Anna Nasiłowska – Autor i jego prawa

0
111

         Dzień Książki i Praw Autorskich, przypadający 23 kwietnia, w tym roku spędziłam kreatywnie: na konferencji organizowanej przez stowarzyszenia Kreatywna Polska, poświęconej unijnej dyrektywie DSM. Skrót brzmi tajemniczo, komuś może skojarzyć się z nazwą rzadkiej choroby, komuś innemu przyjdzie do głowy jakaś praktyka seksualna… Jesteśmy zarzucani ciągle nowymi  anglojęzycznymi skrótami, musieliśmy się nauczyć co to CD (płyta, ale na samochodzie – korpus dyplomatyczny), czy PTSD (zespół stresu pourazowego) czy AA. Zaś DSM to Dyrektywa Praw Autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym i chyba nie trzeba się tego uczyć jako skrótu, tylko po prostu zastosować. Dawne prawo autorskie dostosowane było do sytuacji, gdy teksty literackie udostępniało się tylko na  papierze, w pismach lub książkach, malowało się na płótnie, muzykę grało się na żywo, ewentualnie w radio lub  na płytach, a filmy fabularne oglądało się w kinach. Teraz wszystko działa inaczej, książek sprzedaje się mniej, ale funkcjonują ebooki, dynamicznie rozwija się też rynek audiobooków, muzyki słucha się na telefonach i z internetu, a do kina chodzi się rzadko, bo wygodniej obejrzeć sobie serial leżąc we własnym łóżku, bez wychodzenia z domu.

         Palący problem dotyczy właśnie branży filmowej. Polska jak jedyna wśród krajów Unii Europejskiej nie wdrożyła dyrektywy DSM, co pociąga za sobą przykre skutki dla wszystkich pracujących w branży filmowej: brakuje przepisów, na podstawie których polscy twórcy mieliby być wynagradzani, gdy film oferowany jest poza Polską na platformach streamingowych. Trudno naprawdę pojąć DLACZEGO tej sprawy nie uregulowano: zagraniczne tantiemy filmowców nie pociągają żadnych niekorzystnych skutków dla tej branży w Polsce, przeciwnie – powodują wzrost podatków a na produkcję polskich filmów wpływają korzystnie, gdyż scenarzysta, reżyser czy aktor zwykle ma okresy posuchy, gdy skończył się udział w jednym projekcie, a następny jeszcze się nie rozkręcił albo trzeba na niego poczekać i wtedy tantiemy mogą go ratować. Przy czym DSM to nie narzucone „prawo unijne”, jakaś zewnętrzna przemoc, ale dyrektywa porządkująca rynek europejski, na podstawie której trzeba znowelizować istniejące w prawie polskim przepisy prawa autorskiego, które powstawały w okresie, gdy nie było komputerów, a potem  tylko dodawano pewne pola eksploatacji, niektóre zresztą już nieaktualne. Nasuwa się pewna odpowiedź na pytanie o przyczyny trzech lat opóźnienia. Wielkie platformy wcale nie są zainteresowane tym, żeby zacząć płacić. Po jednej stronie są interesy twórców, w tym bardzo małe honoraria na przykład dla odtwórców ról epizodycznych, po drugiej – interes handlowy wielkich, światowych graczy w branży medialnej.  Kto jest silniejszy?

         Ten sam konflikt już raz pojawił się w przestrzeni publicznej pod postacią sporu o ACTA – wtedy zmanipulowana część opinii zaczęła wypowiadać się za zniesieniem prawa autorskiego jako „nienowoczesnego”. Niektórzy wierzyli jeszcze w mit, że internet może dać wszystkim wszystko za darmo i nie przejmowali się faktem, że dzieło ma konkretnego autora, który musi z czegoś żyć. Wciąż ważą się różne koncepcje komercyjnego korzystania z dzieł kultury, z reguły indywidualny twórca jest w tym sporze stroną najsłabszą, choć to on stoi za ideą, wykonaniem, myślą – ale nie on zajmuje się funkcjonowaniem gotowego utworu na rynku,  robi to wydawca, księgarz, właściciel galerii sztuki, wytwórnia fonograficzna lub serwis internetowy.  Nawet w wypadku papierowych książek, które są wytworami materialnymi, więc łatwiej je policzyć, kontrola nad dochodami ze sprzedaży nie jest prostą.

         A co by było, gdyby przestały nie funkcjonować prawa autorskie? W XIX wieku wydawcą był często księgarz,  była to relacja konkretnych osób, regulowana umową. Potrzeba międzynarodowej kodyfikacji prawa autorskiego wyłoniła się wraz z powstaniem masowych nakładów. W 1886 roku podpisano międzynarodową Konwencję Berneńską, zobowiązując się do respektowania zasad takich jak poszanowanie dla integralności  utworu i wypłacanie wynagrodzeń odpowiednich do zysków czerpanych przez udostępniającego utwór. Co do zasady – niewiele się od 1886 roku zmieniło i dzisiejsze prawo autorskie idzie tą drogą. Były jednak państwa, które do Konwencji Berneńskiej nie chciały przystąpić. Należało do nich Imperium Rosyjskie, gdyż logika imperialna jest zawsze podobna:  tłumić wolność słowa, hamować wolny przepływ myśli, opinii i dzieł, a przede wszystkim, gdzie się da, nie pozwolić poddanym na inne dochody niż te otrzymane z łaski panującego, bo  zawsze można je zabrać. 

         Dotknęło to bezpośrednio Henryka Sienkiewicza, który urodził się na Podlasiu, czyli był obywatelem rosyjskim. Sieniewicz żył z druku swoich utworów w prasie w odcinkach i kolejne powieści ukazywały się równolegle w pismach zaboru rosyjskiego i austro-węgierskiego.  Ale z funkcjonowaniem jego książek w przekładach na inne języki był problem, Trylogię na języki obce tłumaczył kto chciał, skracając i przerabiając, a autor nic nie mógł zrobić. Quo vadis miało więcej szczęścia, zostało dobrze przełożone na francuski i na angielski i do dziś ta książka jest pamiętana. Ale na przykład we Włoszech od początku funkcjonowały tylko marne przeróbki, dziś Quo vadis ma formę komiksu, co budzi zdziwienie i irytację: czy naprawdę coś takiego zasługiwało na literacką nagrodę Nobla? Z takim pytaniem ze strony studentów spotyka się co jakiś czas moja koleżanka, profesor Monika Woźniak z Uniwersytetu La Sapienza w Rzymie. Zainteresowała się też jak wygląda Quo vadis w Ameryce Łacińskiej. W Brazylii – same komiksy, co najmniej trzy, ale brak wersji pełnej, literackiej.

         Taką historią z dziedziny praw autorskich zamierzałam wpłynąć na Ministra Kultury Bartłomieja Sienkiewicza, by zajął się implementacją DSM, ale to już nieaktualne, gdy zdecydował się kandydować do Europarlementu. Będzie nowe kierownictwo, trzeba będzie pomyśleć o nowych argumentach. Sprawa jest pilna, gdyż obecnie łączy się  – znowu skrót – z AI czyli zastosowaniem sztucznej inteligencji. To nie jest pieśń przyszłości, już dziś rozmawiamy z chatbootami, a sztuczna inteligencja od dawna na podstawie różnych naszych decyzji w Internecie podsuwa dla nas reklamy i oferty. Nowością stało się udostępnienie systemu generującego wypowiedzi, jak czat GTP i inne, które potrafią w ciągu kilku sekund zaproponować wypracowanie na dowolny temat albo nawet wiersz. Wychodzi zabawnie: moje córki zamówiły  panegiryk na mój temat i otrzymały dość okropne, rymowane wierszydło, w którym  przypisano mi autorstwo utworu O krasnoludkach i sierotce Marysi. Było dużo śmiechu. To się jednak będzie rozwijać i niestety grozi mam, że wiadomości w serwisach internetowych pisać będą nie dziennikarze, ale automat (to się już dzieje). Może się też okazać, że rynek książki zostanie zalany wygenenerowanymi sztucznie powieściami, których nie pisał żaden autor. A ponieważ już teraz duża część rynku książki to utwory ledwie „książkopodobne”, literatura tworzona przez autorów może zostać zepchnięta na margines. Coraz doskonalsze programy uczą się na tekstach konkretnych autorów i to też budzi niepokój i po prostu wymaga regulacji prawnych.

         Chcielibyście Państwo przeczytać ten felieton, gdyby napisał go automat, a nie konkretna osoba? Myślę, że nie.

Anna Nasiłowska – poetka, pisarka, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN, od 2017 roku Prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Opublikowała kilka zbiorów wierszy, tomy prozatorskie „Domino. Traktat o narodzinach”, „Księga początku”, „Czteroletnia filozofka”, powieść o wojnie polsko-bolszewickiej „Konik, szabelka”. Jest autorką kilku podręczników historii literatury, ostatni to „Historia literatury polskiej” (2019), przetłumaczony na angielski przez Anną Zaranko i opublikowany przez Academic Studies Press w Bostonie. Napisała cztery biografie, których bohaterami byli para Jean-Paul Sartre i Simone de Beauvoir, Maria Pawlikowska- Jasnorzewska, dwóch zasłużonych dla Polski Japończyków – Ryochu i Yoshiho Umeda oraz Sławomir Mrożek.  Ta ostatnia książka otrzymała tytuł „Książki roku 2023” przyznany przez miesięcznik „Nowe Książki” oraz „Książki. Magazyn Literacki”. 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko