Andrzej Walter – Dom duchów

5
379
Andrzej Walter
Fot.: ze zbiorów autora

Tydzień temu garstka literatów przyglądała się aktywnie doniosłemu odsłanianiu dwóch pamiątkowych tablic w Krakowie, przy ulicy Krupniczej 22, gdzie kiedyś, zaraz po wojnie, w trosce o warunki bytowe pisarzy oddano im do użytku i władania całą kamienicę, aby mogli w spokoju: żyć, śnić, rodzić się i umierać, kłócić, kochać, zdradzać i pojednywać, a nawet tworzyć. Mogli tam po prostu żyć. Żyć na swoim. Choć sąsiadując z takimi samymi jak oni. Wielu nie miało się gdzie podziać, mieszkali kątem u obcych, tułali się po świecie i ten gest ówczesnych władz w jakimś tam sensie (bo wiemy jakie to były czasy) wyrażał też szacunek dla stanu człowieka sztuki, artysty – pisarza. Było tam – już z perspektywy dziś – legendarnie. Dom Literatów przy Krupniczej wytworzył legendy tym większe, im większą stawała się ocena twórczości ich mieszkańców. Zmieniała się wtedy kolejność ich wspominania i wymieniania, lecz mniejsza o to.

Ojcem-inspiratorem owych tablic stał się nasz fantastyczny, niezmordowany w aktywności tego typu Kolega po piórze, lekarz medycyny, profesor Waldemar Hładki – romantyk, idealista i marzyciel, poeta, podróżnik, renesansowy człowiek wielu pasji, ale i rozkochany w literaturze prezes Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. Dla literatury podpisałby z diabłem cyrograf. Potrzeba nam takich ludzi. Wypalą się, ale może jacyś pozostaną, na przykład Waldemar?
Tablice zawisły dwie. Treść jest następująca:

Spójrz!

W tych pomieszczeniach „Domu Literatów” przy ul. Krupniczej 22, w latach 1945-1987 mieściła się „stołówka literacka” i bufet, a od 1957 roku także Klub Literatów. Było to miejsce zebrań, spotkań literackich, kulturalnych i towarzyskich pisarzy – mieszkańców tego domu, a także innych twórców po piórze odwiedzających to miejsce. Ponad stu wybitnych twórców literatury polskiej dwudziestego wieku jadało tutaj posiłki i uczestniczyło w życiu środowiska literackiego Krakowa. Tu również odbywały się spotkania literackie wielu pisarzy zagranicznych, w tym  laureatów literackiej Nagrody Nobla: Ivo Andricia, Pablo Nerudy, Johna Steinbecka, Heinricha Bӧlla, Jean-Paula Sartre’a. W latach 1961-1963 działała Piwnica pod Baranami, a w roku 1962 Ewa Demarczyk miała piwniczny debiut. Wystąpili muzycy jazzowi: Dave Brubeck, Andrzej Trzaskowski, Krzysztof Komeda, Andrzej Kurylewicz, Wojciech Karolak.

Przeczytaj!

Bywalcami stołówki i Klubu Literatów były pisarki i pisarze, także mieszkańcy „Domu Literatów”, m.in.: Wisława Szymborska, Halina Poświatowska, Julia Hartwig, Janina Mortkowiczowa, Hanna Mortkowicz–Olczakowa, Joanna Olczak–Ronikier, Anna Świrczyńska, Natalia Rolleczek, Ewa Lipska, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek, Konstanty Ildefons Gałczyński,   Tadeusz   Różewicz,   Stanisław   Dygat,   Jerzy   Andrzejewski,   Stanisław   Lem,   Ludwik   Flaszen,   Tadeusz Kwiatkowski, Kazimierz Brandys, Jerzy Szaniawski, Leon Kruczkowski, Maciej Słomczyński, Stefan Otwinowski, Tadeusz Peiper, Jan Bolesław Ożóg, Kazimierz Wyka, Artur Sandauer, Tadeusz Nowak, Artur Maria Swinarski, Julian Przyboś, Jerzy Lovell, Adam Ważyk, Stanisław Czycz, Stefan Kisielewski, Tadeusz Śliwiak, Adam Polewka, Jan Polewka, Bogusław Żurakowski, Bruno Miecugow, Krzysztof Lisowski, Adam Ziemianin, Bronisław Maj.

Fundator tablic: prof. Waldemar Hładki

   Uroczystość się odbyła. Tablice zawisły. Przybyli znamienici goście, choć była ich garstka. Wszyscyśmy się cieszyli, radowali, ba, byliśmy nawet dumni, że takie tablice powstały, że będą stanowić: dowód, ślad, informację i wieloletnie (miejmy nadzieję) świadectwa, ale wielu z nas miało też i mieszane uczucia. Ambiwalentne. Z jednej strony radość, poczucie konieczności takich działań, zostawiania śladów, świadectw i tak dalej, a z drugiej strony, chyba najlepiej wyraziła to świetna współczesna polska poetka Teresa Kaczorowska w  swym wierszu: (odczuwam, że ten wiersz stał się inspiracją, że postano-wiłem to wszystko napisać – to wszystko, co wcześniej powiedziałem prywatnie, swojej Żonie, Jadwidze).

Teresa Kaczorowska – Na Krupniczej

zamurowane wrota na Krupniczej
legendarne
przez które wchodziły i wychodziły
wszystkie tuzy pióra
nie tylko polskie
przypominają dziś
literaturę zaryglowaną
obrazkami ekranami monitorami scenami
szlabanem wydawców czytelników włodarzy
i coraz szerszym kręgiem analfabetów

na Krupniczej zniknął nawet bufet
kieliszeczki i tradycyjne kotlety
zostały wegetariańskie dania i herbata
choć cienie poetów wciąż się tutaj snują
choć słychać ich niedokończone rozmowy
i niedopity ostry drink stoi
nie tylko Ildefonsa
jedynie świece płoną
jak dawniej w lichtarzach prawdziwych
przypominając literackie wieczory
i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci
którzy dali się temu miejscu uwieść
i wzdychają że kiedyś było…
tak normalnie

Ot co. Strzał w punkt. Opisanie tego, co czuliśmy. Wrota na Krupniczej, przypominają dziś: literaturę zaryglowaną: obrazkami, ekranami, monitorami, scenami, szlabanem: wydawców, czytelników, włodarzy i coraz szerszym kręgiem analfabetów. Przerażające. Do bólu prawdziwe. I czasem zaglądają… sentymentalni poeci (z tablicami bądź bez) i wzdychają. Wzdychali tam 15 maja Jan Polewka, prof. Waldemar Hładki, Józef Baran, Marek Wawrzkiewicz, Agnieszka Staniszewska-Mól, prof. Anna Pituch-Noworolska, prof. Gabriela Matuszek-Stec, Andrzej Walter, Andrzej Dębkowski, Maria Żywicka-Luckner, Irena Kaczmarczyk, Danuta Perier-Berska, Beata Anna Symołon. Kim są wzdychający? Powinniście wiedzieć, a jeśli ktoś z Was nie wie, to zapewne (być może) jest już na dobrej drodze, aby współtworzyć nieszczęsny i coraz szerszy krąg analfabetów, czy też już półanalfabetów (bądź też matek, ojców albo nawet dziadków kolejnych pokoleń analfabetów, gdyż dzisiejszy analfabetyzm jest dobrze zakamuflowany: maturami, dyplomami i odznaczeniami – pojawia się w momencie potrzeby napisania od siebie kilku zdań, bądź też przeczytania ze zrozumieniem kilku zdań…

To wcale nie są żarty. W jednym z najnowszych wierszy Anny Marii Musz wyczytałem takie oto motto: Od 2016 roku część szkół w Finlandii zrezygnowała z nauki ręcznego pisania. Wiersz Ani, zatytułowany Odwrót też jest wart przytoczenia:

więc nie chcecie już pisać

może rzeczywiście zbyt mocno
pióro zrosło się z ręką
może nawet głowa z tułowiem
nazbyt są dzisiaj ścisłe:
przez tyle dekad
coraz rzadziej sprawdzano
czy dają się rozdzielić

może dochodzimy do ściany
zbyt wysubtelnieni
bladzi ciency jak papier

– i pod złowieszczym w mroku błyskiem gilotyny
zaczyna się nasz odwrót od stalówek
i wyrobionych dłoni

Jednym słowem dożyliśmy czasów, w których chcemy upamiętnić i uszlachetnić przeszłość przypominając ludziom tych ich nietuzinkowych przedstawicieli, tych wybitnych, wspaniałych: twórców, artystów, pisarzy, noblistów, poetów, literatów. Jednak mam poważne wątpliwości, czy wielu z bywalców akurat tej restauracji wegetariańskiej pojmie, tak naprawdę i w pełnej rozciągłości – w jakim miejscu przebywa, kto tu onegdaj bywał i co w ogóle znaczą wypisane tu nazwiska…? Nazwiska, które już dziś przeciętnemu Kowalskiemu czy Nowakowi nic nie mówią.

Pod słowem honoru. Testowałem Sprawę na kilku (kilkunastu?) przedsiębiorcach, lekarzach, prawnikach, psychologach, inżynierach oraz nauczycielach (jak również: doradcach podatkowych, tłumaczach, prokuratorach – wszyscy po wyższych studiach). Mówiłem dla przykładu (i celowo bez nazwisk pokroju Szymborskiej czy Miłosza, bardziej medialnie gdzieś tam otrzaskanych): Poświatowska, Hartwig, Świrczyńska, Lipska, Gałczyński, Dygat, Andrzejewski,   Brandys, Szaniawski, Kruczkowski, Peiper, Wyka, Sandauer, Nowak, Przyboś, Ważyk, Kisielewski, Śliwiak, Ziemianin – to z tablic, ale mówiłem też: Baran, Zagajewski, Różewicz, ba Herbert – w odpowiedzi zdziwienie, zakłopotanie, nadrabianie zmianą tematu.Szanowni Państwo! Oświadczam, że ogromna większość ludzi współcześnie nawet świetnie wykształconych, realnych elit tego społeczeństwa po prostu nie wie o kim my w ogóle mówimy. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami. Bawcie się dobrze. Testujcie. Na dziesięciu losowo wybranych elokwentów być może jeden, może dwóch – skojarzy jakieś nazwisko. Czasem żona bądź mąż danej osobistości uratuje sytuację, bo jeszcze jej (jemu) tam gdzieś „ze szkoły” coś zadzwoni – aaaa Gałczyński – to był chyba taki pisarz, ale to było dawno, dawno temu. Komu dziś potrzebni poeci?

Zapewne nikomu. Ad rem. Strach zapytać o to samo najmłodszych. Filmiki tego pokroju są obficie dostępne w internecie. My się z tego zaśmiewamy – z tych debilnych odpowiedzi dajmy na to maturzystów. To nie jest jednak wcale takie śmieszne…

Odsłoniliśmy zatem dwie tablice. Dwie, jak już wspomniałem potrzebne tablice. Zastanawia mnie jedynie komu potrzebne? Być może – samej Sprawie (w którą nadal wierzymy, dlatego jednoczymy się w ZLP czy SPP… Być może turystom? Skoro wydano ostatnimi czasy dwie książki na temat Krupniczej 22 – jest zatem jeszcze w Polsce garstka ludzi, których to interesuje. Te dwie książki to:

Anny GrochowskiejWszystkie drogi prowadzą na Krupniczą (Wydawnictwo Księgarni Akademickiej, Kraków 2017 oraz Jana PolewkiDom pod wiecznym piórem (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021.
Podobno Kraków jest miastem literatury. Bardzo dziwi zatem niechęć włodarzy miasta do jakiegoś bardziej instytucjonalnego uświetnienia tego miejsca. Dobrze, kończę się pastwić nad zaryglowaną literaturą, nad kulturą obrazka i rzeszą coraz szerszą półanalfabetów. Smutne jest to wszystko i ze smutkiem patrzyłem na nasze spotkanie w restauracji wegetariańskiej, mieszczącej się obecnie w Domu Literatów przy ulicy Krupniczej 22. Kamienica nieodremontowana, z sypiącym się tynkiem, zasadniczo nadgryziona zębem czasów w „mieście literatury” (zaryglowanej). Nie martwcie się. Literaturę zaryglowano w całym kraju. Polakom każdego roku w ramach systemu edukacji rygluje się samodzielne myślenie, w tym i myślenie literaturą.

Zaryglowaliśmy się później i my sami, tu i tam i pozostaliśmy z naszymi myślami. Ze starymi dylematami: kto nas w ogóle jeszcze czyta? Kto nam to w ogóle wyda (i za ile)? Kto nas wesprze? (chętnych nie ma albo można policzyć na palcach). Wielkie prezydenckie czytanie literatury, to taki pic na wodę fotomontaż, żeby zagłuszyć wyrzuty sumień. Inne pseudodziałania dla promocji tejże literatury to również zasłona dymna. Bicie medialnej piany ryglującej słowo wytwarza się instytucjonalnie, mentalnie i atmosferycznie. Ryba psuje się bowiem od głowy.

Może dochodzimy do ściany? (Anna Maria Musz), a może (za Teresą Kaczorowską)

jedynie świece płoną
jak dawniej w lichtarzach prawdziwych
przypominając literackie wieczory
i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci
którzy dali się temu miejscu uwieść
i wzdychają że kiedyś było…
tak normalnie

Andrzej Walter

Reklama

5 KOMENTARZE

  1. Przez kilka lat, każdego dnia, dwa razy przechodziłam koło Domu Literatów na Krupniczej. Tylko chodnikiem po drugiej stronie ulicy. Z centrum do stołówki w akademiku na Reymonta, gdzie potem nawet zamieszkałam. Ale Krupnicza 22 zawsze robiła na mnie wrażenie, choć sama nic jeszcze nie pisałam. I nigdy tu nie wstąpiłam. Ale, choć jestem psychologiem, wymienione nazwiska z tablicy dobrze znam z ich twórczości. Wszyscy przecież czytali ich książki, wiersze, artykuły w czasopismach literackich, recenzje. wszyscy? W moim otoczeniu. Ludzie różnych zawodów. Ale wtedy wypadało czytać i orientować się w literaturze, filmie cz\y muzyce, bywać na wystawach, czyli uczestniczyć w życiu kulturalnym. A tablica, jaką pan proponuje odnośnie aktualnych twórców? Nie powiem ile nazwisk mi znanych. A jeśli inni znają mniej, a powinni, to przyczyna tkwi w komercjalizacji rynku wydawniczego w 1990r. Tak z grubsza wygląda to tak, że wydawnictwa muszą na siebie zarabiać, autorzy muszą płacić sobie za wydanie książki i potem sami je sprzedawać. Efekt taki, że mamy teraz bardzo dużo prywatnych wydawnictw i bardzo dużo autorów, ale mało księgarń, mało czasopism literackich. Przeciętny czytelnik traci orientację, co wychodzi, co jest dobre, a co grafomańskie. Popyt mają kryminały, sensacje i fantastyka, ale trudno wypatrzyć literaturę piękną o wysokich walorach literackich, bo ta podobno się nie opłaca wydawcom. W internecie – zalew nowych książek, a wszystkie opisane, jako “najlepsze”. Gdy nie wiadomo, co wybrać, to nie wybiera się nic, albo niewiele. A co do Finlandii, to w TV był film, jak tam efektywnie walczą ze sklerozą za pomocą chodzenia. Przez godzinę tłumaczono, że starzy ludzie muszą dużo chodzić, to nie popadną w demencję, albo ja opóźnią. Ale ani słowem nie wspomniano o ważniejszym jeszcze czynniku: aktywności umysłowej poprzez czytanie książek, uczenie się kultywowanie zainteresowań umysłowych itd. U nas podobnie. O sporcie bardzo dużo, o aktorach, a o książkach – na odwrót. Stąd taki efekt, jak autor tego artykułu opisuje. Na koniec pytanie? Czy słynni autorzy nie zamykają się sami w swych wieżach, gdzie maluczcy mają ich podziwiać? Czy chętnie wyciągają pomocną dłoń do wspinającego ku nim adepta pióra, nie bojąc się, że to konkurencja dla nich? Ja wiem, że różnie to bywa.

  2. Wystraszona ostatnimi akapitami artykułu o analfabetyzmie oraz niemiłej ocenie akcji prezydenckiego czytania, z czym się nie zgadzam, zakończyłam nie tak, jak bym chciała. Teraz więc dodam, iż pokazane w artykule słabe rozeznanie we współczesnej literaturze polskiej i jej autorach wynika w dużej mierze ze zniknięcia literatury pięknej z mediów. Za mało tej wiedzy dociera do przeciętnego obywatela. Nie dociera, więc jakby jej nie było. Jakby nie była tak ważna. Za mało jest seriali na podstawie literatury pięknej. Za to za dużo schlebiania niewybrednym gustom oraz gotowania na ekranie. Sama mam jeszcze całe roczniki Literatury na Świecie, oraz Nowych Książek, skąd czerpałam wiedzę, co jest wartościowe i koniecznie trzeba przeczytać. A teraz ich w kioskach nie widzę, a internet jest pełen nowych autorów i ich książek, które, jak wynika z opisu, są świetne. Niektórzy wprost przysyłają ofertę kupna. A królują romanse, kryminały, sensacja i fantastyka. Czy ja je lubię? Nie powiem. Natomiast książek, jakie chcę przeczytać, nie znajduję ani w nieobecnych księgarniach ani w mojej bibliotece.
    Coś z tym należałoby zrobić.
    Koniecznie poprawić rynek wydawniczy i media kulturalne. My chcemy czytać dobrą literaturę. Teraz właściwie książka jest mało dostępna. Brak księgarń i rozeznania. Ta kupowana wysyłkowo z wysoką ceną, powiększona o ceną opłaty pocztowej – 15 zł i więcej, okazuje się czasem nietrafiona, przereklamowana, więc zniechęca do podobnych zakupów. Kto powinien się tym zająć?

  3. Mam wrażenie, ze rozwiązanie dramatycznej sytuacji literatury w Polsce jest stokroć prostsze i tyleż tańsze niż chybione, czasami wręcz kompromitujące wymysły władzy cierpiącej na manię wyższości. Nie da się zachwycić reszty świata największym lotniskiem w Europie ( na razie w stadium projektowania i pilnowania terenu ), ani elektrowniami rozbieranymi w drugim roku wznoszenia, ani nienajlepszymi autostradami, programami napraw sądownictwa ani uzdrawianiem finansów poprzez drukowanie pieniędzy. Otóż wystarczyłoby jedną tysięczną, albo nawet mniej, z tych poronionych wydatków przeznaczyć na szeroko rozumianą kulturę, w tym literaturę, żeby nasz kraj stał się potęgą kulturalną, jak to było w latach wyklętego socjalizmu. Tym większy wstyd dla dzisiejszych decydentów, ale oni mają w nosie międzynarodowe uznanie dla filmowców, muzyków, pisarzy, plastyków i całej reszty stanowiącej prawdziwą śmietankę na międzynarodowej arenie. Niestety obawiam się, że wtórny analfabetyzm wciskany wyborcom wiadomej siły, imprezami typu cała Polska śpiewa z nami disco polo, to decydowanie za mało. Za to samozadowolenie rządzących, to o wiele za wiele. Tak więc cały problem w rozsądnych proporcjach. No tak, tylko że rozsadek jest dzisiaj tak niepopularny jak totalna opozycja.

  4. 1. Nie “ŚWIRCZYŃSKA” a “ŚWIRSZCZYŃSKA” zasadnicza różnica w nazwisku Poetki, która powinna była się nazywać “Świerczyńska” [błąd metrykalnego zapisu].
    2. W 100% podpisuję się pod opinią Pani Krystyny Habrat. No ale cóż, my już dinozaury względnie “dinozaurki”.
    3. Nie najgorzej jest z tą poezją, o ile zechce się ją przesiewać niczym złoty piasek na niektórych naprawdę wartościowych portalach poetyckich; trzeba tylko chcieć, a nie nasładzać wciąż tą samą karuzelą dla mnie, nie do końca powszechnie znanych nazwisk (?) Trochę też wypadałoby może poszperać w tzw. niszowych antologiach?
    4. Nie pojmuję co ma do ogólnego [i rzekomego] wsteczno-wtórnego analfabetyzmu “polityka rządzących”? Liczy się kasa, nie idea[lizm]. Zresztą: odsyłam narzekaczy w powyższej kwestii do wierszowanego elaboratu Adama Naruszewicza pt. “Chudy literat”. Przysłowiowo bowiem realistyczny był ów “literat”, nie mówiąc o na poły żartobliwie ironicznej skardze jego wielkiego Poprzednika, który płakusiał nader rzewnie jak to on śpiewa “sobie a muzom” [Jan Kochanowski]…

    • Zgadzam się we wszystkich punktach z panią Agnieszką Hrehorowicz, choć wcześniej, a poniewczasie, byłam nieco speszona, że zabieram tu głos, gdy nie dotarłam jeszcze do Parnasu i chyba tam nie dotrę. Wprawdzie trochę piszę (6 książek), ale bardziej czuję się czytelnikiem, i z tej strony, a raczej z dołu, też mam prawo przesyłać wieści w górę, na ten Parnas, czyli związki twórcze literatów, kluby literatów itd. A po namyśle dodam, że nie mam nic przeciw temu, aby literat nie był chudy. Niech zarabia, ale to nie powinno być celem samym w sobie, pierwszym zamierzeniem, bo przecież nie zapominajmy o powołaniu, talencie, natchnieniu, mękach twórczych przy białej kartce, łamaniu pióra i powrotach, klepaniu biedy… Jakoś bardziej przemawiają do mnie książki z tym związane, niż bestsellery zachodnie (fakt – pisane sprawnie i z niebanalnym pomysłem) w milionowych nakładach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko