Stacja VI
Weronika
Ociera mi twarz
Stoi na poboczu drogi
Którą idę udręczony
Szukałem na bezdrożach
Tam gdzie rosły drzewa
Cierpkich pożądań
Smaku rozkoszy
Zamiast niej doznałem bólu
Odarcia z miłości
Wtedy pojawiła się Weronika
Delikatnie otarła mi twarz
Na chuście odcisnęły się rysy
Mojej wędrówki przez mękę
W tym wierszu
W tym wierszu nie ma
Twojego uśmiechu
Ani słów które śpiewają
Szczęście
Jest chłód jesieni
Czas długich wieczorów
Samotnych wędrówek
Po nabrzeżach rzeki
W tym wierszu przeglądasz się
Jak w zwierciadle
I widzisz twarz
Zmęczonego człowieka
Który wie że mija
Zbliżając się do kresu
Wtedy w tym wierszu
Zapłonie płomień
Wiecznego spokoju
Mindfulness
To chwila
Prowadzi mnie
Do bycia sobą
To teraz staję się tym kim jestem
Słucham dźwięków
Porannej muzyki
Nie ma mnie
nigdzie indziej
Nie myślę o tym
Że zaraz napiję się kawy
Ani o tym że budziłem się
Dwukrotnie w nocy
Moje myśli nie zajmują się
Niczym więcej prócz
Smakowania słodyczy
Sekund tego poranka
Teofania
Wstałem wcześnie rano
Rosa obmywała ziemię
Krople Krwi chroniły kosmos
Przed ostateczną katastrofą
Patrzyłem w siebie
Szukałem Boga
Widziałem ciemność
Nie mogłem oddychać
Nie było Go w żadnym
Neuronie mojego mózgu
Objawił mi siebie jako
Nieobecność
Ten który mnie opuścił
Płacz ziemi
Ziemia płacze
Rozdarta pociskami
Wojny
Spadają na Aszkelon
I Kijów i ostrymi zębami
Rozrywają wszystko
Na strzępy
Nie pomaga ludzki krzyk
Skierowany do Boga
On patrzy na to
Okiem dystansu
Pozwala aby
Dzieci Abrahama
Karmiły się wzajemną
Nienawiścią
Pozostaje więc mimo wszystko nadzieja
Że pewnego ranka nad Charkowem
I Betlejem zamiast pocisków
Pojawią się stada białych gołębi
I gdzie magnolia kwitnie
W ogrodach wiosny
***
Napisał wiersz
Niekoniecznie dobry
I niekoniecznie zły
Taki sobie
Jak wiele innych wierszy
Napisanych o 19.40
3 października 2023
Nie jest sam
O tej porze czuje
Bliskość innych poetów
I poetek
I może ta bliskość
Ważniejsza jest od treści
Poszczególnych wierszy
z cyklu SPACERY
Spacer filozofa
Mędrzec idzie brzegiem morza
Przed nim ogrom wody
Myśli o tym że wszystko
Jest jednym wielkim oceanem
W nim zanurzone są rzeczy i osoby
I myśli też o tym że można
Wydostać się z tego bezmiaru
Na powierzchnię ziemi
Tam nie ma już zmiany
Dom nad zatoką
Mieszkam w tym domu
Nad zatoką od wielu lat
Codziennie rano wychodzę
Na długi spacer
Nie ma tu w tych godzinach
Ludzi pojawią się później
Idę sam
Cały rok jestem sam
Najczęściej piszę
Wpatrując się w morską dal
Chciałbym opisać samotność
Jest znośna tylko wtedy
Gdy towarzyszy jej
Przestrzeń nadmorskiej pustyni
Mieszkam zatem jak najdalej
Od wielkiego gwaru
W wewnętrznej ciszy
Koniec
Nikt nie jest dostatecznie
przygotowany do końca.
Umiera się zwykle nie w porę.
Gdy chce się zjeść poziomki
albo pobiec nad brzegiem morza
po plaży Bałtyku.
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl