* * *
kefalońskie koty
leżą rozciągnięte przed tawerną
czarne białe pręgowane
ich futra błyszczą w słońcu
kocie mruczenie odbija się
echem między stolikami
moje myśli wędrują
ponad taflą Morza Jońskiego
gubią się w paryskich muzeach
w farbach nałożonych na obrazy
chowają się w migających
igłach światła
wybuchają kolorami
oswojona covidowa pandemia
kołysze się na morskich falach
oczy znowu błyszczą światłem
napełniają pamięcią
chciałabym ci opowiedzieć
tę chwilę
o kocich oczach
o pięknie
o pustym krześle
* * *
w podróży lubię powroty
gdy samolot pęcznieje wspomnieniami
a skrzydła odchylają lodowce obłoków
kieliszek czerwonego wina
nieśpiesznie kołysze myśli
pod powiekami wraca
niewyraźny blask oczu
dziewczyny w kolorowym sari
w uszach dźwięczą rozmowy
gwar świątyń otula mnie
jedwabnym zapachem kadzideł
w blasku miliona świec
drgają skupione twarze
przypominają czym jest życie
podróżując szukam prawdy
o świcie dotykam nieznanego
tajemnej cichej muzyki
pamiętam jak z jaśminowego parku
w białych mundurkach
wybiegła grupa uczennic
w ich niebieskich szalach
zawiązanych na szyjach
zobaczyłam coś nieśmiertelnego
boską prawdę
pamięć żyje w słowach
w pożółkłych dźwiękach trawy
w smaku zielonych liści herbaty
szukam siebie
z dalekiego świata zbieram
różnobrzmiące słowa
zasłyszane w ruinach miast
wyszeptane w kamieniach
dawnych świątyń
w ciszy pustyni odkrywam
moją nicość
w podróży lubię powroty
zakurzone myśli
w zmęczonych walizkach
do domu zwożę
* * *
krajobraz który noszę w sobie
próbuje zniknąć
przysypany niepamięcią
kiedyś myślałam
że świat nie urośnie
zamknie się na mojej ulicy
a tak chciałam
z niego wyjść
zobaczyć co jest
za rogiem
jakie miasto
jakie góry
czy wielka woda
ma gdzieś granice
to z ciekawości
biegam po ulicach świata
próbuję złapać
mijane obrazy
zamknąć w pamięci
oswoić nieznane
w krajobrazie który noszę w sobie
jest też moje dzieciństwo
rozbiegane po podwórkach
kradzionych przez nowe bloki
są też wieczory rozświetlone
książkami czytanymi po kryjomu
jest dom światło
poplątane linie przeznaczenia
i największy cud
dwie córki
ciągle jeszcze czuję
małe rączki na szyi
w uszach szeptane
wielkie tajemnice
dzisiaj te dorosłe kobiety
mieszkają w miastach
których nie widzę z okna
a ja udomowiona
najbardziej mieszkam
w moim pokoju
między komputerem
a półką z książkami
za oknem jarzębina
na której o świcie
koncertuje kos
krajobraz który noszę w sobie
na całe lata zachował
przypadkowe obrazy
ważne i nieważne historie
i czas zostawiony za sobą
* * *
nie miej żalu
wczorajszy dzień nie wróci
nie cofniesz obrazów
zapisów pamięci
dobrze wiesz
smak wczorajszej kawy
już się nie powtórzy
słowo wypowiedziane wczoraj
dzisiaj zabrzmi inaczej
nie zapomnij
jutro
ciągle przed tobą
i rozmowa na którą czekasz
słowa do niej
jeszcze nie ułożone
scenariusz nie napisany
ubrania nie wybrane
ptak którego
być może zobaczysz
nie siedzi na gałęzi
ze skrzydłami
gotowymi do lotu
i krople deszczu
dopiero spadną
twój świat
osierocona zbyt wcześnie
by pamiętać oczy matki
dziecinne łzy wycierałaś
w prostą sukienkę babci
twój ból ukoił wiatr
pachnący maciejką
i kot przytulany
zamiast szmacianych lalek
nie bałaś się wojny
dała ci długie wakacje
bez książek i zeszytów
wieczną zabawę na polach i łąkach
potem była daleka podróż
pierwszy raz jechałaś pociągiem
dojechałaś do brukowanych ulic
i do domu z czerwonej cegły
razem z tobą przyjechała
prosto z twojego dzieciństwa
wyszczerbiona porcelanowa cukiernica
wczoraj szukałam jej
zaginęła
razem z fragmentami
twojego życia
którego nie zdążyłaś opowiedzieć
a czasu było dużo
oprócz tych dni
kiedy mnie nie poznawałaś
i nazywałaś różnymi imionami
innymi niż moje
pamiętam jak na twojej twarzy
zobaczyłam przemijanie
blask tego kim byłaś
narysowane ścieżki życia
a przecież
nie widziałaś Atlantyku
Chińskiego Muru ani Akropolu
w Jerozolimie nie stałaś
pod Ścianą Płaczu z kartką w ręku
nie płynęłaś po Morzu Arktycznym
w stronę topniejącego lodowca
nie czytałaś książek
po których nie mogłam zasnąć
i chciałam zmieniać świat
w ostatniej minucie
trzymałam cię za rękę
ty pytałaś – co teraz będzie
nie wiem
mamo
* * *
na kawiarnianym stoliku
niedopita kawa kieliszek wina
patrzę na kobietę obok
w kolorowym kapeluszu
w koronkowych rękawiczkach
pali papierosa czyta książkę
jak w starym teatrze
plac wypełniony po brzegi
gołębie dziobią ziarno
żywy spektakl
lubię patrzeć
słyszeć stukot końskich kopyt
gdy zajeżdża dorożka
to może być
Kraków Amsterdam
albo inne
zaczarowane miejsce
a dzisiaj rano w radio
mówili o wojnie gdzie
człowiek zabija człowieka
ból i rozpacz miesza się
z bezradnością
pod ruinami domów
umierają ukraińskie marzenia
umierają ludzkie dzieci
twoje oczy pytają
czy wolno nam
siedzieć w kawiarni
pić wino
kolorowo żyć
w Krakowie
Amsterdamie
albo innym
zaczarowanym miejsc
* * *
jest we mnie białe i czarne
labirynty słów
zawieszone nad przepaścią gardła
dłonie z wyraźną linią
piekła i nieba miłości
jest we mnie krzyk
utopiony w kroplach deszczu
pokora zebrana
z błękitnej tapety
hotelowego pokoju w Nicei
czekanie
na ciszę luster
po której już tylko wiatr
echem wołaniem objawieniem
bo
białe i czarne
jest we mnie
splecione
bólem tęsknoty
Grażyna Rozwadowska-Bar – poetka.
Urodziła się w 1959 roku w Żarach. Debiutowała wierszem na łamach „Słowa Żarskiego” w 1979r, drukowała w Nadodrzu, Radarze, Argumentach, Pro Libris, Pasjach Literackich, ReWirach, Gazecie Kulturalnej, pisarze.pl, Topos oraz wielu antologiach poetyckich.
Wydała książki poetyckie: Zapraszam do domu ( wyd. AND Zielona Góra 1997), Nie lubię zegarów ( wyd. Pro Libris Zielona Góra 2000), Obudziłam wiersze (wyd. Pro Libris Zielona Góra 2023) Od 1998 członkini ZLP. Mieszka w Żarach.