Marek Jastrząb – Nowomowa i taśma

0
92

 Nowomowa

Czytałem teksty pisane językiem staromodnym. Zrozumiałym dla pokoleń zbliżonych do kończących nieświęty żywot. Wśród nich poruszałem się bez wysiłku i czułem się swojsko.

Lubiłem beletrystykę, jednak nie do fabuł mnie ciągnęło. Popychało mnie w kierunku czegoś niezabarwionego fałszem: faktów, szczegółowych opisów, niekwestionowanego realizmu, biograficznych i reportażowych ponderabiliów. W stronę treści ilustrowanych obrazami znanych i nieznanych malarzy, artystów o zamaszystym, a celnym ruchu pędzla, grafikami mistrzów ołówka, rysika czy rylca, spiętych klamrą trafnych komentarzy do rzeczywistej rzeczywistości.

Pochłaniałem także utwory z klasycznych półek: Balzaka, Prousta, Manna, Frischa, prozaików i  odnowicieli słów, wirtuozów rytmu zdań i szyku wyrazów; prekursorskich konstruktorów świata swojej wyobraźni. Odmalowywali go tak plastycznie i tak przejmująco sugestywnie, że nie mogłem nadziwić się, iż pozostali, pomniejsi i epizodyczni, wytykają im wady, szukają w nich błędów, mielizn, stylistycznych potknięć, starając się wykazać wyższość własnej nędzy nad ich językowym majsterstwem. 

Ale największą satysfakcję, wręcz rozkosz, odczuwałem, robiąc sobie okłady ze słowników, kompresy z encyklopedii, nurkując w odmętach relacji z przeszłości, w niuansowych głębiach oceanów Historii. Historii, która z każdą chwilą stawała się mniej obca, a bardziej zrozumiała.

Kiedy czytam książki pisane po współczesnemu i gdy  mam z tego powodu napad nostalgii, zaczynam tęsknić za nieniegdysiejszymi śniegami. Do głowy przychodzą mi wtedy obrazy z powieści Orwella Rok 1984. Migawki zdarzeń dotyczących prac nad nowomową. Nadpoprawą używanego języka.

Poprawą? Eliminacją pojęć raczej, które zostały ocenione jako zbędne, niesensowne, wymagające zastąpienia czymś w rodzaju myślowego skrótu.

Nowomowa, słowo tożsame z językową tandetą, chcący czy niechcący wżarło się w dzisiejszy lud, i opanowało niejedną strzechę. Podobnie do orwellowskiej, nasza, stosowana tu i teraz, podąża w stronę językowego ubóstwa. Redukcji środków wyrażania myśli. Zanikania sensów.

Jak wiadomo, słowa nie umierają, tyko niektóre wyrazy schodzą ze sceny. Przechodzą w stan chwilowego spoczynku. Wędrują do archiwum, a ich miejsce zajmują świeże. Pojmowalne współcześnie, są niekiedy lepsze od poprzednich. A niekiedy od nich gorsze. Lecz skoro niektóre  z bogatego repertuaru powiedzeń, mają wychodne z potoczności, nie oznacza, że należy o nich zapominać; wystarczy wydobyć je z ukrycia nazywanego lamusem.

 
Taśma z geniuszami

Przed wiekami, w czasach kobietonów rasy Dulskiej, wyroby Heleny Mniszkówny cieszyły się powodzeniem. Panny służące, kucharki i przekupki uczestniczyły w kulturze zajadając się romansami z wyższych sfer. Jednakże świat ruszył z kopyta i nastąpiły czasy, gdy obecny ktoś o niepozornym rozumku otrzymał od losu szansę na szersze zaistnienie: mógł tworzyć.

Wmówiono owym „ktosiom”, że są niepowtarzalni, wybitni, a nawet mądrzy. Że wszystko, co spłodzą, od razu będzie nieskazitelne. Że tylko głupcy przejmują się gramatycznymi zasadami. Albo dbają o interpunkcyjną poprawność.

Nie wszyscy uwierzyli we własną wszechmoc. Niektórzy oderwali się od kadzidlanych mrzonek i poczęli zgłębiać tajniki i subtelności procesu tworzenia. Poznawać historię i jej mechanizmy, a poznawszy prawidła rządzące literacką naturą, zaczęli aprobować fakt, że nie ma rozziewu pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością, gdyż obie, tak obecna, jak wczorajsza epoka, są zapowiedzią nadciągającej przyszłości.

Masowość tworzenia uważana jest (prawem kaduka) za pozytywne zjawisko, podczas gdy w dalszym ciągu aktualne jest zdanie Gombrowicza o hierarchii w sztuce: nie każdy może uważać się za artystę i nie jest to wymysł zakutej pały; nie da rady demokratycznie przegłosować wielkości talentu.

Natomiast skrzecząca rzeczywistość wyprzedziła realia i do głosu dorwała się ochlokracja przekonana, że milion wróbli zastąpi orła.

*

Gardzę umysłowymi imprezowiczami. Nie znoszę falsyfikatów i podróbek, tych, co  każdego dnia publikują wiersz i są przekonani, że jest on arcydziełem. W odróżnieniu od poetów  publikujących nieczęsto i zdających sobie sprawę, że wiersz, jak dobre wino, musi leżakować, nim zostanie zaprezentowany, influencerzy stanowiący współczesną odmianę wczorajszych elit, miotają swoimi wierszami bez opamiętania.

Obecni poeci internetowi zapominają, że współczesność jest kontynuacją przeszłości, że bez gruntownej, a nie powierzchownej wiedzy o niej, mogą być tylko oczytanymi analfabetami.

Dystansują się od tego rodzaju  stwierdzeń. Wolą iść własną drogą, odrzucać, negować, ośmieszać, co było przed nimi, przed czasem, gdy zaczęli gaworzyć. 

W internetowej poezji zapanowała powszechna i denerwująca maniera spłycania jakiegokolwiek przekazu. Zamiast zabrać merytoryczny głos we własnej sprawie, woli obnosić się ze swoimi egzystencjalnymi hemoroidami. Miast uczestniczyć w remoncie poetyckiego pałacu, woli gniazdować w zgrzebnym kartonie z umysłowymi nieokrzesańcami.

Nonsensowne reguły, normy sklecone z widzimisiostwa i chciejstwa, wędrują pod strzechy i do pubów z nieszczęsnymi poetami z przeceny. Poeci, zgrupowani w swoich sektach, bractwach od zespołowego chlipania, poeci rozproszeni po jaskiniach dla indywidualistów, śpiewający w chórze zapyziałków, zgrupowani w posępnych towarzystwach wzajemnej adoracji, połączeni solidarną zawiścią i niechęcią do poszerzania horyzontów, takie widzą świata koło, jakie tępymi zakreślają oczy, mówiąc językiem Mickiewicza, czyli językiem dla nich wykopaliskowym.

Zjednoczeni w ignorancji, w skrupulatnym zaprzeczaniu wszystkiemu, co jest im obce, niekompatybilne, w tym, czego nie pojmują, natomiast zgodni z tym, co kłóci się z ich brakiem wiedzy, wyobraźni, gustu, smaku, intuicji, zieją chuderlawą myślą, że są skrzywdzeni, zapoznani, odsunięci od koryta z literackimi profitami.

W tym miejscu godzi się zacytować słowa Czesława Miłosza: literatura dobra, zawsze jest współczesna. Dodać też trzeba, że literatura jest tylko wtedy dobra, gdy stanowi owoc pracy nad tekstem, gdy nie jest wyłącznie rezultatem ułudnego talentu. Talent, zdolność do odczuwania, są to zaledwie zajawki, rokowania, obiecujące wstępy do twórczego zaistnienia. Dobra literatura jest efektem żmudnej,  lecz koniecznej harówy poznawczej.

Bez poznawania świata i konsekwencji jego przemian, artysta jest tylko intelektualnym gołodupcem. Mieli tego świadomość i cytowany Mickiewicz i Miłosz, a wiedziały o tym pokolenia wszystkich ich poprzedników (herezja: wszyscy oni byli swego czasu młodzi!). Czyli: dzisiejsi cyniczni poeci, staną się jutro tak samo zbędni, jak ci, z którymi walczą, a zastąpieni przez nowych, zrzędzić będą na upadek poetyckich obyczajów.

Ogłaszają je bezkrytycznie, od razu i bez zastanowienia. W ten sposób stają się intelektualnymi terrorystami. Fanfaronami uwielbiającymi zwracać na siebie uwagę, być w centrum artystycznego tumultu, zabierać apodyktyczny głos w dyskusjach o czymkolwiek związanym z dziedzinami, o których mają zerowe pojęcie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko