Tadas Žvirinskis jest jednym z najciekawszych i najwszechstronniejszych litewskich pisarzy średniego pokolenia. W ubiegłym roku prezentowaliśmy na łamach dwutygodnika jego fabularyzowany dziennik studencki z czasu odzyskiwania przez Litwę niepodległości Manuscriptum discipuli. Jest też znawcą i znakomitym tłumaczem polskiej poezji.
Obecnie przedstawiamy wybór sonetów Tadasa ze zbioru Sonetariumas, zawierającego krótkie cykle tematyczne.
Węgierska 25
Już tu składziki niziutkie nie stoją
Przy długim murze przycupnięte w ciszy.
Tylko na strzępy zdartą pamięć moją,
Jak rybę, złe spojrzenia nuworyszy
Patroszą, podejrzliwe, z każdą chwilą.
Miejsce to samo, lecz czas inny zgoła.
Wierzby gałęzie ku ziemi się chylą
I beznadziei odór trwa dokoła.
We śnie wciąż zjawy piwniczne mnie trawią:
Przechodniów nogi, żółta szafa blada.
I mętne światło, co przez okna wpada.
Deski podłogi, piec, który się wali.
A także ludzie, co ze mną mieszkali…
I żal, że więcej tu się nie pojawią.
Z cyklu Wileńskie przystanki
Pandemią po moście
Na moście w Šventoji błękitne sumy
Gołębiom pozostawiły schronienie.
Na brzegu kaczek przycupnęły tłumy
Lekko sfruwając, gdzie jesienne cienie
Znienacka znikły stamtąd, gdzie wyruszę,
Choć wciąż kalendarz lato pokazuje.
Ziele nakłania, by ukoić duszę,
A ta hulanek pokusę wciąż czuje.
Weź głębiej w piersi świeże morskie tchnienie,
Odrzuć precz maskę i odśwież swe ciało.
Teraz kościoła wieżę okazałą
I dach srebrzysty muśnij swym spojrzeniem,
Co zza gałęzi wygląda nieśmiało…
Życie wszak – Boga żartem się ostało.
Z cyklu Westchnienia z Onikszt
Nocny sonet
Nocą mi nieraz bywa niewesoło,
Nocą mi czasem niepokój doskwiera.
Gdy wrzód księżyca rozlewa się wkoło
Brać lunatyków w drogę się wybiera.
Tracą swą barwę podwórkowe koty
I ptaki milkną. Za to nocne marki
Mając w pogardzie słodkie snu pieszczoty
Brną zapalczywie w nocy zakamarki.
Pokornie gasną dzienne namiętności.
Złość, beznadzieja w letargu się snują…
Dusza się nocną ciszą poi chciwie –
Nie baczy wcale w swej obojętności
Czy jedno serce z drugim się miłują.
Wkrótce ją niebo pochłonie leniwie.
Z cyklu Od zmierzchu do świtu
Idy marcowe
Wiosna – stylistka wykwintna, nić przędzie
Barwną i ziemi siwiznę rozgrzewa.
Żyje przyroda. W ludziach miłość śpiewa.
Cykl się powtarza. Tak jest. I tak będzie.
Szaleje wicher – z każdej myśli wszędzie
pleśń beznadziei i lęku rozwiewa.
Znów wśród fiołków miło w cieniu drzewa
siądziemy. Tylko marzec w dzikim pędzie
Leniwe serce me wzruszy od nowa,
A promień słońca oświeci te rymy,
Które się przyjąć da tylko po dwa.
Ucieszy duszę liczba dwucyfrowa,
Bo lepsze dwa niż jeden… Więc stworzymy
Tę liczbą dwucyfrową ty i ja.
Z cyklu Pandemia
Czasu nie ma
Dzień nowy, lecz nie nowa mara.
Noc nowa się powtórzyć może.
Starą ziemię stary pług orze.
Starych wilków wataha stara
Staruszkę pszczołę kłem ugodzi…
Serce młodości doda wiary:
Wszak ogień młody, a lód stary,
Jeden drugiemu nie dogodzi.
Bóg Ra między wieżami dwiema
Jak między biegunami pląsa.
Wszechwładna kucharka się dąsa
I nuci mantrę, żeby stąd
Już Anubisa brać pod sąd.
A gdzież ten czas jest? Czasu nie ma!
Z cyklu Mała apokalipsa
Przełożył Paweł Krupka