Roman Ciesielski
Roman Ciesielski urodził się w 1954 r. Pruszczanin. Obecnie mieszka w Juszkowie. Ukończył I Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej w Pruszczu Gdańskim. Studiował filologię polską w filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. W 1976 r. ukończył Państwowe Studium Kulturalno-Oświatowe i Bibliotekarskie w Krośnie. Był członkiem Grupy Poetyckiej „Krosno” oraz Grupy Literackiej „Rudy Kot”. Debiut prasowy miał w „Radarze” w 1975 r., książkowo debiutował tomikiem i nagle cisza (1985). Wydał dotychczas dziesięć tomików poetyckich. Laureat kilku ogólnopolskich konkursów poetyckich m.in. XXI Ogólnopolskiego Konkursu im. Stanisława Grochowiaka (2015). Redaktor i współautor Antologii Poezji Twórców Powiatu Gdańskiego Niebieskie neony, Pruszcz Gdański (2014). Ostatnio wydał tomik poetycki rośnie we mnie. Współautor Antologii Poetów Polskich (2016, 2017) i antologii Aspekty. Redaktor naczelny kwartalnika artystyczno-historycznego „Neony-tożsamość”. Jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich Oddział Gdańsk, Gdańskiego Klubu Poetów, Stowarzyszenia Przyjaciół Pruszcza Gdańskiego i Okolicznych Gmin oraz Stowarzyszenia Twórców „Przystanek Sztuka” w Straszynie. Zajmuje się również grafiką, ilustrując m.in. większość swoich tomików poetyckich.
Wybrane publikacje
• Ciesielski, Roman. Grafika Raduni. Pruszcz Gdański: Agni, 2012.
• Ciesielski, Roman. Trudny powrót. Pruszcz Gdański: Agni, 2013.
• Ciesielski, Roman. rośnie we mnie. Pruszcz Gdański: Agni, 2015.
• Debiuty poetyckie 85 antologia. Warszawa: MAW, 1990.
• Niebieskie neony. Gdańsk: Oskar, 2014.
• „Akant”. Marzec 2016, nr 3(237) Rok XIX.
• „Neony-tożsamość”. Kwiecień-czerwiec 2017, nr 2(6).
mój ból
potrzebuję tych chwil które nie wrócą
słonecznikową drogę
ołowiane żołnierzyki
śląską porcelanę
kipiącą samowarem z tuły
potrzebuję tych chwil
one zatrzymają mój ból
w swoich szufladach
dadzą żyć
w moich żyłach
leżałaś bez ruchu
skamieniała w moim domu
zupełnie jak postać z tragedii sofoklesa
jak ludzie ze swoim psem w pompejach
kot przemknął obok nas
otworzyłaś płuca
i znowu twój zapach
zagościł w moich żyłach
patrząc na gruzy
patrząc na gruzy
mojej wolności
z niedorozwiniętym goździkiem w klapie
myślę o swoich bliskich z wiekowego miasta
na prowincjonalnym cmentarzu
nadszedł właśnie czas osierocenia
i radości nowych
podszeptów i dobrych rad
zamkniętych w znaku krzyża
niedaleko siebie
nie ma miejsca na moją miłość
dzieciństwo i schyłek nieba
nie ma miejsca na tanie słowa
pełne zapachów prowincjonalnych łaźni
przesiadujesz niedaleko siebie
znajdujesz w tłumie swoje twarze
idziesz pod prąd
osiadasz na licznych mieliznach i zakolach
nie ma miejsca na twoją miłość
złote ramy
Mietkowi Czychowskiemu
patrzę ci prosto w oczy
o twoich pastelowych postaciach
wiem więcej niż o sobie
dziewczynki naigrywają się z pani z rybą
dostojnie milczącą córą rybaka z sopotu
wyglądają jakby chciały wyjść ze złotych ram
i przeciągłym jooo
powitać swoją wolność
Adrianna Czech
Adrianna Czech – urodzona 7 maja 1978 r., geograf, przyrodnik, przedsiębiorca. W 1998 r. ukończyła Technikum Hotelarskie w Wiśle. Studiowała geografię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz podyplomowo przyrodę na Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Była nauczycielką geografii i przyrody. Mieszka w Rybniku. Jednym z jej zainteresowań jest literatura. Autorka wielu wierszy, opowiadań, esejów. Publikowała między innymi w wydawnictwie Cieszyńskiego Ośrodka Kultury „Nadolzie”. Zdobywała wyróżnienia i nagrody w konkursach literackich.
Wybrane publikacje
• Czech, Adrianna. Nadolzie. Cieszyn: Macierz Ziemi Cieszyńskiej, 1996.
• Piórem laureata, czyli Conradek wielkie podsumowanie. Ciechanów: Studio Coek, 2017.
Współczesna
Stałam się
Postem na Facebooku
Zdjęciem na Instagramie
Hasłem uniwersalnym
Do wszystkich aplikacji
Czterocyfrowym
Kodem PIN
Sens mojego istnienia
Wyznacza ilość
Lajków i Followersów
Jestem nowoczesnym bytem
Oznaczonym Hasztagami
Awatarem Prawdziwego
Życia
***
Umierałam
Razem z Tobą
Powoli
Codziennie
Trochę
Po kawałku
Płomień
Naszego życia
Długo tlił się
Na wietrze
Słaby
Coraz mniejszy
Dziś stoję
Nad twym grobem
Martwa
A jednak
Wciąż oddycham
***
Jestem
Motylem na łące
Obłokiem na niebie
Domkiem karcianym
Zamkiem z piasku
Mydlaną bańką
Jestem…
…byłam
Jesień
Ostatnie promienie
Letniego słońca
Oświetliły amfiteatr
Wrzesień dał znak
Bukową gałązką
Zadzwoniły krople deszczu
Wiatr zagrał na drzewach
Liściasty balet zaszeleścił sukienkami
Jeleń zaśpiewał basem
Król lasu na złotym dywanie
Dzień zrównał się z nocą
Z orszakiem kasztanów
W kolczastych zbrojach
Przybyła piękna pani
W sukni z babiego lata
I czerwonych koralach
***
Ze łzami
W oczach
Żegnam Cię
Nadziejo
Przewrotny los
Odebrał mi już
Wszystko
Marzena Dąbrowa Szatko
Marzena Dąbrowa Szatko urodziła się i mieszka w Krakowie, gdzie ukończyła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Debiutowała w 1977 r. cyklem reportaży w „Świecie Młodych”, publikowała teksty prozatorskie i wiersze w prasie młodzieżowej („Świat Młodych”,„Płomyk”, 1977-1980), a potem m.in. w „Studencie”, „Nowym Nurcie”, „Radostowej”, „Suplemencie” „Okolicy Poetów”, „Akancie”, „LiryDramie”, „Gazecie Kulturalnej”. Tłumaczenia jej poezji na język niemiecki ukazały się w pismach: „Sinn und Form”, „Exempla”, „Gegenwind”, „Podium”, „Polen und Wir”, „Ossietzky”, „Westkreuz”.
Jest laureatką kilkunastu ogólnopolskich konkursów literackich i – co za tym idzie – współautorką licznych wydawnictw pokonkursowych. Jej teksty można znaleźć w wielu almanachach i antologiach. Wydała siedem samodzielnych tomów poezji, dwa kolejne są w przygotowaniu.
Od wielu lat uczestniczy w życiu kulturalnym Krakowa jako autorka projektów promujących poezję współczesnych autorów. Tworząc scenariusze widowisk poetyckich, takich jak np. Audiotele, czyli w sieci czy Coś jest w powietrzu, do udziału zaprasza młodzież licealną. Realizuje także projekty teatralne (z Teatrem Szkolnym Nietutejsi), odwołując się do twórczości klasyków – np. T. Różewicza, W. Gombrowicza, J. Tuwima, M. Bułhakowa, M. Frischa – oraz swoich uczniów, których twórczość literacką i artystyczną promuje na różne sposoby, także motywując do udziału w licznych konkursach, w tym scenicznych. W latach 2012-2017 prowadziła Koło Młodych przy KO ZLP. Jest związana z Teatrem Stygmator oraz Grupą Poetycką „Każdy rodzi się poetą”, której była współzałożycielką w styczniu 1995 r. Od 2018 r. należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział Kraków.
Dokonania autorki można śledzić na www.marzenadabrowaszatko.cba.pl
Wybrane publikacje
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Pory przelotne. Kraków: Oficyna Cracovia, 1995.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Odejście mitu. Kraków: Wydawnictwo i Reklama Partner, 2000.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Próba zbliżenia. Starachowice-Kraków: Oficyna Wydawnicza „Radostowa”, 2005.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Powrót na Ogrodową. Kraków: Klub Artystyczno-Literacki Teatr Stygmator, 2007.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Próba rekonstrukcji. Kraków: Biblioteczka Zielonej Gęsi, 2008.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Krajobraz z pawiem. Kraków: Collegium Columbinum, 2012.
• Dąbrowa Szatko, Marzena. Proszę się przygotować. Kraków: Wydawnictwo Signo, 2015.
Po-mijanie
trzy tablice w kościele
i to całe twoje
życie panie Janie
choć i na nich niemal nic
pewnego
nawet ostatnia data
pogrzebana w marmurze
ledwo ślad
po żonie czy żonach
po potomkach
po tobie
a przecież byliście
z jaśnie wielmożnych
mieliście dobra zaszczyty
i solidną gałąź
na rodowym drzewie
historia przetaczała się
przez wasz dom
od rozbiorów po powstania
rodziły się wam dzieci
rodziły się wam wnuki
jak łatwo słowa
przeskakują pokolenia
jak biegną
nieuważnie
nie wstydząc się niewiedzy
jak łatwo pomijają
drobne radości
wielkie rozterki
bezdenne rozpacze
szybko i bezboleśnie
mija czas
przeszły cudzy
obce życie łatwo
zmienia się
w wytarte formułki
na kamieniach
po których prędko
prześlizgują się nasze
oczy
Na zawsze
jaki piękny jest
ten chłopiec
jaki piękny
ma dwadzieścia lat
tyle co ja
wtedy
kędzierzawe włosy amora
lotne stopy hermesa
twoje migdałowe oczy
żadnej skazy
na ciele i obliczu
przynajmniej z tej
widocznej strony
którą udało się zatrzymać
fotografii
co zrobić
z tym nagle objawionym
niby-bytem
z tą zapodzianą w biografii
obecnością
odłożyć na dno pudełka
przedrzeć na pół
spalić na popiół
a przecież to ja
miałam znaleźć
twój pierwszy siwy włos
i pierwszą brunatną plamkę
na dłoni
przecież to ty
miałeś gładzić
moje zmarszczki
i czuwać
nad blaknącą barwą
moich oczu
tymczasem dzieci nasze
dorosły nie nasze
i my nie swoi
nieswoi
na zawsze
Zapominanie
tego lata
moi kuzyni mają
po dwadzieścia lat
może dwadzieścia parę
złapani w kadr
uśmiechają się gładko
spod bujnych czupryn
stoją szeregiem
wszyscy jakby tacy sami
w jednakowej bieli
koszul i równych
kantkach spodni
bezwładne od upału
marynarki porzucili
na chwilę
przy weselnych stołach
i już tam zostały
na zawsze w domyśle
tego lata
moi kuzyni
mieli jeszcze imiona
nieodłącznie przypisane
na chrzcie
te same
które
dziś spierają się
o nich
w mojej pamięci
tymczasem niewidoczne
twarze państwa młodych
pozostają bezimienne
tego lata
musiał być ślub
M. z K. nie
raczej M. z W.
albo W. i K.
tylko które to było
lato?
Portret Eleny Vecchi
na motywach obrazu V. Corosa, „Sogni”, 1896
Vittorio czy pan czasami marzy?
ale tak do samej głębi duszy do głębi trzewi?
żeby się oderwać od ziemi
żeby się rozsnuć myślą jakąś wielką
żeby zniknąć stąd z tego świata
gdzie podstępnie zabija nas
każda jesień
Vittorio czy pan mnie słyszy?
jesień idzie chłód ciągnie od kamieni
liście butwieją już na gałęziach
my butwiejemy od środka
niech pan spojrzy
ostatni kwiat róży rozsypał się
i zmieszał z wiatrem pod ławką
a pan wciąż maluje i maluje
i patrzy pan na mnie jak na obraz
a ja mam przecież wciąż
żywe usta i ciało
pod sukiennym kostiumem
w kolorze bladej oliwki
Vittorio nie jestem żadnym symbolem
pan coś sobie uroił
i proszę mnie stąd wypuścić
natychmiast
nie myślę siedzieć
na tej ławce pod oknem
przez całą wieczność
uwięziona w złotej ramie
jesieni
gałązka pnącej róży nad głową
żółty mur pełen zacieków i pęknięć
młoda kobieta założyła nogę na nogę
podparła podbródek na zwiniętych palcach
i patrzy ci uważnie w oczy
jakby właśnie o tobie marzyła
nikt nie wie
co się stało z Eleną
Wyjście z kadru
na motywach fotografii Z. Pajewskiego
kot ma futro liźnięte światłem
gdy przechodzi
z jednej na drugą
stronę słonecznego prostokąta
na parkiecie
cień kota
na bezszelestnych łapach
opuszcza kadr
pocieszamy się że wieczność
nasza wspólna
kocia i ludzka
ale może pusta
i możeśmy w niej
nieobecni na wieczność
Daria Dziedzic
Daria Dziedzic – urodzona w 1977 r., autorka sześciu tomików wierszy, laureatka wielu turniejów literackich, krytyk literacki. Jej wiersze publikowano na wielu stronach poetyckich (zeszyty poetyckie.pl, artpapier, megazin.pl, Śląska Strefa Gender, Latarnia Morska, itp.). Wiersze Darii Dziedzic drukowano w wielu antologiach poetyckich, pismach literackich. Jej recenzje ukazywały się w „Śląsku”, w „Migotaniach-Przejaśnieniach”, itp. Po wakacjach zamierza wydać pierwszy polski kryminał magiczny.
Wybrane publikacje
• Dziedzic, Daria. Anioły sny wiersze. Nowy Świat, 2003.
• Dziedzic, Daria. Wyspa. Mamiko, 2010.
• Dziedzic, Daria. crack. Poznań: Gniotownik, 2014.
• Dziedzic, Daria. Naprzeciw świerszczom. Kraków: Miniatura, 2017.
• Dziedzic, Daria. Przewroty. Łódź: Novatorja, 2017.
• Dziedzic, Daria. krok po kroku. e-bookowo.pl, 2019.
jedno pstryknięcie i już wszystko uwiecznione
wystarczy postarać się patrzeć w tę samą stronę (tylko na odwrót)
Wioletta Ciesielska, „Nigdy nie wiesz gdzie patrzy zezowaty”
na kliszy nasze wydekoltowane sukienki
w groszki i kwadraty silikonowe ramiączka od stanika
i kapelusze słomkowe na głowie tak było w zeszłym roku
w tym pora zbliża się dopiero gorące dni lipcowe
ochłodzenia sierpniowe i wszystko nam zagra do nowej bajki
nie będziemy wcale się krygować
będziemy nosić podarte dżinsowe krótkie spodenki
prześwitujące koszulki i specjalne miny dla samozwańczych
przyjaciół bomby słowne i złamane cięciwy światła
złamane gałęzie nogi wszystko jest przecież
ludzkie i nie traci na wartości wystarczy popatrzeć
zawsze w tę samą stronę
w ten sam zachód słońca
nad języczkami ulic zwijającymi się w trąbkę
po ulewnym deszczu
zagryzam z bólu niebo
i spływa ze mnie błękit nie gnieżdżą się już we mnie
deszczowe chmury dość ich było ostatnio zbyt dużo
ale nic to teraz czuję że pejzaż napęcznieje światłem
nie wodą że dotkniemy go palcem i przesiąkniemy nim
na wskroś i wszystkie nasze wiersze będą oddychać spokojnie
i my w nich będziemy roztkliwiać się nad każdą
najdrobniejszą cząstką świata nad każdym fraktalem
czuwa twoja twarz i diabelskie oko
poezja jest gorzka
kiedy piszesz wiersz o czwartej nad ranem
nie możesz usnąć wciąż bowiem wydaje ci się
że nie domknąłeś drzwi do swojego świata
nie domknąłeś tych wszystkich okien i oczu
w których śmierć nosi biały kitel
uśmiech celebrytki i lisi ogon
a przecież do tej pory wszystko się udawało
szczególnie dystans do siebie teraz ciężko jest się przemóc
i wyjść do ludzi by ugryźć światło
w lewe ucho
ten mały Hitler wplisowany w zdjęcie
wygląda zupełnie niewinnie
w jego oczach tli się miś
i sen dobry jak lizak
do pierwszej myśli
o żołnierzykach ss
komorach gazowych
w gazie jest moc
nie potrafię znaleźć odpowiedniego źródła pocieszenia
1.
poezja nie stanowi już drogi ucieczki
przed materializmem oportunizmem
feminizmem wszystkie falbaneczki
dekolciki mają w sobie
ukryte podwójne dno
2.
spodnie bojówki glany ubranie khaki
ma się tak do mnie jak nieznane mi miasto
sztuczne i na pokaz jak Amsterdam
jak Hiroshima i New York
nie dla mnie skóra
w niej wyglądam jak grube w tej chwili słońce
lub wypasiony księżyc w pełni
zalegający w polu nad miastem
jak kot ten kot jest tylko znakiem przestankowym
krótką pauzą pomiędzy jednym a drugim odgrywaniem roli
szukaniem kolejnych źródeł stoickiego spokoju
wyjścia ze starych snów
3.
dezercja mile widziana w majowe słoneczne dni
na przekór wypadającym z ram uśmiechom
a kiedy już naprawdę nie ma wyjścia
wbij w skrzydła i znajdź
sobie takie miejsce
gdzie będziesz mógł poudawać siebie
na stałe