Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (42)

0
243

Wspomnienia z dzieciństwa

         Któż z nas ongiś nie był dzieckiem? Prawie każdy – jak powiedział któryś z satyryków.
         Ale żarty żartami. Dzieciństwo formatuje nas niezwykle mocno. A zależne jest to od rodziców oraz aury domowej.
         W mojej pamięci najmocniej mi utkwiły lata szkolne. Ale tu nie idzie mi o szkołę, tylko o letnie wakacje.
         Moi rodzice znakomite punkty wakacyjne znaleźli. I to we mnie tkwi aż do dnia dzisiejszego.
         Najpierw wakacje przez kilka lat spędzaliśmy w Rycerce Górnej. To była długo ciągnąca się wieś. „Przybytek wakacyjny” odkrył dzięki znajomym. Zawiózł nas do tej Rycerki; do domu tamtejszego myśliwego.
         Ach!, Dziadek Czarnecki to był przedwojenny łowczy u tamtejszego Pana. Wieczorami wyciągał starą fajkę i opowiadał godzinami jak to podchodzi się cietrzewia, głuszca lub inne ptaki, albo jak łowić ryby dłońmi idąc w górę rzeki.
         Opowieściom nie było końca.
         Nieopodal domu Dziadka była sauna. Raz w tygodniu można było w niej się myć i kąpać.
         Gorzej było z zaopatrzeniem: kilka kilometrów dalej był jeden jedyny sklep. Ale nie myślcie, że to nam przeszkadzało. My, ludzie z miasta, wszystkim byliśmy zachwyceni.
         Tam też chodziło się w góry. Wielka Racza i Przegibek to były dwie ważne góry. A pejzaże cudowne! Dla mieszczuchów egzotyczne.
         A potem zaczęliśmy jeździć na wakacje do Krościenka nad Dunajcem.
         Ha! To też było dla nas, mieszczuchów, coś niebywałego. Po pierwsze raz w tygodniu, w centrum tego miasteczka, było targowisko. I to takie, jakiego dziś nigdzie nie znajdziecie.
         Przez kolejne kilka lat mieliśmy gawrę w góralskim domu. A jak już się zagnieździliśmy, to przyjeżdżał amant mojej siostry; Kaziu. Spał obok naszego domu w namiocie. A gdzie chodzili na spacery, to diabli wiedzą.
Najcudowniejszą wycieczką było wspięcie się na najwyższy szczyt tamtej okolicy, czyli góry Sokolicy – stamtąd roztacza się wspaniały widok na wijący Dunajec. A spływ tratwami po Dunajcu to jest absolutnie coś fantastycznego. Nie zapomnę też nigdy Wąwozu Homole.
         Pieniny, Gorce i Beskid Sądecki to jest jeden z najcudowniejszych okolic polskich.
            Nie wiem, czy teraz już mógłbym skakać po tamtych okolicach. Ale wspomnienia do dzisiaj mnie unoszą.
         Nie mam żadnego pociągu do morza (choć bardzo lubię Kołobrzeg; tam w końcu mieszka kolega Lech Jakób, z którym nieustannie na jego witrynie „Latarnia Morska” wstawiam recenzje literackie). Niestety czas mnie powoli powstrzymuje. Starość szykuje sobie garb. Ale jakże cudnie mieć te wspomnienia.
         Polska jest piękna! Jest gdzie pojeździć, popatrzeć. Jednak boję się, że to wszystko już nie dla mnie (no!, oprócz pisania). Kiedy i to mnie zacznie męczyć, to powiem wam: do widzenia!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko