***
z całkiem błahego powodu
pod piramidą robię zdjęcie
na pamiątkę wielkości
która mnie intryguje
dlatego lubię piasek
najlepiej ciepły
nawet skorpion za szybą
nie straszny
w domu wieczorem
przytulam kota
i dziękuję że jestem
jeszcze po tej stronie
rozsypywania drobin
moje osobiste
wyjęłam z włosa imię
o nienazwanym dotąd kolorze
tak podobne do mojego stawiania kroków
w wysokim morzu traw o żółtym odcieniu
cienkich jak struny skrzypiec
na nich miałam grać na chwałę i radość
lawirowania między niebem a piekłem
z naciskiem na niebieskie
z dawnych skrzydeł nic nie zostało
tylko pomarszczona skóra z nadzieją
o smaku manny na końcu języka
tylko biel jak brzeg fali
[…]i śnią
na jawie poeci okrągłego stołu – – o wpół
do ciebie… kiedy być może liczysz płodne dni
a morze przewraca się na drugą falę[…]
Jerzy Szatkowski – „Kołysanka na śmierć”
Jerzemu Szatkowskiemu (1940 – 2019)
tamten kwiecień bardzo zadziwiony świadek
wystrzelił pąkami na ścieżce do ogrodów
gdzie przyjaciele pochylają się nad stołem
pełnym białych kartek i słów na powitanie
ziemia wzięła głęboki oddech i Ciebie
z portretu w uchylonym oknie
by mogło słowo bezdźwięczne ulecieć
bardzo wysoko i opaść nagle
tuż przy moim uchu
jak dzisiaj gdy obserwuję
czerwone liście klonu
posmutniałe drzewa i ulice
może kiedyś podejdę blisko
wyłowię na nowo z nieistnienia
zielone echa krążące wokół drzew
i nadam im świeże znaczenia
szumne i żywiczne
zabawa w chowanego
coraz częściej milczę
dokładnie ważę słowa
niektóre chowam do szuflady
odpuszczam kolejne ścieżki
bramy i ogrody
w których wykradało się jabłka
wszystkie posmakowane
płyną we krwi jak dawne zauroczenia
z których jedno przekute
na dobre i złe
nie martwi srebro i okulary
przez które obserwuję wnuczkę
pokazuje ostatni pąk róży
w tym roku
resume
na głównej osi koncentracji
przypadkowość wykluczona
słowa zdarzenia
w metaforach z kropką lub bez
cztery pory roku
z każdej strony inne odcienie
jesień coraz bardziej chłodna
tylko pamięć tak samo gorąca
pozwala na rodzenie od nowa
i dojrzewanie w ciszy
aż do wschodu słońca
w nim wyraźne zarysy wiersza
z zapachem pomarańczy i jabłek
w wiklinowym koszyku na stole
***(pomiędzy ikebaną a różą)
przy tobie nauczyłam się cierpliwości
niekoniecznie anielskiej
przy skręcaniu kolejnej półki
na anioły o białych skrzydłach
zawsze musi być wolna przestrzeń
nawet gdy to tylko szczelina
każda noc jest poślubna
dyskretnie dojrzała jak wino
które nabiera mocy na kolejne
spełnienia i niespełnienia
wpisane w poranki wieczory
i sny które ciągle śnimy razem
osuwa się krawędź świata
my jesteśmy coraz mniej zdumieni
w naszym lesie wciąż słychać echo
po słowach które nie straciły nic
z pierwotnego znaczenia
wszystkie przypadki i miejsca
wniknęły w ściany są powietrzem
do opuszkach palców przyczepione
wszystkie świętojańskie noce
i poranne bieganie po rosie
ze wszystkimi szczegółami
zapamiętania odłożyły się
po wewnętrznej stronie okien
i pod bardzo rozciągliwą skórą
grudzień co prawda bez śniegu
jeszcze poczekajmy dajmy mu szansę
na białą puszystość na schodach
kot będzie jak zawsze zaskoczony
a my być może zagnieździmy się
w kolejnym niewierszu