Świętowaliśmy stulecie powstania Związku Literatów Polskich. Ten jubileusz został połączony z doroczną imprezą – Warszawską Jesienią Poezji, już 49- tą. Dyskutowaliśmy miedzy innymi o Literaturze Dwóch Rzeczypospolitych (to tytuł panelu) .
Po raz pierwszy od lat dostałem czas, by w historycznej sali Związku, w cieniu Zamku Królewskiego i Kolumny Zygmunta mówić świątecznie, jubileuszowo nie o poezji ale o reportażu jako gatunku nie tylko dziennikarskim, gazetowym. Od kilku dekad sytuujemy go coraz bliżej prozy literackiej – tak zwanej literatury pięknej. Zarówno Ona jak i On mogą być grafomanią, ale ten poziom nas nie interesuje.. Chcę mówić o reportażu literackim, osiągającym szczyty sztuki i piękna; a także mądrości. Chcę mówić o autorach krajowych i zagranicznych, którzy już dawno przeszli do historii literatury, albo właśnie przechodzą , bo są aktywni jako autorzy. Jeszcze jedna wstępna informacja – od ćwierć wieku prowadzę ćwiczenia ze studentami dziennikarstwa, z warsztatu dziennikarskiego. Będę więc cytował różnych autorów, o których dyskutujemy w salach uniwersyteckich.
*
Zatem trochę z bardzo odległej przeszłości. Niektórzy literaturoznawcy wyławiają „kawałki reporterskie” z eposów Homera ( Iliada: Pojedynek zwinnego Achillesa z mężnym Hektorem) czy opowieści Herodota ( zaczytywał się w nich Ryszard Kapuściński., czyli nasz wybitny reporter inspirował się wybitnym reporterem sprzed tysięcy lat). Wspomnijmy także miłosną i… wojenną korespondencję Cezara zakochanego w Egipcjance, Kleopatrze.
*
Teraz polskie korzenie reportażu. Jan Długosz w połowie XV wieku opisywał wojenną wyprawę wojska polsko-węgierskiego pod wodzę młodego króla Władysława Warneńczyka przeciw Turkom. Pierwszy historyk polski w swoim opisie nie omieszkał zaznaczyć jednej z przyczyn klęski pod Warną króla Władysława – a było nią roztargnienie spowodowane orientacją seksualną dwudziestolatka; (dziś byśmy dyskretnie powiedzieli: król był z grupy LGBT). Wyliczmy kilku znaczących prekursorów naszego królewskiego gatunku dziennikarsko – literackiego. Sebastian Klonowic (1595) –autor FLISA – wybitnie wykształcony urzędnik, wykładowca akademicki z Zamościa, poeta i reportażysta wraz z flisakami płynął Wisłą do Gdańska. Co zobaczył po drodze i z kim spotkanym rozmawiał, opisał w relacji.Głównie tym reporterskim utworem zaznaczył się w pamięci historyków literatury. Hrabia, Jan Potocki w latach przełomu XVIII i XIX wieku kochał dwie kolejne żony, zapewne patrzył, jak mu się rodzi i rośnie szóstka dzieci, a w międzyczasie podróżował po Bliskim Wschodzie, Afryce północnej, Europie i krajach słowiańskich. Jako zakonnik maltański walczył z berberyjskimi piratami na Morzu Śródziemnym (opis potyczki – sceny uczestniczące) . Jako podróżnik opisał w stylu prereporterskim, wojnę turecko – egipską. Zwiedził też prawie wszystkie kraje słowiańskie i opisał je w pięciu tomach. Ciekawostka – pierwszy z Polaków odbył lot balonem, ale nie pierwszy z magnatów cierpiał na melancholię, więc żywot zakończył samobójstwem. Mniej więcej w tym samym czasie Julian Ursyn Niemcewicz, podróżował po Ameryce Północnej i też uraczył sarmackiego czytelnika Listami z Ameryki w poetyce reporterskiej. Miał przebogatą biografię: jako adiutant Tadeusza Kościuszki po jego powstaniu, spędził rok w więzieniu carskim, skąd uciekł i przedostał się przez kraje skandynawskie, do Ameryki. W swoich listach zza Atlantyku uczył niezamierzenie przyszłych reportażystów, że podstawą dobrego reportażu jest ciekawość świata, spostrzegawczość oraz wnikliwość w opisie tego, co się zobaczy i usłyszy.
*
W drugiej połowie XIX stulecia prawie wszyscy, którzy literackim piórem zarabiali na chleb, próbowali swoich sił w reportażu. Na przypomnienie zasługuje Henryk Sienkiewicz (Listy z podróży do Ameryki, Listy z Afryki) i Bolesław Prus (Kroniki Warszawskie). Wyróżnię też Marię Konopnicką, której Obrazki więzienne łatwo zaklasyfikować już jako literaturę faktu – czyli coś więcej niż dziennikarstwo prasowe. Ona pierwsza przekroczyła granicę między dziennikarstwem a tak zwaną literaturą piękną; o tym więcej za chwilę. Teraz tylko należy zauważyć, że w tamtych czasach – czyli w okrasie Pozytywizmu, Młodej Polski i w pierwszych dekadach XX wieku nie rozmawiało się poważnie o teorii dziennikarstwa, o jego gatunkach.
*
Pierwszym, wielkim, którego można określić jako rewolucjonistę gatunku był Egon Erwin Kisch. Kim on zresztą nie był w pierwszej połowie przeszłego wieku? Jego zdanie skierowane listownie we wczesnej młodości do przyjaciela F. Torberga mówi bardzo wiele o tym obywatelu świata: „ Wierz mi, właściwie nic nie może się stać. Jestem Czechem, jestem Niemcem, jestem Żydem, jestem z dobrego domu, jestem chłopakiem z korporacji akademickiej. Coś z tego zawsze mi pomoże w życiu…” Miał rację – młodzieńcze przeczucie go nie zawiodło. Studenci dziennikarstwa ( także moi studenci) dowiadują się o Kischu w pierwszych miesiącach studiów. Ci z nich, którzy marzą o reportażu jako przyszłym swoim, uprawianym jak najwcześniej, gatunku dziennikarstwa wiele razy czytają jego teksty z miłości do ich walorów poznawczych i formalnych. Czytają także z pragmatycznej wiedzy, jak należy pisać, by osiągnąć zawodowy sukces. Najpierw kilka zdań o człowieku. Nazywał siebie „szalejącym reporterem” i – powtarzam -„obywatelem świata”. Był również „szalejącą” osobowością. Zawrotna liczba kilometrów jego rozmaitych podróży po krajach i kontynentach na pewno była bliska paru długościom równika. Zostawił po sobie ponad trzydzieści książek i kilka tysięcy prasowych tekstów. Najgłośniejszy tom, to: Jarmark sensacji. Można znaleźć w jego „szalonym” dorobku i takie myśli: „Fanatycy wolności, marzący o równości, dali mi najwięcej ze swej cennej nienawiści wobec uprzywilejowanego społeczeństwa i szczerze im za to dziękuję…” Kisch miał wyjątkowo dobre kontakty w swoich dwóch stolicach, w Pradze i Berlinie – z półświatkami kobiet lekkiego obyczaju , łobuzów, złodziei i więźniów. Sam parokrotnie był zamykany, ale nie za łobuzerkę, lecz za poglądy bliskie komunistycznym. Był na przykład podejrzewany o współudział w podpaleniu Reichstagu w 1933 roku. Jako reportażysta przyznawał: „Zawsze nęci mnie wejść tam, gdzie jest napisane wstęp wzbroniony…” Gdy go, jako początkującego reportażysty, wysłano, by napisał tekst o podpaleniu starego, praskiego młyna, w którym mieszkali bezdomni – zainteresował się twarzami nędzarzy i ich opowieściami o życiu. Za opis tego, co wtedy zobaczył i usłyszał dostał pierwszą nagrodę w przedwojennym, praskim konkursie reporterskim. Kilka lat później, już podczas II wojny światowej, ogłoszono go światowym gigantem reportażu.
*
Mamy też swojego giganta tego gatunku, który dość szybko, w latach II Rzeczpospolitej zyskał przydomek „ojca reportażu” – jako autor i teoretyk. To oczywiście Melchior Wańkowicz. On pierwszy swoimi tekstami – ich formą i językiem -przekroczył granicę reportażu dziennikarskiego w kierunku właśnie tak zwanej literatury pięknej; wymyślił nie tylko reklamowe hasło „Cukier Krzepi”, ale także pojęcie – „reportaż literacki”. Już wczesne, przedwojenne teksty prasowe i książki pana Melchiora sprawiały pewną trudność co do oceny ich formy. O tej trudności pisał w latach trzydziestych przeszłego wieku Juliusz Kaden –Bandrowski. Broń Boże, nie kpił z prozy kolegi po fachu, ale przyznawał, że reportaże z podróży Wańkowicza do Ameryki Środkowej (książka Kościoły Meksyku) można klasyfikować jako „nowele, powieści, sprawozdania, opisy”. Sam Wańkowicz pomógł w dyskusji z Bandrowskim w klasyfikacji swoich utworów – nazwał je „literaturą faktu”, czym wzbogacił literaturę i dziennikarstwo o nowy obszar twórczości artystycznej . Pisał: „Różnice między beletrystyką i reportażem są takie, jak się pojmuje różnice między malarstwem, a mozajkarstwem”. Wańkowicz lubił i potrafił zaskakiwać. Był wielkim artystą i autorytetem, dlatego było mu wolno robić z twórczością pisaną wszystko, co chciał. Najgłośniejszy przykład – ujawnił go już w czasach PRL. W niewielkiej książce (słynni Hubalczycy powstali za granicą)o majorze Henryku Dobrzańskim – Hubalu przyznał, że czasami buduje postać jednego bohatera tekstu z fragmentów biografii i dokonań kilku osób. Ważne jest tylko to, by te fragmenty były rzeczywiste, nie zaś zmyślone. Zarzucano mu łagodnie, że jednak „mamy tu do czynienia z fikcją”. On odpowiadał: „ Prawda literacka, to prawda syntetyczno – generalna”. Trudno znaleźć w jego bibliografii rozwinięcie tej myśli. O tym łączeniu faktu z fikcją będzie jeszcze mowa.
*
Jeżeli mamy odwagę kojarzyć dwie wielkie postacie – Kischa i Wańkowicza – z europejskiego, czy nawet światowego obszaru literatury faktu, to również wspomnijmy o niezwykłej aktywności poza autorskiej naszego „ojca reportażu” jako wydawcy i obywatela. Nie zabiegał o etykietę „szalejącego reportera”, ale nim był, choć nie tak szalejącym jak Kisch. Wydał ponad pół setki książek, a pierwsze teksty drukował jeszcze przed powstaniem II Rzeczypospolitej. Pełnym sierotą został w trzecim roku życia. W latach międzywojnia założył Towarzystwo Wydawnicze „Rój” , w którym ujrzały światło dzienne pierwsze książki Brunona Schulza, Witolda Gombrowicza, a także Jerzego Andrzejewskiego, wówczas katolika. W „Roju” nie bał się wydawać również literatury z sowieckiej Rosji. W tragicznych latach 1939 – 1945 „walczył” jako korespondent wojenny, czego owocem był najsłynniejszy jego reportaż Bitwa o Monte Casino. Gdy powrócił z emigracji do kraju w 1957 roku, natychmiast znalazł sobie miejsce wśród elity antykomunistycznej. Za to odsiedział w areszcie jakieś tygodnie po złożeniu podpisu pod słynnym protestem przeciw cenzurze, Listem 34. Drugi tom wiekopomnego dzieła, Karafki La Fontaine’a (1981)ukazał się już po śmierci autora. Jest to podręcznik dla studentów dziennikarstwa i wszystkich innych czytelników, kochających reportaż i w ogóle literaturę faktu. To kompendium wiedzy i historii polskiego dziennikarstwa. Warto przypomnieć z niego i taki fragmencik z dorobku Bolesława Prusa: „ Domagam się od dziennikarza, by był wszędzie i wiedział wszystko o wszystkim – o ulicach, mostach, tamach, pałacach, targowiskach, Kercelaku, jatkach i giełdzie. Musi robić wyścigi ze wszystkimi pismami, nowymi książkami, reklamami, procesami sądowymi. Musi być kawałeczkiem ekonomisty, astronoma, technika, prawnika…”
*
Należy trochę czasu poświęcić teorii reportażu. Powtarzam – pierwszy, który nie tylko rozszerzył pojęcie reporterskiego gatunku dziennikarstwa, ale nazwał je literaturą faktu, był właśnie Melchior Wańkowicz. Ale ta droga od dziennikarstwa do literatury faktu nie była taka łatwa, nie usłana różami. Najpierw trzeba było nobilitować reportaż jako „królewski gatunek dziennikarstwa”. Wracam na moment do Kischa – on zrazu nazywał reportaż „specyficzną relacją” i pogłębionym sprawozdaniem . Pisał: „ Jeśli zdarzenie jest zmyślone, nie wolno je pozorować jako prawdziwe. Powieściopisarze, noweliści często twierdzą, że opisywany przez ich wypadek zdarzył się istotnie. Pisarzowi nie szkodzi taka mowa. Podnosi ona nawet wartość pisarza, gdy czytelnik nie wierzy takiemu stwierdzeniu. Ale reportażysta, który kłamie jest skończony…” (moja dygresja: Kischowi na początku kariery przydarzyło się takie kłamstwo. Napisał tekst, niby dziennikarski, zdokumentalizowany, jednak szybko odkryto, że „dokument” został wymyślony. „Szalejącego reportera” ukarano, a on sam publicznie przysięgał, że to się więcej nie powtórzy).
Już w latach międzywojnia rozpoczęła się u nas teoretyczna dyskusja na temat relacji między fikcją literacką, a literackim reportażem. Przyczynił się do niej dużo wcześniejszy tekst Władysława Reymonta Pielgrzymka do Jasnej Góry (1894). Krytycy, między innymi Aleksander Świętochowski, pozytywnie ocenili nowe, literackie, wzbogacające wartości utworu przyszłego Noblisty. Podobało się to, że on , początkujący wówczas pisarz, „wyłowił’ z tłumu pielgrzymów i opisał kilka ciekawych osób; że skomentował nie tylko religijny cel pielgrzymki, ale także jej społeczną wartość – międzyludzką solidarność, chęć pomocy – „jedni drugim”. Ten tekst do dziś jest uznany za pierwszy literacki utwór reporterski.
*
Nie wszyscy jednak literaci – prozaicy, poeci i krytycy literaccy tak wówczas uważali. Sporo lat później uznany i honorowany nagrodami poeta międzywojnia, Józef Czechowicz nie cenił reportażu: „Reportaż jest to rodzaj literacki bardzo niskiego gatunku. Kto wie nawet, czy to w ogóle jest rodzaj literacki. Reportaż podaje tezy mechaniczne, wyjęte z programów politycznych, nie hierarchizuje ich, służy celowi doraźnemu, przeczy zasadzie fantazjotwórstwa…”. Lubelski poeta nie wyjaśnił, dlaczego fantazjowanie ma większą wartość od opisu rzeczywistości. Tu zapraszam do dyskusji. Pomogę dyskutantom głosem (znowu) Kischa: „ Losy każdego człowieka bogatsze są w tragiczne i wzruszające przeżycia niż losy któregokolwiek z bohaterów greckich dramatów. Gdy przed naszymi oczyma rozgrywają się niezwykłe epopeje mas i jednostek – ograniczeni esteci wciąż jeszcze padają na kolana przed każdym poetą, który potrafi coś fantazyjnie zmyślić …” To także ten głos jest warty dyskusji. Dla kontrapunktu i jej podgrzania zacytuję światową sławę literatury, Johna Steibecka, powieściopisarza i reportażysty: „ Jestem niepoprawny podglądacz. Nie zdarzyło mi się ominąć niezasłonięte okno bez zajrzenia do środka. Mam zwyczaj podsłuchiwać cudze rozmowy…” Bystrze i efektownie zaprezentował się w tej dyskusji wybitny nauczyciel akademiki, polonista i krytyk literacki, Kazimierz Wyka: „Reportaż jest wyprzedzeniem prozy powieściowej, ku tematom, które jeszcze nie poległy przetworzeniu artystycznemu. Jest więc on ramieniem wyciągniętym ku sprawom, których jeszcze nie chwyta powieść…” W innym miejscu profesor Wyka poddaje nam pod rzetelną rozwagę myśli : „ Nie od dziś datuje się pogarda dla reportażu, zarówno od strony kapłanów literatury pięknej, którzy uważali, że dokumentacja gasi artyzm, jak i od strony historyków i w ogóle naukowców obawiających się , że plastyka opisu „odściśla” relacje…”
*
W drugiej połowie ubiegłego wieku, już w PRL zrodziło się coś wyjątkowego w naszym kraju w sferze dziennikarstwa. Wyrażę „to coś” dużymi literami: okrzyknięto powstanie Polskiej Szkoły Reportażu. Można by napisać kilka prac doktorskich o tym fenomenie naszego dziennikarstwa. Dostrzegli go i pisali o nim z dużym zainteresowaniem powagą również zagraniczni teoretycy i autorzy gatunku.
Było mi dane kilka lat temu przyczynić się do powstania quasi podręcznika dla studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Jego tytuł: Podstawy warsztatu dziennikarskiego (2012)Niech mi więc będzie wolno przytoczyć parę myśli z tej książki. Pisałem: „ Reportaż jako gatunek dziennikarski ma w sobie moc magiczną. Młody adept sztuki dziennikarskiej musi zawodowo dojrzeć, by zgłębić jego tajemnice. Poczuje się wówczas nobilitowany jako autor . Czytelnik zaś, zgłębiwszy walory tego gatunku, po licznych lekturach pokocha go, bo dostrzeże w nim „samo życie” nie zaś fabularną fikcję. A wiemy przecież z przysłowia, że życie pisze takie fabuły i takie scenariusze, jakie się filozofom i pisarzom nie śniły.”
*
Musiały się znaleźć – miejsce i moment , by dać głos jeszcze niedawno żyjącym mistrzom reportażu przełomu przeszłego i obecnego wieku. Wyznał w tej książce Ryszard Kapuściński : „Reportaż, jako gatunek pisarski przechodzi ewolucję od dziennikarstwa do literatury…” A oto fragment dyskusji dwóch asów gatunku – właśnie Kapuścińskiego z Wojciechem Giełżyńskim. Wyznaje pierwszy: „… Nie potrafię nic wymyślić. Gdybym potrafił , pisałbym powieści. Na to Giełżyński: „ Nie myślę o fikcji. Fikcję wykluczam. Myślę o jakimś fakcie, o jakimś charakterystycznym zdarzeniu, które naprawdę miało miejsce, ale – pech chciał – że innego dnia albo w innym miejscu…. Czy dopuszczasz możliwość lekkiego zdeformowania na przykład chronologii dla uzyskania lepszego efektu poznawczego lub artystycznego? Kapuściński: „Tak, można tak robić, rozbudować rzeczywistość, ale biorąc autentyczne elementy z tejże rzeczywistości… Nie może to być jednak sztuczne zmyślenie, zbujanie – bo to fałsz…” Jednak kilka lat później zarzucono mu, że w wielu miejscach swoich książek mijał się z dokumentacyjną prawdą ( Artur Domosławski, Kapuściński -non fiction ; 2010 rok). Jedni krytycy wytykali mu zmyślania, a inni, gównie zagraniczni, obsypywali nagrodami. W kraju sprawa oparła się o sąd, a w Skandynawii autor Cesarza przez kilka lat figurował na liście kandydatów do Nobla.
*
Na zakończenie kilka myśli aktualnie uprawiających literaturę faktu. Są to myśli z moich wywiadów, które zebrałem w tomie Fakt jest święty (2014rok). Są to myśli warte zapamiętania przez najmłodszych czytelników i autorów, miłośników reportażu literackiego. Zatem – dama polskiego reportażu, Hanna Krall wyznaje: „Żyję życiem swoich bohaterów”. Wybitny dziennikarz, powieściopisarz, poeta, reżyser teatralny, Remigiusz Grzela radzi: „ Uważam, że im więcej człowiek wie o świecie, tym bardziej powinien się dziwić”. Dziennikarz z duszą awanturnika, Hugo Bader zapewnia: „ Nie potrafię pisać z czapy, muszę najpierw coś zobaczyć, usłyszeć, obwąchać, by o tym napisać”. Mistrz rozmów radiowych i telewizyjnych, Konrad Piasecki przestrzega: „Nie wolno okładać cepami swoich rozmówców”. Gwiazda dziennikarzy tygodnika Polityka”, Barbara Pietkiewicz przyznaje się: „ Mam pociąg do tematów o patologiach – często tak zwana gra wstępna podczas dokumentacji trwa dłużej niż sama dokumentacja tematu i pisanie tekstu”. Mistrzyni reportażu radiowego, Irena Piłatowska – Mądry naucza: „ Dzięki uważnej obserwacji, wsłuchiwaniu się w rozmówców nauczyłam się rozpoznawać choćby cień fałszu i rozmaite próby manipulacji”. Jeden z obieżyświatów, Wojciech Tochman innym dziennikarzom przypomina: „ Warto odróżniać prawdę od prawdy zmyślonej” .Wybitny dziennikarz (któremu zawdzięczam reporterskie „zmartwychwstanie” po latach autorskiego milczenia, wydanie książki Nie oświadczam, się), Mariusz Szczygieł powtarza najprostszą w świecie zasadę dla autorów, reportażystów: „Nie nudzić, nie krzywdzić, nie kłamać”.
No i tyle mam do powiedzenia przepraszając tych, których zanudzam.