Bezradność
wejść na pokład podwórka
zanurzyć ręce w niebie
uwierzyć że śmierć
to tylko horyzont
który ogranicza nasze oczy
OJCU
Spójnia
wiejski dom wiejski chleb
wysokie zaspy za którymi
pobłyskiwały latarenki
Twoich planów
(świątynia Collegium Novum
księgozbiory Biblioteki
Jagiellońskiej)
mój indeks i dyplom
nie zdążyły Ciebie poznać
Tato
mignęło minęło
pytasz co robię
wiersze piszę
pamiętasz już jako dziecko
uciekałam poza widnokrąg
naszego podwórka
Twoje magisterium z
wrażliwości na język i wiedzę
wydało owoce
chylę srebrną pamięć nad zniczem
który podgrzewa naszą ponadczasową
spójnię
Czapka (1)
Ojcu w 45.rocznicę śmierci
Twoja kolejowa czapka
budzi mnie czasem w nocy
błyszczy czterdziestopięcioletni orzełek
bądź czujna – powtarza
słucham legendy o tamtych pociągach
o motorniczych których stery
skorodował czas
i widzę Twój gest ręki w oknie nastawni
czuwasz jesteś zapewniasz bezpieczeństwo
Gdy jadę z Krakowa odwiedzić Mamę
przed kolejowym przejazdem
w tle chorego pejzażu widzę
starą nastawnię pooraną wiekiem
i widzę dziewczynkę nie wyższą od zboża
z obiadem w koszyku
wspina się po schodach do Twojej
kolejowej przystani
gdzie tyle nocy przegadałeś
z Sienkiewiczem Kraszewskim i
Karolem Mayem
tak – to ja biegnę
w siedmioletniej sukience
z tym stygnącym obiadem
w koszyku
Czapka (2)
kiedy umarł
przeniosła się na strych
było jej ciasno
pośród znoszonych spodni
starych swetrów
bała się moli pająków i kurzu
który oblepiał ją
warstwami amnezji
tylko gdy nadjeżdżały pociągi
orzełek na jej czole
rozwijał skrzydła do lotu
wierna kolejarska czapka
mojego Ojca
salutowała
Nocne rozmowy
skrzypce mi grają Twoje,Tato
czuję smak miodu
i lot spłoszonych pszczół
w uszach mi brzęczy
o jabłonie pytasz –
umierały powoli jedna po drugiej
artretyzm powykręcał im pąki
zrzucił kwiaty z majowych sukienek
tak, śni mi się Mama
idzie przez sen z koszykiem grzybów
pachną mchami
rozmawia z nimi w leśnym języku
jakby śmierć miała za nic
gdy Kraków śpi słyszę jak stroisz struny skrzypiec, Tato
pamięć moja wibruje na wysokim C
MAMIE
Światło
kończy się
tramal
w butelce
nie pomagają
tabletki nadziei
ciało skuliło się
w kłębek
bezradności
gaśnie Twoja LATARNIA
Mamo
O matce
Pamiętam stare okno szyb podwójną taflę
Stałaś smutna i smutek firanką powiewał
Noc czereśniowa ptakom usypiała usta
Stałaś cicha i srebrna między snem a majem.
Gwiazdy kapliczkom majówkę śpiewały
I podwórko klęczało pod gruszy koroną
Płoty, ścieżki, rabatki w litaniach zielonych
Usypiały modlitwą nasz dom jabłonkowy.
Wciąż pamiętam Twych dłoni rysunek za szybą
Ich różowe milczenie w poświacie majowej
Jakbyś ciszę tuliła cisza była lepka
Od wezbranego soku nocy czereśniowej.
Ajlawiu, Mamo
kochałaś nas po cichu
bez zbytniej tkliwości
kołysanek do snu
kochałaś nas po wiejsku
bez pochwalnych hymnów
lukrowanych słów
kochałaś nas przyziemnie
Twoja cicha miłość
od Himalajów
wyższa
* * *
na listku
życia
mieszkam
drżę
na myśl
o pierwszym
przymrozku
Listopadowe ptaki
teraz TU
nasze gniazdo
do którego my –
listopadowe ptaki
będziemy frunąć
dopóki skrzydła
nie osłabną
Cmentarz w Piekoszowie 01.11.2007
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl
To “ajlawiu” niezbyt pasuje stylistycznie wobec opisanej matczynej miłości, uderza kontrastem, jakby teraz obecna pamięć i miłość wyrażana przez dorosłe dziecko była sztampowym hasłem walentynkowym; a może o to właśnie chodziło autorce?… o dewaluację prawdziwej miłości?…
Może słuszna uwaga, Pani Iwono, ale to nie ironia, ani hasło walentynkowe…i nie dewaluacja prwadziwej miłości. Muszę się nad tym zastanowić. Dziękuję za ten uważny komentarz.
Bardzo ładne wiersze Irenko pozdrawiam! Michal
Dziękuję, Michale!!!