bez tytułu
często stawiam siebie
obok zamglonych drzew
wysyłających liście
ku niepamięci
stawiam siebie
obok zadumy klonów
o nagich piersiach
i wyschłych ramionach
często stawiam siebie
obok zmęczonych drzew
strzelających nagością
w milczące niebo
z cyklu: AFONIA
bez tytułu
cisza rodzi czasem płatki róż
rzucane potem na wiatr
wyjący pośród czarnych pni
cisza ma czasem kolor zielony
jak dłonie nagich drzew
które w niemym krzyku
stoją wciąż obok mnie
2018 – 2021
bez tytułu
drzewa tak jak ja
albo jak dzieci Kosmosu
ale już bezwłose – bez zieleni
bez dusz i nadziei
wpatrzone jednak w granat nieba
i wsłuchane w smutne pieśni wiatru
pod milczącymi Gwiazdami
nie widzą jeszcze rzędu stel
2018 – 2021
bez tytułu
w nocnym deszczu
znowu przyciąga mnie
lśnienie szkieletów drzew
z niemym błaganiem
wznoszą się uparcie
krzywe kości konarów
chociaż wzmaga się
upiorne wycie wiatru
na mojej twarzy
oślizgłe macki gałęzi
a ponad nami czarne chmury –
miecz Damoklesa
bez tytułu
gwiazdy wciąż nie podają mi dłoni
baśniowe srebro nie zrasza powietrza
wypełnionego granatowym smutkiem
i wyciem nocnego wiatru
moja lekkość i niebieskość
nigdy więc nie nadejdzie
nie rozłożę jasnych skrzydeł
gdy wokół sieć czarnych gałęzi
zrezygnowanych gestów
i zdrewniałych twarzy
pokrytych już zgniłozielonym mchem
bez tytułu
a więc gra jest duchem życia
świt tak rzadko podaje dłoń
i uśmiecha się błękitem nadziei
szare teraz gałęzie drzew
oplatają każdą moją myśl
i suną niemal po czarnej ziemi
odsłaniając odwieczny teatr
migocący jeszcze ponad nami