości noc po prostu  niesie
we własnych rękach.

chłopczyku, zraniony Księżyc dojrzały z rozpaczy
jest proroctwem twojego własnego smutku
niebieskimi oczyma
silnymi żyłami
niezbyt miło.

noc przebije wzrok w czarnych gałęziach
połączonych rąk,
puści świeżą krew na każde napotkane usta

a ludzie opadną, jak jabłka,
od bezsilności przed własnymi mękami
i będą ci zazdrościć, chłopczyku, widzialnego bóstwa.


Kołysanka dla pszczółkarza

zasypiaj chłopczyku,
z młodzieńczą nieskalaną twarzą,
na której lśni niewinność, jak rozdmuchana noc.
psia ciemność między maniakami i liśćmi
gorąco błądzi, jakby rozpołowiony gniew,

zasypiaj, chłopczyku, podczas gdy zarysy twego ciała
delikatni oddech czujny i ciężki.
wydechy uderzają o ramiona, jakby biały pszczółkarz
strząsa mokre skrzydła o światło płaskie.

śpij, chłopczyku,
bo już ten biały pszczołkarz
siadł na twoich ustach,
siadł tobie na piersi,
siadł na twoich biodrach
i zamarł.


* * *

czarny kwiat
wzbił się w niebo, jak modlitwy
czarny głos, jej płatki – słowa moje

widzi ptak
na czarnym kwiecie Boga półcień
schyla słońce w płatki do zdziwienia

mdleje kwiat
w trzech płatkach, jakby zobaczył Boże dzwięki
ja mały i mokry podbiegam łapiąc kwiatek do rąki.


         Witalij Biłozir urodził się 28 września 2003 roku w mieście Żaszków w obwodzie czerkaskim (Ukraina). Do pisania wierszy zachęciła poetę babcia Kateryna Biłozir. W  październiku 2019 roku autor napisał swój pierwszy wiersz, a w styczniu zadebiutował w almanachu poetyckim „Tak nikt nie kochał” w Wydawnictwie “Lilia”. W lipcu tego samego roku wszedł do pierwszej dziesiątki laureatów konkursu “youngArt”. W “Ukraińskiej Literaturnej Hazecie” w Kijowie ukazała się szersza prezentacja utworów  poety “Gdzie padał kwiat – płonął świat…” (Kijów, 17 listopada 2020).

         Obecnie Witalij Biłozir aktywnie pracuje nad słowem, badając każdy jego aspekt. Publikuje swoje nowe utwory poetyckie na Facebooku. Studiuje na kierunku filologia ukraińska i twórczość literacka im. Andrija Małyszki w Narodowym Pedagogicznym Uniwersytecie im. M. Drahomanowa w Kijowie.

          Tłumaczenia pochodzą z publikacji  prasowych i Facebook. Były uzgodnione z Autorem i przez niego autoryzowane.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko