Kiedy zatrzymałem samochód
Zatrzymałem samochód
na skraju lasu obok drewnianej gajówki
i małego jeziora
minęła północ
spoglądałem prosto w mdłe światło księżyca
które pragnąc ominąć swoje odbicie w wodzie
chowało się za rant budynku
oczywiście byłem zupełnie bezbronny
wobec tego pejzażu
piał nocny kur
raz drugi
gdzieś z odległej wsi dobiegało szczekanie psów
ich głos wibrował soczysty od natchnienia
wtedy pomyślałem że mógłbym tu pozostać do rana
a być może na zawsze
między czarną ścianą sosen
odbitym w wodzie księżycem
i czymś
co ustawicznie nasączało moją wyobraźnię
zmuszając ją do najodleglejszych rozmów
z tym kimś
kto przyszedł do mnie w najwcześniejszym dzieciństwie
z całą pewnością były to trudne rozmowy
towarzyszyły im często łzy radości
ale częściej śmiech pełen rozpaczy
nieodgadniony niczym nocne pohukiwanie sowy
dobiegające od strony jeziora
z tego miejsce w którym pień starej wierzby
ranił swoim kształtem i cieniem
pofałdowany światłem księżyca brzeg
już wiem odgaduję – w takim momencie
wskazówki wszystkich zegarów łapią silny oddech
ich uniesione piersi przysłaniają cyferblat
i wtedy przypominamy sobie że kiedyś
nasz krwioobieg
unosił wszystkie nawet najodleglejsze pragnienia
gdzieś za horyzont
być może był to przyczynek do namalowania obrazu
szalonego oglądania świata przez samotnego artystę
wchodzenia w strukturę pełną barw
rozświetlających paletę
nerwowych uderzeń pędzla
o napięte do maksimum płótno
ferment w którym ważyły się słowa
w swej przeogromnej zuchwałości stając jedno obok drugiego
tworząc wersy strofy i poematy
coś co nigdy nas nie opuszcza dotyka piersi
w ich wnętrzu wiruje w jakimś obłąkanym tańcu
zuchwałej radości
i dziękczynienia