Bohdan Wrocławski – Jeden wiersz

0
230
Bohdan Wrocławski
Bohdan Wrocławski


Julie i Cezarowie

Dzień wyszedł
z krzewów jaśminowych
tak delikatny
że bałem się dotknąć go oddechem

Znów krążą szklane słońca wokół palców
wszędzie pełno snu
gotycka katedra

pomarszczone twarze w oknach
zbyt młodych jeszcze ludzi

Cudowna
opowieść o ludzkiej niechęci i braku miłości

Bywałem tu kilka wieków temu
a może jeszcze wcześniej
kiedy czas nie miał zupełnie znaczenia

Była wtedy wojna i ulicami chodzili
żołnierze w przyciasnych mundurach
Gardłowe głosy wylewały się
spośród przerażonych mieszczańskich kamienic

a ich figury ciasno opięte mundurami
wzbudzały pośpieszne falowanie piersi
dostojnych matron

Właściwie mogłem tam pozostać
skazany na trwogę
i pożądanie

To gest być może próżny ale wart
arystokratycznego myślenia
lub żebraczej jałmużny

zatem należy się do niego przyzwyczaić
ułożyć twarz w jeszcze jeden grymas – ot teatralny popis

w nim umierają Julie
i Cezarowie
na schodach senatu

Później zapewniać będą
swych przyjaciół
o nieśmiertelności
Ich głos niewinny przecież
uczyni więcej zamieszania w historii
niż odkrycie Troi

Bądźmy zatem nadal cierpliwi
wdychajmy zapach porannego jaśminu
i patrzmy na krążące powietrze

Najlepiej odnajdują je malarze
o jasnych powłokach źrenic
pełni nieśmiertelnej pasji

Cóż zatem znaczą: jeszcze jedna tunika zbrukana krwią
jeszcze jedne oczy
uciekające w melancholijnym zdumieniu
w głąb twarzy

Cóż zatem znaczą – powiedz
zagubiony ustawicznie
między snem jawą
i zapachem porannych jaśminów

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko