Michał Piętniewicz – Wyimek

0
106
Michał Piętniewicz


To dziwne, nawet nie zdajemy sobie sprawy, że każdy, dosłownie każdy dzień jest prezentem od Boga i może on być ostatnim nie tylko dla nas, to pal licho, mała strata, ale dla naszych bliskich, dla tych, których naprawdę kochamy. Kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, są twarde i elastyczne, mężczyźni są z reguły o wiele bardziej delikatni, poza tym to kobiety są odpowiedzialne za cały ten cyrk, który mamy. To im zawdzięczamy świat ów. Niektórzy mówią o życiu, jak o wspaniałej przygodzie. Ale cóż to za przygoda, która prawie zawsze kończy się albo mniejszym albo większym rozczarowaniem. Jedyne jeszcze, co uratować może, to wakacje i świecące słońce, ale i ono nie pomoże, kiedy baba opuściła i pozostaje jedynie jeżdżenie co roku do Kątów Rybackich na samotny wojaż.

Księża, zakonnicy, nie daj Boże biskupi, prezebiterzy, diakoni i cała reszta – z tego urzędu mają specjalny przywilej, aby mówić, co Bóg lubi jeść na śniadanie, co na obiad a co na kolację i o której godzinie chodzi spać – skrzętni i skrupulatni biografowie Absolutu. Zastanawiam się, ile ten z punktu widzenia logicznego, nie bójmy się powiedzieć, wielki absurd, jeszcze potrwa. Najpoważniejsza w tym wszystkim rzecz: uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i czytać ciągle Pismo św. i przestać słuchać tej całej klechowni.
Podobno jest taka cierpienia granica, za którą się szczęście wielkie zaczyna, ale od czego to zależy, Bóg jeden wie, prawdopodobnie od naszej pracy, która przeważnie nie zostaje doceniona. Nic bardziej nie powoduje we mnie odruchu wymiotnego, aniżeli polityka, ale to właśnie przez tych, co się ową zajmują, jestem najbardziej lubiany… Być może dlatego, że gdyby tylko tacy jak ja żyli na tej planecie pełnej łez i krwi, mielibyśmy raj. Znam jednego wybitnie utalentowanego profesora, który schronił się w pewnej placówce i udaje debila, uznał, że to najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę okoliczności powyższe. Trwa walka kobiet z mężczyznami, wynik jest z góry przesądzony, babony są nie do zdarcia, nawet po śmierci. Po kilkudziesięciu latach nieudanego pożycia małżeńskiego (bo udane pożycie małżeńskie nie istnieje), prof. W złożył mi w sposób zaowalowany propozycję homoseksualną, którą rzecz jasna zignorowałem. Wobec mojej osoby mogą być stosowane strategie albo zupełnego otwarcia i spowiedzi albo milczenia: obie są w gruncie rzeczy podyktowane tym samym odruchem zaufania. Piętniewicz, może i jesteś pojebany, ale w gruncie rzeczy jesteś najnormalniejszy z tej całej wycieczki w wesołym autobusie. Chuj, że nikt Ciebie nie zauważył, najpierw była to Ewelinka, która kopnęła Ciebie w dupę, potem był to alkoholik – jąkała Waldek, więc w rzeczy samej możesz o sobie mówić, jako o człowieku sukcesu i bić sobie brawo, najlepiej bijąc konia… Będę miał wesoły żywot z Kiernejo: wszędzie kotki, pieski, papużki, wesoły żywot szalonego naukowca. Dla jakiejś garsteczki to, co robię, jest ważne, ale marzenie o pociągnięciu ze sobą milionów jest nierealne, albowiem miliony nie myślą, tylko podążają za tłumem. Smutno mi kurwa po śmierci Żurakowskiego, to był jedyny mądry człowiek, jakiego znałem. A już minęło kilka lat, rozjebał mi się związek, przestałem pić, odchodzą ludzie z mojej przestrzeni, nie przybywa nowych. Dlaczego wiersze swe za bezcen oddaję na pchlim targu? Albowiem uwielbiam ostentację, która dodam, nikogo już ani grzeje ni ziębi. Jestem zbyt dowcipny na to, aby posiadać prawdziwe poczucie humoru. Piętniewicza nikt nie lubi, bo większość tych pierdół i safanduł pozbawiona jest talentu. Gdybym nazywał się Kopkiewicz, byłbym  jedynie bardzo zdolnym, na wskroś polskim i na wskroś zlewaczałym literaturoznawcą. Nazwisko Piętniewicz niesie ze sobą zbawienny gwarant nieistnienia, gdyż albo od wszystkich głupszy jestem albo od wszystkich mądrzejszy, albo jedno i drugie naraz, co jest możliwe jedynie u poety. Nazwisko Kunz z kolei to świetne, wybitne wręcz nazwisko dla uczonego. W momencie, kiedy w kimś się odbijasz i odbicie owo stawia ciebie w rzekomej prawdzie, najczęściej podyktowanej przez rzekome prawidła tego, obiektywne, pierdol takie odbicie, bo tamte panie i tamci panowie, nigdy tobie nie pozwolą być sobą, albowiem na gębach mają jeden tylko postulat: różnorodności, co oznacza zawsze de facto zastygnięcie w jednej, osądzającej, wyższościowej pozie. Stanowczo zbyt wiele zawodów doświadczyłem i nazbyt wiele ran mi zadano, abym teraz mógł być zdrowy. Mam jakąś skurwysyńską intuicję co do ludzi i towarzyszącą jej, równie skurwysyńską słabość, która najczęściej czyni mnie biernym bądź wydurniającym się.
Od momentu katastrofy życiowej, czyli rozstania z Ewelinką, skazany jestem na Waldka, który najprawdopodobniej ze swoim, równie ściemniającym co on, kolegą Andrzejem, dawno nie żyją. Zresztą wielu w Zwisie jest takich – wyglądających pojebanie młodo jak na swój bardzo niekiedy zaawansowany wiek. Jak któryś z tego przyczółku diabła uczciwie umrze, wystawiają mu huczny pogrzeb, okraszony równie huczną stypą. Waldek do dzisiaj robi mi różne psikusy, jestem wobec nich bezradny, bo ja stety czy niestety, żyję jednak i cholera, zmieniam się  w czasie, starzeję, co nie może zabić jednak we mnie wewnętrznego, zmasakrowanego zresztą przez różne okoliczności życiowe, dziecka. Czymże jest mądrość, którą tak kocham i której tak potrzebuję, jeśli nie wyrastaniem wprost z ziemi albo trudem cierpliwego oracza? Moja żywotność, obawiam się, wyrasta wprost z nieba, dlatego jedynie mogę mniej lub bardziej udolnie naśladować mędrców trud, ale nigdy nie będę tacy jak oni, albowiem nie w mojej naturze leży bycie mędrcem. Nigdy za ziemią prawdziwie nie tęskniłem, nigdy ziemi prawdziwie nie kochałem, ziemi jedynie pragnąłem i uparcie, notorycznie jej pożądałem, mając w siebie wpisaną tęsknotę najistotniejszą: za prawdziwym niebem, za prawdziwą miłością, która jednak, co tu nie kryć, aby być prawdziwą, musi z ziemi stety czy niestety wyrosnąć. To mój błąd podstawowy: że w życiu ziemskim wektor chcę odwrócić, co jest niemożliwością i kretynizmem, dlatego zapewne na drodze swej spotkałem wielu figlarzy, którym w smak taka zabawa, wypełniająca ich realną nudę. Powiedzieć, że człowiek drugi jest tajemnicą, to nic nie powiedzieć, powiedzieć, że czegoś nie ujawnia, to niczego nie ujawnić, powiedzieć, że ktoś się dobrze czuje w tym bądź tamtym towarzystwie, to minimalnie przybliżyć się do jego sytuacji. Prowadzić rozmowy głębokie? Nie od dziś wiadomo, że pisarz ma gębę zamkniętą na kłódkę i może jedynie tam czarodziejski pyłek rozsiać, bądź tam kwiatuszka zasadzić, czy gdzieindziej wyprowadzić pieska na spacer, tyle może, więcej nie może, bo mu regulamin jego powołania, służby, pracy zabraniają, albowiem mając czarny pas w komunikacji, najlepiej zrobi, gdy nic nie będzie robił. Między ludźmi rzecz jasna, bo w swojej celi i burdeliku swym zacisznym, niech gusła swe odprawia, ku pokrzepieniu choćby jednego, zdruzgotanego serca. Pisarze spotykają się głównie po to, aby się nie spotkać, rozmawiają w tym w celu, aby się nie rozmówić. Pisarz żyje w pierdlu swej nadświadomości językowej – bardziej zsocjalizowani są więźniowie, którzy zamieszkują rzeczywiste pierdle. Nie dziwi mnie w ogóle słaba, społeczna obecność literatury – zrozumcie w końcu wy infantylni moi koledzy po piórze, zakochani w sobie egocentrycy, że ludzie potrzebują normalnej, żywej rozmowy, normalnego życia, a nie waszych wydumanych dziwaczności, ułomności waszej, nawet gdyby była genialnością, cóż to szczęśliwemu człowiekowi pomoże? Świat jest do kochania, a nie do zastanawiania się nad nim, nad myśleniem w tą czy w tamtą, kto kocha prawdziwie, nie napisał nigdy ani strony – spójrzcie na Sokratesa, spójrzcie na Jezusa, przestańcie oczekiwać od ludzi, że będą podziwiali waszą nienawiść, wasze zgorzknienie, waszą infantylną, żałosną, roszczeniową postawę przerośniętych dzieci.() A jednak to powiem: świat bez literatury jest kompletnie pozbawiony głębi i do szczętu skretyniały, jest płytki, pusty, płaski jak naleśnik, bezmyślny, idiotyczny. Mnie, który to widzi, pozostaje jedynie prowokacja albo w jedną albo w drugą stronę, która i tak w niczym nie pomoże ani niczego nie zmieni, albowiem rozmowa ze ślepym o kolorach wymaga bardzo dużej wyobraźni (ks. Twardowski to potrafił robić). Ja tego czynić nie potrafię tak dobrze, jak on o ile w ogóle, dlatego temu wbiję szpilkę, tamtemu podłożę pinezkę, tamtego ukąszę, tego ugryzę, ot, nieudolne naśladowanie Sokratesa, albowiem on naprawdę miał coś do powiedzenia, ja jedynie wyrażam własne opinie i sądy, a to potrafi każdy byle dureń. Te wszystkie wycieczki z Ewelinką, do Szczawnicy, do wąwozu Homole, nie mówiąc o wielu wycieczkach zagranicznych, Grecja, Włochy, to powoduje między innymi pomieszanie zmysłów, pytanie, jaki był cel w tym wszystkim, dlaczego tyle pracy poszło na marne, coś jak moje prawo jazdy zresztą, dlaczego tak nie szanuję swojej wydatkowanej energii, dlaczego nie mam żadnych pretensji do nikogo, dlaczego mnie opuściła? Maciek, a propos Pań W i W, czy lizałeś im dupy, że ciągle o nich napierdalasz? Jebani, od początku mieliście mój kompleks, niechże was sprawiedliwe piekło niebytu pochłonie, bo od początku waszego bytu w czterech murach tego polonistycznego pierdolnika, nie powiedzieliście ani jednej, ciekawej rzeczy. A teraz niechże Wam pokażę mój ubrudzony śmiertelną toksyną język, gówno możecie mi zrobić, albowiem mój diagnosta orzekł ongiś wyraźnie: ten człowiek jest poważnie chory. Piętniewicz, Ciebie zdecydowana większość notorycznie unika, im więcej robisz, im lepiej to robisz, tym większa ze strony tzw. środowiska obojętność i permanentne dymanie Ciebie. Z wszędobylskiego gówna we mnie walę samymi kryształami, nie dajcie się zwieść, że nie są czyste, nawet jeśli są obsrane.

Moje outsiderstwo jest totalne, ale zaprawdę powiadam Wam, kiedyś Was rozwalę, gdybym miał miotacz ognia… Nie zgłębisz tajemnicy życia, jeśli wpierw nie podasz dłoni Chrystusowi. Nauczcie się nowego języka tępole, albowiem język, który dał Jezus, wiecznie będzie nowy. Nie bać się gówna, które masz w sobie, po prostu wysraj je, stań w prawdzie swojego gównianego oblicza. Jezus podetrze Ci dupę. Kiedyś byłem genialnym poetą, co Bóg zresztą słusznie mi odebrał, teraz mam zadatki na genialnego klechę. Nie ma sztuki słowa głębszej aniżeli poezja, wszelkie inne formy są słowne są mniej lub bardziej zakamuflowaną irytacją, mniej lub bardziej zakamuflowanym wkurwieniem maskującym brak czegoś prawdziwego do powiedzenia. Nigdy się grafomanie nie usprawiedliwiaj z tego, co napisałeś, jak masz dać w gębę, daj w gębę i odejdź, najwyżej nazajutrz obudzisz się w tym bądź innym pierdlu, ale nie żałuj. Moja udawana, teatralna megalomania, jest żałosna, Piętniewicz wciąż jawi się jako taki, smaki, owaki, duży, wielki, największy, wszystko to prof. Pimko dawno już pokazał. Co jest najłatwiejsze? Wskoczenie na cudzą słabość. Czemu nigdy tego nie robiłem?

Bo się sam wystawiałem na ciosy i tęgo obrywałem. Język debaty publicznej jest totalnie do dupy, ale najpierw trzeba się go nauczyć, aby móc nim walczyć. Kochając bracie jedynie prawdę i zdrowy rozsądek, nie masz szans na karierę w obecnym świecie. „Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą piosenkę?” Wiedzą to ci wszyscy, którym brakuje smaku. Jestem samotnym, smutnym Panem Bogiem z ul. Gurgacza 7/37, założę się, że żadna panna do mnie nie przyjdzie bez makijażu, panny nie lubią nieudacznych, smutnych, samotnych Panów Bogów, którzy nie masują czorta tego świata po dupie. Te wszystkie wasze obłudne pojęcia i spory, sprawiły, że zapomnieliście o tym, kim jesteście, wy już nie jesteście ludźmi, śmiem twierdzić, że jesteście buce przeklęte gorsi od małp. Rasista, homofob, gej i pizda – dzisiejszy świat w czterech słowach. Co jest ważniejsze? Uznanie ze strony ludzi, czy ludzie, to mi się zawsze niestety kiełbasiło, idź już spać Piętniewicz, oddaj Bogu swój sen. Kochać ludzi, nawet kiedy nie głaszczą twojej pizdy? Najtrudniejsza ze sztuk dla infantylisty, czyli niemal każdego artysty. Mężczyzna jest przeważnie zafiksowany na punkcie swojego dzieła, kobiet natomiast na punkcie życia, ale w mężczyźnie zawsze najbardziej podziwia jego dzieło. To są prawidła odwieczne, które nigdy się nie zmienią, dopóty trwać będzie postać tego świata. Mężczyzna zabiegający o kobietę jest idiotą. Czym staje się sztuka konwersacji w wieku późniejszym? Sztuką szermierki. Przynajmniej teraz, w skretyniałych do imentu czasach. W życiu zawsze lepiej odnajdzie się postmodernista aniżeli esencjalista, choć to esencjaliści są bliżej życia – postmodernistów albowiem bardziej zajmuje kolor spodni, aniżeli ich krój, fason. Pokonać Lamprechta jest tak bardzo prosto, bo on nie umie, nie umie, nie umie, nie potrafi, ale jest księdzem. Pamiętaj siostro i bracie, zanim zaczniesz osądzać, mądrzyć się, wybrzydzać, że Graal to prosty, nieatrakcyjny, zwykły, skromny, drewniany kielich. Taki kielich wybrał Bóg, lecz ty skurwielu wybierasz zawsze taki, który lepiej wygląda, bo nie ów kielich jest ważny, ale ty. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji (kretyna), że nikogo nie zawiodłem, albowiem jak może zawieść ten, kogo nigdzie nie ma i w niczym nie jest decyzyjny?  Tak chcę żyć, tak kocham wolności, tak nie znoszę przymusu. Im starszy jestem, a niestety jestem już staruchem, zrozumiałem, że wszelkie odniesienie, negatywne może przede wszystkim, bo te pozytywne to często pozór, cwaniactwo, grzeczność wystudiowana, jest wielkim wyróżnieniem. Albowiem prawdziwy podziw wynika najczęściej z zazdrości – tak stworzone jest już to biedne pisklę człowiecze. Czymże zatem jest odniesienia brak całkowity? Byłby że on niczym innym, aniżeli domysłem, hipotezą, czymś nie falsyfikowalnym, nie mającym potwierdzenia w empirii, ergo nie noszącym znamion twardego dowodu naukowego, stąd nie mającym podstaw  bytu społecznego. Być może zamiast narzekać, że cię nigdzie nie ma, ciesz się, że nie istniejesz. Ileż językiem można spierdolić, trwa wielka bitwa bracie. Na dzisiejszym spotkaniu Pan D wypowiedział wiele sądów naiwnych i de facto powinien on wiedzieć, że dylemat, co było pierwsze: jajko czy kura, język czy rzeczywistości, jest de facto nierozstrzygalny. Pismo słusznie uczy, iż słowo było na Początku, albowiem wszelka sytuacja międzyludzka jest najpierw komunikacyjna. Najbardziej lubiani są rzecz jasna artyści, czyli durnie, którzy dysponują skończonym i fajnym repertuarem środków, a to, że niczego z tego świata nie rozumieją, jest bez znaczenia dla ich odbiorców, bo są po prostu fajni. Ludzie, którzy wybrali ludzi, zamiast języka, najczęściej nie rozumieją ludzi, którzy język wybrali zamiast ludzi. Ileż pretensjonalnej poczciwości wśród poetów różnych, laureatów mało znaczących nagród  ogólnopolskich, w katastrofalnych sądach, że język oszukuje, kłamie, itp., co świadczy jedynie o ich indolencji w rozumieniu w tego, co czytają. Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać z diabłem. Z ludem ciemnym gram w bardzo nieciekawą grę, najchętniej bym rozpierdolił to całe towarzystwo na cztery wiatry. Może mi ktoś wyjaśni, o co tutaj chodzi?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko