Wiersze tygodnia – Danuta Sułkowska

0
180
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


Zbieram

Rzeczy zdarzenia słowa i wrażenia
Przedmioty rozpychają szafy
komody kredensy kąty Masy słów
doznań wydarzeń tkwią w pamięci
schowane przyczajone Z upływem czasu
blakną Niektóre znikają bywa że pozornie
Wyskakują raptem niby króliki
z kapelusza Wyświetlają się niczym szyldy
migocą jak reklamy rozwijają się
na podobieństwo transparentów

Od czasu do czasu
robię przegląd rzeczy i pozbywam się
nieprzydatnych
Od tej chwili już ich nie ma

Niektóre stają się wspomnieniem dosyć obojętnym
przeważnie Drobna część jest rzadko powracającym
żalem że może istnieją nie dla mnie Poczuciem
straty niekiedy razem z pretensją do siebie
za pozbycie się ich jako zbytecznych
(Tym jest dziecinna rzeźba Dominika Od kiedy
jej nie ma JEST jakby bardziej i coraz ważniejsza)

Zbieram
Moje zbieractwo w znacznym stopniu
bywa przypadkowe
i nieuświadomione


Nieobecność

Kumuluje się nawarstwia
wypełnia najpierw fotele kanapę
potem przestrzeń na dywanie
Tam zaczyna od jasnego prostokąta
wygrzanego przez słońce
zaglądające przez okno
(w czasach obecności zawsze tam
było leniuchowanie w pogodne dni)
Potem nieobecność zajmuje cały pokój
kuchnię i inne pomieszczenia
W przedpokoju jest niecierpliwa
nie może się doczekać kiedy włożę buty
Na zewnątrz jest tyle miejsc do zagarnięcia
Czekają ulice place drogi za miastem
ścieżki w lesie zarośla nad rzekami

Nieobecność wygrywa z pamięcią
Przez wyobrażenie przechodzi dłoń
Nie ma ono zapachu ani ciepła

Mówią że czas
zaczaruje wspomnienie w obecność


* * *

czasem masz ochotę
wniknąć w bezpieczną
twardość ziemi
przytulić się do korzeni
drzew podłożyć
pod głowę kamień
wrosnąć rozsypać się
w drobne grudki
pachnące letnią
podorywką

tylko czasem
czujesz że jesteś
bryłą ziemi która
nie wiadomo dlaczego
zachowuje się
bardzo dziwnie


Wbrew logice

w domu naprzeciwko
stara kobieta
zapala czasem
refleksy na szybach
kiedy przechadza się
po pustych pokojach
jako światło księżyca
albo smuga
czerwonej zorzy
kłaniam się jej
przez ulicę
lekceważąc
złośliwych filozofów
i ich fałszywe prawdy
o przemijaniu


Na wykopaliskach

Zanurzam dłonie
w przepalonych
kościach
we wnętrzu
człowieka coś
sucho stuka
ale to nie
serce
po palcach
spływa cienka strużka
piasku
z ułamka oczodołu
patrzy krzemienna
źrenica

Z rękami w brzuchu
pękatej popielnicy
słucham głosów
od korzeni po szczyty
sosen gadających
skrzypiącym
szeptem

Przenikam ciemny tunel
wieków


Czas krogulca

Spadł śnieg i zaczął się dla mnie czas krogulca
(Taki czas jak wszystkie inne
jest przeważnie porą czegoś jeszcze
niekiedy wielu spraw rzeczy osób równocześnie
dobrych niepomyślnych obojętnych
cyklicznych zaskakujących)

Czas krogulca to ciągła gotowość na gwałtowny popłoch
w karmniku, furkot małych skrzydełek i przerażone głosy
ptasiej drobnicy A potem nastaje cisza i tylko ON
siedzi ze szponiastą łapą na zdobyczy

Krogulec albo przyleci w tę zimę albo nie
Jeśli będzie miał tu czatownię to zjawi się dzisiaj
albo nie Ta niepewność podobna jest do innych
niepewności
Czy coś się stanie
Czy nie
Napięcie oczekiwanie
Czasem z nadzieją na TAK
Innym razem na NIE

Nieustannie jest czas jakiegoś krogulca

Prawdziwy krogulec jest niczym śnieżna zawieja
szept potoku lasu milczenie przed burzą
pełnia księżyca


Po powodzi  

teraz wystarczy tylko posprzątać
opłakać i pogrzebać
zasiać posadzić wybudować
zastąpić
odzyskać jak najwięcej siebie
wznieść tamy

ślady wielkiej wody
przetrwają pod warstwami nowych zdarzeń
mówić się będzie
to było przed powodzią

może już nigdy
nie wejdziesz do strumienia

stary dom wypięknieje we wspomnieniach
wzniesiesz nowy za wysokim murem
albo staniesz się ptakiem
i tylko czasem pochwycisz kroplę wody
z bezimiennej rzeki


Złoty cielec

ma zawsze postać najdoskonalszą
dla swoich czcicieli
czy jest ich rzesza
garstka
czy tylko jeden

oto złoty cielec w girlandach zachwytów
w wonnych dymach uwielbienia
niewzruszony wśród pląsów i pokłonów
obojętny na hymny uroczyste
na radosne okrzyki nieczuły
martwy?
zbyt ważny?
nieistotne
skutki jego kultu
są niezwykle wstrząsające
zawsze                                          
jak przystało na istotę o niezwykłych mocach
 
znów uderzają o ziemię święte tablice


Z rejestru spraw niemiłych

do najgorszych
zalicza się
łaskawa serdeczność

przemawia
słodkim głosem
protekcjonalnie gładzi po głowie
pochylając się coraz niżej
z wielką troską
pewna
że bliźni przy niej
maleje

a on tylko
uchyla się
kucając


W cieniu

wielcy
rzucają duży cień
gniewa to i napawa goryczą
spragnionych blasku

zaradni dostrzegają okazję:
można się w nim czuć
bezpiecznie
a nawet
być dostrzeżonym
przy okazji podziwiania olbrzyma


Dojrzałość

Sporo czasu
minęło nim człowiek
dojrzał
jak wyrasta
w górę małe
a wielkie
staje się jak
ziarnko piasku

nawet
nie uwiera
w bucie


Do poetów

Jak nudzisz
peszysz
niepokoisz
gdy szepty uczuć
wywlekasz niezdarnie
z kątka duszy

Szarzeją w świetle 
milkną
nikną

Proszę
nie wyrywajcie
uczuć
z serca
by rzucić je na papier

Uschną wcześniej
nim wyschnie atrament
ktoś wrzuci je do kosza


Operacja

poeta posiada
umiejętność operowania
słowem
chwyta lancet
i wbija go
w duszę
czytelnika

operacja
zawsze jest udana

pacjent
przeżywa


Problem

do przejścia na drugą
stronę zostało ci
kilka kroków
wokół jak zwykle zgiełk
towarzyszący wyrywaniu
sobie przez bliźnich
zdobyczy w postaci
lepszej posady
większych pieniędzy
wątpliwej sławy
niewiernej miłości
ktoś mówi ci
że znowu przekręcili
twoje nazwisko w gazecie
a ty rozważasz problem
czy nazwisko
będzie coś czuło
kiedy zostanie bez ciebie
może zasmuci się albo rozgniewa
z powodu takiej
pomyłki w gazecie
w takim razie trzeba by
wysłać jakiś protest
żeby na przyszłość
bardziej uważali


Poezja

Miłoszowe „trzy kropki
za przecinkiem
w których
poezja mieszka”
wrześniowym popołudniem
postawione są
na ścieżce pełnej
żółtego czasu
w kształcie liści klonu
a już od gór
pobrzmiewa głos
halnego wiatru
poezja nocy

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko