Krystyna Habrat – UŚMIECH LATA

0
697

  Dziś wreszcie spędziliśmy z mężem dzień w lesie. No, całe pięć godzin. Ciszę wypełniał tylko  śpiew szpaka, czasem głosy ludzi przechodzących ścieżką, a my wśród brzóz i lip, wyciągnięci na leżakach patrzyliśmy w błękit nieba, gdzie  z rzadka bielały  obłoczki.

  Tylko komary trochę dokuczały, ale co tam taki mały komar. Uciekliśmy przecież od telewizji i Internetu, by nie choć na parę godzin przestać myśleć o epidemii koronawirusa i nowych jego ofiarach, na szczęście coraz ich mniej, i jeszcze o kampanii wyborczej, która staje się trudniejsza do wytrzymania niż ów wirus z Chin.

  Mnie nawet ta kampania niepotrzebna, bo poglądy mam od dawna ugruntowane i wiem, na kogo będę głosować. Ale chce się wiedzieć, co tam w kraju i na świecie, więc trzeba się też nasłuchać i tego, od czego uszy więdną, a oczy bieleją z przerażenia.  Jakże niektórzy ludzie potrafią innym dokuczać! Jak nie wstydzą się, że się ośmieszają! To już lepsze te komary.

  Tak więc mamy teraz niełatwy czas. Nawet trudny. Bardzo. Czasem tak bardzo się zdenerwuję czyjąś wypowiedzią w telewizyjnej dyskusji, oczywiście z tych, na których ja nie głosuję, że aż boję się, że jeszcze dostanę zawału. Bo jak można przerywać innym, zagłuszać ich i samemu mówić nie na temat, a kłamliwie ich obrażać??

  Lepiej zająć się czymś dobrym i pięknym. Słuchać muzyki, czytać książki. Ale w literaturze  też  tragedie. Kiedy o tym myślę, zawsze przypominają mi się słowa pewnego profesora. Tłumaczył, że w wielkich dziełach literatury wesołość sąsiaduje z tragedią, ale wesołość ma tę wyższość, że potrafi tragedię przezwyciężyć, dać zapomnienie o tragiczności losu i obdarzyć odbiorcę radością.

  Zapamiętałam sobie to od czasów studiów i mam nawet dotąd wycinek z czasopisma, gdzie to wyczytałam. Wyciągnęłam, rzadko już oglądane pudełka z notatkami i wycinkami prasowymi, opisane: RADOŚĆ ŻYCIA.  Przeglądam artykuł, dużo tam moich podkreśleń, uwag, ale  opisane wyżej stwierdzenie na temat wyższości wesołości w sztuce nad tragedią, nigdzie nie rzuca mi się w oczy. Musi tu być! Tylko nie mam czasu szukać dokładniej, bo chciałabym, aby ten felieton dotarł do naczelnego jeszcze dziś i ukazał się we wtorek. Potem, nie daj Boże, na radość może nie być  miejsca. Pominę zatem nazwisko słynnego profesora i źródło mojej refleksji – owo czasopismo. Wystarczy pisać o radości.

  A więc mamy lato, a ta pora roku najbardziej sprzyja optymizmowi. Jasny dzień trwa teraz najdłużej,  nie pamięta się nawet, ze już zaczyna tracić minuty, bo wszystko pachnie, kwitnie, raduje.  Aktualnie: lipy i czerwone pelargonie na moich oknach.

  Jak łatwo żyje się w lecie. Byle co się na siebie włoży i wystarcza. Nie grozi mróz ani poślizgnięcie się na drodze. I smogu mniej, a w powietrzu więcej tlenu. No, chyba tak? Wystarczy mieć przekonanie, że jest teraz dobrze i radośnie. Nie martwić się niczym na zapas.

   W lesie nie chciało mi się czytać. Wolałam rozkoszować się powietrzem, słońcem i ciszą przecinaną śpiewem ptaka. Czytać mogę zawsze w domu. Wczesnym rankiem, albo w nocy, gdy sen nie przychodzi, a nic nie rozprasza uwagi skupionej na zadrukowanych stronach.

  A wzięłam ze sobą do lasu książkę, którą kiedyś już czytałam, podobała mi się i kupiłam ją z zamiarem wracania do niej, lecz nigdy więcej do niej nie zajrzałam. To “Kamienne tablice” Żukrowskiego. Autor już zapomniany. ż różnych względów. Ale powieść, w dwóch tomach, stoi mi na półce, wiec poczytam ja wreszcie, gdy tak mi teraz trudno znaleźć w bibliotece coś według mego gustu.

  O moim guście później, a na początek zaskoczenie. Żukrowski uchodził kiedyś za świetnego stylistę, warto przypomnieć sobie, jak on cyzelował zdania. Niby już zarzuciłam pisanie opowiadań czy powieści, bo i nie chce mi się pisać i nie wierzę, że mnie to jeszcze uszczęśliwi, ale ciągle ciągnie mnie do literackich smaczków: jak się pisze najładniej? jak się tworzy wielkie dzieła? na czym to wszystko polega i po co to komu?

  Wczoraj, zanim usnęłam, przeczytałam stronę czy dwie Żukrowskiego. I co mnie zaskoczyło? Tu było dużo przymiotników. W jednym zdaniu naliczyłam ich 9! W drugim 6 czy 7.  A przecież nieraz czytałam, że w dobrej prozie ma być przymiotników jak najmniej, nawet wcale. Za to, gdy dużo czasowników, akcja staje się wartka. Sama dodałam do tego spostrzeżenie, iż nadmiar rzeczowników w zdaniu czyni prozę ciężkostrawną. Zobaczę, co dalej, bo tego już nie pamiętam, ale myślę, że autor, zachwalany, jako znakomity prozaik i stylista, kierował się własną teorią i się nie mylił.

  A jak skończę tę książkę, oba tomy, bo mam nadzieję, że się nie rozczaruję, aby ją odłożyć, to wrócę do Tomasza Manna i Prousta. I jeszcze Conrada, którego muszę podczytywać każdego roku. Oraz do Czechowa.

  Tak, do arcydzieł można zawsze wracać.

Tu dopuszczę jednak cytat:   

   “Wychowanie młodzieży i ludzi dorosłych przez sztukę: może tylko wówczas osiągnąć istotne rezultaty, gdy dajemy im doznać i przeżywać potęgę i wielkość sztuki. Wielkie i potężne są tylko jej arcydzieła. Nie dopuśćmy do tego, by zadawalali się pomniejszą sztuką, byle czym, co tylko bawi, co jest tylko pseudosztuką, a więc nie sztuką. Słaba i licha sztuka obniża smak publiczności, mamiąc ją falsyfikatem sztuki i sprowadzając na manowce.” Stefan Szuman – “O sztuce i wychowaniu estetycznym“. 

  Pamiętam, jak kiedyś synonimem złego gustu, szmiry, był obraz z jeleniem na rykowisku oraz “Trędowata” Mniszkówny. Odkąd tę  powieść wydało renomowane wydawnictwo, by podreperować sobie budżet, już się tak nie mówi. “Pokupność” danej książki, tak jak “oglądalność” w telewizji wyznacza to, co nam potem wpychają do czytania czy oglądania. A ja tu protestuję cytatem profesora. Powyżej.

  Kiedy 10 lat temu napisałam tu pierwszy felieton, był o lekturach, jakie i w jaki sposób czytają warszawscy licealiści, na podstawie wypowiedzi jednej z nich. Dziś kółko się zatoczyło, bo ja znowu o wychowaniu młodzieży poprzez dobór lektur.

  Niech tak będzie. Trzeba ludziom podsuwać wartościową literaturę i  przypominać, że nie wystarczy oglądać filmy, nawet te zrobione na podstawie dobrej powieści. Nie wystarczy czytać tylko literaturę faktu zamiast tej “co sobie ktoś tam wymyśla” – jak określiła to pogardliwie moja była koleżanka.

   Tu aż prosi się dorzucić coś o księgarniach, bibliotekach i wydawnictwach, ale przemilczę to. Za to powiem coś o czasopismach. Ja mam jeszcze wycinki z czasopism, które dawniej kupowałam. Ja pamiętam jeszcze, jak przed niedzielą przynosiło się z kiosku naręcza czasopism. Pamiętam prenumeratę. Ileż to się czasopism kiedyś czytało. Teraz ja kupuje je rzadko. Dlaczego. One się zmieniły. Nie ma w nich tego, co ceniłam najbardziej: działu literackiego z prozą (bywała też moja) i poezją, oraz mądrego poradnictwa życiowego a także wiedzy o świecie, nauce itd.

    Ostatnio częściej popadam w przygnębienie, że ludzie są nie reformowalni i zawsze znajdą się tacy, którym zło pasuje, bo mają w tym interesik. Dlatego przed wyborami niektórzy nie przebierają w środkach. Tylko po co zniechęcać  młodych? Niech wejdą w swą młodość z  górnymi ideami, kiedy się bardzo chce ten świat zrobić lepszym. Może się uda.  

  Lato sprzyja optymizmowi. Uśmiechajmy się więc. Będzie dobrze.

Krystyna Habrat

05.07.2020r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko