Jan Kiepura
W 1924 roku Jan Kiepura stoi u progu sławy. Ma 22 lata i wyjątkowo piękny głos. Nie co dzień jednak znany artysta staje przed sądem oskarżony przez prokuratora o gwałt. W dodatku na mężczyźnie! Sam tytuł byłby sensacją i zanim czytelnik doczytałby, o co naprawdę chodzi, cały nakład by się na pniu sprzedał. Jak doszło do tego procesu przed sosnowieckim sądem? Szczegóły podaje publikacja “Sosnowiec, retro kryminały” [Dikappa 2012].Sam Kiepura nie byłby pewnie zadowolony, że incydent zachował się w kronikach miejscowego sądu, ale dzięki temu wiemy więcej o sytuacji rodzinnej artysty. A także sporo o jego charakterze. Prokurator dr Krzemuski pisał: “Jan Kiepura, syn Franciszka i Marii, w dniu 7 sierpnia 1924 roku w Sosnowcu, zmusił Piotra L. za pomocą gwałtu na jego osobie, do opuszczenia lokalu prawnie przez niego zajmowanego, czym dopuścił się występku z art. 51, 507 cz. I kk”. Chodziło o to, że Kiepurowie w swoim domu przy ulicy Miłej 4, wynajmowali pewnemu człowiekowi pokój. Jeden syn był już przecież w stolicy. Wszystko było dobrze, dopóki lokator nie stracił pracy i przestał płacić czynsz. Eksmisja była trudna, bo dłużnik miał dzieci i jak powiadał, ani grosza w kieszeni. Właściciele domu jakoś nie mogli go wyrzucić na bruk, tylko żalili się synowi. Kiedy przyjechał Jan, problem załatwił radykalnie. Po prostu wziął za klapy lokatora i wystawił go za drzwi. W tym czasie brat Jana, Władysław, wyrzucał rodzinę dłużnika. Wspólnie już bracia wynosili na ulicę meble i dobytek, część z tego zostawiając sobie na poczet niezapłaconego rachunku. Podobno nie obyło się bez pobicia lokatora stawiającego opór. Czy Kiepura naprawdę obił twarz lokatora? Pokazał mu pięścią, gdzie raki zimują? W każdym razie ten poskarżył się na to prokuratorowi i doszło do rozprawy sądowej. Świadkowie karnie stawili się w sądzie i zeznali, że Jan Kiepura co prawda siłą lokatora wywalił z domu, istotnie gwałtem, nie po dobroci, ale go nie pobił. Do takich rękoczynów nie doszło. I sąd uniewinnił oskarżonego, któremu ten incydent nie przeszkodził we wspaniałej karierze tenora. Co dalej z wywalonym lokatorem, historia milczy.
Adam Didur
Otóż pewnego razu spóźnił się na próbę Pajaców. Caruso, który tego dnia czuł się nienajlepiej, tylko markował swoją partię półcichym głosem. Kiedy doszło do słynnej arii Śmiej się, pajacu, nagle zza kulis odezwał się potężny tenor śpiewający tę arię tak, że Carusa w ogóle już nie było słychać na scenie. Spóźniony Didur widocznie przypuszczał, że Enrica nie ma w tej chwili, a słysząc, że doszło do arii Śmiej się, pajacu, postanowił „z biegu” wypełnić lukę wokalną.
=====
Jedna z ich córek, Mery Didur-Załuska, tak po latach wspominała: “Matkę dręczyła nieopisana zazdrość. W tajemnicy przed ojcem przyjeżdżała do miasta jego występów, biegła do hotelu, wchodziła pod łóżko i cierpliwie wyczekiwała, czy ojciec nie zjawi się w towarzystwie jakiejś damy”. A do zazdrości miała powody. Błękitnooki Didur był niebywale przystojnym i szarmanckim mężczyzną, za którym oglądała się niejedna primadonna (słynny romans z “najpiękniejszą kobietą świata”, włoską śpiewaczką Liną Cavalieri). Mówiono przecież: “Didur to sam urok”. Wieść niesie nawet, że aby ostudzić swoją chuć, zanurzał nogi w misce z zimną wodą.
Ada Sari
Po babce ponoć odziedziczyła ogromne czarne oczy, „południowy temperament i niecierpliwość, która kazała robić wszystko jak najszybciej i w wyniku osobistych decyzji. Skrajny wyraz znalazło to mniej więcej przed dziesięciu laty – pisał Waldorff w 1968 roku – gdy Pani Ada raptem zaniepokoiła się, jakie też paskudne ozdoby mogą znaleźć się na jej grobie. Postanowienie było natychmiastowe: wezwała znajomą rzeźbiarkę i – pozując jej osobiście – zaleciła w białym bloku kamiennym wykuć postać muzy z lirą w ręku. Skoro rzeźbę ukończono, stanęła w rogu pokoju i zaczęła czekać. Takim sposobem niecierpliwa Maestra żyła w jednym mieszkaniu z własnym nagrobkiem”. Zaś Halina Mickiewiczówna opowiadała: – Przyjechałam kiedyś do Maestry na lekcję i zobaczyłam, że w rogu pokoju stoi niewielki podest przykryty aksamitem. Na moje pytanie, czemu to ma służyć, zobaczyłam figielki w oczach Maestry. – «Tylko nie śmiej się ze mnie Halinko – powiedziała.
– Zamówiłam sobie u dobrej rzeźbiarki pomnik na mój grób i właśnie niedługo go przyniosą.
Miałam z tym masę kłopotów, ponieważ musiałam uzyskać zezwolenie od architektów, którzy budowali ten dom, na wniesienie tak dużego ciężaru do mieszkania». Miała to być postać Maestry naturalnej wielkości, zrobiona na podstawie zdjęcia z jednego z przedstawień. Na te słowa zareagowałam wybuchem śmiechu, bo nie mogłam sobie wyobrazić, że ta kobieta pełna sił witalnych mogłaby kiedykolwiek odejść.
Aleksandra Kurzak
Aleksandra Kurzak odpoczywając między spektaklami „L’Elisir d’Amore” Gaetana Donizettiego w londyńskiej Royal Opera House Covent Garden, dopina sylwestrowy koncert w Warszawie.
Po co światowej sławy sopranowi potrzebna taka lokalna gala?
– Żeby odetchnąć. Czasami mam już dość umierania na scenie przez pół aktu.
========
„Prawie cały rok spędza poza Polską. Jeździ po świecie, koncertując na największych scenach operowych. A jednak to w Warszawie – by wynagrodzić sobie trudy hotelowego życia – postanowiła urządzić swoje mieszkanie, swoją oazę prywatności. Gościmy dziś u diwy operowej, której głos porównywany jest do talentu Marii Callas – Aleksandry Kurzak. Nowoczesne i funkcjonalne wnętrze jej mieszkania jest dziełem architektki, Małgorzaty Stachowiak, poprzedniej właścicielki, z którą Ola od razu się zaprzyjaźniła. W całym mieszkaniu widać bardzo ciekawe rozwiązania. Dominującym elementem jest szkło i beton. Ta pozornie chłodna kombinacja, połączona z pięknymi tkaninami i bardzo starannie dobranym oświetleniem składa się na przytulną całość. W grze świateł biorą też udział liczne lustra i połyskujące materiały w postaci poszewek na poduszki czy zasłon. Maleńki ogródek stanowi w lecie przedłużenie salonu. Aneks kuchenny otwarty na resztę przestrzeni dziennej pozwala spoglądać na piękne obrazy, zebrę na kanapie i rzeźbę? w kominku. Dość nieoczekiwanym efektem przyjaźni z architektką Małgosią jest otwarcie w warszawskich Złotych Tarasach miejsca z mrożonymi jogurtami – Feel the chill! – znakomitej alternatywy dla łasuchów. Owocowe, naturalne, posypane świeżymi owocami, kolorowymi misiami i czekoladą są rozpustą dla podniebienia – także dla naszej Gwiazdy”.
Andrzej Hiolski
„…Życie Andrzeja Hiolskiego toczyło się w trójkącie trzech miast i trzech grobów: rodzinnego Lwowa, do którego przyjechał rok przed swoją śmiercią – wystąpił tam w byłym kościele Dominikanów i przystąpił do uporządkowania grobu ojca, Bytomia, gdzie pochował matkę i Warszawy, w której sam spoczął…”
========
„…Pamiętam wieczór w Błoniu koło Warszawy. Zwykle wstęp na koncerty był wolny, tymczasem przed wejściem powitało nas ogłoszenie: „światowej sławy baryton Andrzej Hiolski. Bilety – 2 złote”. Czasy były ciężkie, i nie była to bagatelna kwota. Zwłaszcza na prowincji. Tymczasem trudno wyobrazić sobie bardziej zatłoczoną salkę, niż ta w miłym dworku Poniatówka, i radość większą, niż ta, jaką Hiolski swym przyjazdem i śpiewem sprawił słuchaczom w Błoniu. Po bisach podszedł jegomość o błyszczących oczach i rumianych policzkach, cokolwiek w tzw. stanie wskazującym… „Przepraszam, ale mam w domu świniobicie i dużo gości. Przyjechałem tylko dlatego, że to pan Hiolski. Zapraszam Pana z całego serca, zapraszam Państwa – poprawił się, patrząc na naszą ekipę – gospodarstwo jest niedaleko. Wszyscy na Pana czekają. Odwieziemy potem do Warszawy”. O jedzenie nie było wtedy łatwo, drożyzna doskwierała. Nęcąca wizja powrotu z koncertową zdobyczą w postaci domowej szynki i pęt kiełbasy przemknęła mi przez głowę i zawisłam wzrokiem na twarzy Hiolskiego. Uśmiechnięty, i prawdziwie chyba ujęty zaproszeniem, dziękował, lecz mimo nalegań – wymówił się. Wracaliśmy samochodem w milczeniu. W uszach dźwięczał mi głos Hiolskiego. Powiedziałam: „Ależ Pan pięknie śpiewa…” „Dziękuję. Ale ile można… Nudzi już mnie to. Wciąż koncerty i występy. Chciałbym przestać…”.
Bernard Ładysz
Bernard Ładysz w wywiadzie: – Jeśli chce pan usłyszeć o karierze głupiej, a właściwie o tym, dlaczego nie zrobiłem kariery, to niech pan wie, że dlatego, iż mam właśnie taki charakter, jaki mam: wszystkim mówię prawdę, a ludzie tego nie lubią. Moja klęska to naiwność. Byłem głupi przez naiwność; dałem się kierować ludziom małym. Dziś to wiem. Zawsze byłem zły, że więcej wiem, niż potrafię. To również było moim nieszczęściem i zyskiwało mi wrogów. Uważam, że śpiew jest dla ludzi inteligentnych, a nieszczęście w tym, że wszyscy chcą śpiewać. Przeważnie półinteligenci. Śpiewanie to jest najpiękniejsza, najszlachetniejsza muzyka na świecie. I dlatego trzeba mieć do tego serce, duszę, rozum, wyczucie, talent… Musiałem odejść z teatru, bo ja się w nim nie mieszczę. Cały świat poszedł naprzód, a teatr operowy, zwłaszcza ten nasz warszawski, stoi w miejscu. Tu każdy jest wielki. Co to za wielkość? Masz wejść na scenę mały, a zejść wielki. Po to, by ludzie chcieli ciebie słuchać. A gorzka prawda dziś jest taka, że śpiewacy kończą szkoły: magister basu, docent tenoru, a na scenie stoi baran…
…Jeden z wpływowych w tej szkole profesorów śpiewu, wykonując estradowe Straszny dwór, pewnego razu oświadczył w mojej obecności, że „więcej już z tymi starymi pierdołami nie będzie występować”. Jego koledzy usłyszeli to i wnieśli sprawę do sądu koleżeńskiego związku muzyków.
Ja miałem być świadkiem, a przed rozprawą profesor kazał mi oświadczyć, że nie słyszałem jego obraźliwych słów, co jeszcze bardziej zobligowało mnie do powiedzenia prawdy. Po tym zdarzeniu w szkole nie miałem już czego szukać…
…Na próbie Jolanty Czajkowskiego w Warszawie jedna ze śpiewaczek była niedysponowana. W pewnym momencie rozsierdzony Bierdiajew zaczął ją strasznie
opieprzać. Na sali siedziało kilka osób, także i dzieci tej śpiewaczki. A na scenie stał jej mąż, który też występował w Jolancie. Stał cały czerwony i milczał. Na to odwróciłem się do niego i powiedziałem: „O, jakby moją żonę ktoś tak obrażał, to bym k… nie darował”.
Na sali zaległa złowroga cisza. Słysząc to, Bierdiajew wściekł się i przerwał próbę. Kiedy
opowiedziałem matce o tym zdarzeniu, oburzyła się strasznie: „Jak mogłeś tak postąpić
w stosunku do starszego człowieka? Natychmiast go przeproś”. Następnego dnia przeprosiłem dyrektora, a on mówi: „Nic się nic stało, moje dziecko, idź na scenę, wszystko
w porządku. Ale ty, Ładysz, masz harde serce…”
=======
Podczas prób reżyser poprosił legendarną Hiszpankę, Montserrat Caballé, by śpiewając arię, przeszła parę kroków. Ta odpowiedziała:
– Jak śpiewam, nie chodzę.
– No dobrze, to pani partner podejdzie do pani.
– Chyba się nie rozumiemy: jak śpiewam, to nikt na scenie się nie rusza.
======
W sali koncertowej debiutująca śpiewaczka drżącym głosem śpiewa:
– Gdybym ja była ptaszęciem na niebie…
Głos z sali:
– A gdybym ja miał nabitą strzelbę…
=====
– Z czego składa się głowa śpiewaczki operowej?
– Ze strun głosowych oraz pudła rezonansowego.
=====
Zazdrosna żona:
– Na scenie operowej śpiewaczka wykonuje popisową partię wokalną.
W trakcie wykonywania swojej arii, mąż z zachwytem zwraca się do swojej żony:
– Zobacz kochanie, jaką ona ma piękną i wspaniałą koloraturę.
A na to żona:
– Ty się nie patrz na koloraturę, tylko słuchaj jak ona śpiewa.
=====
Znany solista siada na fotelu dentystycznym. Dentysta mówi:
– Proszę otworzyć usta.
– Za darmo?! Ja za samo otwarcie ust podczas koncertu dostaję 10 000 dolarów.
=====
W kaplicy królewskiej podczas wykonywania psalmu “Miserere” w opracowaniu francuskiego kompozytora Jana Baptysty Lully’ego (1632-87) król Ludwik XIV zwrócił się do klęczącego obok hrabiego:
– Czy podoba się panu ten utwór?
– Tak, wasza wysokość. Muzyka jest cudownie miękka dla uszu, jednak, bardzo twarda dla kolan…
=====
Francuski kompozytor Jan Filip Rameau (1683-1764) leżał na łożu śmierci. Posłano więc po
księdza, aby udzielił mu ostatniego namaszczenia. Widząc agonię chorego, duchowny zaczął śpiewać pieśń żałobną. W tejże chwili muzyk otworzył oczy i z wysiłkiem wyszeptał swoje ostatnie słowa:
– Proszę księdza, jak można tak fałszywie śpiewać?!
======
Niemiecki kompozytor operowy Krzysztof Willibald Gluck (1714-87) gdy przygotowywał premierę opery “Orfeusz i Eurydyka”, był niezadowolony z pewnej śpiewaczki, której raz po raz zwracał uwagę. Wreszcie artystka rzekła:
– Mistrzu, wszystko będzie dobrze. Jak tylko przebiorę się w kostium, pan mnie nie pozna!
Wkrótce, na generalnej próbie Gluck woła do śpiewaczki:
– Droga pani! Poznałem panią mimo kostiumu!
=====
Wybitny skrzypek angielski Karol Esser (1736-83) swoją sławę zawdzięcza osobliwemu wydarzeniu. Już na swym pierwszym koncercie został wygwizdany. Nie tracąc pewności siebie, Esser przeczekał chwilkę, po czym odłożył smyczek i następny utwór odegrał szarpiąc struny, przy tym gwiżdżąc melodię. Wprawiło to publiczność w takie zdumienie, że gdy skończył grać, rozległy się gromkie brawa. Wtedy Esser skłonił się nisko i rzekł:
– Zdawało mi się, że upodobania szanownych państwa idą raczej w kierunku gwizdania aniżeli gry na skrzypcach. Słusznie pomyślałem więc, że jeśli następny utwór zagwiżdżę, będziecie państwo zadowoleni!
======
Kiedyś zapytano Jana Sebastiana Bacha (1685-1750), co należy robić, by stać się wybitnym organistą. Mistrz odpowiedział:
– Trzeba niewiele. Nauczyć się tylko trzech rzeczy: grać, grać i grać.
======
Jan Sebastian Bach tak mówił o swoim rówieśniku – Jerzym Fryderyku Haendlu (1685-1759):
– To jedyny człowiek, którego chciałbym zobaczyć nim umrę i jedyny, którym chciałbym być, gdybym nie był Bachem.
======
Jedna z liczących się uczelni w Anglii nadała Jerzemu Fryderykowi Haendlowi tytuł doktora honoris causa. Kiedy zawiadomiono o tym muzyka, zaznaczając, że za wypisanie dyplomu musi zapłacić, zawołał:
– Co?! Za to, że będę kolegą tych baranów, mam jeszcze płacić?
======
Wolfgang Amadeusz Mozart (1756-91) będąc jeszcze małym chłopcem otrzymał zaproszenie na obiad do cesarza Józefa II. Przy stole zachowywał się bardzo swobodnie i wesoło. Jego zachowanie dotknęło obecnych tam generałów do tego stopnia, iż powiedzieli o tym cesarzowi. Jakież było ich zdziwienie, gdy władca roześmiał się i rzekł:
– Mozarta zostawcie w spokoju. Generałowie rodzą się codziennie, Mozart – tylko jeden raz.
======
Pewnego razu Wolfganga Amadeusza Mozarta zaproszono na popis młodego wirtuoza z prośbą o ocenę jego gry. Po wysłuchaniu gry chłopca, Mozart zwraca się do niego:
– Talentu ci nie brak. Gdy będziesz dużo ćwiczyć, możesz daleko zajść.
– Ale ja chciałbym zacząć komponować już teraz. Mistrzu, powiedz jak się to robi?
– Musisz poczekać, aż będziesz starszy.
– Ale ty mistrzu komponowałeś, gdy byłeś dzieckiem!
– To prawda. Ale nigdy nie pytałem nikogo, jak to się robi…
======
Kompozytor francuski, twórca opery “Faust” – Karol Gounod (1818-93) tymi słowami pouczał pewnego młodego kompozytora:
– Im bardziej pan się zagłębi w muzykę, tym bardziej nauczy się pan cenić wielkich mistrzów. Gdy byłem w pańskim wieku, mawiałem: “Ja”. Gdy miałem dwadzieścia lat, mówiłem już: “Ja i Mozart”. W czterdziestym roku życia mówiłem: “Mozart i ja”. Dzisiaj mówię cichutko: “Mozart”.
======
Na uroczystość odsłonięcia pomnika Ludwika van Beethovena w Bonn zjechali się różni goście dworu austriackiego. Przypadek zrządził, że przez niedopatrzenie ustawiono trybunę dla dostojnych gości tak niefortunnie, że statua Beethovena zwrócona była tyłem do trybuny, co zauważono dopiero po odsłonięciu pomnika. Nastąpiła konsternacja, a wtedy mistrz ceremonii, nie tracąc głowy, rzekł:
– Ekscelencje wybaczą! Za życia był gburem i takim pozostał po śmierci.
Korzystałem z:
1. Grażyna Kuźnik – Dziennik Zachodni 30.07.2013 r. – „Czy Jan Kiepura dopuścił się gwałtu?”
2. Alan Misiewicz – „Adam Didur, boski bas, którego uwielbiały tłumy”
3. Wacław Panek – „ADA SARI – legenda naszej współczesności”
4. DOMO+ „Dach nad gwiazdami” – Aleksandra Kurzak
5. Marek Brzeźniak – „Do Bytomia stale wracał”
6. Małgorzata Komorowska – „Hiol”
7. Wacław Panek – „BERNARD ŁADYSZ – opowieść o zażywaniu tabaki”
8. Portal ludzi pozytywnie nakręconych – Krzys22.kom.peel
(Materiał z archiwum Pisarze.pl)