Krzysztof Kwasiżur – Wirus

0
714

Zarządzanie strachem – strategia socjotechniczna i propagandowa polegająca na instrumentalnym wykorzystaniu emocji strachu, w celu kontrolowania i manipulowania grupami lub całymi społeczeństwami. Opiera się na konstruowaniu, nakierowywaniu oraz skutecznym podsycaniu lęków społecznych lub paniki moralnej, w konsekwencji czego, osoba lub osoby zarządzające strachem mogą postawić się w roli obrońcy.[1]

            Dużo czasu musiało upłynąć, zanim znów mogłem zabrać głos, który ugrzązł mi gardle po ogłoszeniu przez WHO pandemii koronawirusa. Jeszcze więcej – bym zebrał rozedrgane myśli na powrót w jedną całość i zmusił do logicznego (i samodzielnego) myślenia.

To bardzo trudne, gdy wokół słychać wieści niczym z frontu wojny światowej – nawet nie obejrzeliśmy się, jak w Polsce została przekroczona liczba tysiąc ofiar.

No właśnie front Wojny Światowej…

Tyle razy nam ją przepowiadano w ciągu ostatnich pięciu lat, że na słowa wszelkich wizjonerów przepowiadających zagładę ludzkości (czy to w wybuchach atomowych, czy w wyniku zderzenia z asteroidą) zobojętnieliśmy.

Wojny (najchętniej ogólnoświatowe), lub takież kryzysy wróżą ekonomiści często i chętnie, bo nic tak nie napędza koniunktury jak wojna, a człowiek (zapewne instynktownie) ma zwyczaj rozpętać jakąś, by móc później długo i pieczołowicie odbudowywać to, co wcześniej napsuł.

Ale oto na horyzoncie pojawił się nowy wróg i tym razem cały bez wyjątku świat rusza do walki!

Żonglowanie strachem

            W latach 50. XX wieku w Polsce istniała plaga stonki ziemniaczanej i szybko ówczesny, komunistyczny rząd dorobił ideologię, że oto „imperialistyczny, zachodni wróg (czyli Stany Zjednoczone) stonkę zrzuca z samolotów, by naszą gospodarkę niszczyć”. Stonkę zbierano, niszczono, tępiono w przeświadczeniu, że tępi się w ten sposób przejawy wrogiego ustroju.

Tymczasem „Imparialistyczny Zachód” tak samo zmagał się ze stonką, a mechanizm (którego stonka była maleńkim fragmentem) był genialny w prostocie – znaleźć wroga zastępczego, którego społeczeństwo będzie się bać, a Państwo będzie przed nim bronić.

To nic, że Wschód miał takie same, imperialistyczne aspiracje. Ważne, że ukuto pejoratywny epitet, który się przyjął (oczywiście nie sam, pomogła reklama plakatowa) i wrogiem zaczęło być państwo za oceanem, a nie najeźdźca ze wschodu.

Podobne przykłady można mnożyć przesuwając się w czasie od polowań na czarownice, poprzez Rzezie na Wołyniu i Podolu, po Al’Kaidę.

Proszę zauważyć, że zawsze istnieje jakaś grupa społeczna, która jest wolna od tej ogólnej paniki i na tym ogólnym przerażeniu zyskuje (a to umocnienie władzy, a to wzrost podatków na obronność, kontrola gospodarki, itp.)

Dziś stanęliśmy – jako ludzkość – pod nową ścianą strachu, która ewidentnie nas zatrzymała. Tym strachem, jak zawsze ktoś próbuje manipulować, ktoś inny na nim chce zarobić, a prawda jest taka, że jedni i drudzy – w myśl słów rzymskiego filozofa Seneki Młodszego „Ten kto cię boi jest niewolnikiem” – nas niewolą.

Nie sugeruję tu, bynajmniej, że koronawirus jest tylko mistyfikacją (jak twierdzą zwolennicy teorii spiskowych) i w ogóle nie istnieje. Twierdzę, że politykom, handlowcom i innym specjalistom przybyło jeszcze jedno potężne narzędzie i my, jako społeczeństwo musimy mieć tego świadomość.

Zamiast wojen

            Według interaktywnego licznika worldmeters populacja Ziemi liczy 7,76 mld ludzi, a w 2050 r. osiągnie 9,7 mld. Ta liczba nie rośnie w postępie geometrycznym tylko dlatego, że istnieją klęski żywiołowe, granica płodności upraw rolnych (która i tak została przesunięta przez wynalezienie nawozów sztucznych) i wojny. Te ostatnie najbardziej przyczyniają się do zahamowania wzrostu populacji. Jak w Średniowieczu zarazy regulowały przyrost naturalny, tak w wiekach późniejszych robiły to wojny (nie tylko światowe), które XX wiek wyniósł na poziom masowy (ludzkość potrzebowała bardziej spektakularnego rozwiązania, bo już w 1939 było nas około 2,3 mld (z czego w Europie 21,35%). Oznacza to, że już wtedy Europa była dość zatłoczona i pełna napięć.

Zapewne będą tacy, którym moje słowa wydają się cyniczne, a proponowane wnioski mało humanitarne, ale zapewniam, że to nie ja jestem pozbawiony uczuć wyższych, tylko ludzkość – w ocenie socjologicznej – nie kieruje się względami moralnymi, czy humanitarnymi, kieruje się ekonomiczną oceną zysków i strat.

Oczywiście te gromadne wybory nie są świadome, są tak samo nieuświadomione, jak fakt że (ponoć) w czasach pokoju rodzi się więcej dziewczynek, a w czasach wojny – chłopców. Abstrahując czy to prawda, czy nie – wojny w historii ludzkości zawsze wybuchały. Encyklopedia wyróżnia kilkanaście rodzajów  wojen[2], a na pokój (jako brak konfliktów między państwami lub wewnątrz nich) istnieje tylko jedno pojęcie w każdym języku. To pośredni dowód na to, że stan wojny jest dla rasy ludzkiej jednym z ważniejszych sposobów rozwiązania problemów międzynarodowych, międzypaństwowych, czy międzyrasowych. Dotyczy to również problemu przeludnienia.

Zatem przetrzebienie rasy ludzkiej przez światową pandemię odsunie widmo większej wojny w czasie, bo sama działa jak wojna (podnoszą się już głosy czarnowidzów, że pandemię należy traktować jak Trzecią Wojnę Światową). Gwoli samouspokojenia każdy z was może sam prześledzić historię ludzkości; zauważycie pewną prawidłowość iż ludzie wycieńczeni pomorami, zarazami, przez jakiś czas nie wdają się w wojny.

Nawet dziś Stany Zjednoczone, które chcą pełnić rolę “policji światowej” – skupione na opanowaniu epidemii COVID-19 na terytorium własnego kraju – nie wymachują szablą.

Można by się doszukać w tej sytuacji plusów, bo w momencie, gdy ludzkość (może pierwszy raz) ma tylko jednego, wspólnego wroga, nawet Al’Kaida jakby w swojej typowej działalności zamarła. Mogło by się wydawać, że świat wreszcie znalazł wspólny mianownik, gdyby nie jedno “ale”.

Wirus

            Od wynalezienia maszyny parowej, która pozwoliła rozpędzić się kapitalizmowi, człowiek na Ziemi tylko bierze i bierze, nie ograniczając się w tym, ani nie zatrzymując.

Jeden od drugiego, od przyrody, nawet spod ziemi wyrywamy jak najwięcej, uważając, że to nasze i nam się należy. Nie leczymy ran, które zadajemy przyrodzie, czy sobie nawzajem. A zadajemy rany coraz głębsze, bo i umiejętności mamy większe i apetyty coraz bardziej rozbuchane.

Udaje nam się nawet – w swej pazerności – zużywać powietrze, wierząc, że jest nam po prostu dane.

Wiecie, jaki organizm w ziemskiej przyrodzie tak postępuje? Jaki organizm korzysta z sił witalnych żywiciela, nie bacząc jakie szkody wyrządza swojemu żywicielowi? Jaki organizm ma podobnie potężną zdolność adaptacyjną? Eksploatuje powietrze, wody (nawet głębinę), zwierzęta, roślinność, a przy tym bez żywicieli nie jest w stanie funkcjonować, bo sam z siebie nie wytwarza energii życiowej?

To wirus! Tak, w skali globalnej jesteśmy wirusem, chorobą która coraz mocniej toczy Ziemię, pomimo kosztów jakie ponosi Ziemia – nasz Żywiciel i Gospodarz.

Zmiany jakie wprowadzamy swoją samolubną lub nieprzemyślaną ingerencją we własny ekosystem powodują nieprzewidziane dla nas rezultaty. Rezultaty, które – jeśli są nam niewygodne – powodują kolejne interwencje w coraz bardziej zachwianą równowagę.

Takie ingerencje (umyślne lub nie) wywołują nowe klęski, choroby i zmiany klimatu. Ptasia, świńska grypa, HIV, SARS CoV-2, COVID-19… Nowo odkryte choroby można mnożyć, ale czy tu aby na pewno chodzi o ich odkrywanie?

Czy łudzicie się, że to tylko postęp medycyny i coraz mocniejsze mikroskopy powodują, iż możemy NAZWAĆ to co kiedyś było nienazwane?

A może nie ma przypadku w tym, że dwie ostatnie wymienione choroby biorą swój początek (jak uważają specjaliści) na bazarach w centralnych Chinach – miejscach, które słyną z braku higieny i braku porządku?

Miejsca, które mogłyby być wizytówkami współczesnego świata – pogrążonego w dewastacji i zanieczyszczeniach – generują na resztę globu nowe choroby. Jakiż to czytelny sygnał dla ludzkości!

Polski pisarz science fiction – Wiktor Żwikiewicz w 2. połowie XX wieku w “Delirium w Tharsys” opisuje wielkie miasta-enklawy toczone przedziwnymi chorobami, a przyczynami tych chorób okazuje się samo zamknięcie miast.

Naszym zamknięciem – coraz ciaśniejszym – jest nasza planeta, na której żyjemy, bo z każdym dniem nas przybywa (nieprzypadkowo wirus SARS i koronawirus mają swój początek w kraju o największym zaludnieniu). Od tego nie uciekniemy, a z Ziemi nie jesteśmy w stanie się wyprowadzić.

Ale – proszę – nie dziwcie się, że wśród tylu zniszczonych przez człowieka gatunków, wśród wymordowanych bezpowrotnie dla skór, tranu, kłów – wciąż powstają nowe, choćby to miały być tylko wirusy!

To oczywiście sarkazm, ale czy to nie Człowiek utarł powiedzenie: “Natura nie znosi próżni”? Dziś ta natura próżnię wypełnia i broni się przed…

No właśnie – co (lub kto) tu jest wirusem, kto (lub co) organizmem toczonym chorobą, a kto (lub co)  jest szczepionką?


[1] W. Klicki, Strach przed strachem, Pokój adwokacki, stan na dzień 2017-09-27

[2] Encyklopedia PWN pod hasłem “wojna” wyszczególnia (nie licząc wojen tylko z nazwy, na przykład „wojna mózgów”): wojna partyzancka (podjazdowa), wojna pozycyjna, wojna totalna, wojna obronna, wojna zastępcza (przykład: “zimna wojna”), wojna hegemoniczna, wojna globalna, wojna lokalna, wojna sukcesyjna, wojna prewencyjna, wojna uprzedzająca, wojna religijna, wojna kolonialna, wojna celna, w. psychologiczna, w. informatyczna, w. biologiczna, w. błyskawiczna, w. hybrydowa.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko