Krystyna Konecka – ČIURLIONIS – KOLUMB DUCHOWEGO KONTYNENTU

0
722
M. K. Čiurlionis
M. K. Čiurlionis

     110 lat temu, w połowie kwietnia 1911 roku, na wileńskiej Rossie został pochowany Mikalojus Konstantinas Čiurlionis, twórca uniwersalny, renesansowy, znany za życia także jako Mikołaj Konstanty Czurlanis – kompozytor, malarz, grafik i poeta, zajmujący się także fotografią artystyczną, w definicji encyklopedycznej trafnie określany jako najwybitniejsza postać kultury litewskiej przełomu XIX i XX wieku. „Malarstwem Čiurlionisa szczycili się wszyscy – podkreśla Tomas Venclova w swojej książce pt. „Opisać Wilno”. – Na jego pogrzebie mowy wygłosili zarówno Litwini jak Polacy, a największy wielbiciel Čiurlionisa, Ferdynand Ruszczyc, utalentowany artysta, poświęcił jemu oraz sztuce litewskiej osobny numer swojego pisma, które wydawał po polsku”.

     „Trudno wyrazić jak bardzo poruszyła mnie ta znakomita sztuka, która wzbogaciła nie tylko malarstwo, lecz także poszerzyła nasz horyzont w dziedzinie polifonii i rytmiki muzycznej. Jakże owocny byłby rozwój takiej treściwej sztuki w malarstwie rozległych przestrzeni, monumentalnych fresków. To – nowy duchowy kontynent, Krzysztofem Kolumbem którego stał się Čiurlionis”.

     Kiedy francuski pisarz Romain Rolland napisał w 1930 roku ten list do owdowiałej żony artysty, jego adresatka od dawna już, i skutecznie, pracowała samotnie na własną sławę jako dramaturg, prozaik, poetka i krytyk literacki. W innym liście Rolland informuje, że reprodukcja obrazu „Strzelec” zdobi pokój gościnny w jego szwajcarskim domu. Dziwny, intrygujący obraz, podobnie jak wszystkie inne w cyklu „Znaki zodiaku”, jak cała twórczość tego – wychowanego w Druskiennikach, wykształconego w Warszawie i w zachodnioeuropejskich galeriach sztuki – artysty.

Dom rodzinny artysty w Druskiennikach. Fot. K. Konecka
Dom rodzinny artysty w Druskiennikach. Fot. K. Konecka

     „Maluję obrazy!” – pisał z Druskiennik w liście w czerwcu 1908 roku do narzeczonej, Sofii Kimantaite. – Od czwartku pracuję po 8-10 godzin. Nic się nie udaje, ale to drobiazg. Piszę sonatę – naszkicowałem już całość (4 części), powstaje z wielkim trudem, a chciałbym skończyć ją najszybciej jak można, już druga stoi mi przed oczyma… Gdybyś wiedziała jaka to rozkosz tak uporczywie, obsesyjnie, tak zapominając o wszystkim, bez odpoczynku malować. Nieopisana rozkosz. Wszystko wokoło toczy się normalnym trybem; słońce świeci, żyto kwitnie, ludzie gawędzą, spacerują, łąki, pola, pagórki, wokoło kwiaty, taki, wokoło lato, piękno, a ja jak gdyby nic – maluję i maluję swoje obrazy”.

     To było na trzy lata przed śmiercią. Mikalojus Konstantinas Čiurlionis miał wtedy zaledwie trzydzieści trzy lata.  Trzy lata wcześniej,  1905 roku narysował ołówkiem dwa rodzinne, drewniane domy w zieleni. Podpisał: „19 Września”. Po polsku, gdyż był to język codzienny w jego rodzinie: mimo iż matka z pochodzenia była Niemką, a ojciec Litwinem, aspirowali oni do środowiska inteligenckiego, wyróżniającego się właśnie używaniem języka polskiego. Języka litewskiego artysta zaczął się uczyć dopiero po trzydziestce, kiedy na początku XX w. nastąpił okres odrodzenia narodowego na Litwie. Do tego jednak czasu jego korespondencja i poezja pisane były po polsku, a Mikołaj Konstanty rozczytywał się w polskiej literaturze, uwielbiając zwłaszcza Juliusza Słowackiego.

     Urodził się w Oranach (lit. Varena) 22 września 1875 roku jako pierwsze z dziewięciorga dzieci miejscowego organisty. Po trzech latach nieliczna jeszcze wtedy rodzina przeniosła się do Druskiennik, które – wraz z otaczającą je przyrodą – stały się dla Čiurlionisa niewyczerpanym źródłem inspiracji twórczej zarówno w sferze muzyki jak i malarstwa. W rodzinnym domu, wypełnionym atmosferą ciepła i serdeczności, nieustająco rozbrzmiewała muzyka. W skromnym saloniku królowały instrumenty – pianino i fisharmonia. Do dzisiaj pozostał ręką ojca wypisany harmonogram lekcji muzyki dla siedmiorga rodzeństwa. Z tych pierwszych zauroczeń i fascynacji jeszcze nie nazwanych, z drobnych elementów dziecięcych doznań zaczynała się kształtować konstrukcja wrażliwej osobowości przyszłego artysty.

Obrazy artysty – Spokój; Fuga; Żmudzkie krzyże; Las
Obrazy artysty – Spokój; Fuga; Żmudzkie krzyże; Las

     Przez pięć lat w Płungianach, posiadłości księcia Michała Ogińskiego, gra na flecie w jego szkole orkiestrowej. Dzięki wsparciu materialnemu mecenasa 19-letni Mikalojus Konstantinas rozpoczyna pięcioletnie studia w warszawskim Instytucie Muzycznym (w klasie fortepianu u profesorów Brzezickiego i Sygietyńskiego oraz w klasie kompozycji u profesora Noskowskiego). Zygmunt Noskowski, kompozytor, pedagog i dyrygent musiał mieć wyjątkowo szczęśliwą rękę do doskonalenia talentów, on bowiem wykształcił m.in. Mieczysława Karłowicza, Karola Szymanowskiego i Ludomira Różyckiego. 25-letni Čiurlionis po uzyskaniu dyplomu chwyta się w Warszawie prywatnych lekcji muzyki i – komponuje. Już w tym okresie powstają pierwsze utwory na fortepian i jedno z dwóch skończonych dzieł – poemat symfoniczny „W lesie”. „Zaczyna się akordami tak cichymi i szerokimi jak szum naszych litewskich sosen” – pisał kompozytor. Opracowanie na fortepian stworzył w ciągu jedenastu październikowych dni 1900 roku, partyturę ukończył 3 kwietnia w roku następnym. I maluje. Tomas Venclova pisze, iż „…malował dziwne, prawie abstrakcyjne obrazy, skomponowane na zasadzie fug i sonat (…). Zwiedzający wystawy wilnianie niezbyt go rozumieli. On zaś odpłacał pięknym za nadobne – na pytanie, co miał przedstawiać któryś z jego niezrozumiałych obrazów, odpowiadał: „Automobil””.

     Venclova opowiedział też w obszernym, wnikliwym eseju o całym dorobku malarskim artysty z Druskiennik. Ale nie Tomas Venclova (poeta, dysydent, wykładowca na amerykańskim Yale University), lecz jego ojciec – Antanas Venclova (litewski nauczyciel, pisarz, poeta i polityk), który zmarł w roku 1971. Jego tekst, objaśniający wieloznaczną, tajemniczą twórczość Mikolajosa Konstantinosa Čiurlionisa, ukazał się zapewne w którymś z litewskich periodyków jeszcze za życia autora, ale do mnie trafił w ogromnej tece reprodukcji 32 pasteli i temper, wydanej niemal pół wieku temu, bo w roku 1975 w Wilnie z okazji 100. rocznicy urodzin polskojęzycznego litewskiego artysty. Paradoksalnie, do polskich czytelników ta interesująca edycja nie była adresowana z założenia: staranny przekład przygotowano natomiast po rosyjsku, angielsku, francusku i niemiecku. Zapewne było to signum temporis powracających co pewien czas konfliktów narodowościowych…  

     Początek wieku XX otworzył przed obiecującym artystą podwoje konserwatorium królewskiego w Lipsku, gdzie Čiurlionis kontynuował naukę u profesorów Reinecke i Jadassona, tworząc równolegle swoje liryczne, często nawiązujące do motywów ludowej muzyki litewskiej, kompozycje. Do Warszawy powraca jednak wprost… do Szkoły Sztuk Pięknych. Barwny świat swojej muzyki przekłada na polifoniczną fakturę obrazów. Nic dziwnego, że zwraca uwagę założyciela i pierwszego dyrektora szkoły – Kazimierza Stabrowskiego, a na przeglądach prac wychowanków rada pedagogiczna nie szczędzi Konstantemu nagród. Ale w jego życiu nie będzie miejsca na sławę. Nie za życia. I nie w ojczyźnie.

Druskienniki. Stylizowany pomnik M. K. Čiurlionisa. Fot. K. Konecka
Druskienniki. Stylizowany pomnik M. K. Čiurlionisa. Fot. K. Konecka

     Ojczysta, litewska przyroda nieustająco przywołuje do powrotów z wielkiego świata. Rodzinny dom w jej otoczeniu jest tą najpewniejszą przystanią, gdzie można zregenerować się fizycznie i psychicznie, a nade wszystko – bezkarnie czerpać inspirację do dalszej twórczości.  Bogactwo wrażeń i odkryć z Pragi, Drezna, Norymbergi, Monachium i Wiednia, z relaksujących pobytów u przyjaciół na Krymie i Kaukazie, w połączeniu z litewskimi archetypami, uzupełniają w kolejnych, gorączkowo, pospiesznie powstających pracach muzycznych i malarskich – idee filozoficzne, refleksje ze zgłębiania literatury zachodnioeuropejskiej, historii i astronomii. Na twórczości Čiurlionisa nie mogły nie wywrzeć piętna burzliwe zdarzenia rewolucji 1905 roku, a w ich konsekwencji – poruszające całą kulturę europejską przewartościowania w języku sztuki – synteza neoromantyzmu i secesji, symbolizmu i impresjonizmu. W muzealnej ulotce określającej tę twórczość zanotowano: „To idea nieskończonego powtórzenia na ziemi i we wszechświecie piękna i żywotności przyrody, harmonii kosmosu oraz istnienia i mądrości człowieka”.

     W 1906 roku Mikalojus Konstantinas uczestniczy w Wilnie w pierwszej litewskiej wystawie sztuk pięknych. Maluje, komponuje. W kwietniu kończy swój monumentalny, pisany przez blisko cztery lata poemat symfoniczny „Morze”, w którym – czytamy na okładce płyty – „paralelizm między przyrodą i życiem człowieka, charakterystyczny dla tradycji sztuki litewskiej wznosi się do poziomu wielkich filozoficznych uogólnień”. W Wilnie Čiurlionis jest członkiem i, przez krótki okres, wiceprzewodniczącym litewskiego towarzystwa artystycznego, twórcą sekcji muzyki tamże, organizatorem konkursów muzycznych i chóru. Ale wielki artysta nie ma środków do życia. Bezskutecznie poszukuje prywatnych lekcji muzyki, wreszcie wyjeżdża do Petersburga. Wraca stamtąd na ślub z młodą pisarką Sofią Kimantaite. Po latach pisano na Litwie o ich związku: „Wspólnie wyżłobili głęboką bruzdę w życiu kulturalnym”. W Petersburgu ponownie rzuca się w wir działalności społecznej i twórczej, znowu bez grosza.

     Wkrótce daje o sobie znać przepracowanie: Čiurlionis popada w depresję. Leczy się w cieple druskiennickiego domu, następnie pod opieką lekarzy w Pustelniku (obecnie dzielnica Marek) pod Warszawą. To tam      rozpoznano u artysty schizofrenię. Osłabiony organizm nie jest w stanie wytrzymać zapalenia płuc. 10 kwietnia 1911 roku Čiurlionis umiera w lecznicy. Córeczka Danuta, której nigdy nie zobaczył, miała wtedy niespełna rok. Jego ostatnia przystań znalazła się jednak nie w Druskiennikach, lecz na Rossie, na wileńskim cmentarzu, skrywającym tajemnice wielu tragicznych życiorysów. Obok spoczywa  Jonas Čiurlionis, brat Mikolajusa Konstantinasa. W dwadzieścia lat po śmierci artysty został postawiony na jego grobie pomnik dłuta litewskiego rzeźbiarza Juozasa Zikarasa, autora m.in. Pomnika Wolności w Kownie…

Artysta spoczął na wileńskim cmentarzu Rossa. Fot. K. Konecka
Artysta spoczął na wileńskim cmentarzu Rossa. Fot. K. Konecka

     O twórczości wielkiego litewskiego artysty nie można mówić w biegu i z zadyszką. Tak, jak nie można w pośpiechu oglądać jego prac w specjalnie wzniesionym kowieńskim muzeum, jak nie można bez skupienia uczyć się jego muzyki.  Z Oran do Druskiennik prowadzi wielokilometrowa droga wytyczona obeliskami rzeźb ludowych – to dar tutejszej społeczności stworzony w setną rocznicę urodzin genialnego twórcy. Szczególny rewanż za miłość do świata, do przyrody, do tradycji, do ludu i bogactwa jego kultury. Zadziwiające, jak powtarzają się losy ludzi wielkich, których świat odkrywa dopiero po odejściu. Dyrektor druskiennickiego, rodzinnego muzeum Čiurlionisa, Adelbertas Nedzelskis zarzucił mnie stertą prac o artyście: Nikolai Bierdiajew w czasopiśmie „Sofia”, Henry Focilion, Romain Rolland, Bernhard Berenson, Jacques Lipchitz, Aleksis Rannit, autor znakomitego albumu wydanego w Chicago…

     Miejsca na Litwie, związane z Čiurlionisem należą do najczęściej odwiedzanych przez muzyków, plastyków i poetów z różnych krajów. W gronie uczestników międzynarodowego festiwalu poetyckiego „Maj nad Wilią” mieliśmy również sposobność spotkania się z dziełem artysty w muzeum jego imienia w Kownie, a przy okazji – zajrzenia do skromnego domku – muzeum litewskiej poetki Salomei Neris, która poświęciła liczne wiersze symbolicznym obrazom autora „Zodiaku”. Nastrojowość tych prac zapada głęboko w serce, inspiruje do wyrażenia emocji w strofach poetyckich. Własny wiersz, proszę wybaczyć osobisty ton, miałam okazję zaprezentować w salonie domu rodzinnego – muzeum Čiurlionisa, który odwiedzałam po raz kolejny, tym razem z uczestnikami międzynarodowego pleneru poetycko-translatorskiego w Druskiennikach:

Więc tonów, barw i światła światy bursztynowe.
Zwiewność sonaty wiosny. Ukłon morskim falom.
Allegro i andante, scherzo i finale
sonaty słońca. Złoto i cienie liliowe.

Niedogrzanie koloru. Nokturn pastelowy
postszopenowski. Mariaż tęsknoty i żalu.
Świat domyślnych galaktyk z rozrzedzonej dali.
Przejrzysta wielobarwność jak pejzaż zimowy.

Ach, maestro ČCziurlionis, błądzę z twym pogrzebem
wśród lasów i przymglenia, między snem i niebem.
Skąd ten cel ostateczny u preludium marzeń

– patos tragicznych krzyży na żmudzkim cmentarzu.
Jeśli wiara, to w pewnik, że ten świat zachowa
Niepodległość tworzywa, nadziei i słowa.

(„Sonety litewskie”, IX. 1988. W: „Znad Wilii”, 1991)

     Twórczość MKC była jak miłość. „Miłość – pisał Čiurlionis w swoim pamiętniku – to droga ku słońcu, wymoszczona ostrymi diamentami, a ty musisz przejść po niej boso”.

Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko