Jan Adam Borzęcki – wiersze

0
208
Ryszard Tomczyk

(…)
Podczas uparcie bezsennej nocy
wątpliwe staje się nawet proroctwo świtu
Ranny brzask myli się z początkiem
 oczekiwanego snu odrealniając rzeczywistość
i wiodąc ją na spóźnione  senne manowce
W otwartych oczach znowu pojawia się scenografia
z wczoraj przedwczoraj i od zawsze. 
a przetarcie oczu sprowadza banalną puentę
że najbogatszym było się nie mając nic
oprócz przyszłości


Ostatnie spotkanie

                        Józefowi Myjakowi

Powitał mnie przed progiem
 enty raz uprzedzając
 o konieczności pochylenia głowy
Mocnym uściskiem dłoni
 wyraziłem radość ze spotkania
a potem wypuściliśmy dżina
 z butelki wytrawnego wina
i poszliśmy długą drogą rozmowy
bez kierunku i celu
 Ciasno ułożone książki
milczały uznając chwilową wyższość
słowa mówionego traktując rozmowę
jak krótkotrwałą herezję
wobec wspólnej religii słowa pisanego
Wiedziały że jeszcze tego wieczora
jedna z nich odbierze nam sen
Blask lampy wybiegał za okno 
w ciemność  o smaku i zapachu
czerwonego burgunda.

To miało być pożegnanie do jutra
ale zaokienna gałązka jaśminu kreśliła już
złowróżbny kardiogram


Teza

Zanim otworzyłem oczy zadzwonił znajomy
pytając czy żyję
Potwierdziłem
A teraz usiłuję udowodnić sobie
że to prawda…


Polemika

Od jakiegoś czasu moje lustro
złośliwie fałszuje rzeczywistość
postarzając mnie pogłębiając zmarszczki
i zmieniając kolor owłosienia
Uparcie dowodzi jak bardzo dziś
oddaliło się od wczoraj
Robi to na tyle skutecznie
że już nie umiem odnaleźć w sobie
siebie sprzed kolejnej ery
Kiedy zarzucam mu przesadę odsyła mnie
do daty urodzenia i fotograficznego albumu
w którym jest ktoś kogo mgliście pamiętam
jako dalekiego kuzyna
Dobrodusznie pocieszając  dowodzi
iż najtrudniejsze bywa nadążanie za sobą
I że zna to z autopsji będąc ze mną
od początku


Spotkanie po latach

Po czterdziestu latach komplement
„nic się nie zmieniłeś”
uprawdopodobnia jedynie fakt
wzajemnego rozpoznania
 Oto siedzę przy pierwszej miłości
I usiłując ułożyć kolorowe szkiełka
wspominam kolor guzików
które  rozpinałem aby dotknąć jej piersi
i kratkę spódnicy przez którą wzrokiem
obmacywałem  jej pośladki
Koloru majteczek nie pamiętam
bo zamgliła go niecierpliwość
 Pamiętałem za to listek
zarostu między udami
Dolewając sentymentu mówię
że myślę o niej  słuchając muzyki
z Love story
Ona była mniej liryczna
Wspominała obawy abym całując ją
nie starł z ust peweksowskiej szminki
nie rozmazał makijażu zrobionego
według wzoru z zachodniego żurnala
 a odkrywając piersi nie zdmuchnął
mgielnej koronki
otrzymanego od ciotki ze Stanów
stanika
I abym mocno przytulając się
nie wytarł jej nowych dżinsów

Żegnając się z wdzięcznością pomyślałem o
decyzji przeznaczenia


Ulotność

Nie pamiętamy pierwszego świtu
i  nie zapamiętamy
ostatniego zachodu nie wiedząc
że to ostatni

Jak to dobrze że chociaż miłość
trwa dłużej…


Zachód

pasemka chmur miękko układają się
pod sennym słońcem
Zmęczony blask odbija na ścianie
wzór naszej aktualnej firanki
kolejnej następczyni tej pierwszej
ze środkowego peerelu
Nasze cienie naśladują
gesty ze starych fotografii
 z rękami splecionymi tak
jakby były wspólne od początku świata
i nami patrzącymi w mglisty zarys gór
szczęśliwymi że oboje jesteśmy 
po tej samej ich stronie
Mrok nawija się na słowa więc na te spóźnione
trzeba będzie czekać do świtu
Pozbawiający widoków na przyszłość wiek sprawia
że coraz częściej  idziemy do przodu tyłem
 Wczoraj staje się głośniejsze od dziś
  a echo wyraźniejsze od słów które je wywołały
Dziś już wiemy że pamięć leczy
chorobę braku jutra skutecznie wywabiając plamy
 ze starej odzieży…

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko