Opowiem ci wszystko we śnie, a zacznę od tego, że jesienne dni wcale nie są tak ciężkie, są raczej jak zmoczone skrzydła motyla w spoczynku. Wiesz, że jeśli zacznie się teraz szamotać, to już nigdy się nie uniesie. Pył z jego skrzydeł spłynie i splami, ale tylko na moment, wszystko z czym miało styczność.
Jesteś tym który rozciera go w palcach i obserwuje.
Wejdź i rozgość się, a ja cię oprowadzę. Widzisz te szare ulice? Ciemność robi szpagat nad przemoczonym miastem.
słowa Dorotki
Ta noc jest brzegiem stłuczonej szklanki
po której stąpa, a wchodzi głęboko. Ciemność
nie ma w sobie nic
z litości. Czarne, soczyste babie lato strąca
z warg resztki wilgoci. Strach bywa powiernikiem
i go pyta wciąż,
czy jej nie skrzywdzi. On strzeże alabastrowych
połaci pól i stoi, gdzieś pomiędzy granicami
jej fantasmagorii. Chciał
być powiernikiem lecz się bał.
Czy go nie skrzywdzi.
deszczyście
Siedzi na parapecie okna swojego domu. Pierwszy
niedopałek trafia do rynny. Wiatr zdmuchnął z koron
resztki mroku. Miedzy nim, a dniem jest jakaś
niespojność, którą trzyma w dłoniach, mimo,
że są puste. Kawa na czczo, na dwa łyki
wywołuje odruch. Między nią, a nocą bywa
wieź, jakiej nie potrafi pojąć i odbija jej się
w poparzonych ustach.
Alicja dorosła
Między przystankiem, a hotelem przyśpiesza kroku. Nerwowo
palcami w kieszeniach, próbuje dotknąć kluczy. Alicja
ma w pracy szafę, a w niej tajemne przejście. Zasłania je
bielą prześcieradeł, które po kolei głaszcze. Bawełniany
mur. Mówią, że ma swój świat. Dziwaczka. Ona wypada czasem
na korytarz i patrzy rozmydlonym wzrokiem, zwyczajnie
nie wierząc, że ominęła ją rzeczywistość. Bywa pytając,
dlaczego boimy się bardziej Boga, od Diabła i siebie.
gdybyś był
w tej co ja rzeczywistości, to może nie bałabym się tak
końca świata. Nie będzie i nie będziesz dlatego wmawiam nam
sen w którym cierpienie uszlachetnia i że to nie banał
kiedy piszę o tobie wiersz. Zrozumiałam co znaczy chcieć
utopić się w czyichś źrenicach. Musiałbyś mnie wpuścić. Tam
gdzie nigdy, nikogo poza wszystkim czego lękasz się
i ukrywasz
przed załamaniem światła. Drobny chłopiec klęczy w modlitwie
do wymyślonego boga, bo prawdziwy zawiódł. Jeśliby mógł
nie wychodziłby spod łóżka, zgubił się w miękkiej sierści kota,
może przez noc zapomni o nim ziemia, bądź spełni w końcu
ktoś jedno z jego życzeń. Nienawidzi kiedy śmieją się
i zapachu domu. Rysuje właśnie na pożyczonej kartce buty
bez dziur. Pulsacja w której dotąd realny był jedynie szloch.
świat
nierealne przejścia
rodzaje ciszy
Weronika Romańska