I
początek
jest wewnętrznym
pulsowaniem krwi
na opuszkach palców
coś blokuje wyjście
być może świat
zaczął się tak
wybuch człowieka
rozlał krew
jak chaos
II
miriady
rozproszonych galaktyk
oczy
ze śluzu i krwi
świat
wpadł pod zaćmienie
tak
taka była pierwsza noc
III
cienie usnęły
aby pozwolić nam na dni
zasialiśmy ciemność w czasie
i ukryliśmy niebo
aby ptaki
nie mogły nad nami latać
martwe natury
były na wszystkich stołach
zieleń wyrastała
z ciał
IV
gwiazdy w rękach
spłonęły
nie istniały maści
by uzdrawiać dusze
a na ulicach…
na ulicach grzebaliśmy szukając
śladów życia
rzeczy
z innych czasów
oni wszyscy poszli spać
oni wszyscy poszli spać
odgłosy dnia utonęły
w ciemnej studni nocy
pozostał tylko szept snów
owijający mnie
to jest moment w którym spotykam siebie
rozmawiam sam ze sobą
i odkrywam
na przykład
że na ścianach wyrósł liszaj porostów
że ciepło w domu zależy wyłącznie od
małego migoczącego płomienia świecy
opowiadam sobie o smutku na ulicach
i jak odleciały ostatnie gołębie
poprzez ludzkie dźwięki
mówię sobie spokojnie
niewielu jest takich, którzy mogą podarować ci swoje milczenie
żebyś mógł medytować o wielu swoich rzeczach
każdy ma krew na czubku pięści
i zapach gniewu przylgnął do ich kamizelek
apeluję do siebie
popatrz
księżyc pije wodę
z miski naszego psa
samotność chodziła po domu
samotność chodziła po domu
dumna i ze skrzyżowanymi ramionami
szanowała ciszę jak zwykle
robi się to na czuwaniu pogrzebowym
patrząc na mnie ukosa ale nie ze złością
i z tym niepowtarzalnym zapachem
królika przejechanego na drodze
samotność ubrała się w koronki żebym się zakochał
ich przejrzystości zrobione były ze strachu
byłem boso i między palcami nóg
miałem małe białe kwiatki
a pszczoły w moich maskach
zebrały się wokół nich
żeby ukraść pyłek
podstawowy surowiec
mojej bezsenności
samotność mnie kochała
i mnie nienawidziła
i jeszcze
bywały noce, kiedy pożyczała mi swoje niebieskie skrzydła
i latałam z pokoju do pokoju
dopóki nie zdjęła swojego czaru
i nie złamałem nosa o podłogę
ja też jej nienawidziłem
i kochałem ją
i jeszcze
dotrzymywała mi towarzystwa
i musiałem się nią opiekować
zasługuję
zasługuję na pusty pokój
ciemny
ślepy
wyciszony sufit
kulawe łóżko
połamane krzesło
jakieś głuche ściany
żeby móc recytować swoje szaleństwo
bez nikogo kto by mi przeszkadzał
(luster też nie chcę)
zapomniana kobieta
jak w dniu w którym się zbliżyłem
do portalu twego spojrzenia
i w twoich oczach były zmieszane
ryby i bochenki
lub jak w dniu
kiedy zajrzałem do twego ciała
nie pamiętając że już przekląłem
drzewo figowe które w tobie
nie przyniosło owoców
a ty uschłaś
ten porządek nieporządku
w tym porządku nieporządku
w którym się kryjemy
chłopcy rzucają kamieniami w dziewczynki
a dziewczynki
strzelają ptaków makami
w tym narożniku
naprzeciw lin
nić która nas podtrzymuje
staje się cieńsza
trójkąt równoramienny
gdzie mieszkamy uwięzieni
gdzie łamane jest prawo grawitacji
przez statki które płyną na marsa
gdzie zamknięto drzwiczki do muffinek
gdzie biedni ciągle
jeszcze czekają
białe laski
zniknęły oczy
dryfują w kącik duszy
z gustownymi pustymi krzesłami
wieczność zamazana piórem
które otworzyło usta w zemście
i gryzło horyzonty
zniknęły oczy
które z podziwem patrzyły na ciążę stulecia
na obraz który wydawał się być tym czym nie był
i był podobny do czegoś innego
rzeczy które wpadły w studnię cysterny
i zanieczyściły wodę
trochę niepewności
twarze wyrzeźbione rylcem nieszczęść
zniknęły oczy
i wstydzimy się białych lasek
błagamy o litość naszym działaniem
zniknęły oczy
wstyd
białe laski
pielgrzymi
jesteśmy pielgrzymami
procesja w otwartej nocy
masa gotyckich rozkoszy
w której wiją się ciała
jak pary zaczarowanych kobr
w katedrze prześcieradeł
smarujemy się olejkami
upijamy się seksem
żeby zabić ciosami sztyletu
to pragnienie pyłu drogowego
które zdziera język
perfumy pustki
perfumy pustki
kapie kwas
wewnątrz duszy
pustka
nie krzepnie krew
na ranach
nie ma blizn
głębokie nacięcia
otwarte usta
spotkanie powiedział horoskop
przechadzka w chmurach
i to było kłamstwo
kolebka bólu
kolejne słodkie cygaro
perfumuje mi pustkę
gdzieś tu były pigułki
ktoś powiedział
śmierć nie istnieje
ja mam zamiar ją urodzić
gdzieś tu były pigułki
znajdę je
ecce homo
Tłumaczenie na język polski Kalina Izabela Zioła
Daniel Perez (1971) jest poetą i fotografem. Mieszka w Argentynie. Laureat wielu nagród, posiadacz dyplomów honorowych, uczestnik licznych festiwali poetyckich. Publikował w wielu argentyńskich czasopismach. Wydał 6 książek w formie papierowej i 7 w formie cyfrowej. Do publikacji przygotował 7 kolejnych książek.