Józef Kurylak – wiersze

0
359
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski


Tygrys
                Pamięci mojej kuzynki Jadwigi Kurylak

Kto tak głośno w nocy krzyczał:
już czas! do grobu Jadwigo do grobu!
tak krzyczało dziecko na pustej ulicy

moja 86-cio letnia kuzynka Jadwiga
której sens świata czas w umyśle zatarł

mówiła: od lęku od ciemności mnie uwolni
pielgrzymka do grobu Cadyka – do Gorlic

żyła wśród widm samotna: zjawa mara
tylko grób Cadyka lśnił w jej snach jak szmaragd

lecz nogi ją ku światłu Cadyka nie niosły
jak trzcina nad stawem próchniał jej kręgosłup

gasła w niej Bergsonowska elan vital
ach ciemna prawdo! – ciemniejszy mój żal

nagle w środku jesiennej księżycowej nocy
tygrys się młody w niej obudził

szybko podbiegła do klamki
bezwładna martwa na niej zawisła

ŚWIATŁOŚĆ: decyzja o samozagładzie
jest młodością pięknością i siłą tygrysa

Kraków, 2015


Nokturn przemyski

                O nocy mroczna w zardzewiałym
                Żelaznym wozie
                               Krzysztof Marlowe

Noc deszcz jesienny zimny jak mury kościołów
ciemne zamknięte okna to oczy umarłych
tutaj nad ulicami kiedyś drżało
otwarte dla wszystkich wśród kamienic lato
jak wypełniony złotem wielki bank i kantor

pod ziemią drogocenne perły moich dni
lampa naftowa w jednym małym oknie
świeci jak lekko uchylone kościelne drzwi
to lampa biedaka który czyta Hamleta
jej czułe oświecone serce nie pogardza nim

a ja… załamię się… gdy noc mi ukaże
swoje podziemne tajemne oblicze:
nicość mojego być i nie być moich marzeń
gdy w zimny deszcz się zacznie zmieniać moje życie

Hotel Europejski w Przemyślu, pokój nr 16
2014


Zegar słoneczny na murze przemyskiej katedry

mojej żonie Wiesławie

Znowu w kaplicy cmentarnej w każdą noc ktoś gra na fortepianie. Kto to? Może mała Ela, która zmarła w momencie przyjmowania Pierwszej Komunii. Złotą karetą zajechała śmierć. Karetę ciągną dzieci ubrane na czarno, jedno gra na flecie i śpiewa: piękna noc! Czekamy na pana Józefa, który wkrótce zgubi się na swoich drogach, chociaż fascynuje go niewidzialny Bóg.

Trzeba zwiedzić wiele miast i kontynentów, przepłynąć wiele rzek i mórz, przejść przez wiele gór, dolin i lasów, aby powstała jedna strofa poezji – pisał Rilke. Nie miałem takiej możliwości. Znam tylko kilka dróg: od katedry do zamku, od cmentarza do jesiennych głębin Stawu Chorążego, także kilka gorących ścieżek wśród łąk i zbóż. Czy to za mało? Ach, to za wiele, gdyż w godzinie naszej śmiertelnej agonii te miejsca stają się we wspomnieniu gwałtowną wizją całości Bytu.

Jest we mnie dół: nie umiem się go pozbyć nawet medytacją mistyczną. Dół… kategoryczny imperatyw. Dół… jakby moje tajemne ja popełniło kiedyś zbrodnię i nie mogło się uwolnić od obrazu. Jednak uśmiecha się do mnie zegar słoneczny na murze przemyskiej katedry. Jego duszą rządzą obroty ognistej otchłani słońca, która pochłonęła moje dzieciństwo. Patrzę mu w oczy bez lęku i widzę wszystkie fantasmagorie kołyszących się żarów nad łąkami wakacji, gdy słońce było jedną z siedmiu królewskich pieczęci lub czarnowłosą dziewczyną w niebieskiej sukni. Lubię gdy księżyc oświetla jego złoty nos, który wskazuje czas ciemnej rzeki płynącej pod katedrą. Patrzę mu bez lęku w oczy. Zanim wsiądę do karety – Amen.

Kraków 2016


* * *

Byłem ministrantem i szedłem
obok księdza z Panem Bogiem
dzwoniłem dzwonkiem
lampą oświetlałem mu drogę

szliśmy do umierającego
w noc zimową głęboką
przez czarne lasy
równiny zamarznięte potoki

a kiedy nas na drodze
ogarniały ciemności zawiei
śpiewaliśmy pieśń o trumnie
o miłości o nadziei

zatrzymaliśmy się o północy
w izbie wiejskiej ubogiej
gdzie pożółkły starzec
leżał na barłogu

ach i jeszcze pies smutny
na podłodze z gliny
patrzył nam w oczy
bezbronny niewinny

ksiądz udzielił starcowi
ostatnich Sakramentów
ja swą lampą rozjaśniałem
izbę przez śmierć przeklętą

bo takie już przeznaczenie poetów
z woli Wiekuistego Pana
że są tym  d r u g i m  ś w i a t ł e m
obok kapłana


Na brzegu

                Jak fale morskie ku piaszczystym brzegom
                tak nasze życie ku śmierci podąża
                                                               Szekspir

Lata mojego życia dawne lśniące lata
rozbiegły się odeszły w różne strony
jak chłopcy którzy ukończyli szkołę
kurz tylko na gościńcach po nich
gdzie są? Może stoczyły się w dół hańby
pośród awantur lub w rozpuście Piekieł
może się stały kupcami i pycha
wybudowała im zamki z klejnotów
a one nie pojęły że prócz życia
nie ma na świeci innych bogactw
może otrzymały wysokie stanowiska
osób duchownych cezarów na wyspach
może zmieniły się w ogromny kościół
gdzie ktoś rozpacza umiera z miłości
lub jak żebracy gdzieś leżą pod mostem
lub jak włóczędzy ciągle idą idą idą
albo zmienione w kruki sępy hieny
mojej młodości żywią się padliną
nie wiem bo nikt z nich listu nie napisał
nie było nigdy żadnych telefonów
lub wieści przypadkowych żaden żeglarz
nie wpłynął do ich zielonej zatoki
może wśród murów średniowiecznych miasta
w nocy jako grabarze zakopują Fausta
pytam stojąc na ciemnym brzegu oceanu:
którą falą jesteście w tych wiecznych przemianach?
Długo już na was czekam moje lata
chciałbym wam spojrzeć w oczy i uścisnąć ręce
usłyszeć i opisać wasze dzieje w księdze
byłyście mi przyjaciółmi w samotności
kochaliśmy cierpieli z heroiczną odwagą
pytałem o was w obcych miastach
ale nikt was tam nie spotkał
nie widziałem waszych tablic na cmentarzach
nikt nie wydobył waszych trupów z wody
sądzę zatem że istniejecie! bo jakże czas
którym jesteście mógłby umrzeć
powracajcie w śmiechu w pieśniach w blasku tańca
i zapukajcie do mych drzwi wieczorem
jako młodzieńcy mężni aniołowie
budowniczowie mego serca – zmartwychwstańcy

Poręba Wielka


Słyszę w podziemiach

Słyszę w podziemiach
mojego ja mojego zła
budzi się potwór wiekuistej nocy
los rzucił mnie na bagna
gdzie tylko szczątek starej blachy z miedzi
jak wiersz Szekspira zdumiewa i świeci

Nasza epoka wciąż bez Ducha
młodość moja zgniła
na słońcu jak mięso
jest w tym jakiś sens bez sensu
i śmiech dziewczyny spróchniał

Gdyby Bóg Niebo na chwilę odsłonił
i pokazał szczęścia pośmiertnego jasność
ileż byłoby samobójstw:
bo któżby znosił
bicz i drwinę czasu*)


. . . . . . . . . . . .
*) Hamlet




Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko