Artur Curyło – Zarys historyczno-socjologiczny emigracji Polaków do Stanów Zjednoczonych oraz ich położenia w społeczności amerykańskiej

0
1114

      Spojrzenie na przeszłość Polaków w Stanach Zjednoczonych pozwala lepiej zrozumieć współczesne funkcjonowanie Polonii, gdyż jest przydatne do pełnego zrozumienia nastawień i ocen społeczności amerykańskiej w stosunku do naszych rodaków za oceanem. Na tę percepcję wpływają mocno bieżące postawy i dokonania emigrantów, nie bez znaczenia są też informacje o Polsce przekazywane w mediach. Poza tym jednak również pamięć o przeszłości – stare stereotypy z niej się wyłaniające (te obiegowe – wyrażane na przykład w dowcipach, i te silniej utrwalone kulturowo – widoczne  w literaturze i w filmie), mają swój udział w kształtowaniu teraźniejszych możliwości jednostek i grup społecznych. Badania prowadzone przez psychologów amerykańskich od początku minionego stulecia wykazały, że subiektywne nastawienia psychiczne konkretnych osób i grup społecznych do siebie a także subiektywne wyobrażenia o  cudzych i własnych możliwościach rozwojowych, mają ogromne znaczenie dla zawiązywania współpracy  między ludźmi oraz ich dokonań.[1] Nastawienia do innych mają moc samospełniającej się przepowiedni, wpływają u osób im poddanych na samoocenę własną i podświadome scenariusze życia : „To, czego spodziewamy się po jakimś człowieku, decyduje niekiedy o jego drodze rozwojowej”.[2]  Dla emigrantów ma to znaczenie choćby w staraniach o atrakcyjną pracę, w których trzeba wygrać z konkurencją. Spostrzeżenia psychologów potwierdzają historycy, między innymi w odniesieniu do naszej grupy etnicznej w USA, zauważając wpływ przeszłości na jej powojenne, słabe wpływy polityczne : „Polonia płaci jeszcze obecnie cenę za zjawiska i procesy, jakie miały miejsce w przeszłości. Emigracja z ziem polskich była emigracją za chlebem. Do Stanów Zjednoczonych przybywali w ogromnej większości ludzie niewykształceni, bez znajomości języka angielskiego, pozbawieni państwowości i doświadczenia udziału w życiu politycznym.(…) Niski status polskiej grupy etnicznej nie ułatwiał ani ubiegania się o urzędy polityczne, ani nie sprzyjał uzależnianiu polityków od polskiej grupy etnicznej. (…) w Kongresie w roku 1980 nie istniało coś, co można by określić jako polskie lobby.” [3]  Jeszcze obecnie Polacy w USA muszą liczyć się, na szczęście coraz rzadziej, z niechętnymi nastawieniami ze strony innych grup etnicznych. Pisze o tym w związku z charakterystyką Polonii nowojorskiej z lat dziewięćdziesiątych Z. Domalewska – Krzywy, pedagog i socjolog  : „Prawnie dyskryminacja jest zwalczana, ale ukryta zatruwa życie wielu ludziom.” [4]

      Opracowany za historykami i socjologami obraz społecznego położenia Polaków w USA w różnych okresach czasu, ma stworzyć tło, na którym wyraźniej pokażą się bohaterowie polskiej literatury emigranckiej ze swoją odmiennością narodową, często uświadamianą sobie przez nich wyraźnie dopiero w trakcie emigracji.

       Historia Polonii amerykańskiej jest tematem wielu opracowań naukowych.[5] Przyjrzyjmy się jej tu głównie po to, aby ustalić, jakie fakty i okoliczności kształtowały opinie o Polakach w społeczności amerykańskiej w różnych okresach czasu, a na koniec zarysować sytuację współczesną i jej dalsze perspektywy.  Zaznaczmy przy tym, że w szeroko rozumianej Polonii, interesują nas głównie emigranci pierwszego pokolenia (znacznie mniej natomiast potomkowie tych przybyszów, czyli stanowiący większość Polonii Amerykanie polskiego pochodzenia).                      

       Legenda przypisuje odkrycie Ameryki Polakowi – Janowi z Kolna. Niestety, nie ma to nic wspólnego z prawdą. Wyprawa z 1476r. dotarła tylko do Grenlandii a jej uczestnik Skolvus, utożsamiany z Janem z Kolna, był prawdopodobnie Norwegiem. Według udokumentowanych danych historycznych najstarsze ogniska polonijne w Ameryce Północnej (utworzone przez kil kuna stosobowe grupy emigrantów) powstały na wschodnim wybrzeżu pod koniec XVI i na początku  XVII wieku. Pierwsze z nich funkcjonowało okresowo w dzisiejszej Północnej Karolinie, gdzie znalazło oparcie w pozyskiwaniu drzewa dla Anglii. Drugie, bardziej trwałe – w Jamestown w Virginii, utrzymywało się z hutnictwa szkła, wytwarzania smoły, również tartacznego przetwórstwa drewna i rolnictwa. Jako ciekawostkę zauważmy, że popularny amerykański baseball wywodzi się z palanta, w którego grali Polacy w Virginii. Dokumenty historyczne trzynastu angielskich kolonii pokazują, że do końca XVII wieku Polacy pojawili się w różnych miejscach na całym ich obszarze, pojedynczo lub w grupach od kilku do kilkudziesięciu osób. Zapiski dotyczące XVII-wiecznych Polaków w przyszłym USA, są dla nich pochlebne – podkreślają pracowitość, kompetencje zawodowe i współpracę z innymi grupami etnicznymi. Nasi rodacy dali się też zapamiętać jako zadziorni w zabieganiu o przyznanie im pełni praw i przywilejów – gdy próbowano ich odsunąć od udziału w wyborach 1619 roku, strajkiem wywalczyli uznanie równości obywatelskiej z Anglikami. Już w XVII wieku odnotowano też kilka przykładów elitarnej aktywności Polaków w Ameryce. W 1659 roku drugą amerykańską szkołę wyższą (pierwszą było kolegium harwardzkie) założył na Manhattanie Polak – Aleksander Karol Kurcjusz (alias Kurczewski). Wkrótce potem nietuzinkową karierę w obecnym stanie New Jersey zrobił Polak Olbracht Zaborowski, który został właścicielem ogromnych obszarów ziemskich, osiągnął też stanowisko sędziego powiatowego. Zaboroskie – jeden z najstarszych rodów amerykańskich, wywodzi się właśnie od niego.

      Polacy mieli swój udział już w pierwszym okresie zasiedlania i zagospodarowywania przyszłych Stanów Zjednoczonych – wywoływali w tym czasie skojarzenia pozytywne  u narodowości dominujących tam ilościowo.

       W XVIII wieku więcej polskich nazwisk wpisało się w historię USA. Kilku Polaków dorobiło się w Ameryce znacznych fortun poprzez handel z Europą, m.in. z krajem ojczystym (n.p. eksport tytoniu z Virginii do Polski już od XVII wieku). Niezadowolenie z sytuacji w kraju, chęć przeżycia przygody i wzbogacenia się, jeszcze przed zaborami motywowały grupki Polaków o różnym pochodzeniu społecznym do wyjazdów na drugą półkulę. Nierzadko dołączali do nich przestępcy różnego kalibru, uciekający przed prawem. Skorzystajmy tu na chwilę z pióra dwudziestowiecznego reportażysty:   „Ten chronił się przed pościgiem kryminału, ów spalił za sobą mosty życia towarzyskiego, trzeciego wykoleił cudzy podpis na wekslu, czwarty, ograbiwszy kasę pryncypała, zjeżdżał na nowe życie, piąty, uprzykrzywszy sobie własne domowe ognisko, do kawalerskiej zatęsknił wolności, szósty zamknął się przed służbą wojskową, siódmy do awanturnictwa zatęsknił…” [6]    Wielu z nich było żołnierzami z profesji i zamiłowania, więc aktywnie włączali się do zmagań politycznych. W wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych w latach 1773 – 1783 wzięło udział około pięciuset polskich ochotników. W 1777 r. przybył do USA Kazimierz Pułaski z grupą polskich oficerów, a wkrótce po nim specjalista od fortyfikacji ­Tadeusz Kościuszko. Obaj zasłużyli się mocno sprawie niepodległości Stanów Zjednoczonych. K. Pułaski przepłacił swoją odwagę życiem. T. Kościuszko został nagrodzony po wojnie i mógł pozostać na stałe w USA jako zamożny i szanowany obywatel, lecz wybrał powrót do ojczyzny. Współcześnie Stany Zjednoczone oddają im hołd nazwami ulic i pomnikami. Polacy w Ameryce XVIII–wiecznej odnotowani zostali  szerszej niż wcześniej w świadomości społecznej, na długo pozostawiając pamięć o swoim idealizmie politycznym, odwadze i umiejętnościach wojskowych.  A co do licznych awanturników z Polski – nie mniej przybywało ich z innych krajów Europy i byli wtedy pożądani  jako żołnierze w walce o władzę polityczną, a także o wydarcie kolejnych ziem Indianom. 

      Po Powstaniu Listopadowym od 1831 roku w ramach Wielkiej Emigracji kilkanaście tysięcy Polaków wyjechało do Europy Zachodniej, a kilkuset do USA. Ci ostatni znaleźli się w lepszej sytuacji od pozostałych w Europie. Kongres Stanów Zjednoczonych pomógł im bardzo wymiernie, między innymi poprzez nadania ziemi w stanie Illinois i Michigen. Niewątpliwie miało to związek z opinią wypracowaną przez emigrantów polskich w minionych czasach, a zwłaszcza z ich udziałem w walce o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Niektórzy z tych Polaków mają istotny wkład w amerykańską kulturę i oświatę. Przykładowo można wskazać prof. Leopolda Boecka, założyciela pierwszej politechniki w Stanach Zjednoczonych.

       Przyjmuje się, że na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku w USA żyło ponad 30 tysięcy Polaków. W wojnie domowej 1861 – 1865 znów zaznaczyli swój udział polityczny w historii kraju emigrantów (po stronie Unii walczyło ponad 4 tysiące Polaków, po stronie Konfederacji Południa ponad 1 tysiąc).

      Podsumowując emigrację Polaków do USA w czasie od końca XVI do połowy XIX wieku, zwróćmy uwagę na kilka jej cech charakterystycznych. Przyczyny wyjazdów początkowo miały przeważnie charakter osobisty, motywacja związana była często z poszukiwaniem lepszych perspektyw życiowych oraz z ciekawością świata, wyjazdy następowały indywidualnie lub w niewielkich grupach. W drugiej połowie XVIII i pierwszej XIX wieku zaznaczył się również wpływ sytuacji politycznej w ojczyźnie, całość emigracji jednak wciąż daleka była od masowości. We wskazanym okresie czasu, jakość osobowa emigrantów mierzona ówczesnymi wymogami i możliwościami adaptacyjnymi pozwalała im na dobre zadomowienie się. Mimo skromnej ilościowo reprezentacji, Polacy zaznaczali pozytywnie swój udział w wieloetnicznej społeczności  amerykańskiej. Rozpływali się w niej zresztą nie hołubiąc szczególnie własnej odrębności językowej i kulturowej.

     W drugiej połowie XIX wieku emigracja Polaków do USA przybrała charakter masowy (za początek wzmożonych wyjazdów przyjmuje się rok 1854, kiedy duża grupa przybyszy z Górnego Śląska osiedliła się w Teksasie) i dopiero z wybuchem I wojny światowej mocno się zmniejszyła na długo. W tym też okresie dopiero powstaje Polonia amerykańska w znaczeniu swoistego tworu socjologicznego, wyodrębniającego się wyraźnie na tle reszty społeczności amerykańskiej.  Przyczyny masowej emigracji   były złożone – na planie pierwszym ubóstwo, ale także prześladowania polityczne ze strony zaborców albo ucieczka przed służbą wojskową.  Najczęściej etykietuje się ten okres przemieszczania Polaków do Ameryki jako „za chlebem” (określenie to wykorzystali na tytuł utworów literackich dotyczących życia   emigrantów Henryk Sienkiewicz i Władysław Reymont) oraz zauważa ilościową dominację  przybyszów chłopskich. Pomimo iż Rząd Stanów Zjednoczonych już w 1864 r. wydał zarządzenie akceptujące przyjazdy emigrantów z Polski, często popadali z niedoli i niewoli w ojczyźnie w ciężki los na obczyźnie. Poza formalną aprobatą, władze nie kwapiły się do jakiejś wyraźnej pomocy adaptacyjnej i przybywający zdani byli głównie na własne siły.  Gigantyczny rozwój przemysłu w USA  drugiej połowy XIX wieku w zetknięciu z dużymi falami emigrantów bez znajomości języka angielskiego, kształtował koniunkturę na tani, niewolniczo pracujący proletariat. Liczni chłopi z Polski ze swojej strony mieli zresztą do zaoferowania przede wszystkim właśnie siłę fizyczną i wolę ciężkiej pracy. Trudne było życie Polaków–imigrantów, pracujących nierzadko siedem dni w tygodniu po dziesięć godzin na dobę, za płace o połowę niższe niż dla robotników zaadaptowanych, z dobrą znajomością angielskiego. Polacy przeciwstawiali się problemom trzymając razem w polonijnych osadach, z własnymi szkołami i kościołami. Niełatwe życie na obczyźnie traktowali jako sukces w stosunku do beznadziei w kraju, od której uciekli. Wtedy właśnie zaczął rysować się w amerykańskiej świadomości społecznej stereotyp Polaka zacofanego cywilizacyjnie, jeszcze łagodzony opinią o pracowitości emigrantów z niskim pochodzeniem społecznym oraz aktywnością twórczych Polaków wielkiego formatu. Współcześnie wykształceni Polacy na ogół wiedzą o sukcesach artystycznych Heleny Modrzejewskiej z lat 1876 – 96, pamiętają o kilkuletnim pobycie Henryka Sienkiewicza w Ameryce, o błyskotliwej karierze Ignacego Paderewskiego od początku lat dziewięćdziesiątych po pierwszą wojnę światową. Mniej znane są wielkie osiągnięcia inżynierów polskich w budowie dróg i mostów (m.in. syna Modrzejewskiej – Rudolfa} oraz znakomite pozycje polskich profesorów w nauce amerykańskiej ( n.p. fizyk Albert Michelson, laureat nagrody Nobla z 1907 r., był z pochodzenia Polakiem, choć nazwisko nie sprzyja pamięci o tym). Polonia amerykańska  drugiej połowy XIX wieku rozrastała się z każdym kolejnym dziesięcioleciem, przy czym szczyt tego zjawiska przypadł na lata osiemdziesiąte. Po raz pierwszy zaznaczyła się bardzo wyraźnie ilościowo na tle społeczeństwa USA i w związku z tym stać ją było na własną organizację życia społecznego. Dokładne określenie liczebności emigrantów z Polski do USA w latach 1854 – 1914 jest trudnym przedmiotem dociekań dla historyków, praktycznie niewykonalnym w stopniu ścisłym. Statystyka wyjazdów prowadzona w trzech państwach zaborczych nie uwzględniała języka i tożsamości narodowej, lecz przynależność państwową. Również statystyka imigracyjna Stanów Zjednoczonych odnotowywała wielu Polaków jako Rosjan, Austriaków czy Niemców. Najnowsze badania pozwalają przypuszczać, że w omawianym okresie osiedliło się w USA na stałe najmniej 2 miliony 250 tysięcy Polaków (z dużym prawdopodobieństwem, że były to aż 3 miliony) ! [7] Do tego dodaje się jeszcze około 500 tysięcy osób, które po dość długim zwykle okresie pracy zarobkowej powróciły w strony ojczyste czy w ogóle do Europy. Przybysze z Polski osiedlili się przede wszystkim w pasie stanów północnych (Illinois, Wisconsin, Michigen, Ohio, Indiana) oraz  w stanach północno-wschodnich (Nowy Jork, New Jersey, Pensylwania). W tej kolosalnej liczbie ówczesnych emigrantów z Polski, większość cechowała się nikłym wykształceniem lub jego brakiem i słabą znajomością języka angielskiego, co sytuowało ich na niskich pozycjach społecznych i izolowało kulturowo od lepiej wykształconych części społeczeństwa amerykańskiego. Skupiali się w miastach, zajmując w nich dzielnice przypominające nieformalne getta – z językiem polskim, własną kulturą i obyczajowością. Opinia o Polakach w ciągu drugiej połowy XIX wieku w USA wyraźnie zmierzała do stereotypu pracowitych prymitywów.

      Rozrost ilościowy Polonii amerykańskiej w II połowie XIX wieku wywołał potrzebę organizacji scalających różne ośrodki, jak również skuteczniejszego reprezentowania polonijnych interesów przed Rządem Stanów Zjednoczonych. Zaczęły wtedy powstawać liczne organizacje o zasięgu ogólno polonijnym lub stanowym, czy jeszcze bardziej lokalnym. Z reguły popadały w jednostronność ideową i tym samym w konflikty. Spośród kilkudziesięciu największych wiodącą rolę odegrały współzawodniczące o „rząd dusz”, choć czasem również współpracujące : Zjednoczenie Polskie Rzymsko – Katolickie (od 1873) i Związek Narodowy Polski (od1880). ZPRK za sprawę priorytetową uważało rozwiązywanie wewnętrznych problemów Polonii i umacnianie jej odrębności narodowej oraz siły politycznej w Stanach Zjednoczonych, ZNP miejscowe programy socjalne i polityczne silniej łączył z ideą nadrzędną – odzyskania przez Polskę niepodległości. Ważnym osiągnięciem społecznym było tworzenie przez obie organizacje systemu ubezpieczeniowego dla Polaków (nie było jeszcze wtedy świadczeń społecznych uniwersalnie dostępnych dla mieszkańców USA). Przed I wojną światową liczniejszy okazał się ZNP, może dlatego, że był otwarty na wszystkich Polaków i nie wikłał się w uprzedzenia wyznaniowe oraz narodowościowe (np. przyjmował również polskich Żydów).

       XX wiek Polonia zaczynała zorganizowana w licznych polskich parafiach, z polskimi szkołami i instytucjami społecznymi. Miała własną prasę – w 1915 roku dysponowała 68 gazetami i czasopismami w języku ojczystym. Jej proletariackie zasługi dla gospodarki USA, w połączeniu z pamięcią o dokonaniach bardziej elitarnych, zdecydowały o jednoznacznym poparciu prezydenta T.W.Wilsona dla sprawy niepodległości Polski w roku 1918. Polonia ze swej strony czynnie włączyła się w europejskie rozgrywki polityczne I wojny światowej. Od grudnia 1917 r. przybywały do Francji oddziały wojsk ochotniczych z Ameryki, tworząc ponad jedną czwartą dowodzonej przez generała Józefa Hallera stutysięcznej Armii Polskiej we Francji. Miała ona wpływ na kapitulację marszałka Focha 11 listopada 1918 r. z uznaniem warunków pokoju określonych przez słynne 14 punktów Wilsona (m.in. uznanie niepodległości Polski). Również w bitwie nad Wisłą w sierpniu 1920 r. (“cud nad Wisłą”) brało udział kilkanaście tysięcy ochotników z Ameryki. I wojna światowa i formowanie niepodległej Polski ujawniły ogromne więzi duchowe Starej Polonii z ojczyzną. Bezpośredni udział w wojnie Błękitnej Armii Hallera, pomoc materialna na kwotę dwudziestu milionów dolarów (o znacznie większej sile nabywczej niż obecnie), presja działaczy politycznych na Rząd USA i pośrednio państwa koalicyjne – to są fakty z rzędu tak znaczących, że bez nich można spekulować zupełnie inne losy narodu polskiego w okresie międzywojennym.

             W okresie międzywojennym (1918 – 1939) emigracja Polaków do Stanów Zjednoczonych uległa zmniejszeniu – szacuje się ją na około  284 tysiące osób (natomiast reemigracja wyniosła w tym czasie około 123 tysięcy).[8] Odzyskanie niepodległości w 1918 roku osłabiło motywacje wyjazdowe. Równocześnie USA przestało być krajem, do którego mógł przyjechać na stałe prawie każdy, jeśli tylko stać go było na podróż. Kolejne zapory formalne, zmierzające do uzyskania kontroli nad przybyszami, powstawały od końca XIX wieku. Początkowo były łagodne i polegały po prostu na kontroli zdrowotnej oraz odebraniu deklaracji poszanowania ładu społecznego. W 1921 roku uchwalone zostało nowe prawo emigracyjne, wyznaczające coroczne limity przyjęć emigrantów różnych narodowości. Od 1924 roku znaczne ich zmniejszenie dla narodów z Europy środkowo-wschodniej i południowej uczyniło legalną emigrację z tej strefy trudną do przeprowadzenia.

      Polonia w okresie międzywojennym, pozbawiona znaczącego dopływu emigrantów pierwszego pokolenia, oddaliła się duchowo od kraju pochodzenia (zaczęły dominować w niej osoby urodzone za oceanem), skostniała w „gettach” jako  grupa etniczna Polakoamerykanów o niskim prestiżu społecznym. Przyjęta oficjalnie przez władze USA polityka “melting pot”, czyli stapiania odrębności kulturowych świata w jednej społeczności (z preferencjami dla wzorców anglosaskich) nie przyniosła oczekiwanego efektu – w przypadku Polonii doprowadziła do identyfikowania się jej członków z Ameryką silniej niż z krajem pochodzenia, równocześnie  nie wyprowadziła ich z getta ekonomicznego i kulturowego. Pozostawali w nim dziwaczni zarówno dla Amerykanów, jak dla Polaków z kraju, ze swoim dwujęzycznym żargonem i prymitywną mentalnością.  Osłabienie więzi z krajem pochodzenia uległo demaskacji, gdy Polonia zignorowała akcję rekrutacji do polskich Sił Zbrojnych w czasie II wojny światowej (gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że pomagali w „amerykańskim” stylu, tzn. finansowo). W kilka lat później potwierdzeniem odrębności duchowej był brak zrozumienia i współpracy między Polonią wywodzącą się z okresu międzywojennego a Polakami przybywającymi licznie z Europy.  Pozycja polityczna tej starej Polonii była słaba  pomimo formalnego sukcesu, jakim stało się zawiązanie w 1944 roku Kongresu Polonii Amerykańskiej. Przy słabym lobby ekonomicznym okazał się on organem przedstawicielskim wobec władzy marionetkowym, co jasno pokazało stanowisko USA wobec spraw polskich na konferencji w Jałcie i wkrótce potem w Poczdamie.

        Niski prestiż społeczny Polakoamerykanów w USA okresu międzywojennego spotęgował dojrzewanie za oceanem negatywnego stereotypu emigrantów znad Wisły. Urodzeni w USA potomkowie emigrantów chłopskich umocnili amerykańskie przekonanie o niskich możliwościach umysłowych i słabych aspiracjach społecznych Polaków. Stało się tak w dużym stopniu za sprawą hermetyczności polskiej grupy etnicznej. Zasklepiona w „getcie” ze swoistą obyczajowością, zajęta politycznie sprawami niezrozumiałymi dla innych nacji, schowana w swoim języku, nie mogła być dogłębnie zrozumiana i właściwie oceniona przez resztę społeczeństwa. Zauważano jej niski poziom umysłowy i mierne aspiracje  ogólnospołeczne, słaby udział w polityce stanowej i państwowej.   Co więcej, akcent zaczął padać niejednokrotnie na złą jakość moralną  i skłonność do patologii społecznej. Podsumowanie i utrwalenie tego negatywnego stereotypu w świadomości Amerykanów nastąpiło przy udziale dwóch powieści Nelsona Algrena : Never Come Morning (1942) i The Man with the Golden Arm (1949). Sprawa nie zasługiwałaby na zauważenie, gdyby N. Algren należał do pisarzy drugorzędnych – rzadko czytanych i słabo zauważanych przez krytykę. Był jednak i jest nadal twórcą znanym w Ameryce i zaliczanym przez tamtejszych historyków literatury do czołówki literackiej w XX wieku. Za drugą z wymienionych książek otrzymał w 1950 roku National Book Award. Film zrobiony w 1956 roku na podstawie tej powieści, był bardzo głośny i szeroko dyskutowany. Od czasu utworów Algrena postacie Polaków długo uosabiały patologię społeczną w amerykańskiej literaturze i filmie. A przecież Polonia międzywojenna miała swoje dokonania kulturalne i organizacyjne. Już w latach dwudziestych z inicjatywy profesora Stefana Mierzwy powstała Fundacja Kościuszkowska, stawiająca sobie za cel propagowanie kultury polskiej w USA i kultury amerykańskiej w Polsce. Interesującym pomysłem okazała się też idea ujęcia w organizacyjny patronat polskiej nauki i sztuki w USA. Jego inicjatorami byli : ksiądz profesor Andrzej Krzesiński oraz profesor prawa z UJ – Rafał Taubenschlag (przebywający w czasie wojny w NY ). Obaj przedstawili pomysł pisemnie Rządowi w Londynie, uzyskali akceptację i stały przydział finansowy. W ten sposób w 1942 roku powstał Polski Instytut Sztuki i Nauki. Na członków powoływano głównie naukowców polskich rozproszonych po USA. Od 1956 roku Instytut wydaje kwartalnik w języku angielskim p.t. “Polish Reviev” .

       Po II wojnie światowej nie zanikło zjawisko „gett polonijnych”, decydujące o względnym wyizolowaniu i dystansie wobec reszty społeczeństwa. Zjawisko to istnieje po czasy całkowicie współczesne, choć granice polonijno-amerykańskie są obecnie mniej wyraziste jak kiedyś, a ich rozmywanie od lat dziewięćdziesiątych wydaje się przyspieszone.

        II wojna światowa, a zwłaszcza zmiany polityczne następujące w Europie po jej zakończeniu, pobudziły kolejną falę emigracyjną z Polski do USA. W latach 1939 – 1955 osiedliło się w USA na stałe około 250 tysięcy Polaków.[9] W większości nie przyjeżdżali  wprost z ojczyzny, ale rozproszeni przez wojnę po świecie  decydowali, że emigracja do USA będzie najrozsądniejszym pokierowaniem swojego losu. Myślenie tych ludzi determinowała nie tylko obawa przed rozpoczynaniem życia na nowo w kraju zniszczonym wojną , nie tylko lęk przed sowietyzacją , ale również  dość rozpowszechnione mniemanie , że wkrótce  w Europie dojdzie do kolejnego konfliktu zbrojnego na wielką skalę .  Cechował ich brak akceptacji dla powojennych przemian ustrojowych w Polsce, dlatego w opracowaniach naukowych są określani mianem emigrantów politycznych i sami chętnie się tak nazywali.

    Powojenna fala emigracyjna trafiała do Ameryki na swój sposób skostniałej i konserwatywnej, o ugruntowanej strukturze ekonomiczno-społecznej. Stara Polonia nieskora była do pomagania. Nie miała dobrego porozumienia z nowoprzybywającymi, często lepiej wykształconymi i nastawionymi do życia idealistycznie. Ludzie zaczynający start od zera, w nowych warunkach skazani byli przynajmniej początkowo na poniewierkę. Mieli do wyboru adaptowanie się w polonijnym getcie albo wtapianie w społeczność pozapolonijną. Mniej kreatywni  częściej wybierali pierwsze, odważniejsi i lepiej wykształceni drugie. Te dwie podstawowe strategie adaptacyjne pozwalają na wyjaśnienie, dlaczego pejoratywny stereotyp Polaka w społeczności amerykańskiej długo po wojnie nie uległ zmianie na lepsze, pomimo że większość powojennych przybyszów miała wykształcenie średnie maturalne lub nawet studia wyższe.[10] Otóż ci, którzy wybierali ambitną strategię zakorzenienia w dobrych jakościowo sferach społecznych USA, nie byli odbierani jako „inni”, nie podlegali jakimś szczególnym charakterystykom wyodrębniającym. Natomiast ci, którzy wybrali getto polonijne, asymilowali się w jego swoistości, podtrzymującej stary stereotyp w oczach obserwatorów zewnętrznych. Nikłe dopływy nowych emigrantów z lat 1957 – 1979 nie zmieniały tego stanu rzeczy. Wyrazem nieprzychylnego nastawienia do Polaków była głośna powieść Jerzego Kosińskiego „The Painted Bird” (1976). Autor (nota bene wychowany i wykształcony w Polsce, przez co wiarygodny w informacjach o kulturze i mentalności mieszkańców tego kraju) przedstawił w swoim utworze odstraszający zacofaniem cywilizacyjnym i barbarzyństwem obyczajów wizerunek mieszkańców polskiej prowincji z okresu II wojny światowej, oskarżył też Polaków o współdziałanie z Niemcami w prześladowaniu Żydów. W ciągu całego okresu istnienia PRL popularne były w USA obrzydliwe „polish jokes”, czyli złośliwe dowcipy deprecjonujące jakość umysłową Polaków.

       Dopiero od końca lat siedemdziesiątych rozpoczęła się pozytywna ewolucja spostrzeżeń na temat przybyszów z Polski, znajdująca ogólne sprzyjające podłoże w polityce wewnętrznej USA – od lat sześćdziesiątych stopniowo „przestrajanej” z „melting pot” na „plurality”, czyli poszanowanie odmienności kulturowej i równouprawnienie różnych grup etnicznych. Działało też kilka wymiernych i konkretnych faktów podnoszących prestiż Polaków w oczach innych narodowości :

1) informacje medialne sprzyjające szacunkowi i sympatii dla Polaków : wybór Karola Wojtyły na papieża (1978) i wkrótce potem jego udana wizyta w Stanach Zjednoczonych (1980), nagroda Nobla dla Czesława Miłosza (1980), aktywność opozycji antykomunistycznej w kraju przez całe lata osiemdziesiąte aż do obalenia systemu polityczno-ekonomicznego w 1989 roku 

2) intensywny dopływ do USA nowych emigrantów z Polski (około 300 tys. zalegalizowanych z lat 1980-89), przy czym ich jakość umysłowa była dobra i względnie wyrównana (większość z wykształceniem średnim lub wyższym, znaczna część ze znajomością języka angielskiego)       

     Poza okolicznościami korzystnymi dla Polaków, były też takie, które przypominały o słuszności starego stereotypu. Równolegle do emigrantów legalnych, przez Stany Zjednoczone w latach osiemdziesiątych przewinęło się znacznie więcej „turystów”, czyli osób przybywających formalnie dla odwiedzenia rodziny i znajomych, lub dla zwiedzania kraju, w rzeczywistości podejmujących nielegalnie pracę i pozostających w USA przez czas dłuższy, niż określały to przepisy. Część osiedliła się na stałe, gdyż w czasie długich pobytów ulegała zmianie ich sytuacja osobista i plany życiowe. Liczba „turystów” jest właściwie niemożliwa do ustalenia,  wiadomo jednak, że była wyższa, niż równolegle napływających emigrantów legalnych. Osoby te na ogół nie były nastawione na zakorzenianie się w USA (ich pobyty trwały najczęściej od kilku miesięcy do kilku lat), więc stosowały krótkofalową strategię gromadzenia jak największej ilości dolarów na powrót do Polski. Podejmowały prace łatwo dostępne i pozwalające na omijanie płatności podatkowych (kobiety – opieka nad dziećmi i ludźmi niepełnosprawnymi, mężczyźni – prace fizyczne w charakterze robotników niskokwalifikowanych). Choć nierzadko wykonawcami tych prac byli przybysze z wyższym wykształceniem, w percepcji Amerykanów liczył się fakt, że prestiż społeczny sposobu zarabiania przez „turystów” był bardzo niski, jakość życia byle jaka, a nielegalność pobytu i zatrudnienia stawiała ich poza nawiasem praw i przywilejów przysługujących mieszkańcom pełnoprawnym.

       Emigranci z Polski z lat 1956 – 1989 pod względem motywacji wyjazdowych przedstawiają się niejednolicie. Najliczniejszą grupę stanowią w całym zaznaczonym okresie „konsumenci”, czyli osoby obiecujące sobie po życiu w Stanach Zjednoczonych dorobek materialny i komfort egzystencji wyższe niż w ojczyźnie.[11] Choć więc tworzą emigrację ekonomiczną w ogólnym znaczeniu tego pojęcia,  nie wyjeżdżali ze skrajnej biedy „za chlebem”, lecz w poszukiwaniu wysokiego standardu życia.  Często do motywacji materialnej dołączała polityczna, lecz tylko wyjątkowo skrajna – związana z prześladowaniami, o wiele powszechniej polegająca na braku przekonania do możliwości rozwojowych systemu socjalistycznego i jednoczesnym przeświadczeniu (wyidealizowanym i przesadnym) o wolności i łatwości w osiąganiu dobrobytu w Stanach Zjednoczonych.

       W USA powszechne spisy ludności przeprowadza się co dziesięć lat, w samym końcu kolejnej dekady. W spisie z 1970 roku polskie pochodzenie zadeklarowało 2 miliony 371 tysięcy mieszkańców Stanów Zjednoczonych, w 1980 –  8 milionów 228 tysięcy ludzi, w  1990 roku –  9 milionów 336 tysięcy (w tym około 300 tysięcy przybyłych do USA legalnie od 1980 roku).[12]  Wzrost w kolejnych spisach liczby osób o polskim pochodzeniu jest nieuzasadniony ani przyrostem naturalnym, ani liczebnością emigracji w międzyczasie. Stanowi natomiast bardzo wyraźny dowód  na pozytywną ewolucję prestiżu Polaków i Polski w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.  Zauważmy tutaj, że mówiąc o Polakach w USA na podstawie spisów powszechnych obejmujemy zagadnienie bardzo szeroko – proporcjonalnie do deklaracji na papierze. Nie należy wyobrażać sobie, że za wysokimi liczbami stoi sto procent ludzi mówiących poprawnie po polsku i znających Polskę z bezpośredniego doświadczenia. Przy poznawaniu tych ludzi spostrzegalibyśmy skomplikowanie ich tożsamości. Nawet przy obustronnym polskim pochodzeniu wielu z nich nigdy nie było w Europie i wyobrażenie o kraju urodzenia rodziców ma dość ograniczone. W tych dość typowych dla USA, powikłanych tożsamościowo przypadkach o „polskości” decyduje wewnętrzne, subiektywne odczucie. Inaczej mówiąc, ktoś czuje się Polakiem, choć może być odbierany inaczej. Równolegle pewna ilość mieszkańców Stanów Zjednoczonych pochodząca z obojga rodziców polskich-emigrantów i z widocznymi atrybutami polskości (dobry język polski, ukończona w USA szkoła polska), czuje się bardziej Amerykanami i takie pochodzenie zadeklarowała w kwestionariuszu. Również wybory tożsamości etnicznej dokonywane przez dzieci emigrantów z małżeństw mieszanych są u nich subiektywne i względne. Wpływają na nie indywidualne potrzeby psychiczne i bieżące notowania prestiżu w najbliższej opinii społecznej, przekonanie o możliwości robienia lepszej kariery życiowej przy identyfikacji z określoną grupą. Na zadeklarowanie tożsamości etnicznej ma też wpływ wysoki autorytet rodzinny matki lub ojca o pochodzeniu wskazywanym przez potomka. Wszystkie te czynniki wywołują przy kolejnych spisach ludności mylące wrażenie  większego niż rzeczywiste rozrastania się albo kurczenia poszczególnych grup etnicznych w USA. W spisie z 1990 roku potomkowie po jednym rodzicu polskim częściej niż przed dziesięciu laty i jeszcze częściej niż przed dwudziestu, określali swoją narodowość jako polską. Równolegle do wzrostu prestiżu Polaków malała ilość przypadków utajania polskości u emigrantów pierwszego pokolenia (m.in. przez zmianę nazwiska). Zwłaszcza od momentu wyboru Polaka na papieża i w miarę przekazywania w latach osiemdziesiątych przez media informacji o działaniach opozycji antykomunistycznej w Polsce były one coraz rzadsze. U emigrantów z lat dziewięćdziesiątych taki kamuflaż już się nie zdarzał, zmiany nazwisk jeśli następowały, to dyktowane głównie chęcią nadania im formy łatwej do wymówienia przez Amerykanów .

     Wyniki  spisu z 1990 roku odsłaniają też “mapę” Polonii w Stanach Zjednoczonych  – największe jej skupiska są w stanach: Nowy Jork – 1 mln. 181 tys., Illinois – 962 tys., Michigan – 889 tys., Pensyłwania – 883 tys., New Jersey – 626 tys., Kalifornia – 578 tys., Visconsin – 505 tys., Ohio – 442 tys., Floryda – 410 tys., Massachutes – 359 tys., Connecticut – 312 tys., Minnesota – 238 tys., Texas – 237 tys., Maryland – 200 tys., Indiana – 179 tys., Virginia – 117 tys., Arizona – 102 tys. W pozostałych stanach liczba Polaków nie przekracza 100 tys., ale są w każdym (najmniej w Południowej Dakocie – 9 tys.)  Polacy przybyli po 1980 roku najliczniej osiedlali się w stanach: Nowy Jork – 89,874 tys., Illinois – 82,211 tys., New Jersey – 40,280 tys., Kalifornia – 29,671 tys. Pozostała część tej emigracji wybrała różne stany bez wyrazistej proporcjonalności liczbowej do Polaków już tam żyjących.

     Wśród organizacji polonijnych w Stanach Zjednoczonych końca XX wieku wyróżniało się Centrum Polsko-Słowiańskie, założone z inicjatywy ks.Longina Tołczyka w 1972 roku. Ma na celu pomaganie emigrantom na różnych etapach adaptacji w Stanach Zjednoczonych. Służą temu lektoraty języka angielskiego dla nowoprzybywających, zajęcia kulturalne i oświatowe dla przebywających dłużej za oceanem, kursy przygotowujące do egzaminu poprzedzającego uzyskanie obywatelstwa amerykańskiego, pomoc finansowa w postaci zapomóg i korzystnych pożyczek. Centrum prowadzi własny bank (Unia Kredytowa), uzyskuje dotacje od władz miejskich Nowego Jorku (tym cenniejsze, że emigrantom, którzy przybyli do USA na podstawie wylosowanej wizy stałego pobytu, nie przysługuje żadna pomoc socjalna ze strony państwa przez okres 3 – 5 lat).

     Ostatni spis ludności z roku 2000 wykazał spadek polskiej populacji w USA do 9050122 (9 mln 50 tys. 122 osoby) Częściowo jest to skutek reemigracji, ale w większym stopniu efekt obniżenia poziomu emocji wynikających z zainteresowania politycznego Polską w latach osiemdziesiątych.      

     Polonia dysponuje stacjami radiowymi, ma też w swoich największych skupiskach telewizję z językiem rodzimym. W prasie polonijnej największy prestiż do końca minionego stulecia uzyskał nowojorski „Nowy Dziennik” (założony w 1972 roku), tygodnik publicystyczno-informacyjny. Razem z nim ukazuje się dodatek kulturalny „Przegląd Polonijny”, zamieszczający również wypowiedzi krajowe. Popularny jest  też „Dziennik Nowojorski”. Silną pozycję rynkową mają gazety i czasopisma polonijne z Chicago, o długiej tradycji wydawniczej : Gwiazda Polarna, Dziennik Chicagowski (z dodatkiem kulturalnym „Relax”), Dziennik Związkowy.

     Badania socjologiczne prowadzone przez prof. Danutę Mostwin w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pozwalają na bliższą charakterystykę Polaków w USA – zarówno ich usytuowania społecznego , jak nowej tożsamości i zmian w postawie życiowej.  Wynika z nich, że powojenni emigranci w USA z każdą kolejną dekadą lat osłabiali hermetyczność polonijnego getta i śmielej wtapiali się poza jego granice społeczne. Przybysze z lat 1939 – 55 jako przeważnie „polityczni” silniej niż późniejsi zachowali rdzennie polskie cechy kulturowe : poszanowanie dla języka i tradycji obyczajowej kraju rodzinnego, zainteresowanie jego politycznymi losami, rodzinność patriarchalną, religijność, przywiązanie do jednego miejsca pobytu – w którym starali się odtworzyć dom z ojczyzny. W miarę upływu lat zmieniali się przejmując wiele z amerykańskiego pragmatyzmu, stawali się Polakoamerykanami. Niektórzy dostosowali się do warunków życia i pracy w polonijnych gettach, przedłużając ich żywotność i wyizolowanie społeczne. Przeważająca część  rozproszyła się po Stanach Zjednoczonych, organizując wewnętrzne życie rodzinne według ówczesnych wzorców polskich (np. patriarchalizm, język, obyczaje, kuchnia), na zewnątrz – w pracy zawodowej i kontaktach społecznych, upodabniając się do Amerykanów typu anglosaskiego.  Ta „zewnętrzność” wzięła górę w tożsamości ich dzieci, które pod wpływem szkoły i innych społecznych wymogów dobrej asymilacji wyrosły na Amerykanów polskiego pochodzenia. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat po wojnie nie byli oni zainteresowani podkreślaniem swoich korzeni rodzinnych (w wielu przypadkach wręcz je tuszowali), od lat osiemdziesiątych uwalniają się od kompleksu polskości. Emigranci z PRL wnieśli duże zmiany w postrzeganie Polaków w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza ci najliczniejsi z lat osiemdziesiątych. Przyjeżdżali do USA bez nadmiernego obciążenia odpowiedzialnością polityczną za ojczyznę, mieli nastawienie kosmopolityczne i gotowość do przejmowania amerykańskich wartości i wzorców życia. Hasło „Bóg, honor i ojczyzna”, patronujące ideowo przybyszom „politycznym”, dla tych nowych emigrantów było już częściowo abstrakcyjne. Nastawiali się na sukces materialny i zajęcie dobrej pozycji społecznej. Cele te w większości przypadków osiągnęli po kilku lub kilkunastu latach, między innymi dzięki dobremu poziomowi wykształcenia z ojczyzny (przydatnemu jako obycie społeczne, wiedza ogólna i umiejętność uczenia się). Pewna część emigrantów z PRL została jednak wchłonięta przez polonijną bylejakość (degradacje zawodowe, słaba znajomość języka angielskiego). Wraz z nimi o żywotności getta zadecydowali liczni emigranci nielegalni, którzy zainteresowani byli szybkim gromadzeniem jak największej ilości pieniędzy na powrót do Polski. Ci podejmowali głównie prace fizyczne w firmach polonijnych lub służebne domowe, słabo kształcili język angielski, nie podejmowali działań służących awansowi społecznemu.

     W latach osiemdziesiątych obraz Polaków w oczach reszty amerykańskiego społeczeństwa stał się ambiwalentny. Z jednej strony żywotny był negatywny stereotyp emigranta należącego do „nizin społecznych”, potwierdzany na bieżąco przez część emigrantów legalnych, a przede wszystkim przez licznych nielegalnych. Niechęć do Polaków wyrażała się w pogardliwej nazwie „Polacks”. Z drugiej strony coraz więcej Polaków pokazywało się z możliwościami adaptacyjnymi na wysokim poziomie, wzrósł też prestiż Polski w nagłaśnianej medialnie opinii międzynarodowej. Sprzeczności percepcyjne oraz niespójność ocen nie utrzymują się zwykle długo ze względu na ludzką tendencję do ujednoznaczniania ocen i opinii.13

     Polscy przybysze z lat osiemdziesiątych i dalsi z dziewięćdziesiątych doprowadzili do przewagi pozytywnego postrzegania i oceniania Polaków w USA. Znajduje to obecnie wyraz w kulturze, na przykład w amerykańskich filmach, w których Polacy od lat dziewięćdziesiątych coraz częściej pokazywani są pozytywnie.14

     Od początku lat dziewięćdziesiątych amerykańskie władze przyjęły nowy sposób regulowania fal emigracyjnych z Europy, mianowicie coroczne komputerowe losowania wiz stałego pobytu w USA, w których można po spełnieniu odpowiednich warunków (m.in. minimum wykształcenie średnie) wziąć udział z kraju ojczystego.  Polakom przyznaje się corocznie około 3500 wiz stałego pobytu.  Ta możliwość oraz nadal aktualna droga do „zielonej karty” przez „sponsorowanie” (ta myląca nazwa oznacza poświadczenie imiennego zapotrzebowania na pracownika, w praktyce nie nakłada na „sponsora” obowiązku zatrudnienia i opiekowania się emigrantem), obecnie pozostają atrakcyjne głównie dla osób bezrobotnych lub wykonujących pracę niestabilną i słabo płatną.

       Na spadek atrakcyjności emigracji do USA ma wpływ kilka czynników ulegających stopniowemu wzmocnieniu od 1989 roku : znacznie niższa niż w czasach socjalizmu realnego wartość nabywcza dolara w Polsce, mniejszy dystans cywilizacyjny w krajowych warunkach życia i po drugiej stronie oceanu. W kilkadziesiąt lat po upadku PRL nielegalne pobyty Polaków w Stanach Zjednoczonych są mało popularne. Zjawisko to z bardzo wyraźnego w latach osiemdziesiątych w  następnym dziesięcioleciu zmniejszyło swój zakres do marginalnego. Nagminne do 1989 roku przypadki nielegalnego emigrowania do USA Polaków z wyższym wykształceniem i stałą pracą w ojczyźnie w swoim zawodzie (aby podjąć w Stanach Zjednoczonych pracę fizyczną), aktualnie prawie się nie zdarzają. Słabej ilościowo emigracji współczesnej towarzyszy reemigracja tych, którzy w USA nie osiągnęli zadowalającej sytuacji życiowej.

           W latach 1993 – 1997 socjologiczne badania usytuowania emigrantów polskich w Stanach Zjednoczonych przeprowadziła dr Zofia Domalewska – Krzywy. W dużym stopniu stanowią one kontynuację prac D.Mostwin z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, dopowiadają bardziej współczesny obraz emigranta polskiego w USA. Zwraca uwagę tytuł publikacji, w której Z.Domalewska-Krzywy zamieściła wyniki badań i wnioski z nich wynikające – Druga ojczyzna (Nowy Jork 1999). Ten tytuł podkreśla ostateczne odcięcie losu  poperelowskich przybyszów z Polski do Stanów Zjednoczonych od statusu „wygnańca”. Autorka przedstawia socjologicznie emigrantów z różnych okresów powojennych, którzy mogliby obecnie powrócić do kraju pochodzenia, ale nie czynią tego ze względu na zadowalające zaadaptowanie w USA, przede wszystkim zaś koncentruje swoją uwagę na emigrantach młodszych, z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Ich położenie początkowe w Stanach Zjednoczonych wykazuje kilka istotnych różnic w stosunku do emigrantów powojennych: wybrali świadomie i dobrowolnie „drugą ojczyznę”, lepiej rozumieją się i współpracują z Polakami już zaadaptowanymi w USA, nie są nastawieni psychicznie na szczególne kontynuowanie polskiej tożsamości – za główne zadanie na emigracji uważają uzyskanie niezależności materialnej oraz przygotowanie dzieci do pełnego wykorzystania możliwości rozwojowych w społeczeństwie amerykańskim.  Emigranci z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przyznają, że ich wyobrażenia o Stanach Zjednoczonych były przed opuszczeniem ojczyzny wyidealizowane – nie zdawali sobie najczęściej sprawy, jak trudne są początki życia na obcej ziemi. Mimo to w ogólnym bilansie pobytów trwających od kilku do kilkunastu lat, przeważa odczucie zadowolenia z decyzji emigrowania. Ameryka otworzyła przed nimi trudną drogę rozwojową, ale przy konsekwencji i uporze przynoszącą z każdym kolejnym rokiem większą niezależność i poczucie bezpieczeństwa. Większość emigrantów z lat dziewięćdziesiątych wyjechała na podstawie pomyślnego udziału w loterii wizowej (ponad 80%), pozostała część w ramach łączenia rodzin lub poprzez tzw. sponsorowanie (poświadczenie propozycji pracy dla konkretnej osoby).  Pomimo że wygasa obecnie emigracja nielegalna wykształconych Polaków do USA, w dalszym ciągu funkcjonuje duża (choć niemożliwa do określenia liczbowego) ilość nielegalnych emigrantów z PRL-u. „Są oni zagospodarowani, niejednokrotnie mają domy, prowadzą interesy, płacą podatki, ale to wszystko na podstawie dokumentów nielegalnych. Po wejściu w życie ustawy o nielegalnych imigrantach będą musieli opuścić Amerykę, i to w krótkim czasie, dobrowolnie lub poddani deportacji.” 15 

     Z Polski do Stanów Zjednoczonych wyjeżdżali po 1989 roku na stałe głównie ci, którzy uzyskali w loterii wizowej prawo stałego pobytu, potocznie określane mianem „zielonej karty”. Są to często wyjazdy rodzinne, gdyż wygrana w loterii dotyczy  również partnera małżeńskiego i dzieci do 21 roku życia. Dokumentalny serial telewizyjny „Zielona karta” pokazuje, że większość emigrantów obecnych i z ostatnich kilkunastu lat stanowią osoby zagrożone w Polsce bezrobociem lub wykonujące pracę niskopłatną i mało perspektywiczną.16 Należą do nich osoby w różnym wieku i z różnymi kompetencjami zawodowymi (między innymi absolwenci kierunków studiów, po których trudno znaleźć zatrudnienie). Obraz tej najnowszej emigracji w USA jest przeważnie pozytywny w dokonaniach adaptacyjnych. Pewna jej część nie wytrzymuje jednak psychicznych obciążeń wynikających ze znalezienia się w nowym środowisku i z konieczności zaczynania życia od podstaw : „… armia takich ludzi z różnych grup etnicznych (…) znalazła schronienie w miejskich przytułkach. Inni są rozsiani po parkach, nie zamieszkałych piwnicach, ruinach.”17  Bylejakości socjalnej towarzyszy  alkoholizm i inne patologie społeczne. Badania Domalewskiej, podobnie jak wcześniejsze Mostwin, prowadzone były metodą próbek obejmujących kilkuset emigrantów, nie pozwalają więc ustalić, czy procent osób ulegających patologii społecznej na tle całej populacji przybyszów z Polski jest dużo wyższy niż w kraju rodzimym. Większość emigrantów stopniowo odnosi sukces adaptacyjny. W latach dziewięćdziesiątych wizę stałego pobytu uzyskały głównie osoby z wykształceniem średnim zawodowym (82%ankietowanych). Tłumaczyć to można zarówno narastającymi w ojczyźnie trudnościami w zatrudnieniu, jak dobrym popytem w USA na umiejętności wymierne – rzemieślnicze i techniczne. Równocześnie można wyciągnąć wniosek, że dla Polaków w kraju, z wyższym wykształceniem i stałą pracą, emigracja do Stanów Zjednoczonych przestała być atrakcyjna. Zatrudnienie dla mężczyzn czeka przede wszystkim w firmach budowlanych, dla kobiet łatwo dostępne są prace porządkowe, opiekuńcze i w gastronomii. Młodzież przybywająca do Stanów Zjednoczonych szybko uczy się języka angielskiego i podejmuje tutejsze możliwości kształcenia, tak że wśród Polaków w grupie wiekowej 30-40 lat, przebywających w USA od 3 do 15 lat, aż 36% ma wykształcenie wyższe (wskazany procent obejmuje sumę osób wyjeżdżających z Polski z wykształceniem wyższym i tych, którzy uzyskali je na emigracji). Wśród osób przebywających w USA dłużej niż 15 lat większość (77 %) ma satysfakcjonujące dochody, uzyskiwane we własnej  działalności gospodarczej albo dzięki stałemu zatrudnieniu w dobrych firmach. W tej grupie o długim stażu emigracyjnym tylko około 14% nie posiada własnej nieruchomości w postaci domu lub mieszkania.

     Dane o dochodach rodzinnych emigrantów polskich w Nowym Jorku z roku 1996 pokazują, że młodzi przybysze do 30 roku życia, ze stażem emigracyjnym nie przekraczającym 5 lat, tygodniowo uzyskiwali średnio 550 dolarów. Emigranci w wieku 30-40 lat, również dopiero po kilku latach pobytu w USA mniej, bo 400 dolarów. Natomiast emigranci zaadaptowani, w wieku 40-50 lat i po pobycie w USA w granicach 6-16 lat, przeciętnie uzyskują dochód 600 dolarów tygodniowo. Najlepsze usytuowanie materialne wykazali emigranci w wieku przedemerytalnym i stażem w Ameryce powyżej 25 lat – przeciętnie 750 dolarów na rodzinę tygodniowo. Wskazane dochody z krajowego punktu widzenia wydają się bardzo atrakcyjne. Należy jednak wziąć pod uwagę, że emigranci wynajmujący mieszkania oddają na ten cel znaczną część zarobionych pieniędzy (wynajem dwupokojowego mieszkanie w dość dobrej dzielnicy Nowego Jorku, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kosztował miesięcznie razem z opłatami eksploatacyjnymi w granicach 700 – 900 dolarów). Ci zaś, którzy mieszkają we własnych apartamentach lub domach zazwyczaj spłacają je w ratach rozłożonych na kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, co również stanowi znaczące stałe obciążenie finansowe.

      Adaptacja współczesnych emigrantów z  Polski  w Stanach Zjednoczonych przebiega szybciej i radykalniej niż w minionych okresach czasu. Dzieje się tak między innymi dlatego, że współcześni Polacy są znacznie bardziej podobni mentalnością i postawą życiową do rodowitych Amerykanów niż którakolwiek z wcześniejszych fal emigracyjnych : od dziewiętnastowiecznej „za chlebem” zaczynając porównanie, a na ostatniej peerelowskiej „za szynką” kończąc. Europa przez okres powojenny mocno się zamerykanizowała w stylu życia, obyczajach, sposobie ubierania, celach życiowych jednostek i rodzin. Język angielski uzyskał status „międzynarodowego” i został włączony do standardu kształcenia ogólnego. Uwagi te dotyczą również Polski. Współczesny emigrant „znad Wisły” po przyjeździe do USA nie przeżywa już swojego przesiedlenia w postaci takiego szoku psychicznego jak ci emigranci, którzy nie znali języka angielskiego, przez co skazani byli na polonijne getto. Nie odczuwa kompleksu niższości, częstego u przybyszów z PRL. Mając legalny pobyt, może wykorzystać dobry rynek pracy oraz przy wytrwałości i ambicji, również szanse na awans społeczny. W miarę zakorzeniania psychicznego i materialnego w społeczeństwie amerykańskim dystansuje się do tych swoich cech i nawyków przywiezionych z ojczyzny, które na emigracji okazują się niefunkcjonalne i zastępuje je nabywanymi w kraju osiedlenia, bardziej przydatnymi w samorealizacji. W ten sposób tworzy się nowa tożsamość emigranta, określana przez D.Mostwin przy pomocy pojęcia „trzecia wartość”. Pojęciem tym posługuje się D.Mostwin w swoich pracach teoretycznych odwołując się do nieklasycznej, trójwartościowej logiki W. Łukasiewicza.Przyjęty w tej logice system trzech wartości zakłada, że charakter rzeczywistości wierniej od arystotelesowskiego modelu prawda – fałsz  określa poszerzenie go o wartość dodatkową, która biorąc z wartości pierwszej i drugiej stanowi nową wartość niezależną. Odniesienie „trzeciej wartości” do emigranta oznacza stan dobrej adaptacji społecznej w kraju osiedlenia oraz wyzbycie się frustracji wynikającej z życia w nowym kręgu kulturowym. Następuje to, gdy emigrantowi uda się nawyki i przekonania wywiezione z ojczyzny połączyć i uporządkować w harmonijną całość z wymogami kulturowymi nowej sytuacji.

      Czy Polonia amerykańska w najbliższych kilku dziesięcioleciach ostatecznie straci swoją wyrazistą odrębność na tle społeczności amerykańskiej ? Socjolodzy sugerują, że tak. Globalizacja powoduje, że dobrowolna i legalna  emigracja do Ameryki coraz bardziej przypomina zmianę miejsca życia, która z jednej strony domaga się wielkiego psychicznego i materialnego wysiłku zakorzeniania w nowych warunkach, z drugiej strony jest ułatwiona dobrym wynagrodzeniem za pracę znacznie łatwiej dostępną niż w ojczyźnie. Uwagi te nie dotyczą tych, których wykształcenie i zawód słabo pasują do koniunktury amerykańskiego rynku pracy. Tacy jednak obecnie rzadko emigrują.

      Współcześni Polacy już wyjeżdżając są bardziej kosmopolityczni od swoich poprzedników z minionych fal emigracyjnych. Nie umacniają bezkrytycznie tak charakterystycznej cechy getta polonijnego,  jak różnicowanie ludzi w najbliższym otoczeniu na „swoich” i „obcych”.18 Pod tym względem skupiska polonijne przypominają wioski polskie, choć ich zakres przestrzenny i demograficzny jest o wiele większy (np. Polonia chicagowska w czasie szczytu inwazji nielegalnych emigrantów („turystów”) z Polski dochodziła do jednego miliona, stanowiąc jedną trzecią mieszkańców miasta). Zdumiewający dla przybysza jest przepływ informacji o innych – w Chicago Polacy dobrze wiedzą, kto jest kto, a także co dzieje się z bliskimi w kraju. „Swój” to ktoś znany przynajmniej ze słyszenia, zaklasyfikowany jako podobny. „Swojskość” to warunek akceptacji i poparcia. „Obcy” to zarazem „inny” i już z tego względu nie zasługujący na zaufanie. Od lat dziewięćdziesiątych socjologowie zauważają wśród Polaków w USA słabnięcie dystansu „swój” i „obcy”, co znajduje potwierdzenie w coraz częstszych małżeństwach mieszanych etnicznie. Otwarcie na „obcego” idzie w parze z tolerancją kulturową – Polacy nie wstydzą się swojego pochodzenia, ale też szanują i uznają wartość „innych”. dd Zbiega się to z  „plurality” – wewnętrzną polityką społecznej Stanów Zjednoczonych, która stopniowo od lat sześćdziesiątych do dziewięćdziesiątych  wypierała  „melting pot”.

     Z wielu czynników warunkujących niegdyś akceptację dla „swojego”, ważność zachowała wspólnota wyznaniowa. Ten aspekt więzi międzyludzkich ma szanse długo decydować o granicach wspólnoty społecznej. Dalsze losy grup etnicznych (a więc i Polaków) w Stanach Zjednoczonych prognozuje się teoretycznie przy pomocy teorii „potrójnego tygla”.19 Wskazuje ona na zmniejszanie się znaczenia identyfikacji etnicznej (narodowej) dla kolejnych pokoleń emigrantów, oraz na utrzymywanie się identyfikacji religijnej. Koncepcja ta w niewielkim stopniu dotyczy emigrantów pierwszego pokolenia. Ci bowiem w większości przypadków szukają swojego miejsca w Ameryce w obrębie swojej grupy etnicznej. Decyduje o tym często już sam język, ale w jeszcze większym stopniu psychologiczna reguła podobieństwa.(Cialdini) Ona decyduje o podświadomym lęku przed obcą kulturą i zwyczajami oraz o szukaniu oparcia psychicznego w tym, co znane. Potomkowie emigrantów, dwujęzyczni i ukształtowani nie tylko przez rodzinę, ale również przez wpływy amerykańskie (np. szkoła, media), nie muszą jednak postrzegać przestrzeni poza gettem jako obcej i budzącej lęk. Być może w ciągu następnych dziesięcioleci nowego stulecia dla części emigrantów oraz ich potomków zbiorowość religijna stanie się podstawą tożsamości bardziej niż grupa etniczna. Współczesne procesy globalizacyjne mają wiele znamion amerykanizacji (np. uznawanie języka angielskiego za „uniwersalny”, przyjmowanie amerykańskiego stylu życia), dlatego emigranci po 1989 roku nie poczuwają się do takiej odmienności kulturowej, która uniemożliwiałaby porozumienie. Nazwa „potrójny tygiel” odnosi się do trzech dominujących w USA zbiorowości religijnych : katolickiej, protestanckiej i żydowskiej. Amerykański pluralizm etniczny i kulturowy może więc dla części Polaków w USA oznaczać paradoksalnie nie tyle hołubienie odrębności narodowej, co raczej kosmopolityczną asymilację w społeczności wielonarodowościowej, w zbiorowości lokalnej połączonej głównie ogólnymi więzami światopoglądowymi i aksjologicznymi, a w węższym zakresie także statusem materialnym i zawodowym.       „Dzisiejsza Polonia nie ma żadnego jednoczącego „ja”, żadnego widocznego celu przed sobą. Dzisiejsza Polonia jest, jako grupa etniczna, zagubiona, rozproszona, coraz słabiej przyciąga ku sobie młode pokolenia i fale nowych imigrantów.”zz Obecna sytuacja zaczyna przywoływać skojarzenia z kilkoma pierwszymi stuleciami społeczności amerykańskiej, sprzed czasu ukształtowania się jej w państwowość z urzędowym językiem angielskim i z dominującym anglosaskim modelem kulturowym. Wtedy również wspólnota wyznaniowa stanowiła ważną podstawę formowania się zbiorowości, w których znajdowali miejsce emigranci z różnych krajów. Koncepcja „potrójnego tygla” określa jedną z prawdopodobnych opcji  przemian tożsamości Polaka i jego potomków w USA. Dotyczy głównie tych Polaków, którzy wtapiają się w Amerykę bez związków z Polonią (np. ze względu na uzyskanie atrakcyjnej pracy w środowisku, w którym rodacy należą do marginalnej mniejszości).

     Druga opcja (przeważająca ilościowo) związana jest z przybywaniem emigrantów do środowisk polonijnych, które wciąż są w USA bardzo wyraziste i przez ostatnie dwadzieścia lat XX wieku znacznie rozwinęły swoje struktury instytucjonalne i biznesowe. Wbrew prognozom przewidującym rozproszenie a nawet zanik Polonii amerykańskiej, nadal można wskazywać przykłady wielkich miast z dzielnicami zdominowanymi przez Polaków oraz małych miast, w których Polacy stanowią większość mieszkańców. Co prawda zdezaktualizowały się cele polityczne Polonii sprzed 1989 roku, ale jednoczą Polonię wspólne korzenie kulturowe i język, podtrzymywane i ożywiane łącznością z ojczyzną w formach wcześniej niemożliwych lub ograniczonych (względna łatwość obustronnych przemieszczeń, dostęp do mediów polskich (krajowych), tanie połączenia telefoniczne, internet). W środowiskach polonijnych można obyć się bez języka angielskiego, gdyż rodzimy jest wystarczający w urzędach, instytucjach, punktach sprzedaży i usług (dwujęzyczność oczywiście pozostaje optymalnym stanem rzeczy, warunkującym ambitniejsze dokonania społeczne i zawodowe). Równocześnie zwiększyła się wewnątrz polonijna przestrzeń życiowa z rynkiem pracy włącznie. Polonia nie skazuje już obecnie przytłaczającej większości przybyszy inteligenckich na degradacje zawodowe i robotniczy status społeczny, gdyż potrzebuje polskich lekarzy, inżynierów, menadżerów, dziennikarzy i pracowników umysłowych na szczeblu biurowym. Nie należy jednak idealizować możliwości adaptacyjnych inteligencji polskiej w USA – są one lepsze niż wcześniej w okresie powojennym, ale wciąż dla znacznej części kosztem dobrych dochodów jest gorsza niż w ojczyźnie samorealizacja zawodowa. Przy wyborze drugiej opcji emigracyjnej (dołączenie do któregoś ze środowisk polonijnych) „wśród najnowszych przybyszów z Polski nie zachodzą żadne wyraźniejsze zmiany ich tożsamości narodowej.”tt Pozostają oni przez lata Polakami w Ameryce. W praktyce oznacza to przystosowanie do wymogów amerykańskiego rynku pracy, z zachowaniem własnej kultury i języka na użytek środowiskowy (co oczywiście nie wyklucza nabywania i pogłębiania znajomości języka angielskiego). Tendencja ta w końcu XX wieku dotyczyła w USA nie tylko Polaków, ale również innych grup etnicznych i jest konsekwencją wdrażanej stopniowo społecznej polityki poszanowania odrębności etniczno-kulturowych.gg   Amerykanizacja współczesnych emigrantów przebiega nie jak niegdyś na zderzeniu przeciwstawnych kultur i modeli życia (przechodzisz na nową stronę albo zostajesz po starej), ale na ich styku (czerpiesz swobodnie z obu, bo masz do nich równorzędny dostęp). Nie ma po upadku melting pot  jednoznacznej amerykanizacji, są narodowe jej warianty .ll Teza Babińskiego o braku istotnych zmian w tożsamości współczesnych emigrantów polskich w USA wydaje się pochopnym uproszczeniem. Precyzyjniej tę tożsamość określa zwrócenie uwagi na „trzecią wartość” D.Mostwin, tworzącą się w efekcie integralistycznej postawy kulturowej emigranta.ss Polega ona na pozostawaniu przy swojej tożsamości narodowej w sensie zasadniczym (akceptacja pochodzenia i chęć czerpania z kultury rodzimej), ale równocześnie na silnym jej modyfikowaniu (przyjmowaniem z USA wartości i nawyków wypierających te, które zostały uznane za narodowe słabości). Postawa integralistyczna wobec kultur : rodzimej i poznawanej w Stanach Zjednoczonych, oraz „trzecia wartość” jako jej efekt w tożsamości, wydają się pojęciami adekwatnymi w stosunku do większości przybyszów z Polski do USA po 1989 roku. 

      Obie przedstawione wyżej opcje pozwalają na stwierdzenie, że emigracja zmienia tożsamość jej uczestników. Jak daleko pójdą te zmiany i na ile stanowią o pozytywnym rozwoju osobowości, to jest sprawa dość indywidualna – w dużym stopniu zależna od stymulacji nowego środowiska życia, ale w końcu również od siły i świadomości jednostkowej. Obecna warunki społeczne w Stanach Zjednoczonych nie wymuszają asymilacji kulturowej i sprzyjają ewolucyjnemu modyfikowaniu tożsamości emigrantów.

         Na koniec zarysu wielowiekowej emigracji Polaków do USA, podsumujmy sytuację bieżącą. Polacy w Stanach Zjednoczonych wykazują obecnie lepsze usytuowanie i zaadaptowanie społeczne niż przez większą część minionego stulecia (XX wieku). Polonia trwa już nie tak hermetyczna jak wcześniej i na wyższym poziomie zaawansowania cywilizacyjno-kulturalnego, bez większych kompleksów wobec innych grup etnicznych. Polacy skutecznie wtapiają się w amerykańską middle class, albo pozostają w kręgach polonijnych nie rażąc negatywnie odmiennością cywilizacyjną. Nazwa „getto”, adekwatna przez ponad sto lat wobec lokalnych społeczności polonijnych w USA, obecnie się dezaktualizuje. Polonia trwa, ale wykazuje silniejszą łączność i współpracę zarówno z szerszym kontekstem społecznym Stanów Zjednoczonych, jak z krajem ojczystym.  Coraz większa ilość przybyszów z Polski oraz ich potomstwa może mówić o osiągnięciu sukcesu odczuwanego nie tylko przez odniesienie do jakości życia porzuconej w ojczyźnie, ale również mierzonego amerykańskimi standardami społecznymi. Zanikają w USA uprzedzenia społeczne do Polaków i postrzeganie ich przez pryzmat negatywnego stereotypu.

     Uwagi te dotyczą tendencji przeważających. Stworzenie obrazu bardziej szczegółowego wymaga pokazania kilku poziomów jakościowych życia Polaków za oceanem, także bliższego wniknięcia w ich problemy społeczne i psychologiczne. 

Artur Curyło.

Przypisy :

1) Zob. P.G.Zimbardo, Konstruowanie rzeczywistości społecznej, (w:) Psychologia i życie, W-wa 1999,  s.604-615

2)  V.F.Birkenbihl, Komunikacja międzyludzka, Wrocław 1998, s.130

3)  L. Pastusiak, S.Przywarski, B.Bielewicz, Polonia w organach władzy politycznej USA, (w:)  (red.) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada, Polonia amerykańska. Przeszłość   i współczesność, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s.513, 514

4) Z.Domalewska – Krzywy, Druga ojczyzna, Nowy Jork 1999, s.16

5) Przedstawione w tym rozdziale informacje o historii Polonii  zaczerpnięte są głównie z następujących źródeł :

  • A.Brożek,  Polonia w Ameryce Północnej, (w:) (red.) A.Paczkowski  i  B.Puszczewicz,  Polska emigracja, cz.I,  W-wa 1990, s.23 –33
  • Z.Domalewska – Krzywy, Druga ojczyzna, Nowy Jork 1999

* (red.) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada, Polonia amerykańska. Przeszłość i współczesność, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988

* D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991

* D.Mostwin, Trzecia wartość. Wykorzenienie i tożsamość, Lublin 1995

* E. Puacz, Polonia w USA. Dziś i jutro, Chicago, bez oznaczonego roku wydania

* L.Tołczyk, W obronie Polonii, t. I i II, Chicago 1988

   Dalsze przypisy dotyczyć będą głównie cytatów i danych statystycznych.

6) W.J.Gąsiorowski, Ach, te „chamy” w Ameryce…, W-wa 1934, s.26

7) Zob. A.Brożek, Polonia w Ameryce Północnej, (w:) (red.)  A.Paczkowski   i  B.Puszczewicz,    Polska emigracja, cz.I,  W-wa 1990, s.26

8) Zob. M.Franćić, Emigracja z Polski do USA od roku 1918 do lat siedemdziesiątych XX wieku, (w:) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada (red.), Polonia amerykańska, Wrocław 1988, s.47

9)  Zob. M.Franćić, j.w., s.52-53,

Por. E.Puacz, Polonia w USA. Dziś i jutro, Chicago, bez oznaczonego roku wydania, s.64

10) Zob. D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.151

11) Pisze o nich A.Lizakowski w  „Złodzieje czereśni proszą o głos czyli manifest pokoleniowy” (w : ) Złodzieje czereśni, Toruń 2000, s.135. Według Lizakowskiego władze wywierały presję wyjazdową na około 4500 osób (według danych MSW tyle paszportów przygotowano do wręczenia zwalnianym z internowania w czasie stanu wojennego), z których na wyjazd (do różnych krajów) zdecydowało się niewiele ponad tysiąc.

12)  Zob. np. D.Mostwin, Trzecia wartość, Lublin 1995, s.5

13) Zob. P.G.Zimbardo, Procesy organizujące percepcję, Procesy identyfikacji i rozpoznawania, (w: ) Psychologia i życie, W-wa 1999,  s.287 – 305

14) Zagadnienie to znajdzie rozwinięcie oraz przykłady w rozdziale dotyczącym stereotypów.

15) Zob. Z. Domalewska – Krzywy, Druga ojczyzna, Nowy Jork, 1999, s.57

16) Serial reporterski „Zielona karta”, reż. Sł. Grunberg, TVP 2, 2002

17) Z.Domalewska-Krzywy, j.w., s.47

18) E.Morawska, Polonijne społeczności lokalne i ich przemiany, (w: ) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada (red.), Polonia amerykańska, Wrocław 1988, s.392 – 393

19) Zob. A.Kapiszewski, Kilka uwag na temat czynników determinujących wielkość grup etnicznych w USA, Przegląd Polonijny, wrzesień 1994

20dd) Interesujące, że wyniki badań krajowych CBOS z 2002 roku („Co sądzisz o innych narodach?”) wykazały wyraźny wzrost sympatii Polaków do innych nacji, m.in. Żydów, w porównaniu z danymi z roku 1989. Na podstawie programu publicystyczno-dyskusyjnego TV Puls „Ksenofobia”, emitowanego 18.12.2002.

21zz) E.Orzechowski, Koniec Polonii w Ameryce? O kulturze polskiej i polonijnej w Stanach Zjednoczonych : szkice i materiały , Kraków 1996, s.163

22tt) G.Babiński, Współcześni emigranci polscy w USA. Przystosowanie na poziomie społeczności lokalnej, (w:) B.Klimaszewski (red.), Emigracja z Polski po 1989 roku, Kraków 2002, s.232

gg) G.Babiński, j.w., s.232 – 233

ll) Por. M. Szajnert, Pozorna amerykanizacja czy faktyczny izolacjonizm najnowszego wychodźctwa polskiego po roku 1989, (w:) B.Klimaszewski (red.), Emigracja z Polski po 1989 roku, Kraków 2002, s.207 – 218

ss) Por. J.Wróbel, Podwójne życie Polonusa, czyli ontologia emigranta po 1989 roku, (w:) B.Klimaszewski (red.), Emigracja z Polski po 1989 roku, Kraków 2002, s.137 – 150


[1] Zob. P.G.Zimbardo, Konstruowanie rzeczywistości społecznej, (w:) Psychologia i życie, W-wa 1999,  s.604-615

[2]V.F.Birkenbihl, Komunikacja międzyludzka, Wrocław 1998, s.130

[3] L. Pastusiak, S.Przywarski, B.Bielewicz, Polonia w organach władzy politycznej USA, (w:)  (red.) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada, Polonia amerykańska. Przeszłość   i współczesność, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s.513, 514

[4] Z.Domalewska – Krzywy, Druga ojczyzna, Nowy Jork 1999, s.16

[5] Przedstawione w tym rozdziale informacje o historii Polonii  zaczerpnięte są głównie z następujących źródeł :

                A.Brożek,  Polonia w Ameryce Północnej, (w:) (red.) A.Paczkowski  i  B.Puszczewicz,  Polska emigracja, cz.I,  W-wa 1990, s.23 –33

                Z.Domalewska – Krzywy, Druga ojczyzna, Nowy Jork 1999

                (red.) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada, Polonia amerykańska. Przeszłość i współczesność, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988

                 D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991

                D.Mostwin, Trzecia wartość. Wykorzenienie i tożsamość, Lublin 1995

                 E. Puacz, Polonia w USA. Dziś i jutro, Chicago, bez oznaczonego roku wydania

                L.Tołczyk, W obronie Polonii, t. I i II, Chicago 1988

                   Dalsze przypisy dotyczyć będą głównie cytatów i danych statystycznych.

[6]   W.J.Gąsiorowski, Ach, te „chamy” w Ameryce…, W-wa 1934, s.26

[7] Zob. A.Brożek, Polonia w Ameryce Północnej, (w:) (red.)  A.Paczkowski   i  B.Puszczewicz,    Polska emigracja, cz.I,  W-wa 1990, s.26

[8] Zob. M.Franćić, Emigracja z Polski do USA od roku 1918 do lat siedemdziesiątych XX wieku, (w:) H.Kubiak, E.Kusielewicz, T.Gromada (red.), Polonia amerykańska, Wrocław 1988, s.47

[9] Zob. M.Franćić, j.w., s.52-53,

                Por. E.Puacz, Polonia w USA. Dziś i jutro, Chicago, bez oznaczonego roku wydania, s.64

[10] Zob. D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.151

[11] Por. D.Mostwin, j.w.,s.154-156

[12] 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko