Tadej Karabowicz – Transcendencja filozoficzna w poezji Aleksandry Sołtysiak

0
352


         Współczesna poetka Aleksandra Sołtysiak, tworząca uduchowione filozoficzne wiersze, jest autorką cyklu poetyckiego Triada. Utwór pozostaje rodzajem ody w której realizuje się głębia mitycznego myślenia. To także wyraźne nawiązanie do przeszłości wypełnionej po brzegi ideałami i pięknem, które przeszłe pokolenia pozostawiły w słowie, gestach i sztukach wizualnych. W cyklu poetyckim Triada, spuścizna z przeszłości nawarstwia się i przypomina, że jesteśmy nierozerwalną częścią Wszechświata.

         Niełatwe do szybkiego przeczytania słowo Aleksandry Sołtysiak, nakazuje zatrzymać się i spojrzeć na poezję jako na kategorię sacrum. Zmusza dotknąć każdego wersu i ocenić sercem treść obrazowania, który poetka nazywa spełnieniem i świadomością. Poezja bowiem posiada ważną funkcję niewymownych pojęć alegorycznych. Rozporządza natchnieniem i zobowiązuje wzruszać się nią i zachwycać. Stoi na straży słowa i języka, stąd ma udział w tworzeniu świadomości narodowej i państwowej. W cyklu  poetyckim Triada, realizuje się odwieczna wizja rozmowy Bóg – Stworzenie – Człowiek. Aby uświadomić prawidła sakralności poezji, będącej dla autorki jakby przedłużeniem teologii, należy się w nią zagłębić. To co zapisano w Biblii, poetka za wzorem swoich poprzedników na nowo interpretuje. Ożywają więc w jej poezji transcendentne prawdy. Przełamuje się alegoryczna ciemność, molekuły oznaczają znowu widzialne obrazy, a nie jedynie cząstki bytów. Nad głową poetki płyną chmury, padają deszcze, ziemia zieleni się swoim odwiecznym „gajem oliwnym”. W świetle poranka wygładza sie wzburzona rzeka nocy i znowu płynie przez wieczność wartkim nurtem.

zachęceni powrotem gołębia z arki
szukaliśmy po omacku spełnienia
zaszczepionej nadziei
po przełamaniu ciemności

rozradowały się usta niemego
język ożył psalmem pochwalnym na widok
świała
nie zakopaliśmy w zapalczywości rozumu na
pustkowiu
naszej woli nie odepchnęliśmy za siebie


tkamy w historii wyobrażenie o nas
z cząstek molekuł  kwarków  liczb niewymiernych
pojęciami filozofii  alegorią w sztuce
podparci laską Mojżesza

po nas
wewnętrzny krzyk

(Utwór 1. Sami o sobie, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

          Cykl poetycki Triada, jest więc czymś więcej, niż tylko filozoficzną odą poetycką. To splot ulotnych i trudnych pytań o sens bytu i wieczności. To także wskazówka pewnej pojemniejszej funkcji, którą powinna posiadać twórczość.  Stąd słowo kierowane do drugiego człowieka, wyrasta jak drzewo i osłania swoimi konarami metafizyczną przestrzeń poezji. Ale to także kategoria samotności na pustkowiu, widziana jako cierpienie i ciemność. To czysta kartka papieru, na której powinien zabłysnąć „psalm pochwalny” i ożywić kamienne tablice dekalogu dla  zalatanego codziennością człowieka.

aż przyszła kolej na byt rozumny
byt nie wyjęty z żebra
w pełni liczby pierwszej nie miał
równych sobie na ziemi niczyjej
po przejściu żywiołów – wody i ognia
byt dopuścił się infekcji rozumu  ideologią
lekkość bytu ugrzęzła w gąszczu pytań
o byt i świadomość


obarczony opasłymi racjami w drodze poznania
szukał wytchnienia w cieniu gaju oliwnego
próbując zaczerpnąć tlenu metafizyki
przed rozbudzeniem ducha

(Utwór 2. Mea, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Aleksandra Sołtysiak jako poetka uduchowionych wierszy, nie stawia jednakże przed człowiekiem zbyt wyimaginowanych oczekiwań. Wierzy, że jej poetyckie myślenie poprzez delikatność, powinno tchnąć w codzienność odrobinę odświętności. Stąd jej utwory posiadają udchowioną spójnię i niszowość, są przeznaczone do indywidualnego czytania. Poetka nie pragnie, by ją rozumieć, jej celem jest zwrócenie uwagi, że przebywamy w odwiecznym podlegającym zmianom czasie. Stąd maksyma Heraklita „Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki”, jest w poezji autorki boleśnie aktualna i prawdziwa. Heraklit w filozoficznym dyskursie mówi o tym, że woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy, już  dawno odpłynęła, a woda do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. Ta maksyma może być także porównana do strofy poetyckiej, to co było udziałem zachwytu w naszej młodości, może wyblaknąć w wieku dojrzałym. Aleksandra Sołtysiak mówi, że nasze zachwyty z młodości, jak i heraklityjska rzeka, mogą płynąć przez życie i przez wieczność nieodmienione. A więc maksyma podlega także weryfikacji, bowiem poezja rządzi się swoimi prawami, i niekoniecznie powinna przylegać do otaczającej nas rzeczywistości.

W Słowie zaślubiona ziemia
Objawiła owoc odmienności ciała-
Jedynego „ja”
Szyfrem transcendencji poezji
Boskość w lustrze Edenu
Obudziła pamięć prawdziwej  twarzy kobiety
Zawładnięte oko Fidiasza
Splotło warkocz uwielbienia jej natury
I przepasało nim biodra

(Utwór 3. W słowie, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Niepokój twórczy Aleksandry Sołtysiak, uświadania jej usilne poszukiwania słowa na pustkowiu. Uwidacznia drogi, którymi biegnie poetka, by słowo nazwać po imieniu i nadać mu werbalnej nieprzemijającej odwagi. Taka filozofia myślenia mitycznego przybliża dyskurs poetycki do pojęć sensualistycznych perypatetyckiego filozofa Diodora z Tyru. W swojej etyce uznawał on prawość (dosłownie cnotę) za dobro najwyższe. Poetka rozumie prawość, jako odwieczną kategorię uczciwości, której nikt nie jest w stanie odebrać drugiemu człowiekowi. Ale prawość w rozumieniu szerszym, to także stan dotrzymania słowa, a więc wiarygodności i prawdy. Poetyckie „jestem bytem przygodnym”, mówi o tym, że prawość człowieka narażona jest na ciągłe zniszczenie przez istniejące we wszechświecie zło i nienawiść, które są władne „poruszyć zwierciadła wszechświata” i zniszczyć kategorię pojęcia obrazu odbitego w lustrze.


W świątyni słów
jestem „bytem przygodnym”
zestrajam wrażenia
na wyżynach metafor
coraz pewniej
ubieram pień mojego drzewa tchnieniem
jego sokami przepełnione wzruszenie
poruszyły zwierciadła wszechświata

(Utwór 4. (* * * W świątyni słów), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         W świecie poetyckiej metafory, słowo „inność” w utworze Tkane tułactwo, nabiera trancendentnego znaczenia. Jest ono słowem-kluczem wobec nieskalanych prawd życia, pragnienia, dobra, czasu, ryzyka i pogoni. Dlatego poetka z całą mocą mówi: „inność / przenikającą piasek / inność / zderzającą ze sobą pragnienia”, by wydobyć z labiryntu istnienia najistotniejsze i prawdziwe. Sam tytuł Tkane tułactwo, symbolizuje labirynt, w który została wplątana nić hellenistycznej Ariadny, by ocalić mitologiczne życie Minotaura. Poetka przywołując tę antyczną historię, sygnalizuje ważność podania ręki innym, dania siebie, by ocalić rywalizującą „z czasem (…) tożsamość” życia. Czas w rozumieniu filozoficznym występuje w utworze jako przemijanie w nawarstwianiu się chronosu.

gra bycia i myśli
czasu i dobra
odziana w metaforę intelektu
wysławiająca inność
tułającą się w swoim bycie
inność
przenikającą piasek
inność
zderzającą ze sobą pragnienia
mimo ryzyka upadku w pustkę
inność
rywalizującą z czasem
w pogoni za własną tożsamością

(Utwór 5. Tkane tułactwo, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         W utworze Maraton, poetka bezpośrednio nawiązała do mitologii. Jest ona bowiem częścią jej myślenia. To także klucz do rozumnienia sensu polifonicznej wielości symboli, które nagromadziła cywilizacja. Autorka „poszukuje kształtu bycia”, by „spojrzeć wstecz” i „odnalazłeś (…) swoją Itakę”, zasmakować jej sensu, nawet gdy nie „dobiega z niej / głos Ulissesa”. Utwór wydaje sie z literaturoznawczej perspektywy świeży, odważny i szczery. W wymowny sposób porusza struny serca, nieprzerwanie, wychodzi na spotkanie wyobraźni.

przeglądasz stare księgi
nieprzerwanie
ponaglany wielością
sugestii niewyczerpanych
poszukujesz kształtu bycia
nie rozpływasz się w potoku
nieuporządkowanych wrażeń
dostrzegasz zalążek chaosu
w myśli budzącej opór
zanurkowałeś w sieci
kunsztownych pojęć
zawieszone pytania
spojrzenie wstecz
niedoścignione to co rodzime
identyczność znikła bezpowrotnie
odnalazłeś już swoją Itakę
nieważne że nie dobiega z niej
głos Ulissesa

(Utwór 6. Maraton, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Hołdując myśleniu mitycznemu w utworze Nie kończę dnia, autorka przywołuje różne aspekty, tak boleśnie niedokończone, by je odłożyć na jutro. Mówi: „Nie kończę dnia / Przerzucam część na jutrznię”. Słowo jutrznia to nie tylko liturgia godzin wschodu słońca, to także skarga niemieszczenia się w wymiarze codzienności. To odwieczne filozoficzne „zdążyć”, czy „nie zdążyć” przed zachodem słońca z różnymi zaczętymi czynnościami.

Nie kończę dnia
Przerzucam część na jutrznię
Myśli oddzielam pauzami przezroczystych kropel
Filtrowane embriony słów
Dyszą w ciasnocie osądów
Pękły fumy
Zżymane frymarczenie
Wyskubane aluzje
U bram duchowego wnętrza

(Utwór 7. Nie kończę dnia, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Życie jako egzystencjalna kategoria istnienia w utworze Reminiscencja, zaskakuje swoimi nieoczekiwanymi wyzwaniami. Poetka wyraźnie odczuwa, że „Wskazówki zegara spieszą się”, że zbyt szybko dzień wypełnia się różnymi konfiguracjami. Stąd ważne wydają się wspomnienia, w których „ukrytymi znaczeniami” „płonie młodość”. Świat wiruje i nie stoi w miejscu, jest jak rubensowska pełnia na dawnym obrazie mistrza.  

Wskazówki zegara spieszą się
Poprawiam kontury pamięci
Zarumieniły się sceny z dzieciństwa
Ukrytymi znaczeniami
Zapłonęła młodość
Rozgrzana powabem uczucia
Przywołała rubensowską pełnię

(Utwór 8. Reminiscencja, z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         W życiu ważną funkcję wypełnia wiwisekcja poetyckiego wrażliwego wnętrza. Jest ona częścią realnej przestrzeni istnienia krajobrazu z dalekimi lasami na widnokręgu, z niedostępnymi rzekami i jeziorami. Jest ona także miarą, którą można mierzyć cisnące się w zakamarkach pamięci wspomnienia o ludziach „tłoczących się na nekrologaach” oraz już „niewypowiedzianymi imionami”. To również świadomość, że klepsydra przesypuje piasek wieczności coraz szybciej, a jasność i ciemność trawają w niej jednocześnie.

W trakcie
mojego performance
odkrywam we wnętrzu jasność i ciemność
ulotne ich miary
przerywane tłoczącymi się nekrologami

Odkupić niewypowiedziane imię
gdyby umieć poskromić pęd
minionych godzin

(Utwór 9. (* * * W trakcie), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Idąc na spotkanie nowemu dniowi, autorka spostrzega ze zdziwieniem, że „Jutrznia zgasiła gwiazdy”, że na jej wybrzeżach ciszy, dzwoni przeciągle nowe i nieznane. Tak parabolicznie rozumiany Wszechświat otwiera się na „skrzydła do lotu” i na spragnione natchnienie. Jasność zorzy, zapowiada nowe „odcienie piękna”. Zauroczenie światem, a jednocześnie próba jego opisu, to szerszy dyskurs poetycki Aleksandry Sołtysiak.

Jutrznia zgasiła gwiazdy
na przednówku dnia
dzwoniły wybrzeża ciszy
i rozwiązały skrzydła do lotu
poderwane natchnienie
przeglądało się w jasności zorzy
narodziny nie poskąpiły mi odcieni piękna


idę ku zdziwieniu

(Utwór 10. (* * * Jutrznia zagasiła gwiazdy), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Utwór (* * * Przez uchyloną połę mgły), jest wierszem opisującym przyrodę. To wyraźne nawiązanie do ulubionych tematów twórczych poetki, takich jak słońce, wiatr, kolor chmur i nieba, czy „gloria świateł” nad przestworzem. W wierszu przywołanie przyrody w geście tańca „pląsać w korowodzie kwietnym / bez końca / nie oglądając się na falujące chmury pełne niebieskości”, wybrzmiewa jako stan poetyckiej duszy. Człowiek pozostaje nieodłączną częścią przyrody i mimo pierwszeństwa na ziemi, przynależy do niej jako jej cząstka.

Przez uchyloną połę mgły
słońce wschodzi wolno
wciąż wyżej i wyżej
po drodze zawarło znajomość z zefirem
nim odczyta paletę barw natury
zagłębione w nich serce poczuło się lekkie
że mogłoby o pląsać w korowodzie kwietnym
bez końca
nie oglądając się na falujące chmury pełne niebieskości
przytuliło źdźbła traw
śmieje się w glorii światła

(Utwór 11. (* * * Przez uchyloną połę mgły), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Rozświetlając życie trudną codziennością, autorka nie zgadza się by dzień powszedni zawładnął do końca jej życiem. Wyraźnie mówi o tym w wierszu (* * * Rozświetlić kształt piersi). W utworze mowa o stanie choroby, o niemocy i rozpaczy z którą trzeba żyć, i której należy przeciwstawiać się.  Autorka mówi: „Dotykam wargami miejsce / rozłąki piersi z ciałem / na przekór / zmowie ciszy absolutnej”. Wrażliwy czytelnik może sobie dopowiedzieć, o jakim stanie choroby jest ten wstrząsający utwór. Zaganiani, nie zwracamy uwagi, że żyją pośród nas osoby chore na raka, zdeterminowane, którym należy się wyciągnięta dłoń innych.

Rozświetlić kształt piersi
po uwolnieniu zgiełku
gdziekolwiek ściele się niewidoczna
nić adoracji
Dotykam wargami miejsce
rozłąki piersi z ciałem
na przkór
zmowie ciszy absolutnej
Obrosło kwieciem Nadziei

(Utwór 12. (* * * Rozświetlić kształt piersi), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         W podobnej narracji pozostaje utwór (* * * Za krótki czas),  z treścią trudnych pytań, na które nie zawsze znajdujemy trafną odpowiedź.

Za krótki czas, by się spieszyć
w sieci krzyki gonitwy
w oczach czerwone światła
pytasz dlaczego?

Kochaj, chciej widzieć więcej
nim los zakreśli cyrklem pełnię
zmysły pozostaną tylko cieniem
w martwym punkcie
póki nie odejdziesz w pół drogi
jak śmieć
porzucony na wysypisku
życia

(Utwór 13. (* * * Za krótki czas), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Zadając sobie trudne pytania, poetka w utworze (* * * Łatwiej mi gdy nie patrzę na ciebie), zastanawia sie nad sensem własnej drogi. Bohater liryczny wiersza nie jest samotny, ktoś go prowadzi, ktoś mu podaje rękę, ktoś z nim rozmawia i cieszy się z każdego uśmiechu. Jednakże utwór mówi o rozstaniu, które jest bolesnym stanem dla serca „Ostatni dźwięk wybrzmiał matowo, obijając / spadający płatek z korony róży”.

Łatwiej mi gdy nie patrzę na ciebie,
pamiętam trzy wersy po których wodziłaś palcem.
Odkryłem szczegóły o których nie miałem pojęcia.
Ich waga rozciągała się miarowo.
Mówiły o płatkach róży uległej słońcu.
Byłaś warta zerwania, podobnie jak ona w ogrodzie.
Wonnością olejków zataczała pierścień wokół nas.
Później dłonie przeniosłaś na klawiaturę –
magnetyzm narastał.
Majestatycznie palce pokonywały klawisze,
wystukiwane akordy napinały nasze położenie.
Ostatni dźwięk wybrzmiał matowo, obijając
spadający płatek z korony róży.
Zdeptałaś go odchodząc od fortepianu.
I to był znak mojego odmienienia.


(Utwór 14. (* * * Łatwiej mi gdy nie patrzę na ciebie), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Wieńczy przejmujący cykl poetycki utwór pożegnalny (* * * pewność poznania żywiołu), tak wyraźnie osobisty i pełen nadziei. W utworze pojawiają się dekoracje zaczerpnięte z przyrody. Są one jak cienie wadzące o łzy, nazwane w wierszu kroplami. To także Nieboskłon, porównany do  „wywróconej podszewki sumienia”, ale i „sklepienie duszy”, która oczekuje na odpowiedź serca.
 

ostry cień mgły wadzi o krople
muskające brzegi pustynnej źrenicy

pewność poznania żywiołu
znaczona stopniem niepewności

czym jest nagi nurt skruchy

wywrócona podszewka sumienia
nie zawraca kijem ładu Nieboskłonu

sklepienie duszy wypełnia chwała
z proroctwem bez odpowiedzi.

(Utwór 15. (* * * pewność poznania żywiołu), z cyklu poetyckiego Triada, Bóg – Stworzenie – Człowiek)

         Aleksandra Sołtysiak  w poetyckim cyklu Triada, dotyka ważnego przesłania, że w życiu człowieka istnieje jego prywatna Atlantyda. Poetka mówi także o trwaniu przy ideałach piękna, uczciwości i człowieczeństwa. Czytelność jej utworu opiera się na wyznaniu szczerości, prawdomówności oraz zawierzeniu poezji. Tylko poezja, jest w stanie pokonywać progi wieczności i przebóstwiać nas ku prawdzie transcendentnej. Podejmowane przez autorkę myślenie mityczne o „proroctwach bez odpowiedzi”, jest niczym innym, jak wypełnieniem stągwi winem w Kanie Galilejskiej przez Mesjasza. Jest także próbą ocalenia wrażliwości poetyckiej na wielkim pustkowiu cywilizacyjnym. Pomimo dobrodziejstw cywilizacji, człowiek zawsze pozostaje sam wobec cierpienia, choroby i śmierci. Lecz nad jego głową tli się nadzieja na niebo, którą poetka nazywa filozoficzną jutrznią.

         Bazując na metafizyce, Aleksandra Sołtysiak mówi o istnieniu odwiecznego pojęcia początku i końca. W aspekcie poznawczym jest to stan poruszenia i emocji. O ile bowiem początek przyjmujemy poza granicami bytu – z ufnością, to na kres czekamy pełni niepewności i lęku. Znajduje się on bowiem poza możliwościami naszego poznania.

maj 2021


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko