niecelna riposta
dedykuję Wszystkim, którzy odeszli…
czas bez dżipiesa wyznacza kierunek trasy
życia niecelna riposta daje pięścią w twarz bez zapowiedzi
istotne milczenie słowo bez znaczenia potwierdzone pinem
grudki ziemi rzuconej na trumnę
cmentarz życia galeria linii papilarnych
ostatnie oznaczenie w poście na lajfbuku
odzyskane życie nazywa się pamięć
Węglówka, 01.11.2019 r.
bycie sobą
dedykuję samej sobie
wkładamy uniform zasad przebierańcy myją ubikację
szczoteczką do zębów ubrany w strój anioła człowiek
pachnie wodą kolońską wystrojony w garnitur myśli
skrojony na miarę propagandy skrywanych uczuć
bawimy się jak to na balu przystało bawić się w role
każda zawodowa funkcja kształtuje wolę bycia sobą
na granicy gdzie ja spotyka ty rezyduje ochroniarz
pamięci o wspólnym domu bez wężowatego milczenia
trudnych słów niepokornych pytań rozmów nieistotnych
sprowadzanych do tematów na które nie mamy wpływu
– może deszczu dzisiaj nie będzie?
Kraków, 11.11.2019 r.
dokąd idę?
dedykuję Michałowi
tak daleko do ciebie ułożone równanie wspomnień
z jasną niewiadomą przyszłość zawarta w liczbie pi
marzeń i planów słowo zakute w kajdanki obietnicy
niezrealizowanej tęsknota z bujną czupryną mówi
dowcip kąciki ust pochylone w dół jak kciuk Nerona
spojrzenie matki na wiecznie krnąbrnego synalka
wielowiekowa tradycja mówienia szeptem głuchy
telefon prawdy przeinaczanej zgodnie z fejk nius
tak daleko do ciebie z klocków pamięci układam
pejzaż zdania wielokrotnie złożone mącą wodę
zrozumienia wyjaśnienie nie przychodzi wcale
Kraków, 13.11.2019 r.
uczucia
złote runo fantazji daje sygnał do drogi
pielęgnowany niemowlak przypuszczeń wsiada za kierownicę
otwarta rana rzeczywistości (dając w twarz) trudno się goi
cieknąca krew z kranu realności niemożliwa do zatrzymania
bezsilna potęga której odebrano wpływ
pomocna dłoń egoisty świadczącego przysługę
nieodebrana jak ostatnie połączenie czułość wystawiona na próbę
igła przyszywająca guzik stereotypów do swetra póz i funkcji
wiarołomna żona prawdy niekoniecznie obiektywnej
krnąbrny syn nadopiekuńczej matki która nie stawia granic
uczucia…
Kraków, 15.11.2019 r.
powiedzieć
doświadczenie podrzuca myśli nieokiełznane
usta wypowiadają słowa nie oddające znaczenia
wiara w siebie zastępuje wiarę w życie wieczne
siła budowana na słabości wznosi się ku szczytom
życie rozdarte jak kartka papieru zyskuje nowy kształt
złudzenie utracone w wyniku reakcji spalania
słowo jak płatek śniegu spada na nos Pinokia
który mówi tylko o przeżytym czasie
Kraków, 16.11.2019 r.
miliardy ludzi
miliardy ludzi na świecie ale ty jeden
w mieście bez złudzeń na tanie szczęście
oczy zasnute tłem niedopowiedzenia
zaryglowane drzwi spojrzenia nieistotnego
bez znaczenia wobec braku woli bycia
razem mieszkamy w tym samym mieście
miliardy ludzi na świecie ale ty jeden
ostrzysz ołówek by pisać wyraźniej
szczęście oznaczone milionami lajków
na fejsbuku życie zakryte wiekiem trumny
nad którą nikt nie płacze bo nie wie
o innym typie śmierci tej społecznej
Kraków, 17.11.2019 r.
niedopowiedziane
potykam się o słowo niezręcznie wypowiedziane
strumień świadomości wygłasza odczyt niedopowiedzenia
paradoksów obcy klimat wola życia zawarta w sejfie
skomplikowane prawdopodobieństwo poznania racja
bycia po tej samej stronie lustra zapładnia umysł szczerość
wypowiedziana niezręcznie chowa rękę do kieszeni
płatek śniegu na nosie Pinokio dawno zapuścił
brodę kłamstwa już tak nie widać…
Kraków, 21.11.2019 r.
odgłos
cichy szmer myszy przemykającej popod nogami
miliony kilometrów obojętności sprowadzanej do
wspólnego mianownika przypuszczeń nietrafionych
pięść w stół nożyce w ruch facet nie ten co miał być
kobieta czesze córkę dzisiaj jej pierwsza komunia
deszcz pada za oknem wiary w lepszą przyszłość
trzeba będzie uważać by biała alba się nie pobrudziła
niewinność zamieniona na grzech następnego Adama
Ewy żeby zachować parytet odpowiedzialności
słowo rzucone na wiatr przemyka cicho jak mysz
popod nogami zrównoważonego rozwoju ekonomii
serca powykręcane jak ręce w dwie strony życia
nawołującego do wiecznego odpoczynku
po czynie zarezerwowanym dla dorosłego
bujam w obłokach mam dość ziemskiego przyciągania
które z czasem przyciągnie mnie jeszcze bardziej
Kraków, 23.11.2019 r.
kpinka
wiara nadzieja miłość z nich zaś największe zaufanie
w wiarę autentyczną nadzieję wzmacniającą miłość przemieniającą
wchodzi kobieta do celi niewiadomo czy strażniczka czy więźniarka
dusza schowana tak że trudno znaleźć odpowiedź niepewna
sprawia wrażenie lęku krzyk głośny jak ujadanie wściekłego psa
prycza bez koca poduszki w rogu celi zlew z którego cieknie woda
kap kap puk puk jeden huk w oknie kraty bo jakby inaczej
wiary nie zastąpisz niczym nadzieja skruszona powraca po latach
jak marnotrawny syn miłość może nie przyjść wcale tylko zaufanie
przysiada pod zakratowanym oknem rozjaśniającym mrok w celi
do której wchodzi mężczyzna niewiadomo czy strażnik czy więzień
Kraków, 23.11.2019 r.
***
Podobnie jak jesień może być najpiękniejszą porą roku, tak i starość może być najlepszym okresem życia, w którym osiąga się prawdziwą mądrość i czuje prawdziwy smak życia, a to co się w ciągu życia przeżyło, daje poczucie rzetelnego dzieła. Bywają jednak jesienie słotne i bezowocne i starość też jałowa, bolesna, a nawet tragiczna być może.
Antoni Kępiński Rytm życia
zakotwiczeni w orbicie relacji wkładamy pancerz
robaka niepewni zmierzchu czasu nieprzygotowani
złaknieni pigułki dzień przed momentem ostatnim
nadzieja pcha wózek wiary pokątnie spoziera
w otchłań śnieg znika niby człowiek widzący
ostateczność lekarz podaje tlen oddech coraz płytszy
…
Kraków, 24.11.2019 r.
ubite szczęście
szczęście ubite w zdania wielokrotnie złożone
przemawia cisza niepewna usta zakneblowane
krzyczą triumfalna dowolność mówienia nie ma nic
do powiedzenia przekorna nieobecność żyjących
spojrzenie zakute w kajdanki wyobrażeń złudzeń
rzeczywistość zahasłowana kombinacją uczuć
skierowanych Bóg gdzieś wie czym spowodowanych
szczęście zamknięte w ubitym kubku kawy
Kraków, 26.11.2019 r.
kosmykiem włosów
dedykuję pewnej Osobie
kosmykiem włosów zamiatam ulicę
perłowate szczęście tam na mnie nie czeka
ani droga biżuteria uczuć
kosmykiem włosów zamiatam ulicę
mam tam swoją hostię
widzę ją z bardzo bliska
kosmykiem włosów zamiatam ulicę
czcigodni mężowie dostojne kobiety
patrzą na mnie skuloną
kosmykiem włosów zamiatam ulicę
z niska widać wyraźniej
jak wysoko góra
kosmykiem włosów zamiatam ulicę
może w końcu ją pozamiatam
kim jesteś
kim jesteś że nie widzę twojej twarzy
nie słyszę głosu
nie dotykam ciała
(nie wyczuwam obecności)
kim jesteś
że tak bardzo chciałabym żebyś był
obecny
(tu i teraz)
jak najwspanialsza rzeczywistość
o jakiej nie śniłam
dziś nie śnię o tobie
który milczysz
konsekwentnie
jak to ty
kim jesteś że nie sposób porównać cię
do nikogo ani do niczego
kim jesteś
jeśli życie dajesz i odbierasz
czy jestem ci to życie winna
śmierć spłaca dług
zaciągnięty przy narodzinach
wybór
jedni dokonują wyboru
drudzy mają odwagę błądzić
jedni słuchają i zachowują
drudzy szukają i próbują
jedni wierzą niezachwianie
drudzy są jak trzcina na wietrze
gdy Tanatos zagląda w oczy
i jedni i drudzy rozwierają usta niepewnie
później idą
kupić chleb masło i cukier
nocą Morfeusz przytula ich we śnie
spotykają zmarłego w środę dziadka
później idą
kupić chleb masło i cukier
niby przypadkiem
dedykuję pewnej Osobie
utknąć z tobą w windzie niby przypadkiem
szmelcowate życie odłożyć na bok później albo nigdy
rozedrganą duszę niczym wprawioną w ruch strunę
zatrzymać windę wspomnień bezużytecznych
(kiedy ciebie nie ma)
utknąć z tobą w windzie niby przypadkiem
oddać obawę lęk strach usta rozwarte pełne zdziwienia
czerwieni blaskiem odchodzącego jak ty słońca
pić świat jak wodę niegazowaną w momencie pragnienia
(kiedy ciebie nie ma)
życie daje sygnał: nie ten to inny – jakaż to bzdura –
przecież każdy jest inny
kto powiedział
że należy iść drogą sprawdzoną
wyasfaltowaną jak dla subordynowanych konformistów
przygotowaną
że
należy… powinno się… trzeba…
to a to… tutaj… tędy…
Kościół mówi… ojciec mówi… matka mówi…
wszyscy mówią… co… jak…
tylko
mało kto pyta jakie to ma znaczenie
lub
co ja na to
kosz czasu II
wrzucam do kosza czasu
opakowania codziennych wydarzeń
naga zawartość prezentuje zgrabny tors wypręża pierś
w nadziei że ktoś będzie ją pamiętał
jaszcze z opakowań codziennych wydarzeń
na które miała minimalny wpływ
ktoś teraz zjada drugie śniadanie
ktoś uprawia seks
ktoś płacze bo zmarła mu córka
kogoś życie wywraca się do góry nogami
kogoś choroba uczy pokory
kogoś tu nie ma choć być powinien
znajomi żałują że go wcześniej nie znali
po słowach
zostaje wielka otchłań
z pytaniem
o Kres
***
W życiu piękne są tylko chwile
Ryszard Riedel Naiwne pytania
zbliżamy się do siebie jak dwa samochody
jadące w przeciwnym kierunku
przypadkowe zdarzenie skutkuje zderzeniem
dwóch ciał obcych sobie nawzajem
w ruchu jednostajnie przyspieszonym
jedziemy do nieba
co nie trwa zbyt długo
zatopieni w miłosnym odruchu ciał
obcych sobie nawzajem
złaknieni bardziej niż zazwyczaj
odchodzimy z nadzieją powrotu
przecież ziemia nie trwa wiecznie
cel
wyszłam z domu by do niego wrócić
otworzyłam drzwi by je zamknąć
wyruszyłam w podróż by z niej powrócić
skuwa mnie strażnik w więzieniu doznań
…
forma kształtuje treść życia
…
podana ja ostatnia deska ratunku – brzytwa kaleczy dłoń
…
polewam ją spirytusem jak wodą święconą
może stanie się czystsza?
uciekająca miłość
jak bogowie olimpijscy pijamy nektar zwycięstwa
ale nieme swary drążą w sercach szczelinę
pustki
niewypełnionej ani krwią ani wodą
lecz chwilami doznań
upojnych nocy wspomnienie
ożywia nas
zatrzymuje w orbicie tu i teraz
niepodobni do siebie sprzed lat
i tak bliscy sobie dzisiaj
że odległości między nami zabrakło
a ciepło drugiego
podkręca temperaturę pierwszego
czekamy
na odpowiedni czas
piękna miłość nam ucieka