Wiersze tygodnia – Stefan M. Żarów

0
224
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


na dwie ręce
                    
pamięci Marka Hłaski

to nie tak miało być
wyjazd
miłość
wygnanie
wewnętrzna pustka
ogląd na palce nut Komedy
scenariusze
kamery
przyjaciół w wielkich filmach
muzyka wyżynna proza
zapóźniona wielka woda
pokryła pięknych dwudziestoletnich
w głębinach rwie glos narratora
ponagla dym papierosa
nie po to Bóg obdarzył talentem
by smagać wspomnieniem poetki
chodzić w cieniu aktorki
nie po to dał lekkość pióra
bezkresną wyobraźnię
by pozostawić puste kartki
bele niezapisanej powieści

to nie tak miało być


w moim lesie

w kieszeni pamięci
jesień
przenika szelest zrudziałych liści
znika z pierwszymi promieniami przebudzenia
migotliwe promienie
śnieg porasta las
zanurzony w kryształkach spaceru
codzienna relaksująca wędrówka
drażnienie poranka
balsam światła
zapach rześkiego powietrza
w  pniach drzew pomieszkują wspomnienia
zima zagościła na krawędziach brzegów
śnią zatrzymane w locie ptaki
cisza porasta przestrzeń


zima

jest we mnie lśnieniem bieli
rozpromieniona szronem
wypełnia krajobraz
przenika granat nieboskłonu
zima ogarnia wnętrze wyobraźni
z echem świstu
iskrzenia przeciwległych stoków
zażywa słonecznych kąpieli
żyją wzgórza porośnięte śniegiem
snowboardzista przecina rześkie powietrze
szkliwo lodowych kwiatów
srebrzyste prążki spływają spod obnażonych korzeni
sople wypełniają załomy i otwarte wnętrza
mróz porasta przestrzeń
trwa taniec


resentymenty

śnił mi się kulig
dzwonki u sań
śpiew
trzask końskich kopyt
skrzypienie śniegu
polskie zapusty
niestrudzone wędrowanie
ogrzewające płomienie pochodni
gościnność
powróciły wspomnienia młodości
opisy z pamiętników Kajetana Koźmiana
w ten czas niewoli tamtych i zniewolenia mojego pokolenia
gracja
korowód  osobliwości
wewnętrzny protest wolności
duch
niepowtarzalny pierwiastek przetrwania
po dziesięcioleciach
poranny dysonans
projekcja osowiałych postaci
powściągliwość
przemarsze wycofanych
anonimowość
materiałowy korowód maseczek
zanik pozdrowień
rozdrażnienie
zdalna praca
zdalne nauczanie
teleporada i inne elektroniczne bożyszcze
nieodzowna obecność przyjaznego smartfona


gromnica

niech na Gromniczną zapalą świece
ogrzeją cienie
promień rozjaśni mrok dusz
tych co przed nami
niech zatęsknimy za czasem Narodzenia
z odgłosem pieśni polskich kolęd
ujrzą raz jeszcze Matkę Najświętszą
w ten czas niepewny
czas Omikronu
koronawirusów ponadwymiarowego odchodzenia
w ten czas wznoszenia bojowych tarcz
ostrzy zadziornych pocisków blask
niech Gromniczna ostudzi umysły
tych co życie traktują jak bal
jarzą oczami podczerwieni
wznoszą peryskopy strachu
ludzkiego unicestwienia

bezśnieżny luty kreśli osobliwe znaki


xxx
                          
Ani

tańczy we mnie wspomnienie
kaskada schodów nadodrzańskiego bulwaru
powraca muśnięcie spojrzeń
wieczorne odbicie zamglonych latarni
w pustej przestrzeni mostu Tumskiego
meblowanie myśli
wzrastanie wyobraźni
dotyk źrenic
zapach powietrza
to taniec
wieczorny przytup obcasów
subtelny płomienny język
hipnotyzujące wirowanie
tańczy we mnie jak Krzesany
liryką strun
przenikaniem


egzystencja wzrastających

na widok wiosny zakwitają kolory
wabiące zmiennością intensywności
porastają spostrzeganie
dywanem żółci pokrywają horyzont łąk
nie odrzucają porannej rosy
migotania kropel
brzęczenia owadów
treli skowronka
na widok wiosny porastają miejskie skwery
kwietne łąki spadające z wieżowców
ludzkich odbić pomieszkiwania
przyodzianie w wielobarwne szaty natury
toczą codzienne spory z przechodniem o przetrwanie
w przyciężkawych butach dni
więdną
uległe przemijaniu


malowanie lata

na progu dojrzałego lata
podkręcony wiatr kołysze łódką dni
powietrzny walc
maluje pastelowy pejzaż zastygłych akwarel
to krzywizna czasu
moduluje ciągłość zdarzeń
przykucnięty przydrożny Jan Nepomucen
bezwiednie od dzięsiątków lat
odlicza przechodzących ludzi
zapełnia się kartoteka
nieposklejanych zdarzeń
swoista partytura
ósemek
ćwierć i półnut
okraszone kluczem pięciolinie
pora wracać
tam gdzie jaśniejący promień nieskończoności
prochy przodków ciągłością tożsamości
dopisać własną kartę barw

   
sącząc cydr

rzecz pozbawiona tchnienia rzemieślnika
wydrążona materia
odcisk dłuta
rozkosz jego zręcznej ręki
odgłos pękających struktur
wokół niesie się pieśń chasydów
słowo
tam gdzie pomieszkiwał kleszcz
pustkowie
zwykłe przeorane pole
ukazanie korzeni roślin
blado piaskowa obnażona gleba
przy starej synagodze sroga pustka
Rose i Benek pomieszkują w zagęszczeniu cumulusów
na rozstajach pamięci odjeżdża ferajna
mordercy dożyli starości
rozplenili plemię następców wyzutych z przeszłości


esencja

dom ceglany
z odgłosem mowy wrocławskiej kamienicy
odgruzowana przeszłość pierwotnej substancji
stukot wagonowych kół
spoinowany wapnem gaszonym w parującej ziemi
sny wypełnione postaciami mieszkańców
idąc śladem cegieł
odnalazłem to miejsce na skraju Placu Grunwaldzkiego
ten sam rytm
wibrowanie opustoszałych fundamentów
dysonans
inna mowa mieszkańców w bliskim mi języku
urealnienie snów z dzieciństwa
przechodząc przystawałem tam
biorąc oddech w moim codziennym trakcie z katedry filozofii
rzecz równoważnik bytu
odniesienie do poznania esencjonalnego
 

kiedy

idę w stronę nieuchronności
cicho pobrzękują elektroniczne pliki danych
współczesne odwzorowanie kartotek
dachy pokrywa lustro fotowoltaiki
cumulusy błądzą po gładziach sprzężonej energii
zapach pieczonej szarlotki zaciąga od wiekowej renety
rudzik w ukłonach spogląda od zawietrznej
jeszcze nie przesłano mi adresu
nie oczekuję pośpiechu
decyzyjnych organów powołania
niech chmury mega informacji pozostaną w świadomości
nie oczekuję wygenerowanego przekazu
wokół pośpiesznie powołują z różnych półek
nieistotne dekady
spektrum zasług
kartoteka przewinień
jeszcze napełniam pliki danych
wiatr kołysze ziemskim uniesieniem
jeszcze karmię się codziennością zdarzeń


mur wyobraźni

teatr nie uległ destrukcji
ciągle odsłonięta kurtyna
naga scena
porozrzucane białe kuleczki
reżyser zapadł na koronawirusa
teatr królewski ma zapewnione fundusze
jeszcze chichocze stary Fredro mistrz roastu
w komedii  stand-up
umęczony bohater szyderczym ujadaniem komików
jedni biesiadują z Hamletem
drudzy pod rękę z Papkinem
osaczeni w domach
w roli Rejenta i Cześnika
emocjonalni z ekranowym przekazem 


xxx

poeci mojego wieku
pomieszkują w zakamarkach neuronów
śnięci
uwiecznieni na katedrach
w kartotekach wieczności
nie rozsadzają murów
czas pokrył patyną grzbiety wersów
zutylizowane blaty stolików
wyrzucono krzesła na których wysiedzieli idee
rozbito butelki
filiżanki
wygumkowano inne używki
zagubiono pióra
maszyny pisarskie którymi wystukali wielkość
poeci mojego wieku
pomieszkują w zakurzonych grzbietach książek
w przyciężkawych szufladach biogramów
porzuceni przez teraźniejszość
wyglądają zza strof wierszy
jeszcze w nas
pobrzmiewa pamięć epigonów wspomnień 


ecce homo

ci co bezwiednie wbijali gwoździe
wodzili po słojach zalęknionego
znawcy starożytnych pism
świętych ksiąg
zwyczajów
umocnieni w nieomylność
zostali
ten co po drugiej stronie
wołający do ojca
bezsilny na ludzkie prawo
zalękniony ciszą
brakiem odzewu
dopisał ostatni rozdział
wskrzesił nowy ewangeliczny dzień
w którym kładziesz stopę przebudzenia


rozwieszenie

        przez pamięć o Rafale Wojaczku

nawet najwierniejsi eksperymentatorzy codzienności
zaniechali twoich praktyk
życia na krawędzi ostrza
wojaczkowy klimat

poeto z Mikołowa ze swoim wrocławskim tomem Sezon
bywalcu podwórek
mieszkań
łapiduchów
niegodny jagiellońskiej Alma Mater
legendarny
uchwycony przez historię
schodząc wchodzisz na piedestał geniuszu
to już Inna bajka
Nie skończona krucjata

fascynacja estetyką trupistyczną
poszukujący czułości na stronach wspomnień
epitafiami i w rodzinnej kamienicy
poeto z opowieści koleżanki z fakultetu filozofii
Nie te czasy
w zbiorze utworów zapoznanych
zapewne z Kawką i Dostojewskim odwiedzasz Baudelaire’a
swojego mistrza Rimbauda
piszesz kolejną część Sanatorium
nieśmiertelny autorze wiersza Modlitwa szarego człowieka

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko