Wiersze tygodnia – Irena Kaczmarczyk

4
321
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


Bezradność

wejść na pokład podwórka

zanurzyć ręce w niebie

uwierzyć że śmierć
to tylko horyzont

który ogranicza nasze oczy


                                               OJCU

Spójnia

wiejski dom wiejski chleb
wysokie zaspy za którymi
pobłyskiwały latarenki
Twoich planów
(świątynia Collegium Novum
księgozbiory Biblioteki
Jagiellońskiej)

mój indeks i dyplom
nie zdążyły Ciebie poznać
Tato

mignęło minęło

pytasz co robię
wiersze piszę
pamiętasz już jako dziecko
uciekałam poza widnokrąg
naszego podwórka

Twoje magisterium z
wrażliwości na język i wiedzę
wydało owoce

chylę srebrną pamięć nad zniczem
który podgrzewa naszą ponadczasową

spójnię


Czapka (1)

Ojcu w 45.rocznicę śmierci

Twoja kolejowa czapka
budzi mnie czasem w nocy
błyszczy czterdziestopięcioletni orzełek
bądź czujna – powtarza
słucham legendy o tamtych pociągach
o motorniczych których stery
skorodował czas
i widzę Twój gest ręki w oknie nastawni
czuwasz jesteś zapewniasz bezpieczeństwo
Gdy jadę z Krakowa odwiedzić Mamę
przed kolejowym przejazdem
w tle chorego pejzażu widzę
starą nastawnię pooraną wiekiem
i widzę dziewczynkę nie wyższą od zboża
z obiadem w koszyku
wspina się po schodach do Twojej
kolejowej przystani
gdzie tyle nocy przegadałeś
z Sienkiewiczem Kraszewskim i
Karolem Mayem
tak – to ja biegnę
w siedmioletniej sukience
z tym stygnącym obiadem
w koszyku


Czapka (2)

kiedy umarł
przeniosła się na strych

było jej ciasno
pośród znoszonych spodni
starych swetrów

bała się moli pająków i kurzu
który oblepiał ją
warstwami amnezji

tylko gdy nadjeżdżały pociągi
orzełek na jej czole
rozwijał skrzydła do lotu

wierna kolejarska czapka
mojego Ojca

salutowała


Nocne rozmowy

skrzypce mi grają Twoje,Tato
czuję smak miodu
i lot spłoszonych pszczół
w uszach mi brzęczy

o jabłonie pytasz –
umierały powoli jedna po drugiej
artretyzm powykręcał im pąki
zrzucił kwiaty z majowych sukienek

tak, śni mi się Mama
idzie przez sen z koszykiem grzybów
pachną mchami
rozmawia z nimi w leśnym języku

 jakby śmierć miała za nic
 gdy Kraków śpi słyszę jak stroisz struny skrzypiec, Tato

 pamięć moja wibruje na wysokim C


MAMIE

Światło

kończy się
tramal
w butelce

nie pomagają
tabletki nadziei

ciało skuliło się
w kłębek
bezradności

gaśnie Twoja LATARNIA

Mamo


O matce

Pamiętam stare okno szyb podwójną taflę
Stałaś smutna i smutek firanką powiewał
Noc czereśniowa ptakom usypiała usta
Stałaś cicha i srebrna między snem a majem.

Gwiazdy kapliczkom majówkę śpiewały
I podwórko klęczało pod gruszy koroną
Płoty, ścieżki, rabatki w litaniach zielonych
Usypiały modlitwą nasz dom jabłonkowy.

Wciąż pamiętam Twych dłoni rysunek za szybą
Ich różowe milczenie w poświacie majowej
Jakbyś ciszę tuliła cisza była lepka
Od wezbranego soku nocy czereśniowej.


Ajlawiu, Mamo  
                        
kochałaś nas po cichu
bez zbytniej tkliwości
kołysanek do snu

kochałaś nas  po wiejsku
bez pochwalnych hymnów
lukrowanych słów

kochałaś nas przyziemnie

Twoja cicha miłość

od Himalajów

wyższa

* * *

na listku
życia
mieszkam

drżę
na myśl

o pierwszym
przymrozku


Listopadowe ptaki

teraz TU
nasze gniazdo
do którego my –
listopadowe ptaki
będziemy frunąć
dopóki skrzydła
nie osłabną

 Cmentarz w Piekoszowie 01.11.2007

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. To “ajlawiu” niezbyt pasuje stylistycznie wobec opisanej matczynej miłości, uderza kontrastem, jakby teraz obecna pamięć i miłość wyrażana przez dorosłe dziecko była sztampowym hasłem walentynkowym; a może o to właśnie chodziło autorce?… o dewaluację prawdziwej miłości?…

    • Może słuszna uwaga, Pani Iwono, ale to nie ironia, ani hasło walentynkowe…i nie dewaluacja prwadziwej miłości. Muszę się nad tym zastanowić. Dziękuję za ten uważny komentarz.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko