Światło i dym
bawiły się mną dzieci czarne i białe
żółte albo czerwone
dorośli brali na kolana
ich wrzący dotyk rozpalał rozkosze
potem znów w okopach piaskownic
ustawiałem nieśmiertelne armie naprzeciwko armii klonów
a w chinach
głaskano mnie lubieżnie i uczono strzelać do dzikich małp
jeszcze później w żelaznych kokonach korpo
kazano jedynie dobić bezbronne ofiary po czym historia
zaszła mgłą
choć bilanse się zgadzały
mężniałem
rok po roku uczyłem się chodzić
na żarzących węglach
kaprysów i folgowałem witrażom wyobraźni
klatka kurczyła się
pozbawiono mnie rejestru wątpliwości
zakończono złudzenia
ktoś odplamił sumienie i wsunął
do pralki
na końcu obiecano
odwirować światło
jakąś bladą cząstkę zmartwychwstania
zawartą w kontrakcie
obiecano też konklawe i dym niemal biały
który nie oślepi