a może…
to tylko przestrzeń
zakrzywia się
rośnie w pętlę
z trzaskiem i krzykiem
w górę strzela
aby nakreślić precel nieskończoności
ale zamiast tego
rozwija wstęgę möbiusa
taki kosmiczny drogowskaz jednokierunkowy
moduł zaklęty
ludzka przestrzeń
mur wzniesiony
był kiedyś żywopłotem
jego zapach zduszony
wonią spalonych ciał w szpitalach bez godności
człowiek nie wypełni pętli
czas zwija się już w kropkę
wcale nie nad „i”
dzisiaj…
tacy jak ja
przeciwnicy wojen
i wszelkiej przemocy
mogą tylko nie spać po nocach
oswajać śmierć
tłumacząc sobie
że ona
nawet byle jaka
jest ze sfery
sacrum
pella
(z cyklu „pejzaże jeszcze jednej ojczyzny”)
powoli wysuwa stopę w stron mozaiki
dotyka starych kamieni gładzi je miękko
jak ciało kochanka
– stąpam po twoich śladach – szepcze
– boski aleksandrze synu słońca
czuje głęboko prawie boleśnie przestrzeń
pomiędzy sobą dzisiaj a nimi – wtedy
upalny dzień przygniótł pomarszczył barwy
w rozedrganym powietrzu nie było woni
jakby ktoś przykrył zakurzoną taflą szkła
kolejną warstwę czasu
a ona teraz stłuczona odsłania
fragmenty nieznanego świata
zapisane w kamieniach pelli śmiech krew łzy
widzi napełnione słońcem i wodą ciała
atrium nasycone ich krokami i jońskie kolumny
ciepłe od śladów wielu dłoni
na chłodnym dywanie mozaiki tańczy pijany aleksander
ranny kamienny Jeleń smutnie patrzy rubinowym okiem
odchodzący leniwie dzień budzi w niej tęsknotę
żal przemijania ułudę trwania
xxx
coraz trudniej jest mi kochać ludzi księże janie
bo kiedy śpiesznie kocham wszystkich bez wyboru
później długo i dużo muszę wybaczać
to prawda że prędko odchodzą ale ja wierzę
że ewoluują tak jak topniejący lód
– nie swoją naturę jedynie kształt strukturę zmienia
tak jak woda nie posiada formy lecz bezkształtna każdą wypełni
wsiąkająca w ziemię staje się niczym chociaż wreszcie użyteczna
i jest tym innym istnieniem również obecna
a lód… cóż jest twardy i zimny jak wielu ludzi
dopiero zmieniając stan skupienia
naprawdę do życia się budzi
happytalism
źrenice przyszłych pokoleń
wirtualne
będą patrzyły
na martwy świat
z komputerów
na przegubach dłoni
czytać będą wszyscy
nikt nie ukryje myśli
uczuć czy intencji
umrze wolna wola
wyobraźnia
nie będzie wspomnień
chorób ani starości
wgrani do komputerów
będą nieśmiertelni
zachwyci ich cyfrowo
dźwięk słowa
śpiew ptaków
odgłos zabaw dziecięcych
ludzki śmiech
szczekanie psa
na ekranach będzie zielono
hybrydowo barwnie
biologiczne życie obejrzą
klaszcząc w dłonie
nagrane na pendrive
ukryją wstydliwie
w kieszeni
zanurzeni w pięknie pikseli
… będą przyjmowali cykliczne iniekcje
szczęścia
kategoryzacja
to niewiarygodne że w spirali życia
może grzebać byle kto
na haju obsypani hajsem
modyfikują
uzdatniają
jak przedmiot do czegoś potrzebny
wyrzucają
eksperymentują
skazują
na śmierć
klonują
własne odbicia
w lustrze
gry wojenne
mamy szansę być razem
my słowianie
odsunąć zasłonę
kryjącą prawdę przez tysiąclecia
zapomnieć
fałsz
naszczuwanie
mieszanie nacji
mordowanie
musimy tylko stworzyć
własną planszę
zrozumieć
że nie my budowaliśmy
szubienicę szachownicy
kto inny ustawiał pionki
i figury
grają nami zajadle
idzie o dużą stawkę
po niej nawet
…. pyłu
niezłomnym wyklętym
(tryptyk)
I
zbrodnia bez kary
pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości.
św. jan od krzyża, mistrz w wierze
och wy podobni do mojego ojca
ci prawdziwi
gdzie jesteście?
a gdzie są oni?
oprawcy torturujący mordujący
którzy wrzucali was do dołów
zasypywali wapnem
ziemię udeptywali…
oskarżałam ich
dotąd nie osądzonych
wzywałam na sąd
choć sprawiedliwość tutaj
to tylko niecierpliwość
jedynym wyrokiem dotąd
mój krzyk
ich śmiech
reakcje adekwatne ideologicznie
i wtedy i dzisiaj
my wy oni
zaimki osobowe
zwykłe części mowy
II
pamięć
dzisiaj jakby więcej
onych
a i was przybywa jak figur
misternie powycinanych z papieru
w teatrze cieni
wielu za pozwoleniem
i wedle szablonu
wodzą was i waszych potomków
jak kukły tam gdzie chcą
pokazują
jak niegdyś wybryki natury w cyrkach
piętnują
jak uzależnionych w grupach wsparcia
ogradzają
w niewidzialnych klatkach
poprawności politycznej
pod pozorem
odkłamywania historii
a wy czyści niezłomni
pogrzebani w archiwach
czekacie
III
granica
zacierają
trą mocno
gumka myszka nie wystarcza
ani szmata polityki
nie wytrze brudu propagandy
z archiwów
i sumień
zapomniani zgodnie z rozdzielnikiem
według wymogów
rozpiski współczesnych
ech wy prawdziwi
mojemu ojcu podobni
skazani
na podobieństwo ojca naszego
ocaleni tylko w pamięci bliskich
bądźcie cierpliwi
on osądzi wszystkich
miary
pesel to pomnik (nie – monument) rzecz przedmiot
metryki podania świadectwa pacta akta
pity nipy chipy
papier
papierowi ludzie ustawiają papierowe dekoracje
papierową ułudę woal virtual real
niewidzialny pieniądz tworzą mnożą
mierzą spisują knują picują
jestem w cyfrach w słowach w myślach
zapisanych na papierze podlegającym selekcji
segregacji degradacji utylizacji
jedenastocyfrowym numerem
liczę…
na monument
ostateczne starcie z osobnikiem płci przeciwnej
(w staroświeckim rozumieniu płci)
rzuciłam mu w twarz swój gniew
i wpłynął w brązową toń jego oczu
obnażony
intencje sięgając dna
wzburzyły brązową maź
ciskał ją we mnie
kąsał
i ślinę z pyska toczył
chciał rozszarpać mi serce
rzuciłam mu kość słowa
adieu!
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl
cykliczne iniekcje szczęścia już są na porządku dziennym, aplikacje coraz nowszej generacji