Rekomendacje książkowe z Biesiady Literackiej SPP

0
100

Piotr Müldner-Nieckowski
Wojciech Roszkowski: Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni

Niedawno rekomendowałem książkę profesora Andrzeja Nowaka „Polska – Rosja, sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w.”, teraz kolej na drugie dzieło podobnej kategorii, konieczne do zrozumienia pierwszego, ale i w tej samej sprawie wymagające także jego znajomości (obie księgi nieprzypadkowo wydał ten sam wydawca – Biały Kruk). To profesora Wojciecha Roszkowskiego „Komunizm światowy”.

Myślę, że dzieła te są najlepszymi i zarazem najważniejszymi popularnymi źródłami wiedzy o dzisiejszym czasie. Powinien je znać każdy Polak, a pisarz polski w szczególności. W mediach, w pracach maturalnych, akademickich, wypracowaniach i wypowiedziach, felietonach, pogadankach czy dyskusjach mnoży się tak wielka liczba błędów i przekłamań, że jednak trzeba wrócić do nauki podstaw.

Te dwa średniej wielkości tomy służą naprawianiu wieloletnich zaniedbań w zakresie krajowej edukacji historycznej, politycznej i – co wcale nie jest takie wysokointeligenckie – filozoficznej. Tak, to wszystko łączy się w jeden pakiet, który powinien być umysłową bazą naszego bytu społecznego i państwowego. Niemal codziennie jesteśmy bombardowani manipulacją w zakresie wiedzy „sterującej”, tej która ma decydować, kogo i dlaczego wybieramy, kogo popieramy, słuchamy i komu wierzymy, jeśli ten ktoś absolutnie na wybór nie zasługuje.

Z dzieciństwa pamiętam domowe opowieści mojego dziadka ze strony matki – Michała Szykulskiego (urzędnika, herbu Jelita), które traktowały o pomysłach komunizmu pierwotnego, tego z czasów poprzedzających ekspansję Marksa, Engelsa, Lenina czy Gramsciego, a mianowicie o koncepcjach i losach twórców komunizmu utopijnego. Była to ideologia społeczna pociągająca emocjonalnie i na pozór także etycznie, ale odpychająca niedostatkami wiedzy antropologicznej i wynikającej z tego praktyki. Rozwijała się w końcu XVII i w XVIII wieku.

Głównymi przedstawicielami tej doktryny byli Jean Meslier (1664-1729), Morelly (XVIII wiek), Louis Auguste Blanqui (1805-1881), Wilhelm Weitling (1808-1871), Étienne Cabet (1788-1856), którzy swoimi pseudofilozoficznymi i ekonomicznymi gniotami zaprzątali młode umysły końca XVIII i początku XIX w.. Ten ostatni był szczególnie znany jako niefortunny twórca utopijnej gminy komunistycznej w okolicach Nowego Orleanu. Inny, podziwiany i równie często wyśmiewany, Robert Owen (1771-1858), założył podobną gminę New Harmony w Indianie. Ta także szybko padła, bo ludzie nie wytrzymali ani terroru, ani niedostatków (na tym tle do dziś dziwią izraelskie kibuce, do których przynależność jest w zasadzie dobrowolna, choć różnie z tym bywa…).

Rewolucja sowiecka (początki XX w.), kuzynka francuskiej, wciąż ma swoje tajemnice, zatarte dowody, ukryte zbrodnie i maskowane ludobójstwo. Po II wojnie światowej nikt nas systemowo o komunizmie i sowietyzmie nie informował, szkolenia ZMP-owskie były jawną tresurą prokomunistyczną, co do prawdy musieliśmy się edukować sami, poza szkołą, ze źródeł własnych. Ja i moje rodzeństwo mieliśmy szczęście, że dziadek Michał znał historię, a ojciec umiał ją ubierać w odpowiednio wyważone komentarze. Teraz wszystko, po kolei i dużo lepiej jest u Roszkowskiego, od A do Z, i tylko tyle. W całości, podane precyzyjnie i zwięźle.

A jeszcze niedawno ze strachu ukrywano przed nami, jak naprawdę działa państwo komunistyczne i co władcy takiego państwa sądzą o obywatelu. Są też tacy, którzy brali udział w okrągłym stole 1989, i dzisiaj nadal w nas wmawiają prokomunistyczne bzdury, licząc na to, że nie dokopiemy się wiedzy i anatomii zbrodni. Że człowiek jest jedynie godnym pogardy mięsem armatnim i nosicielem religii, a ksiądz czarnym oszustem i amatorem władzy. Są nawet tacy, którzy w to autentycznie wierzą.

Tekst „Komunizmu światowego” działa jak kryminał. Profesor Roszkowski pisze lekko, z nieprzesadną swadą. Przedstawiając na wstępie Powszechną Deklarację Praw Człowieka ONZ, zbrodnie komunizmu i pojęcie ludobójstwa, zaczyna opowieść od spraw najważniejszych, od tego co komunizm niszczy, aż po najcięższe tragedie. A potem już tylko nasila emocje poznawania historii.

W 1988 r. w podziemiu ukazała się słynna książka ojca profesora Józefa Marii Bocheńskiego „Marksizm – Leninizm. Nauka czy wiara?”. Wywarła na moje pokolenie ogromny wpływ, oczyszczała nas z rozmaitych ukąszeń heglowskich i marksistowskich. Kiedy teraz czytam dzieło Roszkowskiego – widzę jej identyczną zdolność przywracania stanu umysłu do normy, choć operuje innymi środkami. O ile tamta była uniwersyteckim esejem filozoficznym (niepozbawionym ironii, jadu, kpiny z głupoty ludzkiej, skrótu myślowego) dla osób przygotowanych, o tyle ta jest wykładem dla wszystkich, niewymagającym żadnego wcześniejszego pogłębiania wiedzy na temat pojęć, zasad, aksjomatów, bo po prostu w swym ciągu wszystko cudownie objaśnia, nie drażniąc dobrze wykształconych, a wspierając tych z lukami w wiedzy.

W czasie lektury często zastanawiałem się, czy dzisiejsi komuniści to wszystko wiedzą. Z ich zachowań wynika, że niewiele, że za mało. Dręczy też pytanie, czy są w stanie z tą wiedzą się zmierzyć (albo i zderzyć), czy też jak owi XVIII-wieczni utopiści wierzą w dobro, którego komunizm w żadnym wypadku nie niesie; czy naprawdę potrafią godzić się na jego kłamstwa, podłości i zbrodnie. Obawiam się, że zbyt łatwo chowają się za emocjami, i ze szkodą dla siebie rezygnują z uznawania twardych dowodów. Obym się mylił.

Piotr Müldner-Nieckowski

_________________

Wojciech Roszkowski, „Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni”.
Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2022, s. 424, oprawa twarda, https://bialykruk.pl/. ISBN 978-83-7553-333-0

Zbigniew Zbikowski
Portret w portrecie

Andrzej Sapija o Tadeuszu Różewiczu nakręcił cztery filmy. Dokumentacja przy tej okazji zgromadzona plus spisane wspomnienia, a do tego materiał ikonograficzny, stały się surowcem, z którego twórca ukręcił dzieło numer pięć, książkę „Co pan widzi? Różewicz filmowy”.

Powód, dla którego Andrzej Sapija, uznany filmowiec dokumentalista, prodziekan Wydziału Reżyserii łódzkiej PWSFTviT, wziął się za napisanie książki, wyłożony został jasno przez autora w dwóch zdaniach. Film ogranicza, bo konstruując go, trzeba zmieścic się w narzuconym czasie emisji i objętości, przez co mnóstwo zgromadzonego materialu po prostu się marnuje. Książka takich ograniczeń nie ma – można ją dowolnie poszerzać bez straty formy. Tłumaczenie to trochę przewrotne, bo w końcu film dokumentalny też może trwać dowolnie długo (w technice cyfrowej nie trzeba już oszczędząć taśmy), najwyżej podzieli się go na części. Między okładkami zaś mieści się tylko określona liczba zadrukowanych kartek, limitowana względami ekonomicznymi i psychologicznymi – jeśli będzie ich za dużo, czytelnik po książkę nie sięgnie. O tym, że filmowiec napisał książkę, zdecydowało pewnie coś innego – nowe wyzwanie i atrakcyjność odmiennego niż film środka przekazu, to choćby, że w książce można pokazać coś, na co w filmie nie ma miejsca: zapiski reżysera, fragmenty scenariusza, różne jego wersje, sam proces twórczy i kolejne jego etapy. Można raz jeszcze opowiedzieć o bohaterze filmu, tym razem innym językiem.

Przyjęta przez autora konwencja sprawia, że książka jest gęsta od faktów i to na kilku poziomach. Na piętrze najwyższym mamy fakty z tzw. życia kulturalnego minionej epoki – pojawiają się tu liczni twórcy z okresu PRL i lat po transformacji, funkcjonujący w środowisku, w jakim obracał się Różewicz: poeci, prozaicy, filmowcy, plastycy i inni. Mamy fakty z życia rodzinnego, autor bowiem dociera do najbliższego kręgu familijnego swego bohatera: żony, syna, brata. Mamy też coś, co by można nazwać „faktami wewnętrznymi” – wyznania Różewicza na temat twórczości własnej i cudzej. A po drugiej stronie fakty z życia reżysera „uganiającego się” za swoim bohaterem: opisy spotkań, rozmów i wszelkich okoliczności im towarzyszących. Marek Miller, autor jednego z blurbów na okładce, ujął te dwie strony medalu syntetycznie: „Co Pan widzi? jest znakomitym portretem poety a zarazem autoportretem reżysera”. Sapija jawi się w tym autowizerunku jako dociekliwy reporter, wnikliwy obserwator i drobiazgowy portrecista, no i przede wszystkim filmowiec o perfekcyjnym warsztacie, ale tym akurat nie zaskakuje, bo znamy go już z licznych, w sumie sześćdziesięciu ekranowych dokonań, w tym wielu poświęconych polskim twórcom, żeby wymienić tylko Tadeusza Kantora, Magdalenę Abakanowicz, Romana Opałkę, Wojciecha Fangora, czy Kazimierza Karabasza.

Jeszcze słowo o konstrukcji. Andrzej Sapija przez lata prowadził zajęcia ze studentami dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, zaproszony tam przez Marka Millera, który w Laboratorium Reportażu rozwijał własną koncepcję reporterskiego opisu świata. Najkrócej mówiąc, tworzywem do budowania narracji są w niej wypowiedzi uczestników i świadków wydarzeń rozbite na małe fragmenty, jakby cegiełki, z których autor dzieła układa całość, niczym reżeser montujący film z kawałków zarejestrowanych scen. Co prawda dzieło Sapiji nie jest wzorcowym przykładem zastosowania tej koncepcji w praktyce, jednakże jej cień daje się tu zauważyć, z dobrym skutkiem.

Szkoda tylko, że jest to dzieło niemal bibliofilskie, w małym nakładzie i dostępne głównie przez Internet, z ręcznie wklejanymi barwnymi ilustracjami (koszty!), bo – jak napisał na okładce Filip Bajon – „Jest to najlepsza biografia wielkiego artysty, jaką czytałem”.

Andrzej Sapija: Co Pan widzi? Różewicz filmowy, Wydawcy: Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi, s. 236, ISBN (OKiS): 978-83-65892-87-4, ISBN (PWSFTviT): 978-83-65501-94-3.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko