Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (6) – Rym, rytm i czytelnictwo

0
1041

            Wiersze rytmiczne i rymowane wciąż mają się dobrze. Jednak straciły wszechwładzę. Stało się to w dwudziestoleciu międzywojennym i od tamtego czasu tzw. wiersz biały zaczął ostro konkurować z wierszem rymowanym.
            Zmierzyć i zważyć się tego nie da, jednak na pewno obecnie większość poetów do rymowania nie jest skłonna. A przecież wiersze rymowane, sylabotoniczne nieustannie potrafią być cymesem.
Przypomnę wam znany wiersz Norwida: Nad Kapuletich i Montekich domem, / Spłukane deszczem, poruszone gromem, / Łagodne oko błękitu. // Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów, / Na rozwalone bramy do ogrodów — / I gwiazdę zrzuca ze szczytu; // Cyprysy mówią, że to dla Julietty, / Że dla Romea — ta łza znad planety / Spada… i groby przecieka; // A ludzie mówią, i mówią uczenie, / Że to nie łzy są, ale że kamienie, / I — że nikt na nie… nie czeka!
            Cudny jest; no nie?
            Dla mnie – w obecnym czasie – mistrzem wiersza rymowanego był Tadeusz Nowak. On nie żyje już od 1991 roku, ale wciąż go czytam. Ja sam wydałem w roku 2010 tomik pt. Rymowanki. Po co? Ano po to, aby dać sobie upust tamtej dykcji. Wciąż zresztą mi się zdarza napisać coś „rymowanego” – „to lubię”, jak powiedział klasyk. Mój najnowszy tomik wierszy pt. Wiersze z lamusa co najmniej w połowie jest rymowany.
            Tak czy owak poezja biała, nierymowana zalewa nas. No i dobrze – każda epoka literacka ma swoje preferencje. Ciekawi mnie tylko, czy da się jeszcze wymyślić zupełnie nowy format poezji. To raczej nie będzie łatwe, ponieważ coś zupełnie nowego wydaje mi się niemożliwe. Poezja to poezja – i basta! Rym i rytm, cały ten sylabotonizm, zeszły na drugi plan, ale czy można zejść jeszcze dalej?
            Nie mam pojęcia, ale się nie martwię. Skoro Safonę można by uznać za mamuśkę poezji, to jej dzieci będą rodziły się bez przerwy – jak do tej pory.
            Dzisiejsza awangarda nierymotwórcza ma argument: Ni do rymu, ni do taktu, wsadź se palec do kontaktu. A jednak rym i takt nadal potrafią być przecudne.
            Ech, to wszystko przez tych „przybosiów”! Ale tamtejsza awangarda, wnosząc nową poezję, nie zapędziła w róg tradycyjnego wiersza. I w sumie stało się dobrze. Mamy dziś rozmaite „moduły poetyckie” i ten róg obfitości uważam za cenny.
            Niemniej najważniejsza jest osobowość i oryginalność. Stada poetów przemierzają prerie literatury, ale w czołówce biegną autorzy oryginalni, osobliwi, wyróżniający się z peletonu. Komu to się uda, ten przejdzie do literatury.
            Obecnie mamy problem z tzw. rogiem obfitości. Piszący już nie są skazani na wydawców; coraz częściej wydają tomki własnym sumptem. My, krytycy i komentatorzy, nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego ogarnąć. Nie da się!
            Już tu chyba wcześniej pisałem, że gdy ja debiutowałem w 1975 roku, to mieliśmy zaledwie 35 debiutów. Ile mamy teraz, zapewne nikt nie wie. Ale przecież nikomu to nie szkodzi – zawsze dobre talenty wypłyną ponad przeciętność. Lecz czy na pewno?; czy są i takie, którym się nie uda, a powinno?
            Pamiętacie nowelkę Sienkiewicz pt. Janko Muzykant? Są i zapewne Jankowie Literaci, o których nigdy się nie dowiemy.
            Stare powiedzonko mówi: od nadmiaru głowa nie boli. I słusznie! Boli od czego innego: od tego, że w obecnych czasach literatura traci czytelników książek ambitnych i ciekawych. Zalewają nas „czytadła” i obawiam się, że ta tendencja będzie narastać. Wy, którzy to czytacie, postawcie się okoniem!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko