Sylwia Kanicka – Człowiek ma w sobie wiele zapisanych kart.

1
141

„Stany (pod)świadomości” to książka autorstwa Katarzyny Brus – Sawczuk, która ukazała się w 2020 roku nakładem wydawnictwa Mons Admirabilis. Jest debiutem prozatorskim autorki, zawierającym dziesięć opowiadań. Książka to duże zaskoczenie. Biorąc pod uwagę widoczną na okładce grafikę Manhattanu oraz dedykację, z nawiązaniem do czasu wspólnie spędzonego z córką w Ameryce, pojawia się myśl, że będzie to opis podróży z punktu widzenia matki. Nic bardziej mylnego, bo choć publikacja powstawała podczas wspólnego wyjazdu, to nie jest formą pamiętnika i nie staje się krótkim przewodnikiem po odwiedzanych miejscach. Tutaj ważną rolę, wskazówki, stanowi sam tytuł tej pozycji. Podświadomość i świadomość, jako ważne elementy książki, nie powinny zostać pominięte. To dwa stany, które są sobie przeciwstawne. Oczywiście można byłoby zagłębić się w literaturę na temat tych dwóch czynników i  wykorzystać, dla przybliżenia, badania np. Zygmunta Freuda nad strukturą osobowości (poziomami świadomymi, podświadomymi, dodatkowo nawet nieświadomymi), aby zacząć rozważania o książce, pozostanę jednak przy krótkim zwróceniu uwagi na tytuł i nawiązanie do tych dwóch stanów i ich sposobów odbioru. Wykorzystanie w nim nawiasu z jednej strony rozdziela te dwa poziomy, z drugiej pokazuje, że mogą się one przeplatać, mogą być z sobą związane, a wracając do samej grafiki, autorstwa Renaty Cygan, być może to sugestia, że nie mogą bez siebie istnieć.

Katarzyna Brus – Sawczuk zabiera czytelnika w podróż nie tylko po Ameryce, ale na wyprawę polegającą na zderzeniu realnych obrazów z tymi wywołanymi przez emocje, przez odbiór. Właściwie trudno powiedzieć, czy opisane w książce miejsca oraz historie z nimi związane są prawdziwe, z małymi wyjątkami, bo pojawiają się scenerie, których autentyczności nikt zaprzeczyć nie może, to skłaniam się do tego, by w dużej mierze wierzyć w umiejętność pisarskie autorki. Podobnie podchodzę do przytaczanych przemyśleć i emocji. Mimo wszystko zabieg wyrysowywania, stosowany przez Brus – Sawczuk, z jednej strony jest tak bardzo dokładny, szczegółowy, pozwalający dotknąć, bo „Europejczycy mają taką przewagę nad Amerykanami, że musza dotknąć. A przynajmniej zobaczyć” (Recreation vehicle, s. 62), z drugiej przeczytać można:

„Na chwilę wszystko zatrzymuje się, potem obrazy przesuwają się w głowie. Stop klatka. Stop klatka. Stop klatka” (Spotkanie w Harlemie, s. 7),

co sugeruje, że cała ta amerykańska wizja staje się zapleczem do tego, co rozgrywa się w bohaterce, właściwie w jej głowie, a ona sama w sobie widzi „kobietę, która ma emocje” (Jonatan i Helga. DOLNY MANHATTAN, s.20) dochodzące do głosu. Podświadomość człowieka to ogromny ładunek, który potrafi ujawnić się w niespodziewanym momencie i Brus – Sawczuk udało się zatrzeć cienką linię oddzielającą ten ładunek od świadomości. Połączenie ich dało narzędzie, pokazujące czytelnikowi moment zacierania się płaszczyzn i  jest to najważniejszy element całej książki, który pozwala na zrozumienie, że sceneria obok, ta realna, widziana, może wywołać całkowicie inny odbiór, może spowodować, że następuje taka właśnie stop klatka i pewne rzeczy zaczyna się widzieć inaczej.

            Oczywiście nie jest tak, że bohaterka książki nie potrafi rejestrować świadomie wszystkiego, co dzieje się obok. Zastanawiam się jednak, czy zaznaczanie tego zacierania się poziomów odbioru, to nie sposób autorki, by pokazać, iż cała ta wizja amerykańskiej rzeczywistości jest tylko ludzkim wytworem, trochę marzeniem. Przywołując jeszcze raz grafikę i te tytułowe ‘Stany’, w głowie osoby trzymającej książkę pojawia się to, co z tym miejscem związane. Jeszcze kilka dekad temu wyjazd do Ameryki był niczym garnek złota na końcu tęczy. Skąd takie porównanie? Emigracja okazywała się twardym zderzeniem z rzeczywistością, a garnka jeszcze nikt nie znalazł. Czy więc Katarzyna Brus – Sawczuk stara się pokazać Stany na tyle realnie, by obalić ten mit związany z wyjazdem i osiąganiem pełni szczęścia. Myślę, że tak. To jakby druga płaszczyzna tej pozycji książkowej. W Ameryce, na Manhattanie,  życie toczy się czasami tak samo twardo, jak w każdym innym miejscu. Nie wszystko od początku jest łatwe, nie wszystko od razu przyjmowane, trzeba czasami przejść dłuższą drogę, by uzyskać pewne zrozumienie. Nawiązać tutaj mogę do opowiadania „Szczęśliwe chwile” o perypetiach rodziny, o zderzeniu się z brakiem zrozumienia:

„Jednak ślub był cywilny.

Ciotka syknęła z boku:

– Nie wstyd Ci?” (s. 42).

a następnie o przyjęciu do wiadomości, „że tu w Ameryce każdy żyje swoim życiem” (s.48). Takich przykładów, które miałyby ukazywać Stany przez pryzmat codzienności mieszkańców, jest w książce więcej. Są również fotografie, umieszczone na końcu książki, przedstawiające stop klatki z pobytu autorki w Ameryce, które dokumentują to świadome patrzenie. To wszystko razem nakazuje spojrzeć na bohaterkę książki Brus – Sawczuk czasami z pozycji obok, nie uczestnicząc bezpośrednio w wydarzeniach.

            Rodzi się pytanie, jak te dwa przytoczone przykłady odczytywania książki odnoszą się do całości. Jak wspomniałam, o autentyczności niektórych miejsc nie można dyskutować. Jednym z nich staje się Manhattan. Nie chciałabym tutaj powtarzać tego, co zostało w książce powiedziane przez Janusza B. Roszkowskiego, w jego kończącym słowie, jednak nawiąże do sytuacji kiedy „Zaatakowano Amerykę. Państwo ze swoim Independence Day, nienaruszalną konstytucją, ze Statuą – ich Statuą Wolności w tle” (Dzień, w którym zakończyło się życie, s. 13). To opowiadanie jest nie tylko przedstawieniem realnego świata z tamtych dni, ale pokazuje, jak bardzo miejsce potrafi wymieszać świadomie przyjęte obrazy z wszystkim, co zakotwiczone jest w podświadomości. Bycie w miejscu wież zapewne wywołuje tysiące myśli. Przeczytanie:

            „Miejsca, gdzie stały wieże, tchną dziś ogromnym spokojem. Mimo tysięcy języków i setek kręcących się wokół nich ludzi. W tym miejscu jest żałoba. Gdyby przejść się wokół, dotykając zimnego kamienia, to pojawią się litery szorstkie w dotyku Hellen Crossin Kitle and her unborn child. Było ich więcej. Dłużej umierały. Potem dzieci umierały wielokrotnie. Przedtem dzieci umierały wielokrotnie. Ale szczególnie okrutnym ludobójstwem zostało to nazwane dopiero w XXI wieku” (tamże, s. 17)

staje się pomostem, znów tą cienką linią, pomiędzy tym co się widzi, a tym co jest zatrzymane w głowie. Autorka tak prowadzi opowieść, że pozwala, by podświadomość czytającego wzięła górę, by to on odczuł na sobie to, czego doświadcza się będąc tam, by mógł skonfrontować swoje świadome podejście z odczuciami. Ten moment, który jest trzecim opowiadaniem, staje się, tak naprawdę, podsumowaniem całej książki. Łączy dwie przytoczone płaszczyzny. Być może odbiorca, dopiero po przeczytaniu całości, to zauważy. Umieszczenie tej opowieści w początkowej części książki potwierdza, że „Stany (pod)świadomości”, obecne są w każdym człowieku i gdyby tak analizować książkę Katarzyny Brus – Sawczuk, na płaszczyźnie najlepiej znanej czytelnikowi, w jego realnym otoczeniu, okazałoby się, że wszędzie, niezależnie od miejsca, świadomość z podświadomością stają się nierozerwalne.

            Katarzyna Brus – Sawczuk, choć oddała debiut prozatorski, wykazała się bardzo dużym kunsztem pisarskim. Z jednej strony pisze lekko i prosto, z drugiej, jej pisanie jest twardym dowodem na ludzkie zachowania, na odbiory. Udowadnia, że jest bardzo dobrym obserwatorem i potrafi wykorzystać swoja wiedzę, by stworzyć taflę, w której czytelnik może się przejrzeć. Niby to tylko stany, a przynoszą wiele wewnętrznych przemyśleń.

Katarzyna Brus – Sawczuk, Stany (pod)świadomości (Mons Admirabilis, 2020)

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Dziękuję❤️ W chwili kiedy układały mi się te słowa nie byłam świadoma ze mogą tak pójść w świat. Jednak jak siadam do małej formy i mam niepokój to potem to idzie jakoś szybko!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko