Omawiana książka: Michał Paweł Markowski, “Polska rozkosz. Uniwersytet”
Zajawka: Autor tej książki jest gwiazdą wśród profesorów i w środowisku polonistycznym: przez jednych uwielbiany, przez innych nienawidzony.
Jest obecnie profesorem na uniwersytecie w Chicago.
Słowa kluczowe: Jeden z najzdolniejszych badaczy polskiej literatury, autor wielu książek, m.in o Nietzschem, Derridzie, w przygotowaniu książki o Cioranie. Książka niejednorodna, nie wiem, czy przez to jest niespójna, czy ciekawa. Z jednej strony subtelny dyskurs naukowy, z drugiej autor pisze o sobie bardzo często, książka nieco narcystyczna – pisze o swojej pasji do gotowania, do kulinariów. Tak jak Ojcu Szustakowi wszystko kojarzy się z duchowością i religią, tak Markowskiemu wszystko kojarzy się z filologią polską. Książka ma ambicje totalne, nazwałbym Michała Pawła Markowskiego encyklopedystą, który ma ambicje ogarnięcia bardzo wielu dziedzin wiedzy. Dyskurs naukowy: jednocześnie neutralny, transparetntny oraz silnie zindywidualizowany. Ambicja Markowskiego, aby wszystko nazwać jednym językiem, choć autor zastrzega, że jest za heterogeniczną teorią kultury. Dla Markowskiego wszystko, co obce, jest swojskie, natomiast wszystko, co swojskie, jest obce. Podejście Markowskiego do chorób psychicznych jest moim zdaniem uproszczone. Wywód o nominalizmie Markowskiego, język jako główne narzędzie komunikacji. Możemy używać języka przemocowo albo pojednawczo. Dlatego Markowski jest nominalistą, ponieważ nie wierzy w esencję danego pojęcia. Markowski jako pionier nowych języków w literaturoznawstwie, przybliżenie np. Rolanda Barthesa. Potężna droga intelektualna Markowskiego, uniwersytet jako sprzyjająca enklawa do poszukiwań intelektualnych. Filozoficzno – filologiczna hybryda książek Markowskiego.
Praca doktorska o Nietzschem wedle prof. Markiewicza, promotora Markowskiego, stała się habilitacją, natomiast szybko napisana książka o Derridzie, stała się doktoratem, w ten sposób Markowski szybko stał się profesorem. Jeśli chodzi o warstwę dyskursywną, świetnie się to czyta, natomiast jeśli chodzi o warstwę pisania o sobie, ta mu mniej wychodzi moim zdaniem, mniej Markowski jest artystą. Pisze Markowski o pracach ogrodniczych również, oprócz tego, że jest kucharzem, jest także ogrodnikiem. Książka mistrzowska, w której jednak widzę pęknięcia. Jest w kontrze wobec Haralda Blooma, “Umysłu zamkniętego”, wobec Jarosława Marka Rymkiewicza, wobec Wawrzyńca Rymkiewicza, bliska jest mu Maria Janion. Innymi słowy jest Markowski w kontrze wobec myślicieli konserwatywnych. Cały czas toczony spór o naukowość badań literaturoznawczych. Spór między językowym immanentyzmem o realną obiektywnością takich pojęć metafizycznych jak prawda, dobro, piękno.
Język czytelny jedynie dla badaczy zamkniętych w getcie nowej humanistyki. Książka moim zdaniem jest sprzecznością, może przez to jest ciekawa. W nowym języku humanistyki wypowiedzieć się dają przeważnie zjawiska negatywne, jak traumy, aberracje, załamania, zwichnięcia, obsesje. Skrzydło konserwatywne moim zdaniem przygarnia więcej języków. Autora czytam od zawsze, z dużą ciekawością, od początku moich studiów polonistycznych, nie zawsze się z nim zgadzam, ale może na tym polega właśnie “zbawienny konflikt interpretacji”.