brak pamięci operacyjnej
są samotne gdy nie ma nic do pisania
na czarnym niebie zamglone w wieczory
pękając od nudy łażą po głowie z powrotem
przy każdym rozstaniu łaszą się smutkiem
ubrane w za obszerne sukienki
za krótkie by dotknąć zimy
rosną jak włosy zbyt długie by je napisać
rozsiewają się niczym grzyby w sezonie
myśli pędzą za wersem
płyną i wracają po zmięte kartki
wygasłe kilka wątków nieprzepisanych
ulotne jak słowa niezatrzymane momentem
topnieją w myślach śniegiem na krawędzi
nigdy nie są białe odbijają się szarością ołówka
przekrój dwóch planet
bo w tobie jest tylko księżyc
wspinam się po rozsianych gwiazdach do światła
które roztacza blask nie ciepło a złudzenie
pragnę dotknąć promieni
moja mleczna droga jest krainą mroku
drąży ścieżkę co błyszczy tylko w wyobraźni
ten sztuczny połysk
glanc przed – po zamydlenie
a jeśli mężczyzna to tylko noc
poświata w wilgotnej pościeli
rozsiewa ziarno
światło rośnie w kobiecie
nie palmy traw przed zachodem
między nami czystość i bez
wyprasowanej białej koszuli
spodnie na kant i krawat pod samą szyję
oddech i miejsce na tętno i powietrze
pławiliśmy się sobą jak ocierające ryby
po brzegach wypukłości aż do utopii rozkoszowania
nie nazwiesz domem a jednak wspólna przestrzeń
niezapisana w projekcie w metrażu
pokoi nie było
spokojni i niepokorne branie i rozbieranie
nawzajem rozdrabnianie się do pełna
wypali się jak skoszone szczątki życia
po żyznym zbiorze
miłość jest jak drzewo
wszystko zaczyna się od ziarenka
wilgoć i dotyk promieni
rodzi wątłą ścieżkę w sedno
otwartą na ogrom dorastania od wnętrza
zmysły puszczają się w drobnych gestach
aż mi zielono od emocji
łamiemy się w suchych nieporozumieniach
i tylko pragnę
wspiąć się na palcach po szczyt twoich ust
zakorzenić się po nici. trafić
do serca – kolor przestaje mieć znaczenie
wszystko przystaje do rdzenia
drobiazgi są elastyczne
przetrwa tylko twarde stąpanie do celu
bujamy razem na gałęzi dotykając nieba
budujemy domek na drzewie
wbudowując małą przestrzeń z marzeń
tylko burza nas złamie
siedzę na pniu ścięta bez złudzeń
nie dojrzałam do wyrębu
kiedy na wiosnę wyłączą słońce
ktoś zgasił lampkę pod powieką. wilgotny klosz
podtrzymuje wyrwane słowa z dialogu
ubrałeś mnie w stokrotki wycięte z wyobraźni
plotłam słowa jak wianki i rosłam
jak paznokcie zaciśnięte w dłoni kilka łodyg
nie ma zapachu on wrósł w ziemię
rozwidla się byłeś byłam byłą
błąkam się rozrywam na kawałki
kilka fotografii na szklanym ekranie
zgubiony klucz wagonów
wiozą mnie bez złudzeń w pośpiechu
nie ma drogi tylko nieogarnięte rozdroża
biegną gdzie mniej mrozi po żyłach
spoiwa wybrakowane w kilka wieczorów
unosisz mnie na skrzydłach nie potrafię pisać
kiedy siedzę na bezdrożu wyłuskując białe dni
z głowy słonecznika
za dziesięć lat
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Mark Twain
mógłbyś mnie głaskać albo całować
gryźć czy targać nie wiem czy wydobrzeję
jestem chora na kolory ubrana w ciało
szarość znika pod powłoką z rzęs
z drobnych prześwitów w przestrzenie
możesz mnie dekorować na szybko i wolno
w wolność w niebieskie ubarwić o chłodne linie
przelewa się nie nie ciało a szare komórki
spacerujesz i rozbierasz na drobne elementy
odpływamy na czerwonej łódce
Renata Iwaniec – (ur. w 1973 r.) poetka, ekonomistka. Autorka zbioru wierszy „czasem wieszam się z pranie” (wyd. FDF, 2018 r.) Wiersze publikowała w Śląskiej Strefie Gender, Gazecie Kulturalnej, Babińcu Literackim, internetowym wydaniu Odry i Helikopterze. Laureatka turnieju jednego wiersza w Jesiennym Święcie Poezji w Otwocku oraz głównego konkursu XVIII i XIX Głogowskich Konfrontacji Literackich. Właścicielka autorskiej strony www.natare.eu