Janusz Termer – O Henryku Gale (1938-2020) – pożegnania słów kilka

0
764

    Truizmem byłoby powiedzenie, że dobitnie formułowane i liczne manifestacje katastroficzne w dwudziestowiecznej literaturze światowej, w tym i poezji polskiej (już od lat 30., na przykład w twórczości Czesława Miłosza czy Józefa Czechowicza, widoczne potem choćby w wierszach Tadeusza Różewicza (Nic w płaszczu Prospera), Zbigniewa Herberta (Elegia na odejście) czy w prozie Tadeusza Konwickiego (Nic albo nic), nie mają swych głębokich korzeni i źródeł – w rzeczywistości spełnionej apokalipsy – oraz w rodzących się nowych autentycznych zagrożeniach. Przykładów bez liku dostarczyć tutaj może cała historia tego – bodaj czy nie najbardziej okrutnego w całych dziejach ludzkości  – XX stulecia.

    Trudno jednak byłoby powiedzieć, że w twórczości młodszych generacji, ukształtowanych już po II wojnie światowej, ta katastroficzna tendencja i nuta, jest czymś zdecydowanie dominującym. Przedstawiciele młodszych pokoleń także nie widzą teraźniejszości – ani przyszłości – świata i losu człowieka w różowych barwach. Aczkolwiek odnaleźćmożna pośród nich wielu  tzw. “trudnych optymistów“ (może nawet jest ich więcej niż mogłoby się to wydawać odbiorcom dzisiejszej poezji i prozy). Pisarzy, którzy nie końca jeszcze stracili nadzieję na inny – niż tylko katastroficzny – scenariusz w tym pełnym realnych wielkich zagrożeń, stechnicyzowanym i przeludnionym oraz nadmiernie zideologizowanym i upolitycznionym świecie, w jakim żyjemy…

    Należał do nich bez wątpienia poeta Henryk Gała, który nie waha się, co widać w samym już tytule jednego z ostatnich wierszy, powiedzieć wprost –  Jeszcze nie nic (w tomie Dopóki teraz) Odbieram to jako wyraźną deklarację postawy twórczej i światopoglądowej, a właściwie jako potwierdzenie wcześniejszych deklaracji i przekonań zawartych już w jego tomach poprzednich. W których – mimo nieuchronnej ewolucji perspektywy oglądu świata, form i środków wyrazowych – przebijała się do głosu ta horacjańska z ducha humanistyczna nuta (non omnis moriar);  nadzieja i wiara w siłę sprawczą poetyckiego słowa, w potrzebę i konieczność walki z nieuchronnością nieustającej zmiany i przemiany – metamorfozy – wszystkiego, co biologiczne, jak i tego, co właściwe tylko ludzkiej naturze. Tego, co duchowe i mentalne, jak i tego, co czysto egzystencjalne: walki z nieustającym “przemijaniem postaci świata“ (wedle Hanny Malewskiej).

        Poetycka droga Henryka Gały (ur. 23 V 1938 w Zalesiu w Poznańskiem, zmarł 17 lutego 2020 w Drozdowie) jest dość złożona, niekiedy meandrycznie skomplikowana i trudna do ujęcia w jednoznaczne formuły. Tak jak zawsze, gdy mamy do czynienia z autorem nieustannie poszukującym, eksperymentującym, niepokornym i przekornym, nie poprzestającym na eksploatowaniu zasad i form raz sformułowanej wyznawanej poetyki – postawy wobec świata, ale ciągle wnoszącym do tego, co robi coraz to nowe pomysły i korekty. Pokazał to już właściwie tom debiutancki Henryka Gały, choć widać to dopiero wyraziście dzisiaj, Żywot Rudego (1962), który był wtedy wyrazem niemal manifestacyjnego odchodzenia od obowiązujących do połowy lat 50., czyli socrealistycznych  oraz jednocześnie – co znamienne dla niego – od tych nowych, już z  lat 60.  wzorców poezjowania. Szczególnie tak zwanej poezji lingwistycznej, tej przede wszystkim spod znaku jednego z guru ówczesnej poezji – Tymoteusza Karpowicza, choć początkowo tak wiele mu zawdzięczał  – jak i liczni jego pokoleniowi rówieśnicy. W tomikach następnych Henryka Gały dochodziła do głosu coraz mocniej perspektywa szersza, niż tylko formalnie eksperymentatorska. Bo poszerzana o wymiar historyczny (tom Rozkuwanie ziemi, 1965 i Klęska zielonego rowu, 1969). Postawa podszyta jednakże swoistym dystansem i tonacją ironiczną oraz wszechobecnym już wtedy w jego wierszach, i znaczącym wiele, autobiografizmem. Rozumianym  jednak nie narcystycznie, a w duchu starej tradycji poznawczego psychologizmu: własne życie najlepszym narzędziem dotarcia do spraw ogólniejszej natury, jako że niczego lepiej nie znamy jak siebie samego. W zbiorze Klęska zielonego rowu jest taki charakterystyczny przykład realizacji tej postawy: zdystansowana i mocno ironiczna próba opisu swych doświadczeń biograficznych i zarazem wyrywania się spod wpływów i dyktatu własnego życiorysu: próba szyderczego opisu ceny cywilizacyjnego i społecznego awansu młodego człowieka, który przez lata całe wyrywał się z przyziemnego i przaśnego zaścianka w świat (niczym słynny znawca Mickiewiczowej Muzy profesor Stanisław Pigoń w swych wspomnieniach Z Komborni w świat).

   Oto w cyklu zatytułowanym Fragment domu, Henryk Gała wyznaje wprost:

Coraz dalej moje zwierzęta
słodkie łby koni
Odór psiarni
zwietrzał w zapach fiołka
Ptaki spłowiały
Owadom i chrząszczom
wiatr wyrywa błony skrzydeł.

   Wraz z następną zmianą życiowej sytuacji oraz otoczenia i literackiego środowiska (opuszczenie kulturotwórczego Wrocławia i wyjazd do Łomży, osiedlenie się w pobliskim Drozdowie, które było jak wiadomo siedzibą sławnego rodu Lutosławskich), zmieniała się też powoli w poezji Henryka Gały perspektywa oglądu rzeczywistości i własnego w niej miejsca. Autor ten dojrzewając życiowo i poetycko, staje się coraz bardziej i w głównej mierze – nie rezygnując przy tym z tonacji autobiograficznej (nadal traktowanej jako swoiste exemplum spraw ogólniejszej natury) – poszukiwaczem i eksploratorem problematyki stricte egzystencjalnej i poetycko-filozoficznej, zwłaszcza spraw rodzących się na styku niepowtarzalnego i konkretnego życia własnego, zderzanego z życiem i sytuacjami społecznymi, ponadindywidualnymi, określonego czasu i miejsca, na przykład tom Księstwo narwiańskie, 1983jako swoista próba budowania prywatnej mitologii na użytek ogólny, co częste w literaturze współczesnej.

   I to tej właśnie nowej rzeczywistości – prywatnej ale i politycznej – zaczął Henryk Gała zadawać – całkiem proste, bo elementarne i wręcz pozornie “naiwne” pytania. Wiadomo jednak powszechnie (i nie od dzisiaj), że najtrudniej o odpowiedzi na owe “pytania najprostsze“. Encyklopedia ludzkiej niewiedzy jest jak wiadomo obszerniejsza nadal jeszcze od encyklopedii ludzkiej wiedzy! Wiadomo także doskonale, że owe pytania, dotyczące elementarnych i fundamentalnych zarazem problemów naszego ludzkiego życia i bycia w świecie (natury tegoż świata, roli i miejsca przyrody w zespole pytań i spraw “istotnych”, jak mawiał Witkacy, problematyki psychologiczno-egzystencjalnej, celu i sensu naszych działań), stawiają najczęściej wielcy myśliciele, młódź nieletnia i… poeci!  Kiedyś już Kartezjusz powiedział, że myśli głębokie spotykamy raczej u poetów, a nie filozofów – jak pisała Barbara Skarga.

    Ileż to już razy w ciągu ludzkich dziejów najwybitniejsi z filozofów musieli na koniec swych dociekań przyznać rację owemu „staremu” Grekowi z Aten – Sokratesowi, który skwitował całą swą mądrość tym słynnym swym aforyzmem – gorzkim, nadal przecież aktualnym: scio me nihil scire wiem, że nic nie wiem. Ileż to razy słyszeliśmy w ustach dziecka zaskakujące pytania: dlaczego, skąd, dokąd, po co, jak? Ileż to razy czytaliśmy u wybitnych poetów wszystkich epok (w Polsce choćby u Staffa, Iwaszkiewicza, Różewicza czy Szymborskiej) równie zaskakujące wyznania o wiedzy-niewiedzy wynikającej z całego życiowego doświadczenia oraz daremności ludzkich wysiłków i poszukiwań (patrz np. wiersz Jarosława Iwaszkiewicza Stary poeta). Czy znaczy to, że pytań takich stawiać dziś (nie tylko w poezji) nie warto? Że są one anachroniczne i pozbawione znaczenia oraz poznawczej czy artystycznej wartości?

     Ależ skąd – są to najistotniejsze pytania – odpowiadać zdaje się Henryk Gała swymi nowszymi szczególnie wierszami. Najważniejsze, jakie tylko człowiek może zadać sobie, wszystkim innym i całemu światu! Bez nich to bowiem zapanowałby bezruch i zastój: nie tylko w filozoficznym myśleniu, życiu społecznym, w rozwoju i dojrzewaniu osobniczym, a także i (a może przede wszystkim) w twórczości artystycznej i jej koronie – poezji! Tak, bo rzeczywiście, kto nie zadaje sobie pytań najprostszych ten nie godzien jest miana filozofa  – można rzec parafrazując język Pisma – choćby i wydał furę ksiąg uczonych, ten nigdy nie był szczęśliwym dzieckiem i ten nigdy nie będzie prawdziwym poetą (choćby napisał i tysiąc wierszy)!

      Warto jednak zauważyć, że owa skłonność do zadawania pytań najprostszych i przez to zawsze najbardziej “kłopotliwych” nie opuszcza Henryka Gały od paru dziesiątków lat, czyli od czasu gdy ukazał się jego debiutancki zbiór wierszy Żywot Rudego (1962), Studiował wtedy we Wrocławiu chemię i filozofię (toż to nie przypadek), brał intensywny udział w studenckim życiu artystycznym tego miasta (ach, co to były za szalone lata: prześmiewcze studenckie kabarety, słynna w całym świecie pantomima Henryka Tomaszewskiego, nie mniej głośny Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, międzynarodowe festiwale teatralne Bogusława Litwińca…). Henryk Gała opublikował potem zbiory następne, między innymi: Rozkuwanie ziemi (1965), Glosy do cienia (1965), Klęska zielonego rowu (1969), Biały blues (1972), Próba ognia (1974), Księstwo narwiańskie (1983) oraz w latach 90. i późniejszych już w nowym stuleciu i tysiącleciu, wybory i nowe zbiory: Akademia poetów, Lustro doliny, 1998, Pomarańczowy zeszyt. Wiersze młodzieńcze. Wrocław 1956-1958, Drugie pióro pelikana, Dopóki teraz (2000), Poezje wybrane, 2008. Wcześniej zaś dał się też poznać we wrocławskim środowisku studenckim jako animator życia kulturalnego, zwłaszcza teatralnego (Scena Debiutów Teatru Studenckiego “Kalambur”, gdzie wystawił własną jednoaktówkę Nadmiar, Teatr CzłoWiek XX, Teatr Otwartej Sceny w Pałacyku wrocławskim)

     Wydaje się, że już w samym wyborze kierunku studiów przyszłego poety (chemia i filozofia), choć to pozornie wygląda na paradoks, odzwierciedlił się pewien rys osobowości twórczej Henryka Gały, choć być może on sam nie zdawał sobie z tego sprawy do końca. Oto chemia i filozofia to przecież nic innego jak domena pytań najprostszych. Dotyczących świata natury, ale i świata ducha! Lecz, jak zgodnie powiadają starzy klasycy dociekliwej myśli ludzkiej: joński filozof przyrody Heraklit (wszystko płynie) i wielki chiński mędrzec Konfucjusz (Wszystko jest w ruchu jak płynący strumień, co nie zatrzymuje się ani w nocy, ani w dzień), nie ma nic niezmiennego na tym świecie, tak i poezja polska ostatnich lat kilkudziesięciu, w tym i rzecz jasna poezja Gały, podlegała w ciągu tych lat daleko idącej ewolucji, mimo iż nadal towarzyszą jej owe proste “naiwne” zdziwienia i proste pytania! Ewolucji podlega tu przede wszystkim tonacja w próbach odpowiedzi na te wyzwania, jakie przed autorem stawia “skrzecząca” rzeczywistość i własna wewnętrzna, rosnąca z latami wiedza i psychologiczna dojrzałość wieku męskiego (wiek męski, wbrew wielkiemu romantycznemu wieszczowi, nie musi być wcale wiekiem klęski, co udowadniają wybitni polscy starzy poeci, z Miłoszem i Różewiczem na czele).

    Oto autor tomu Dopóki teraz nie jest już tak, jak niegdyś mu się zdarzało w odruchach młodzieńczej niecierpliwości, stanowczy i mentorski nawet w swych poetyckich (i wszelkich innych) sądach, próbujący świat i człowieka nie tyle opisywać przy pomocy podchwytliwych “sokratejskich” pytań, co go zmieniać. Posłuchajmy choćby fragmentu wiersza Ludzie, napisanego lat temu czterdzieści:

Trzeba was wziąć
 na nieopatrzne otwarcie rąk
 i głowy gładzić
 uderzeniami kamienia
 Paluchy macie grube
 czułości je nauczę.

  Teraz, po latach – i na kanwie milenijnego oraz postmodernistycznego przełomu oraz wielu przeżyć i doświadczeń narodowo pospólnych – autor nie jest już tak stanowczy, ostry i radykalny (jak owo uderzenie Juliusza Słowackiego w czerep rubaszny), w tych niegdysiejszych zapędach dydaktycznych czy społecznych. Widać tę zmianę jak na dłoni niedwuznacznie, choćby na przykładzie jednego z utworów najbardziej charakterystycznych dla lat ostatnich twórczości Henryka Gały, w wierszu zatytułowanym Obeszło/Odeszło, a pochodzącym ze zbiorku Dopóki teraz:

       W niebo coraz cieńsze patrzę.
       Nie dowierzam już oczom nawet
       ale i palcom
       czytającym w wietrze obietnice.
       Zostaję, aby jeszcze raz próbować pytań o rzeczy
       najprostsze, na przykład dlaczego liść wycięty w
       zmierzchu śródmiejskiego parku jest tym samym
       słowem na języku wszystkich kochających (aż do
       nienawiści nawet) a całkiem innym, niemym lub
       niezrozumiałym – widziany po raz drugi.

    Inną znamienną cechą zbioru Dopóki teraz – i wielu innych wierszy z tego okresu, zwłaszcza z “końca wieku” i milenijnego przełomu – jest pojawiająca się zresztą już wcześniej, choć nie z taką intensywnością i otwartością, tendencja do refleksyjnego, skrótowego, skondensowanego do aforystycznych wymiarów ujęcia (Odado – teatr wiersza, Teatr im. Przemienienia Kalendarza). Tendencja do ujmowania owych elementarnych pytań i paradoksów egzystencjalnych, zadziwień i wątpliwości, przeciwstawianych najczęściej chełpliwym i agresywnym prawdom świata masowych mediów czy wręcz kulturowemu nieuctwu (humbugowi, pozoranctwu) niesionemu same atrybuty współczesnej kultury (i to nie tylko tej tak zwanej masowej). Oto krótki i znamienny tekst pt. Że:

Ze czytasz nie zaświadcza
 Że wiesz, nie zapewnia prawdy
 Że wierzysz nie zapewnia
 Że wiersz, nie jesteś bliżej ale
 Że coś w tym jest
 wiemy, choć nie bardzo w czym.

   Pisał kiedyś Tadeusz Komendant, na marginesie zbioru Odado, że „chwila odado pozwala na niesłychanie płodne poetycko uświadomienia, jak to, że to, a jest to wspaniała definicja – że człowiek to podmiot jednorazowego użytku”.

   Ważnym wierszem ostatniego okresu twórczości Henryka Gały jest także krótki poemacik – Teatr nieśmiertelności, gdzie owa delikatna nuta mądrego i racjonalnego sceptycyzmu, a zarazem “trudnego optymizmu”, jest może najwyraźniej i najdobitniej sformułowana w obrazach, nienazwanych zresztą wprost, w aluzyjnych tylko przywołaniach owych pielgrzymów, turystów zbawienia, zbierających się tłumnie na słynnym rzymskim placu kolistym… przed:

Promenadą wieczności?,
przed obliczem gospodarza,
który: ciągle próbuje wszelkich języków,
bo trafi się słowo może,
które kiedyś,
jeszcze nie całkiem stąd daleko
było: Będzie, co Bóg da.
Dzisiaj wszystko już dane i wydane,
więc pozostał gest.
I kostium.

     Bliski tej tonacji i również w poetyce wielkiego znaczącego skrótu utrzymany, choć dotyczący spraw odmiennych, jest między innymi wiersz Tamten z tego samego zbioru,nawiązujący również wprost do autobiograficznego własnego doświadczenia życiowego autora, jak wiele innych, jak się już rzekło, jego wierszy. Mowa w nim o pewnym młodym poecie, który twierdził, że wystarczy jeden wiersz na całe życie, a dziś wie, że życia starczyło na jeden wers.

      Gorzka to i smętna wiedza, choć jakże przy tym daleka od tonacji jawnie jednoznacznie bezapelacyjnie pesymistycznej, katastroficznej. Ale to dzięki dążeniu do równowagi pomiędzy skrajnościami oraz unikaniu łatwych pokus i jedynie słusznych rozstrzygnięć, Henryk Gała pisze ten swój jeden wers, paradoksalnie wypełniający te wszystkie wydane przez niego w ciągu minionych ponad już pięciu dziesięcioleci zbiory wierszy. To nic, że ten jeden wersliczy sobie stron tak wiele, bo tak naprawdę to on tylko, ten jeden wers: różny od wersów wszystkich innych dawnych i rówieśnych poetów; własny i niepowtarzalny wers, pozostawia swój wyrazisty ślad, jak powiadał inny wybitny poeta – widomy znak owego niepróżnującego próżnowania”,  wypełniający i znaczący żywą treścią całe twórcze życie poety biogram bezużytecznego, jak to autor tomu wiersza Dopóki teraz – sam z głęboko przewrotną oraz gorzką auto-przekorą powiadać czasami lubi o sobie samym…

                                                                                                                  J.T.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko