SŁOWOWIRUSY
Słowa zakrwawione dziko-jadowitą złością,
zakażające i te najdzielniejsze umysły,
które by mogły rozumnie przeciwdziałać,
nie zostały dotychczas zidentyfikowane.
Zdaje się, są nieznaną odmianą wirusa.
A najlepszym z możliwych sposobów
byłoby w czas wylęgu dopaść go zza grobu.
Tylko gdzie grób ten – nikt, jak dotąd, nie wie.
Leje się i pieni krew słów obficie,
zalewa całe obszary przeznaczone
pod uprawę szczytnych wyobrażeń.
Słychać łomot serc, co raz to raz po raz
bijących na trwogę, aż ostry skurcz mrozi
słaniającą się na złudzeniach Nadzieję…
DRESZCZE
Są w powietrzu niewidoczne trakcje,
do których podłączamy się bezradnymi myślami,
co dalej, którędy, dokąd?
Szemrze prąd, aż przechodzą dreszcze,
by nie spóźnić się, bo niecierpliwy czas goni
i aż kurczy się z bólu widnokrąg –
wije cały w skrętach niedoczekania.
Mieliśmy na nim stawić się już dawno,
a utknęliśmy w nieopisanym korku,
który zluzuje ruch dopiero z nastaniem
nieprzepatrzonego dokądkolwiek zmierzchu.
JAK TEN PIES
Czuję się jak ten pies,
co wyciągnąwszy przed siebie strudzone łapy,
ułożył się na wygodnej trawie
i wsunął między nie
zbyt ciężki łeb.
Ziajał mozolnie…
Zaszumiały ponuro drzewa,
lecz właściciel tylko smutno się uśmiechnął,
sięgając po smycz.
Pies podźwignął łeb, przypowstał
i nim ruszyli w dalszą swą bezdrogę,
zdążył jeszcze hardo oszczekać
przyczajoną za drzewami
wściekłą Śmierć.
PADEREWSKI W KIELCACH
– Przed koncertem cały kwadrans
nie ma mnie dla nikogo!
– Pamiętamy o tym, mistrzu.
Jest pokój zaciszny w teatrze
z dala od sali.
Nikt drzemki nie waży się zakłócić.
Tylko że…
– Co „tylko”? Proszę wyjaśnić.
Niczego nie ukrywać.
– Fortepian wymyka nam się z rąk.
Znarowił się jak oszalały
Przytrzymywany siłą, staje dęba.
I awanturuje się klawiatura.
– Nie ma obawy.
Gdy wyjdę na scenę zza kotary,
uspokoi się.
Jest głupio obrażony, demonstruje,
że dawno mnie tu nie było.
Dopilnujcie, by nie wyszedł z teatru,
bo na ulicy dosiądzie go Polityka,
której mam już serdecznie dość.
NAJTRUDNIEJSZA TOLERANCJA
Ileż bywa małości u wielkich,
ujawnia casus idola tłumów,
który z uwielbienia dla dziewictwa
sypiał z nieletnimi dziewczynkami,
a w małżeństwie kochającej go żonie
dawał się bezlitośnie we znaki.
Serca domownikom truchlały,
gdy narajany
strzelał celnie w ekran telewizora,
pokazujący recitale rywali.
Ale
czy warto, czy należy
zbyt dotkliwie pamiętać o tym,
słuchając boskiego głosu,
skoro niezmiennie się delektujemy
barwami jego tonów
poruszającymi w nas wszystkie struny
do najgłębszego wzruszenia?
Dokoła płoną zmysły fanów,
którzy zwołują się na uczty słuchania
niezastąpionego gwiazdora.
Którzy wciąż pragną go i opiewają
z najszczerszą t ę s k n o t ą –
niewinną jak tamte w zachwycie pożądania
gwałcone przezeń dziewczęta.
MÓWIĄ WSPOMNIENIA
Po przeminięciu młodości
powielamy jedynie czas,
żyjąc jej wspomnieniami.
Oto znowu cała i piękna
przeszłość na powrót przed nami!
Tęskne wspomnienia
zmartwychstwarzają
nasz tamten prawdziwy czas.
KONDUKTOWE MYŚLI
Wołanie wniebogłosy –
jakież to ziemskie!
– Dlatego najbardziej kocham życie –
wyznała Śmierć.
– Ech, i pogrzeb
to też samo życie!
Szkoda tylko, że tym razem
trąby tak potwornie fałszowały
wieko-pomne zasługi zmarłego
że popękały niewzruszone dotąd w powadze
cmentarne mury.
Jak tu jednak zadośćuczynić
Śmierci za bezprzykładne umiłowanie,
skoro ziemia coraz mniej strawna,
aż strach umierać…?
– Jedynie Ganges – wołają –
jest tą ozdrowieńczą rzeką,
obmywającą zmarłe
dryfujące po falach ciała
ku drugiemu lepszemu po wielokroć życiu.
Wystarczy tylko uwierzyć,
by spełniło się w wiecznotrwałe.
SAMOUGODA
(aforeska)
Jestem, jakim być muszę
i zwalniam wszelkie troski
od opieki nade mną.
Bo wiem, że tak naprawdę,
gdy przychodzi co do… kogo,
jakoś nikt nie znajduje przy sobie –
szczerego serca.
A ja wciąż je znajduję
Modlę się tylko,
by w napadach wdzięczności
moi bliźni
nie mścili się nazbyt srogo.
SPADKOŻERCY
I rzeczy niczym święta tradycja
przywiązują się do nas,
równie silnie jak my
przeżywając każde rozstanie.
Szkoda, że spadkożercy
– gdy zacnemu wybije godzina –
najświetniejsze tradycje obracają wniwecz,
zaczynając od zbrodni na rzeczach.
ZA DUŻO NIE MAJSTRUJ
Śmierć starego i
narodziny nowego,
które starzeje się i
w mig umiera –
oto odwieczne koło
zamachowe dziejów.
I ty w tym, panie dziejku,
jak ja uczestniczysz.
Lecz za dużo nie majstruj,
nie spowalniaj koła,
żeby się nam dzieje
gdzieś nie zapodziały.
DAR
Nim kropla brzemienna wyschnie,
przedrąży niejedną skałę,
z gromkim tryumfem oddzwoni
dno głuchej ostateczności.
Przyjmij ode mnie, proszę,
z tych kropel naszyjnik bezcenny,
zerwany skalnym urwiskom
skokiem przez dzikie przełęcze.
NASZ JEDNOSZCZĘSNY ZENIT
Z głową w obłokach,
przepasany widnokręgiem –
a i tak nigdy nie zdążę.
W gwiezdnej auli pamięci
i dziś, jak od zawsze,
wszystkie miejsca zajęte.
Opadam na tratwę twoich nóg.
Niech choć obłoki ożaglują
nasz jednoszczęsny,
nieomylny zenit.
WE ŚNIE
Tak
to dopiero we śnie
spotykamy się,
dotykamy najczulszymi nerwami,
kłamiąc nieporadnie całą pogmatwaną
prawdę o naszej miłości.
Próbujesz harfy słonecznych promieni
pod moją batutą.
W lustrze przymrużonych rozkoszą źrenic
załamuje się tęskna melodia,
rozpoczynana co raz to innym brzmieniem.
To w snu zenicie
spełnia się dopiero nasza wzajemna
nieposkromiona obietnica
aż do zawrotu wszystkich zmysłów.
SZCZODRE WSZECHMORZE
Artystce –
Marii Wollenberg-Kluzie
Pędzę wszystkimi zmysłami,
gnam przez szalony sen.
Oto nasza Krynica
i tuż za jej złotą plażą
w s z e c h m o r z e,
użyczające artystce Marii szczodrze
wszystkich swoich kolorów,
jak też cieni chmurnych niepokojów.
Maria zaklina barwy w płótno
i nie wie, że skryty potajemnie
ozdabiam nimi
niekończący się jak jej obraz
w s z e c h w i e r s z.
FO(R)TEL
„Dokoła coraz dawniej”
Bolesław Garboś
Dawno…
coraz bardziej dawne, pradawne,
a jeszcze – cofa się,
że już całkiem
nie ma o co oprzeć pleców.
Zadawniając się, zapadam głęboko
w trzeszczący, rozłażący się na wszystkie strony
fo(r)tel –
urągowisko zaprzeszłego czasu.
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl