CZAS SZTORMU
A jeśli nikt z nas nie dojdzie do tego miejsca
w którym powalone pnie drzew pragną połączyć się z niebem
łzy są aksamitne
I droga wydaje się bliższa niż tron cesarza
Pozostanie nam zatem gest
grymas
jakieś wpół rzucone słowo wreszcie obojętność
Tych kilka wspomnień
nabrzmiałych niczym sztormowy wiatr
podrywający piasek na wysokość
załzawionych oczu
Zatem otrzyj je starannie wierzchem dłoni
odczytaj na nich przezroczyste smugi
dróg które wyminąłeś
Albo pozostań w tym miejscu
abyś później mógł żałować
Ale do tego miejsca
listonosze zapominają przynosić
swoje torby
otwierać je gestem pełnym zawodowej obojętności
Czekanie tu
jest niemożliwe do wytrzymania
tak jak
bezdomna starość
obłaskawiony wilk
albo gasnąca raca
Nie biegasz już po pustych jesiennych plażach
kroczysz
krokiem opartym o leszczynowy kijek
w którym słowa
wymijając się zatracają swój smak i barwę
Jest w tym dużo pozorów i samotności
Wieczorem sonety Szekspira
wyszeptywane
w mroczność dookolną
są łagodniejsze niż sen za oknem
To arystokracja ducha
wymawiasz jeszcze raz i jeszcze
Jakbyś
zapomniał z którego peronu
wyruszyłeś w drogę zdziwień
I wciąż niekończącego się sztormu