Daleko nam
ty w szpitalu
ja w domu
noc by nas
budziła
zasnąłeś
daleko nam do rana
a może w końcu
zasnąć
w lewo w prawo
nikogo poprawiam
poduszkę
Chmury ogromne
ujrzałem maleńką
wychodzę i
wracam
noc pod kocem
jakbym nie miał
czym się
okryć
Czuję się podejrzanie
dzwonię do przyjaciela
a jemu też nie brakuje
objawów
Pandemija
mija pan de
też w masce
pani ka
Białe noce
pada śnieg nakłada białą
szatę zdążył
ja też
Z olejami
maleńki oddział w szpitalu
zakaźnym na mój dotyk
wszyscy dostają skrzydeł
Anioły w kombinezonach
anioł w szeleszczącym kombinezonie
ubiera mnie na swoje podobieństwo
i prowadzi od sali do sali brzmi jak
dzwoneczek idzie ksiądz
a co ksiądz nie ma
co robić
Szepty
jest ich tyle w murach
szpitalnych dołączam
swój
Aż tak nikogo
zaczęła pukać do
swoich drzwi otwiera
zamyka
Szpital Przemienienia
tu nikt cię już
nie odwiedzi
nawet syn ale
to ja mamo
znowu uwaga
w zeszycie
nawet za ciebie
podpiszę
Pod wieczór
cóż że nie ma odwiedzin
cały szpital w wysokiej
trawie
znasz moje okno w nim
tak to ja
dziękuję ci
synku
Czuły dotyk
mamo wróciłem zgaś światło
już sam potrafię
czuwać
dotykam dłonią policzek
nie oddawaj
proszę
Mam większe zmartwienia
ale to jeszcze nie powód
żeby z tobą nie mieć
mniejszych
Dobij
przecież potrafisz
błaga mnie wiersz
trzyma za rękę
Pogrzeby w czasie zarazy
tylko pięć osób z rodziny
najbliżsi grabarze
i ksiądz
w odległości jakby każdy
daleko przy swoim
grobie
patrzę a obok
mój przyjaciel
z lat
uśmiechnął się
zostawiłem dłoń
na płycie
—————
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl