Piotr Wojciechowski – WYBÓR ADELI

0
131

    Kataklizm –  znowu wojna. Czy liczne wojny. Nie spodziewałem się, że znów będę musiał uczestniczyć w wojnach, które wybuchły. Jest ich parę. Lokalna wojna, krwawa i okrutna, toczy się już od kilku tygodni na ziemiach sąsiedniej Ukrainy. Jakby w odbiciu lustra, w przestrzeni słowa, informacji, filozofii, emocji toczy się wojna globalna – wojna o prawdę dotyczącą zbrojnych zmagań, wojna o uzasadnienie napaści, o rozpoznanie prawne i moralne sytuacji, wojna przeciw cynicznemu kłamstwu  – o winę i karę, wojna o prawdę i sławę. Państwo – czy carstwo – Putina ukazuje się nam jako kraj mroku. Popierający Putina wiernopoddańczy adres rektorów rosyjskich uczelni to dokument z dna ciemności, dorównują jego podłości chyba tylko głoszone od ołtarza kazania patriarchy moskiewskiego Cyryla.

     Na styku wojny słowa i tej drugiej – wojny krwi i ognia, toczy się burzliwy proces nowego formowania narodu ukraińskiego. Wojna staje się dla tego narodu nowym mitem założycielskim, z krwi i ognia wyłania się nowy panteon bohaterów, którzy przesłonią  Chmielnickiego, Mazepę, hetmana Skoropadskiego,  Petlurę, Banderę, bohaterów Majdanu. Formują się legendy obrony Charkowa, Mikołajowa, legendy męczeństwa Mariupola i Czernihowa. Bohaterskie miasto Chersoń. Żołnierze, politycy i cywile, których czyny pozostaną w podręcznikach historii. A to sumuje się z wojennymi rodzinnymi historiami ucieczek i rozstań, nieznanych grobów, nieoczekiwanych ocaleń. 

  Odwraca się karta w księdze dziejów, zaczynamy żyć w innej epoce. Następuje przewartościowanie wielkich przestrzeni mitosfery, bo sąsiadująca z Nową Ukrainą postsowiecka rosyjskość nie będzie już mogła utrzymać w mocy, dwu filarów swojej tożsamości – legendy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i mitu Trzeciego Rzymu. Dziś mundur rosyjskiego żołnierza okrył się niesławą w pełnej zbrodni bratobójczej wojnie. Jednocześnie  moskiewska autokefalia sprzeniewierzyła się światłu Chrześcijaństwa przez wielokrotne i bezkrytyczne akceptowanie imperialnej awantury.  

   Nie ja jeden mam pewność,  że żyjemy w momencie dziejotwórczym. W okopach na przedpolu Kijowa, w bunkrach Putina, decyduje się, w jaką epokę wejdzie wiek. Optymizm rodzi fakty, dlatego nie chcę myśleć o takiej dla Polski przyszłości, w której przypadnie jej los kresowej europejskiej twierdzy na granicy moskiewskiego supermocarstwa. Wierzę mocno, że spełni się cud i Ukraina stanie się państwem demokratycznym, a jej obywatele będą żyć dostatnio i podróżować bezpiecznie po całej Europie. Jej byt będzie gwarantowany przez potęgi Zachodu, bo tylko tak obroni się Europę przed Wschodem. Jak pisarz mający jakieś doświadczenie w political fiction widzę Ukrainę przewodzącą grupie suwerennych państw na Wschód od Polski. Oto  Prusy Książęce, które zrzuciły rosyjską wojskową czapkę, odrzuciły imię bolszewickiego komisarza Kalinina i weszły w szereg państw bałtyckich, czerpiąc wzory kulturowe z kontaktów z całą Skandynawią. Dalej Białoruś nareszcie bez Łukaszenka, z panią Cichanouską rozpoczynającą drugą kadencję prezydencką. Dalej kwitnąca, potężna i piękna Ukraina, roztropnie inwestująca rosyjskie złoto z miliardowych kontrybucji wojennych. Ukraina znowu władająca Krymem, rozwijająca łańcuch nowych krajów Południa, winnic, słonecznych sadów brzoskwiniowych, spokojnych wczasowisk, kolorowych festiwali kultury – od Mołdawii, przez ukraiński Krym i suwerenne Hetmaństwo Kozackie ze stolicą w Krasnodarze, po Armenię i Gruzję.

   Fajnie pomarzyć, ale to może się ziścić!  Wróćmy do dnia dzisiejszego, do  Polski.

   Przed dwoma tygodniami zadzwonił do mnie Maks, nastoletni kuzyn. Ze zdziwieniem dowiedziałem się, że Adela, jego matka, zabrała go na strzelnicę. Ćwiczyli obsługę broni, strzelali do celu z karabinu i krótkiej broni. Maks martwił się, że nie strzela tak dobrze, jak mama. Z Adelą i jej synem komunikuję się rzadko, głównie to kartki świąteczne. Dzielna czterdziestoletnia wdowa, mieszka w wielkim mieście, samotnie wychowuje syna, jest cenionym pracownikiem państwowej służby weterynaryjnej.

   Zadzwoniłem wczoraj do Adeli. Okazało się że dzień po dniu jedzie na jeden z punktów granicznych i 12 godzin szczepi zwierzęta, które przywożą do Polski uciekające przed wojną kobiety. Opowiada o psach, które są teraz ważne, bo nie ma już domu. Opowiada o setkach ludzkich losów, o  biedzie jadącej z jedną reklamówką i dzieckiem na ręku. Adela nie była nigdy uczestniczką społecznych organizacji pomocowych. Los włączył ją w sprawę, a ona podjęła to godnie. Odwiedza kobiety z granicy w sali gimnastycznej szkoły w pobliżu swojego domu – tam, w zaimprowizowanej noclegowni zatrzymują się uciekinierki, na dzień, na tydzień czasem. Adela przynosi im środki higieny dla kobiet i dzieci. Aby psy nie były głodne, Adela zorganizowała internetową zbiórkę karmy. Z entuzjazmem mówiła, że tak dużo, bardzo dużo ludzie dają.

 Fragment wiadomości internetowej od przyjaciela – z niewielkiego miasta na Śląsku: rozmawiam ostatnio z paroma osobami będącymi blisko MSZ i środowisk mających trochę lepsze oczy i uszy. Według nich wygląda na to, że na naszych oczach wywrócił się jakiś paskudny geopolityczny deal, w którym Ukraina była skazana na pożarcie. Widać, że Niemcy dążyły do jakiejś paranoicznej umowy z Rosją ponad głowami Europy Środkowej.

   Z wcześniejszych wiadomości od tego samego nadawcy wiem, że odłożył ślub, bo postanowili, aby wyremontowany na wspólne życie dom dać na razie Ukraince z trzema córkami. Dwie poszły już do polskiej szkoły, trzecie do przedszkola. Potrzebne są gry planszowe w języku ukraińskim.

Tu wtrącić muszę – groźną pogłoskę o postawie Niemców uzupełnić muszę bezpośrednią wiadomością od przyjaciół z Północnej Nadrenii-Westfalii, z małego Hueckenswagen. Tu świetnie i na dużą skalę zorganizowano wysyłanie żywnościowych paczek do Ukrainy. Standard – 9,9 kg w kartonie, olej, ryż, makaron eyc. Miejscowi Polacy zbierają także wózki dziecięce dla kobiet, które uciekły od wojny, wózki nie mieściły się w autach i zatłoczonych pociągach.

   To tylko parę uwag, sygnały, że  musimy na nowo formułować swoje kulturowe i emocjonalne relacje z tym, co rosyjskie, z tym, co ukraińskie. Nieoczekiwanie Polacy dowiadują się czegoś o swojej dobroci, budzi się coś, co ledwie zdążyło się narodzić w stanie wojennym lat 80-tych.  Polska staje się nie tylko „dobrą siostrą”, ale  wielkim zbiorowym świadkiem historii. Jest świadkiem exodusu kobiet, ale także świadkiem wojny, w której bracia tak do siebie podobni polują na siebie  zaciekle.

 „Dobra siostra” została przez historię postawiona w sytuacji dwuznacznej moralnie. Może pomagać, bo jest włączona w ponadnarodowe związki wojskowe i polityczne. Ale ta cenna, dająca pozór bezpieczeństwa solidarność z pozostałymi uczestnikami związków sprawia, że nie jesteśmy w pełni solidarni z Ukrainą, nadal handlujemy z Rosją, płacimy jej za surowce energetyczne, nadal przez Polskę jadą kolumny TIR-ów. Oblepia nas brud tej wojny, która jest jednocześnie lukratywnym biznesem  dla handlarzy bronią, dla tych co spekulują na systemie sankcji, wahaniach cen i kursów walut.

   Ta wojna pokazuje, jak tania jest ukraińska krew. Tania, nie warta zbyt dużych kłopotów z surowcami, energią, płatnościami. Błogosławię fakt, że jesteśmy w Unii Europejskiej i w NATO, przeklinam to, że mało możemy zmienić w  nastawieniu tych potęg do naszej wojny. Dla tak wielu ta wojna jest obojętna. Albo potrzebna. Krew jest smarem historii, daje przyśpieszenie karierom, biznesom, zmienności politycznych układów.

Jestem dzieckiem wojny, kiedy szedłem do szkoły w Lublinie  jesienią 1944, miałem o wojnie dość bogatą wiedzę, żyję z nią do dziś, nie wychowałem się pod szklanym kloszem, słuchałem tych, co widzieli obóz na Majdanku, widziałem rewizje Gestapo w domu, trupy płynące Bystrzycą, wąchałem pożary, głodowałem. Wychowanie uchroniło mnie od nienawiści. I dlatego będę się upierał, że jesteśmy odpowiedzialni  za to, aby próbować uchronić od nienawiści pamięć pół miliona ukraińskich dzieci, które schroniły się w Polsce. Jesteśmy – my, pisarze, nauczyciele, wszyscy społecznie i medialnie aktywni, odpowiedzialni także za pamięć polskich dzieci, które będą rosły ze wspomnieniem wojny, zobaczonej w mediach – krwawej, brutalnej, utytłanej w kłamstwie.                  

     Na razie czujemy obydwaj, że jesteśmy na zapleczu frontu, ja i Dymitr Łazur, bohater „Kamiennych pszczół”(1967), mojej debiutanckiej książki,. Dymitr, razem ze swoim byłym dowódcą Wasylem Murawą, w dziesiątkach wcieleń wędrował przez strony mojej prozy ponad 60 lat. Ostatnio w „opowiadaniach warszawskich” zjawiły się ich wnuki, Luba i Dima Machno, rodzeństwo ze Lwowa. Co mnie pokusiło, aby ludzi stamtąd wpuścić do tych powieści i opowiadań? Podświadomość to część warsztatu, nie da się jej ignorować. Teraz mało pomyślny sezon dla moich książek, wydawcy sygnalizują, że moi Czytelnicy wymarli. Nic to, moi bohaterowie biją się dzielnie.


Piotr Wojciechowski

Dumka na  Paschę 2022

Trzy Maryje poszły
Koło  czarnych wraków
Tam się dymy niosły
Drogą gdzieś na Charków

Drogie maści niosły
Dla padłych bez grobu
Dla wygnanych wiosną
Z wypalonych domów

Chciały Chrysta pomazać
Ziemi wrócić pokój
Dzieciom ojca matkę dać
Niebo bez nalotów

Do Jezusa miały iść
Jemu cześć i chwałę dać
Poszły tam gdzie krew i dym
Przywalony wojną  kraj

My grzeszni prosimy Panie
Pożar zgaś i odwal kamień
Święty Boże święty mocny
Z grobu powstań w środku nocy
Niech pierzchają zbrojne straże
Chcemy śpiewać tak jak zawsze

Trzy Maryje poszły
Drogie maści niosły
Chciały Chrysta pomazać
Jemu cześć i chwałę dać
Alleluja!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko