Piotr Wojciechowski – NADZIEJA, NADZIEJNOŚĆ, WYOBRAŹNIA

1
83

    Warszawa czeka na protesty rolników. Szerzą się te protesty po Europie od paru miesięcy, a mam wrażenie. że te polskie bardzo są zadzierzyste, ale też zorganizowane, nastawione na odpowiedzialne negocjacje, skuteczność. Dlaczego więc myślę o nich – beznadziejne? Parę dni temu dzwonił do mnie emerytowany profesor, ekolog, Skala protestów, wspaniałość traktorów, skupienie i powaga na ogorzałych twarzach zbuntowanych włościan zrobiły na nim wrażenie. Mówił, że oczekuje czegoś dobrego, protesty powinny do tego prowadzić. Dziś napisałem do niego: Nie ma już „europejskiego chłopa”. Tym na traktorach nie wytłumaczy się, że klimat planety trzeba ratować. Już się go nie uratuje, a nie będzie wysłuchany ten, kto wmawia innemu – musisz pocierpieć, zrezygnować, ograniczyć się, bo planeta, lodowce topnieją, dwutlenek w atmosferze…. Taki wmawiacz przedstawia się jako dureń, prymitywny oszust. Z kabiny traktora z takim się nie gada. Jest więc może beznadziejnie?

     Tylko co dzwonił do mnie z Niemiec zaprzyjaźniony Ślązak, który stwierdził: – protesty, to robota trolli Putina, on wie, jak najtaniej Europę rozwalić.

 Słucham II Programu Polskiego Radia. Czasem bardzo pilnie, czasem całkowicie nieuważnie – w trakcie prac kuchennych, które same ze siebie rozpraszają i hałasują. Tak właśnie słuchałem, gdy w audycji o książkach kilka razy powtórzyło się słowo „nadziejność”.

      Pomyślałem, że zostało utworzone dla symetrii z „beznadziejnością”.

        Kiedy się wysłuchało i przeczytało trochę opinii, relacji, reportaży napierających na media z okazji dwu lat wojny obronnej Europy toczonej siłami Ukrainy, wie się,  że nadziejność jest potrzebna. To, jak ją definiujemy, nie jest ważne. To, co istotne, to problem – gdzie ona, ta nadziejność? Gdzie dobrać się do jej głębokich korzeni, jak szukać ziaren zasiewu, jak wyczuć w wichrach historii zapach jej kwiatów. Czy jest nadziejność w ludziach, którzy łakną jej chciwie? Myślę że oni potrzebują nadziejności, bo się boją. Wietrzą zmiany i chcieliby się dobrze przystosować do zmian, jakie przyniesie przyszłość.  Są  żarliwie gotowi przystosować się do przyszłości, zmienić się według potrzeb nowych sytuacji, nowych władców. Moim zdaniem od nich nie możemy spodziewać się nadziejności. Przyniosą ją raczej ci, którzy mówią; Wprawdzie nie wiemy, co będzie, ale na szczęście każdy z nas mniej więcej wie, jakim człowiekiem trzeba być.

    Próbuję tymi kategoriami myśleć o uczestnikach protestu na traktorach, o ich rodzinach. Czy o naszej współczesności będzie się kiedyś w księgach dziejów pisać „epoka buntów chłopskich”?

    Myślę, kim są  partnerzy w toczących się  negocjacjach. Ile oni mają dobrej woli, na ile strzegą własnego interesu. Myślę o sobie, co godzi się robić w trudnym czasie?

   Traktory na ulicach Warszawy, to kolejny sygnał, że świat chwieje się po serii kopniaków. Pandemia, wojna, katastrofa klimatyczna. Wszyscy niby widzą, że potrzebne są globalne rozwiązania, aby świat pozostał światem,. Wszyscy widzą, a do tych globalnych rozwiązań nie bardzo się zbliżamy. Trudno, jak będą trąbić wsiadanego, Polska się przyłączy. Na razie powinna powtarzać pytanie: co się godzi robić w tym trudnym czasie?

   Z grubsza wiadomo, co czynić trzeba, aby ludzi nad Bugiem, Odrą i Wisłą przygotować do przyszłości. Dopilnować, aby się nadawali na partnerów globalnego remontu. Zdaje się jednak, że tego właśnie nie robimy. Z  wielu stron słyszę, że szkoła, do której polskie dzieci pójdą we wrześniu, będzie całkiem  inna. A jaka polska szkoła, taka polska gotowość do przyszłości.

    Ja osobiście postuluję – zamożny nauczyciel, kochający dzieci. Niech w końcu to będzie szanowana pozycja społeczna, posada trudna do zdobycia. Niech w szkołach zostaną najlepsi. Pozostali – nieudacznicy, niedouczki, urzędasy – do widzenia! Pokolenia, które dziś chodzą do szkoły, były źle potraktowane przez historię,  w ich niedoli sumowały się:  covid, wojna na Wschodzie, w kraju ostre podziały społeczne, szum wokół AI, wszechobecność smartfonów.  Teraz  kolejne pokolenia uczniów powinny być traktowane dobrze. Dobre są niezbyt liczne klasy, dobry jest program wiążący uczniów z małą ojczyzną, jej przyrodą, historią. Dobra szkoła to ta, co pielęgnuje postawy twórcze nauczycieli i uczniów.

    Jak to osiągnąć?  Na pytanie mają odpowiedzieć ci, którzy zadecydują o zmianach. Czy szkoła bez komputerów i smartfonów? Czy mniej prac domowych?  Jakie lektury – dzieła czy fragmenty? W tej chwili zanosi się na kompromis dryfujący w stronę nijakości, Osobną koncepcję szkoły  ma każda część rządzącej koalicji, co innego proponują wyższe uczelnie, które chcą mieć dobrych studentów, co innego katolickie środowiska nauczycieli i rodziców z wyraźnym programem kulturowym i etycznym. Trzeba też mieć nadzieję, że dojdą do głosu ci, którzy proponują śledzić rozsądne reformy u sąsiadów. PAP donosi, że „Władze Szwecji wycofują ekrany z przedszkoli oraz młodszych klas szkół podstawowych. Zadecydowano o wstrzymaniu narodowej strategii cyfrowej edukacji utworzono dotację na zakup drukowanych podręczników, a także powrócono do egzaminów z użyciem ołówka u papieru. Według szwedzkiej minister szkolnictwa Lotty Edholm >polityka rządu ma na celu powrót do podstaw i przywrócenie szkoły opartej na wiedzy, w której kładzie się nacisk na podstawowe umiejętności, takie jak pisanie, czytanie oraz liczenie.<”  Nie wiemy więc, jak zacznie się nowa szkoła – ale trzeba się przygotować na proces jej uzdrawiania  musi trwający nie lata, a dziesięciolecia.  

     Oznaką zdrowia będzie to, że dzieci  będą swobodnie używać polszczyzny  w rodzinie i wśród rówieśników, a potem w pracy i życiu wspólnot. Już  w szkole staną się społeczeństwem obywatelskim. Opanują język politycznej debaty,  język przemowy do  zgromadzenia, język intymnego zwierzenia, język różnych epok literatury, język serio, język ironii, język, który potrafi pytać o Boga, potrafi pytać o sens życia. Język, w którym wierzący i niewierzący będą przyjaźnie rozmawiać o wszystkim. Tam, gdzie brak sprawności językowej, przychodzi wrogość, wulgarność, przemoc. Posłuchajmy, jak dziś mówią dzieci – pojmijmy, jak daleka droga przed nami.

    Co mają robić pisarze? Nic nowego. A jednocześnie czuć ciężar odpowiedzialności za to, co się dzieje z polszczyzną. Próbuję myśleć, że piszę dla absolwentów tych szkół, których jeszcze nie ma. Muszą powstać  takie szkoły, które wychowają mi czytelników. Czekam, że przyjdą pokolenia maturzystów, które ocalą nasz świat nad Bugiem, Odrą i Wisłą. A ja powiem – są książki, które was umocnią i ucieszą. Napisałem je. Chyba tak opisałbym nadziejność widzianą z mojej strony.

    Pozostajemy w niepewności, traktory buntu jadą przez Warszawę, przez wiele stolic, a mieszczanie przeżywają lęki związane z przyszłością. To, jak się boją, zależy w znacznym stopniu od nich samych, od osobistego daru wyobraźni. To ona  uczy człowieka strachu.

 Wyobraźnia apokaliptyczna boi się cierpień, jakie niosą ze sobą różnego rodzaju katastrofy, często bardzo spektakularne w imaginacji.

 Wyobraźnia sumienia boi się, wewnętrznego załamania, utraty łączności  z dobrem i odwagą. Człowiek o wyobraźni sumienia boi się, że pod naciskiem nowych okoliczności okaże się tchórzem, skrupulantem, egoistą, zdrajcą, odstępcą. Kimś zrywającym więzy miłości, albo lojalności, albo wiary.

   Człowiek wyobraźni awanturniczej boi się, że przegapi okazje, aby z zamętu zdarzeń wyjść z orderami, wieńcem zwycięstwa, majątkiem, sławą.

    A może pomyśleć także o człowieku dźwigającemu oręż wyobraźni twórczej?  Takiego może ogarnąć lęk, że stworzy dzieła poniżej poziomu wyzwań epoki, dzieła gubiące jej istotę, dzieła, które miały być wielką skargą, czy bezlitosnym sądem, na nie wyszło,  trafiają kulą w płot.

   Sam nie jestem wolny od takiego lęku, ale nie składam broni. Lęk twórczy jest podobny do strachu podczas wspinaczki. Raczej mnie  popędza do roboty. Zmusza do mnie poprawiania tego, co tylko udaje, że jest już gotowe. Może jest coś takiego jak wyobraźnia hazardzisty?

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Miód na moje sfrustrowane serce: „Język, w którym wierzący i niewierzący będą przyjaźnie rozmawiać o wszystkim. Tam, gdzie brak sprawności językowej, przychodzi wrogość, wulgarność, przemoc”.

    Martwi mnie jednak, że nie traktuje tych słów jako oczywistą oczywistość, tylko jako nieziszczalne objawienie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko