Lubelski poeta Wojciech Kiełczewski po latach
Lubelski poeta Wojciech Kiełczewski (1930-1989) w debiutanckim tomie Skrajem codzienności (Lublin 1970) w utworze Uśmiech Asmodeusza, przywołuje biblijnego upadłego anioła Asmodeusza, znanego głównie z deuterokanonicznej Księgi Tobiasza, zawartej w Starym Testamencie. Poeta mówi:
zaglądam do okna
Asmodeusz
zbiegły z piekła własnej samotności
ciekawy waszego milczenia
waszych słów
które osłaniacie firankami
zazdrości
zaglądam w okna wasze
okna
zatrzaśnięte złudzeniem ciszy
uśmiecham się
Znaczenie nadawane Asmodeuszowi – biblijnej postaci o cechach demona, było spowodowane tym, że Kiełczewski sam uprawiał spirytualną poezję, głównie związaną z niematerialną sferą rzeczywistości. Poeta miał świadomość bycia w w swojej epoce. Za jego czasów w lubelskiej Archikatedrze św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty płakała Czarna Madonna. Dla wrażliwego twórcy był to religijny palec mistyczny, wynikający z formy znaków i konceptualnego pojmowania świata. Na ludzkich ścieżkach dobra i zła demon Asmodeusz istniał naprawdę. Dlatego autor tomu, wstępując po stromych schodach od ul. Podwale na dziedziniec po farze, widział ślady Asmodeusza w historii miasta nad Bystrzycą. Odczuwał nad Lublinem cień obozu na Majdanku i dosięgał wzrokiem zrujnowaną kamienicę, w podcieniu której zginął poeta Józef Czechowicz. Przystawał w Bramie Krakowskiej, dokładnie w tym miejscu gdzie skryła się przed ulewnym majowym deszczem poetka Julia Hartwig. A jednocześnie był neurotycznym twórcą swojej epoki, przywiązanym do Lublina, jak do galery płynącej po wezbranym oceanie poezji. Piszę to z pełną świadomością, bowiem dane mi było w latach osiemdziesiątych spotykać wielokrotnie Wojciecha Kiełczewskiego w słynnym lokalu Związku Literatów Polskich na ul. Granicznej. Jego neurotyzm nie był przypisany do pojęcia depresji. Był raczej twórczym stanem ducha z nadmierną wrażliwością osobowości poetyckiej. Wówczas prezes Lubelskiego Oddziału ZLP pisarz Tadeusz Jasiński, wiedząc o tym, próbował go jakoś pocieszać, doradzać i w jakiś sposób mu pomagać. Gdy były czytane wiersze, to Wojciech Kiełczewski recytował je nieśmiało, ale z bardzo głęboką wiarą, że jego słowo poetyckie posiada pierwszeństwo filozoficznej głębi. Myślę, że przysłówek “bardzo” – nie narusza mentalnej gęstości jego uduchowionej poezji. Przecież tej narracji poetyckiej przysłuchiwali się lubelscy rówieśnicy poety, Zygmunt Mikulski, Stefan Wolski, Matylda Wełna, czy nieco młodsi Waldemar Michalski i Ryszard Kornacki.
Wojciech Kiełczewski urodził się 7 stycznia 1930 roku w Pińsku nad poleską rzeką Prypecią. Od lat młodzieńczych był jednakże związany z miastem Lublinem. Tutaj ukończył liceum ogólnokształcące i pracował w wielu zawodach. Lublin, był miastem jego mistycznej przestrzeni i oknem “osłoniętym firankami / zazdrości”, jak napisał w alegorycznym utworze Uśmiech Asmodeusza. To była jego prywatna przestrzeń poezji i codzienność. Życiorys przypomina jednak, że poeta od 1969 roku przebywał na rencie inwalidzkiej z powodu choroby serca. Zmarł w Lublinie 13 października 1989 roku. Został pochowany na lubelskim Cmentarzu Komunalnym – Majdanek.
Debiutował utworem poetyckim w lubelskim ogólnopolskim czasopiśmie literackim “Kamena” w 1953 roku. Dla jego debiutu upolitycznione czasy powojenne nie były łaskawe, dlatego próbował przeciwstawić się narzuconej rzeczywistości, zwłaszcza literackiej cenzurze. Jako twórca, był związany z Lubelskim Oddziałem Związku Literatów Polskich, początkowo z Kołem Młodych, a następnie jako pełnoprawny członek Oddziału. Swoje utwory drukował w czasopismach: “Nowa Kultura”, “Nowa Wieś”, “Tygodnik Kulturalny”, “Poezja”, “Żołnierz Polski”, “Nike”, “Kultura i Życie”. Miejsce Wojciecha Kiełczewskiego w lubelskim środowisku literackim można by określić jako niezależne, ale nie niszowe. Poeta miał charakter introwertyczny, lecz czynnie i aktywnie skupiał się na własnej twórczości, propagował ją i popularyzował poza Lublinem. Dla własnych potrzeb literackich publikował się w różnych drukach rozproszonych pod pseudonimami Marian Korzec, Ryszard Nizina, Irena Kłos. Ta informacja o pseudonimach w życiorysie Kiełczewskiego czeka jeszcze na badania źródłowe.
Wojciech Kiełczewski był autorem cennych z literackiego punktu widzenia czterech tomów poetyckich: Skrajem codzienności (Lublin 1970), Komu gwiazdo, twój blask (Lublin 1974), Stary żuraw grający (Lublin 1979) i Zanim iskra zgaśnie (Lublin 1986). Wszystkie zbiorki zostały wydane w Wydawnictwie Lubelskim. Posiadają one nietuzinkową treść oraz artystyczną szatę graficzną, która jest świadectwem, że poeta posiadał wyczucie estetyki malarskiej. Okładki do jego książek projektowali Włodzimierz Liagaczow, Jerzy Kostka, Henryk Długosz i Mirosław Zdrodowski-Zdrozdowski. Jest to w odniesieniu do pracy redakcyjnej Wydawnictwa Lubelskiego świadectwo, że mimo cenzury, poprawnie wykonywało ono swoją rolę wydawniczą i edytorską. Utrzymywało merytoryczne kontakty z wieloma wybitnymi grafikami i zatrudniało na etatach dobrych redaktorów. Na blogu poświęconym życiu i twórczości poety napisano “Jego poezja jest zrozumiała, komunikatywna, przemawia do wyobraźni i wrażliwości zwyczajnych ludzi. Opisując zwyczajne zdarzenia, z pozoru nieważkie fakty, odwołuje się do najprostszych wartości i stara się dokonywać ogólnoludzkich egzystencjalnych uogólnień”.
http://wojciechkielczewski.blogspot.com/ (Dostęp 05. 02. 2023).
Po śmierci Wojciecha Kiełczewskiego nastąpiło wymowne milczenie o nim, które można by nazwać czyśćcem literackim. Po latach przypomniała o poecie Agnieszka ‘Achika’ Szady z okazji organizowanego przez Teatr NN w Lublinie festiwalu “Miasto Poezji”. W eseju “Lublin wierszami uskrzydlony”. Szady pisała o Kiełczewskim: “W dniach 24-28 maja 2010 r. po raz trzeci odbył się w Lublinie Festiwal Miasto Poezji. Poetów i recytatorów można było spotkać w kawiarniach i domach kultury, ale także na Placu Litewskim (Poezja w papilotach) czy w trolejbusie (Trolejbus Poezji). Odbyła się też akcja tatuowania miasta i wiele innych imprez. (…) O osiemnastej udałam się na ulicę Kołłątaja, gdzie w Cafe Ramzes zaplanowano spotkanie „Wojciech Kiełczewski – zapomniany lubelski poeta”. Knajpka maciupka, bar oblepiony wygolonymi panami, w kącie garstka młodzieży i drobny, szczupły chłopak w czarnym kapeluszu (program głosił, że nazywa się Anatol Alter), majstrujący przy laptopie z rzutnikiem. Ustawienie sprzętu zajęło mu jakiś czas, wreszcie pokazał na slajdach sepiowe zdjęcie poety, skan okładki jednego z czterech jego tomików oraz nagrobek na cmentarzu, od którego zaczęła się cała historia – mianowicie prowadzący spacerował kiedyś po cmentarzu i zainteresował go grób z dopiskiem na tabliczce „Poeta”, odszukał więc informacje o pochowanym tam człowieku. Potem Anatol puścił z rzutnika jakiś mocno artystowski film składający się z rozedrganych, czarno-białych zdjęć, w których z trudem dawało się rozpoznać elementy architektury, bezlistne gałęzie i postać stojącą za siatką ogrodzeniową; jako podkład muzyczny włączył piękną muzykę fortepianową i zaczął czytać wiersze z tomiku Wojciecha Kiełczewskiego „Nim iskra zgaśnie”. Poezja całkiem sympatyczna, na miarę zwykłego człowieka, bez przekombinowanych metafor czy epatowania brutalnością, z ciekawymi, zapadającymi w pamięć określeniami w rodzaju głos twój rosą ścieknie po liściu ciemności, wyfrunęłaś na wykładane gwiazdami płyt niebo ulicy czy zimę zawieś w przedpokoju niech skapuje z sopla palta, tylko zmierzch w zwierciadle zostaw”.
https://esensja.pl/varia/publicystyka/tekst.html?id=9943 (Dostęp: 07. 02. 2023).
W 2013 roku ukazał się Informator Lubelskiego Oddziału Związku Literatów Polskich : poeci, prozaicy, eseiści 1983-2013 autorstwa Stanisława Andrzeja Łukowskiego (Wydawnictwo LiberDuo, Lublin, 2013) zawierający biogram Wojciecha Kiełczewskiego (str. 79) oraz zdjęcie zaczerpnięte ze skrzydełka tomu Stary żuraw grający (Lublin1979). Autor Informatora poeta i prozaik Stanisław Andrzej Łukowski (1940-2021) prezes Oddziału ZLP w Lublinie (2011-2019), dobrze znał Wojciecha Kiełczewskiego. Przypominając jego sylwetkę, zaświadczył jednocześnie o tym, jak szybko zaciera się pamięć o twórcach, oraz ile zdarzeń pozostaje po epoce w której żyli i tworzyli swoje dzieło literackie. A jednak wydaje się, że struktura słowa poetyckiego autora buntuje się i przeciwstawia okrutnemu przemijaniu czasu. Wybiega w przyszłość swoją strukturą, mitycznym dyskursem i jasną narracją sytuacyjną. Świadectwem tego może być utwór z tomu poetyckiego Skrajem codzienności (Lublin 1970):
leżycie poza mną
w trumnach dni
wszystkie zdarzenia
poukładane obok siebie
jak fotografie
w zamyślonym albumie
jak was ożywię
godziny
dotknięte zgonem przemijania
dzieje mojej teraźniejszości
Poeta wyraźnie nawiązywał do semiologii znaków, które wypełniając wspomnianą narrację sytuacyjną, stają się kodem komunikacyjnym epoki. Dzień dzisiejszy przechodzi do przeszłości i staje się historią. Słońce wstając nad horyzontem, unosi się na niebie i podąża ku zachodowi, tworząc tym samym przemijanie czasu. Stąd zawołanie poety: “jak was ożywię / godziny / dotknięte zgonem przemijania”. Tom poetycki Skrajem codzienności zawiera zatem ważne przesłanie, oparte na głębokich przemyśleniach strukturalnych poezji i alegorii. Sam tytuł posiada alegoryczną przestrzeń historii osobistej. Skraj codzienności, to urwisty brzeg za którym jaśnieje wyimaginowany i upragniony Wszechświat, tak inny od szarej codzienności. W mitycznej świadomości poety, jest on znakiem rozpoznawczym i latarnią. Jest kropką nad “i” w ciągłym poszukiwaniu prawdy transcendentnej. Sądząc po twórczości autora, swoje życie oddawał on bezgranicznie poezji. Była ona dla niego właściwie jedynym skarbem, który posiadał.
W drugim tomie wierszy Komu gwiazdo, twój blask, wydanym w 1974 roku Kiełczewski tę narrację poetycką podtrzymał i rozwinął. Podobnie jak w debiutanckiej książce, zastanawiał się nad losem imaginacji, jako formy wytworu wyobraźni. Dlatego w tomie Komu gwiazdo, twój blask zawarł głębsze rozważania na temat obecności emocji w poezji. Uważał słowo za żywy komponent strofy, która wznosi się na obłoku natchnienia ku górze. Świadectwem wymownej adnotacji poetyckiej, może być utwór do cienia / pięciodrzewnej kępy:
cieniu bez formy
pięciodrzewa
oto ja
cień
twojego cienia
ale nie korzeń
twych korzeni
bowiem wrośnięty w twe istnienie
plamą otwartą jestem słońca
Treść wiersza zatrzymuje się na przesłaniu pojęcia “cienia”, jako niematerialnej formy, którą tworzy światło słońca. Cień to obszar “bez formy”, chociaż z niej wyrastający. To także “cień / twojego cienia”, dyfrakcyjna plama w której zawiera się głębia ludzkiej wyobraźni. Kiełczewski pojęcie “cienia” definiuje poprzez alegorię poetycką. Dana mu była bowiem moc wyobraźni abstrakcyjnej. Dlatego charakteryzując jego poezję, możemy śmiało użyć sformułowania, że jest to poezja abstrakcyjna. Nie oznacza ona jednak braku treści. Poszukiwania poetyckie Wojciecha Kiełczewskiego oscylowały bowiem wokół autonomiczności treściowej, która miała charakter abstrakcji i rozumiana była przez autora w kategoriach zmysłowych i mentalnych.
Dewizą trzeciego tomu poetyckiego Wojciecha Kiełczewskiego Stary żuraw grający (Lublin 1979) było patrzenie na poezję przez pryzmat przedmiotu, dotykanie jej, oswajanie się ze słowem za pomocą metafor. Tytuł tomu pośrednio odwołuje się do utraconych obszarów dzieciństwa, gdzie nad prastarą studnią, symbolem wieczności, wznosi się stary żuraw, urządzenie do czerpania wody. Jest to rodzaj metafory, która modeluje przeszłość. W tekście poetyckim Kiełczewskiego następowało bowiem szukanie siebie i odnajdywanie poprzez śmiałe zaglądanie w głąb cembrowiny z żurawiem. Studnia staje się znakiem mikrokosmosu i filozofii życia. W Księdze Rodzaju czytamy: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1, 3-5). Znalezienie się przy studni dzieciństwa, to dla poety tajemnica spotkania ze sobą nieistniejącym i oczyszczonym. Bezładne wody głębokiej studni, to bolesny symbol prawdy o sobie. Zaglądając do studni, Kiełczewski odnajduje w jej wnętrzu odbicie własnej twarzy.
Odczytując utwory tomu Stary żuraw grający natrafiamy na kunsztowne opisy krajobrazów i ludzi. Są to jakby szkice pamięciowe wydobyte z głębi duszy. Towarzyszy im symbolika ożywionej i nieożywionej przyrody, będąca wyraźnym archetypem labiryntu. W symbolicznym utworze zerwana nić jasno i jednoznacznie wybrzmiewa umowność labiryntu – prototypu zagubienia się. Poeta mówi:
podaj mi nić
(zerwała się
na drodze została
– Ariadno)
z labiryntu wnętrza
w którym od tak dawna błądzę
wyprowadź
jestem człowiekiem pełnym wątpliwości
zgubiłem się
i nie wiem
jak się w sobie odnaleźć
Labirynt jest częścią świadomości, czeluścią fizycznego i psychicznego zatracenia. Dlatego autor przywołuje Ariadnę, pomocnicę w wyjściu “z labiryntu wnętrza / w którym od tak dawna błądzę / wyprowadź // jestem człowiekiem pełnym wątpliwości”. Wyprowadzenie z labiryntu, odbywa się za pomocą kłębka, który podaje grecka królewna. Stąd – jak w mitologii, poeta może być Tezeuszem i przy pomocy Ariadny wydostaje się z labiryntu Minotaura.
Oddzielne elementy mitologii interesowały Kiełczewskiego na przestrzeni jego całej twórczości. Głównie były to adaptowane słowa i obrazy, tożsame ze świadomością jego osobowości. Faktycznie było to ustawiczne poszukiwanie formy literackiej do własnej twórczości czasów przełomu. To także określanie miejsca i zanurzanie się w przemyślaną naturę filozoficzną poezji. Mówi o tym odmienny od innych utwór przemijanie z ostatniego tomu poety Zanim iskra zgaśnie (Lublin1986)
przyglądam się jesieni jak prędko dojrzewa
jak rumienią się zielone do tej pory drzewa
jak żółcieje liść lata i z drzewa opada
jak wiatr i deszcz się skarżą że już nie ma lata
i tylko jedno boli – że zima tak bliska
że czuć woń śmierci wokół woń pogorzeliska
Jesienne liście drzew, jako apelacja do krawędzi i pogorzeliska życia, jako symbol ostateczności, stają się bezapelacyjnym i nieuchronnym pożegnaniem świata. Pożegnanie poprzez opis nieożywionej przyrody i wejście na mityczne progi nowego i bolesnego przeistoczenia “że zima tak bliska”. Zima – przystanek na drodze ku wieczności i tajemnica związana ze śmiercią, staje się poetyckim wyrajem.
Literackie zauroczenie światem Wojciecha Kiełczewskiego góruje ponad wieżami lubelskich kościołów i bramami Starego Miasta. Wyrasta także ponad nurt rzeki Bystrzycy, stając się uniwersalną własnością polskiej literatury. Cztery tomy wierszy poety, przypominają mityczne słupy na których wznosi się gmach jego poezji. Wypełnia ją labirynt i światło, studnia dzieciństwa i zerwane nici Ariadny oraz filozoficzna przestrzeń jaźni poetyckiej. I chociaż uśmiech Asmodeusza łagodnieje, nadal jest przestrogą, że w ludzkim świecie istnieją dwa antynomiczne i przeciwległe urwiste brzegi, narodziny i śmierć, dobro i zło, czerń i biel.
luty 2023
Wiersze Wojciecha Kiełczewskiego
liście
wyszumiały liście swe radości wszystkie
wyszumiały
zaszumiały liście smutkiem jakże ludziom bliskim
zapłakały
wypłakały liście swoje życie całe
wypłakały
opuściły liście swe gałęzie wszystkie
opuściły
obnażone gałęzie zostały
ze wstydem zostały
na goliźnie gałęzi wiatry zamieszkały
oszalały
wiosną zapłodniły w swym szaleństwie drzewo
spłodziły pąki
spłodziły
zielonością świtu gałęzie pokryły
życiu przywróciły
* * *
ściernisko dni
gdy po nim stąpam
bolą bose źrenice
każdy krok
to
cierpienie
każdy krok
to
łza
na radość
na wesele
nie ma czasu
ni miejsca
nie ma także sposobu
by umniejszyć
ból
czasem ślad nikły
ciepły ślad
znaleziony
całuję
reszta
gorycz ciemności
jak opaska żałobna
na ramieniu sieroty
* * *
deszcz ciemności
zatapia miasto
dzień
staje się
gęstą lepką smołą
brnę
w niej unarzany
czarnym snem
smutnym snem
wyzbyty wyobraźni
niepotrzebny nikomu
jak pośmiertną noc
dawno wystygłej garści
prochu
moja bieda
moja bieda ma krzywy pysk
posmak piołunu
nie da się ocukrzyć
moja bieda ma długie nogi korzeni
głęboko sięgają w glebę życia
topór się jej nie ima
ogień się jej nie ima
nie wydobyć mi jej jak drzazgi
zza pazura czasu
nie wykarczować
– zbyt mocny to los
nie wyrwać jak zielska
– płonąca pokrzywa cierpienia parzy
rozłożyście przyrosła do mojego czasu
moja bieda
niby gałęzie dni minionych
do skamieniałego pnia
drzewa przeszłości
skwierczy jak słonina
piszczy jak mysz wygłodzona
w kącie nędznej chaty
popod zdartą miotłą
snem się od niej odrywam
kolorowym marzeniem
w nich bogacieję w sobie
każdego dnia
o świcie
Wojciech Kiełczewski Zanim iskra zgaśnie, Lublin 1988