Elżbieta Isakiewicz – JESTEM SUMĄ MOICH CIERPIEŃ

0
224

O poezji Arco van Ieperena

Arco van Ieperen dla ćwiczenia mózgu, który sprostuje wielu zadaniom, rankami rozwiązuje łamigłówki. Mieszka w Elblągu (mieście ze starówką wzniesioną z popiołów historii, z neogotycką Galerią El rozpostartą na strzelistym kręgosłupie niegdysiejszego kościoła wzniesionego na średniowiecznych fundamentach, gdzie przestrzeń pnie się ku sklepieniu po zrębach czasu, ze znakomitą knajpą z sushi w tempurze o konstrukcji puchu, z corocznym Festiwalem Literatury Wielorzecze ściągającym miłośników poezji, prozy i tego, co pomiędzy nimi, z małomiasteczkowym, przytulnym tchnieniem niezdarzonej wielkości) i na jednej z tutejszych uczelni wykłada ekonomię. Parę razy w tygodniu drogą ekspresową S7mknie Arco (o szyby auta tłucze dwustronna, skrzydlata płaskość krajobrazu) do Warszawy – tu w Szkole Głównej Handlowej uczy ekonomii po angielsku. Jeśli nazajutrz ma zajęcia w Elblągu, wieczorem wraca, by o świcie pośpieszyć na lekcje do stołecznego liceum, gdzie jest lektorem języka angielskiego.
Arco van Ieperen rozciąga tkankę czasu – to umiejętność właściwa kuglarzom i poetom, dzięki czemu wplata w nią również naukę śpiewu, której poddaje się u profesjonalisty (głos ma niski, pewny, trochę Presleyowski), i pisanie wierszy. Tworzy po polsku, angielsku i niderlandzku. Ale gdyby nie ambitne dolnośląskie miasto poezja osiadłego w Polsce Holendra mogłaby pozostać nieodkryta.
W 2022 organizatorzy dwudziestych siódmych Głogowskich Konfrontacji Literackich za zwycięstwo w konkursie głównym przyznają Arco van Ieperenowi nagrodę: opublikowanie zbioru wierszy. Jak kraj długi i szeroki odbywają się poetyckie konwentykle, toczy się podskórny proces translacji rzeczywistości na język poezji. Ściągają na nie grupy pasjonatów (poezja nie zna pojęcia „amator”, poezja dokonuje natychmiastowej weryfikacji, poetą się jest albo nie jest się nim wcale) z całej Polski, tych wrażliwców chwytających słowo w obręcz znaczenia – wśród nich Arco z miasta Gouda, słynnego z serów o tej samej nazwie, który zapisuje wersy przez lata, lecz wydany w Głogowie tom pod tytułem „Bliżej” jest jego pierwszym i jak dotąd ostatnim.
Kiedy zapoznałam się z nim rok temu, poraził mnie, ponieważ nadrzędnym tematem każdego z czterdziestu siedmiu wierszy jest cierpienie. Brak w nich miejsca na oddech. Ilekroć potem sięgałam po tę książkę, wrażenie bezdechu utrzymywało się, a nawet pogłębiało. Arco van Ieperen rozwiązywał łamigłówki, a ja łamałam sobie głowę, jak na bezdechu napisać – bo że napiszę, wiedziałam od razu – o tej poezji napiętej niczym struna, bezwzględnie egzekwującej zaangażowanie, nie pozostawiającej złudzeń co do kondycji tego świata. Oto ta próba.
Wcielenie
Arco van Ieperen podchodzi bliżej do traum ziemskiej rzeczywistości, wprowadzając – w większości – narrację w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Wciela się w człowieka bolejącego, istotę z pęknięciem, przetrąceniem, zaropieniem, odrzuceniem, zniewoleniem, zapętleniem. Płeć bolejącego, czas i miejsce cierpienia nie mają znaczenia – autor tomu zagląda swobodnie do odległych Europie geograficznych regionów i odtwarza wewnętrzną mapę emocji swych bohaterów uwikłanych w tragiczne okoliczności. W jednym z najbardziej przejmujących wierszy zbioru narrator jest somalijską trzynastoletnią dziewczynką, skazaną na publiczne ukamieniowanie za zgłoszenie na policję skargi na mężczyzn, którzy ją zgwałcili.

W drodze do babci złapało mnie trzech
odbierając od przyszłego męża należność –
skazali męskością.

Milicja w Kismayo
wsadziła do podziemnej celi,
gdzie karmiłam stado much
słonymi łzami.
(„Grzech”)

Innym razem to bezdomny Polak, któremu gdzieś zagranicą powinęła się noga, a któremu ambicja nie pozwala wrócić i przyznać się do porażki.
  
 Mieszka tu sześciu. Za miastem,
pomiędzy autostradą a torami. Kapcie na ziemi, zakupy
rozłożone na chwiejącym się stole. Z każdego
łóżka widać las. Musisz improwizować

kiedy nie ma ścian. Do miasta prowadzi
pięć gwiazd – każde okno to lepsze
życie z innego świata (…)

(„Nie ma jak w domu”)

Jeszcze innym anorektyczka („Kreska), mężczyzna chory na raka („Wojna domowa”), transwestyta („Zmiana”) czy czteroletnie dziecko urodzone przez dilerkę narkotyków i nie znające innego życia poza tym w więzieniu w Hondurasie.

Mama stara się załatwić trochę jedzenia
i papierosów od strażników – potrafi tam
być ponad godzinę. Narzeka, że kiedyś
od nich przyniesie mi brata lub siostrę.

(„Penitenciaria Femenina”)

Poezja Arco van Ieperena egalitaryzuje ból, ogłasza, że nie ma cierpień lepszych ani gorszych i że mój ból nie jest większy niż twój. W tej żmudnej wędrówce po intymnych, drażliwych zwojach ludzkiego systemu nerwowego dwa tryptyki przykuwają uwagę czytelnika ze szczególną mocą.
Jeden, zatytułowany „Vernichtung durch Arbeit”, zawiera poetycką opowieść o rodzinie zdewastowanej przez wydarzenia drugiej wojny światowej. Główny bohater, Jan, żonaty, ojciec trojga dzieci, przechowuje w mieszkaniu ludzi w ukryciu (w domyśle Żydów). Zadenuncjowany, dostaje się w łapy Niemców.

Niemcy, przy oklaskach sąsiadów
wzięli go na dół. Słyszałam uderzenia, czułam
jego ból. Salon był zalany krwią.

– wyznaje Maria, żona, naoczny świadek dramatu. Jan, uwięziony w obozie koncentracyjnym, notuje (prawdopodobnie jedynie w myślach) słowa pożegnania:

Na apelu Węgier gra na skrzypcach, a tysiące
śpiewają „Cichą noc”. Każdy w swoim języku.
Kolęda jako requiem. Jutro moje prochy będą
nawozem.

Po latach jego syn imiennik, który nigdy ojca nie poznał, przybywa do owego miejsca kaźni, by złożyć kwiaty przy pomniku umierającego więźnia:

Palce tropią jego imię na liście – bliżej nie będę.
(…)
Ojca nie znalazłem.

Wojenna historia bez happy endu, jak wiele innych, tłoczy w pamięci niewyżałobiony bezcielesny ślad, jej echo będzie wybrzmiewać w genach kolejnych pokoleń – poeta nadaje mu ton. Arco van Ieperen to mistrz tonacji minorowej. W drugim tryptyku pod tytułem „Ostro” wprowadza nas w tajemny krąg choroby psychicznej, głębokiej depresji, w rejony opuszczone przez nadzieję. Pogrążam się w bólu, którego nie złagodzi/żadna poezja – obwieszcza podmiot liryczny, zapowiadając swój kres i sposób na jego osiągnięcie:

(...) Żyletka odbija mój strach.
Kran wykapie rytm pustego serca.
Woda w wannie zmieni barwę.

Bohaterowie tego tryptyku uwięzieni pomiędzy nieżyciem i nieśmiercią czują się jak błąd w ewolucji. Wiedzą już, że żaden narkotyk nie sprowadzi ulgi, bo nie można uciec od samego siebie, dlatego co wieczór boją się, że rano jednak będą. Jestem sumą moich cierpień, puentuje jakiś on, jakaś ona, który, która może być każdym z nas. Sam Arco van Ieperen zdaje się być sumą cierpień doświadczonych i zasłyszanych, syntezą nieskończonego zbioru wcieleń w istoty zbolałe, po omacku szukające gruntu pod stopami w grzęzawisku pełnym gotowych do skoku widm i mar. Postaci z jego wierszy lękają się zwierciadeł, bo wiedzą, ile grozy czai się po drugiej stronie luster.

Żarliwość

Z taką samą pasją, z jaką zapuszcza się w ludzkie czernie, autor „Bliżej” zajmuje się niepokojącymi zjawiskami społecznymi i politycznymi.

W końcu historia nauczyła nas
niewiele. W Afryce nadal rysuje się
granice krwią. Bliski Wschód jest
 daleko od porozumienia bez ołowiu

konstatuje w jakże aktualnym wierszu „Delirium veto”. Zjawiska te ubiera w formę mini reportażyków i mini felietonów. Ale uprawianie poezji żarliwej, zaangażowanej narażone jest na pułapki, z których największa to osunięcie się w ułożoną w wersy publicystykę. Arco van Ieperen jej unika. Napięcie, jakie pulsuje na styku słów ani na chwilę nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z wyrafinowaną, dojrzałą poezją, nierzadko przemawiającą mądrością sentencji:

Bohater i szaleniec często
różnią się tylko w interpretacji.

(„Delirium veto”)

(…) w Afryce mówią, że wiedza
jest jak baobab – nikt nie może jej pojąć.

(„Drzewo życia”)

Czasami nieszczęście przyciąga
najlepsze.

(„Wiek nie ma znaczenia”)

Pośród tematyki konstytuującej poezję społeczno-polityczną holenderskiego twórcy z Elbląga wybija się motyw osobistej wolności, zagrożonej nie tylko przez ustroje polityczne:

(…) Państwo kradnie coraz więcej
wolności. Boję się, że niedługo mogą nawet

zabronić życia.

(„Nie tak blisko”)

Na wolność bliźniego czyhają również ludzie pozostający we wzajemnych osobistych relacjach, a wywikłanie się z trujących zależności często zabiera lata:

Nareszcie wolny.
Wolno mi mówić i robić co chcę.
W końcu mogę iść
w inne miejsce niż do diabła.
(…)
Przyszedł już czas.
Wolno być
kim jestem.
Wolno.

(„Dzień niepodległości”)

Wolne łzy ogłaszają nową erę – zapowiada poeta w wierszu „The Sounnd of Silence” i choć przez moment chce się wierzyć, że tak będzie, chce się ujrzeć Ziemię planetą wyzwolonych od wszelakich ucisków i wybierających wolność jednostek oraz społeczeństw, lecz Arco van Ieperen, z wyjątkiem tej szczególnej chwili na marzenie, nie zamierza łudzić nas zwodnymi diagnozami. Bo czy wolność może odnaleźć się w rzeczywistości sformatowanej przez wszechcyfryzację? W futurystycznym utworze „Jutro” prezentuje autor „Bliżej” wizję zautomatyzowanej codzienności:

Alarm budzi bez dźwięku.
Ekran w prawym oku pokazuje
plan dnia. Mrugając, przewinę w dół.

W kuchni cook-a-matic przydziela
odżywki zalecane
przez najlepszych wiekologów.
Regeneracja ciała utrzymuje moją trzydziestkę
Już od sześciu dekad.
(…)
Życie wprost idealne choć czasem
dopada tęsknota za przeszłością,
kiedy emocje były szczere.

Poza nieszczęśliwymi wypadkami
nikt teraz nie umiera.

Ten klimat braku ufności w przyszłość, ten sceptycyzm wobec perspektywy odnajduje się w całym zbiorze. Ale wobec tego, nasuwa się pytanie, gdzie we współczesnym świecie, w którym nawet emocje podają w zafoliowanych porcjach, wyłania się przestrzeń dla poezji? Odpowiedź poraża:

W klatce na balkonie
siedzi muza.

(„Asfalt roztapia się w niebie”)

Trudno o bardziej jednoznaczną refleksję: oto ta najszlachetniejsza ze sztuk słowa, koło ratunkowe dla najskrytszych emocji, znawczyni duchowych przełomów i towarzyszka społecznych zrywów podziela los zniewolonych (klatka), sponiewieranych istot gdzieś na zapleczu głównego nurtu (na balkonie). Żarliwemu poecie pozostaje w autoironicznym odruchu oznajmić w wierszu o znaczącym tytule „Game over”: wylogowuję się.

Pod prąd

Jednak czy poeta może przestać być poetą? Czy może odłożyć pióro jak żołnierz broń? Wszak poezja nie przewiduje dezercji, poetą się nie bywa, poetą się JEST. Bycie poetą pociąga ze sobą wybór stylu życia, nieustanną czujność.  Arco van Ieperen zdaje sobie z tego sprawę, nie tylko nie milknie w klatkowej niszy, lecz wykorzystuje swoje położenie, by prowokować, drażnić sumienia. Gdy wciela się w syna, który zabił ojca:

żył jak kloszard
lecz zmarł jak gwiazdy rocka
zadławił się własnymi wymiocinami
przed progiem domu

dopiero kiedy przestał drżeć
puściłem go

(„Odpoczynek”)

…lub młodocianego zamachowca, który dokonuje masakry w szkole z zemsty, że go z niej wyrzucili:

Jem kanapkę z krwistym burgerem.
Słyszę syreny – będą oglądać mój majstersztyk.
Nie uciekam, kiedy widzę radiowozy.
Niech świat wie, że to moja robota.

 („Powrót”)

…albo przedstawia przesądzony los wiekowego drzewa w afrykańskim wytrzebianym lesie, zawsze z naciskiem akcentuje więź między przyczyną a skutkiem, ponieważ zło nigdy nie występuje w stanie czystym, ma swoje czarne źródło, diabelski zaczyn, toksyczną genezę.  
Syn zabija ojca, bo ten latami dręczył rodzinę (siostry mogą w końcu spokojnie spać), zamachowiec dokonuje zbrodni, bo funkcjonuje w rzeczywistości, w której jakiś głupek zabrania [nastolatkowi] kupić niewinne piwo, a pozwala na broń, a drzewo wypełnione historią zostaje wycięte, bo ludzie wysysają płodną ziemię, aby osiągnąć szybki zysk. Dlatego żarliwy poeta – z obowiązku moralisty – w wierszu „Nie z tej bajki” przestrzega”: obojętność jest grzechem śmiertelnym, co wybrzmiewa jak credo. Jednak pozostaje konsekwentny w swoim sceptycyzmie. Klimat całego zbioru pozwala wątpić, czy autor „Bliżej” skłonny jest oczekiwać powszechnego opamiętania na poziomie jednostkowym i publicznym. Co więcej, w świecie przenicowanym przez zło nawet życie intymne ujęte w erotykach o pięknych metaforach (Trawa na brzegu miękka jak twoje piersi) dotknięte jest zadrą tłumionej rozpaczy:

Blade światło ledwo przebija ciemności
w mojej głowie. W końcu dochodzę i nadal nic
nie czuję. Woda wciąż płynie w stronę mokrej pustyni.

(„Trzy”)

 Mimo to odnajduje się w tej wymagającej poezji błysk przewrotnego pocieszenia: cierpienie jawi się tu jako wspólnotowe doświadczenie, jednoczące uniwersum – nie jesteś, nie jestem w bólu sam – komunikują te wersy na bezdechu, idące pod prąd trendom współczesności, która nakazuje szczerzyć zęby w lukrowanych uśmiechach i upatrywać szczęścia w brylowaniu na celebryckich salonach. Wybór takiej postawy wymaga intelektualnej odwagi, ale czy jednocześnie nie jest wyrazem ufności, że czytelnik pozwoli przeczołgać się razem z poetą przez zasieki z cierni, by stanąć w nieosłoniętej prawdzie o tym, jacy jesteśmy i jaki jest ten świat?
***
Na wrześniowym elbląskim Festiwalu Literatury Międzyrzecze można było poznać Arco van Ieperena również w innych odsłonach: współorganizatora wydarzenia i jego uczestnika – prowadzącego spotkania. Słuchając go, utwierdziłam się w przekonaniu, że siłę jego wierszy wzmacnia fakt, iż jest obcokrajowcem. Język polski w wydaniu Arco van Ieperena nie kluczy, nie nakłada błyskotek, nie ubiera się w nadmiar, słowo podąża do swojego znaczenia najprostszą, bezpośrednią drogą i sięga po nie pewnym chwytem.
 Anton Czechow, literacki geniusz, dostrzegał, że sztuka ma szczególną wielkość: nie toleruje kłamstwa. Można kłamać w miłości, w polityce, w medycynie, można oszukać ludzi, a nawet Boga, ale nie w sztuce – ona natychmiast weryfikuje kłamcę. Poezji Arco van Ieperena się wierzy, bez oporu przyjmuje się jej punkt widzenia, z którego na przykład drut kolczasty Przy porannym świetle wygląda na miękki…

Elżbieta Isakiewicz

Arco van Ieperen, „Bliżej”, Głogowskie Konfrontackie Literackie 2022, s.63

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko